Ostatnio dodane zdjęcia

Ulubione

Sylwetka

Poprzednia Początkowa sylwetka
Obecna Obecna sylwetka
Cel Mój cel

O mnie

Interesuje mnie wszystko, ale najbardziej film, fotografia, muzyka i podroze. Odchudzam sie caly czas, bez skutku. Przyszedl czas na to, by ktos mi powiedzial jak to robic. Duzo cwicze, ale zamiast chudnac, przybieram na masie. Nienawidze swojego odbicia w lustrze, a bardzo bym chciala czuc sie lepiej we wlasnej skorze.

Informacje o pamiętniku:

Odwiedzin: 13628
Komentarzy: 131
Założony: 26 grudnia 2012
Ostatni wpis: 2 września 2015

Pamiętnik odchudzania użytkownika:
fattyhatty

kobieta, 43 lat,

162 cm, 69.00 kg więcej o mnie

Masa ciała

Najskuteczniejsze odchudzanie w Polsce.

Wpisy w pamiętniku

28 stycznia 2013 , Komentarze (3)

Nienajlepsza pobudka dzisiaj.
Dawno mnie tak gardło nie bolało, nos na styl ferdka kiepskiego i przeszywający ból głowy. Dzisiaj jadę daleko, daleko...

To ta bryza znad morza północnego mnie tak załatwiła. A wczoraj siedziałam prażąc twarz w słoneczku zadowolona z życia.

No nic, paracetamol i do przodu.


24 stycznia 2013 , Komentarze (8)

Na początek tylko powiem, że się wnerwiłam, bo opisałam się jak głupia, tak pięknie i wzniosle i sama swój tekst skasowałam, bo mi się zachciało w połowie klawiaturę czyscić. Nawet nie mam na kogo byc zła! :)

DZISIAJ SWIĘTUJĘ

swiętuję swój mały wielki sukces.

Otóż od dwóch miesięcy gdzies tam sobie po cichu siedziała mysl, która atakowała z ukrycia. Niby odległa, niby nie dotycząca mnie, wepchnięta do innej rzeczywistosci, ale jak wirus trawiła moje samotne chwile.

Podejrzewano u mnie nowotwór, znaleziono wrogą masę i pobrano próbkę do biopsji. Dzisiaj dostałam wyniki.

Jest dobrze!



Mam ochotę obdzwonić moich wszystkich bliskich i im wykrzyczeć, że jest OK, tylko, że nikomu nie powiedziałam o swoich problemach, więc rozmowa wyglądałaby tak:
- wiesz, nie mam nowotworu!
- tak, to super.

Z radosci nawet moja własna gęba mi się zaczęła podobać. Nie jest z toba tak źle - myslę sobie.

Nie zrobiłam dzisiaj żadnych głupot, byłam wręcz nudnie profesjonalna w rozmowach z klientami i podejrzanie miła dla innych uczestników ruchu drogowego. Chyba mnie ktos w nocy podmienił.

W sobotę zobaczę R. W sumie fajnie, ale żebym za nim jakos szczególnie tęskniła, to nie wiem. Chyba niezbyt dobrze to swiadczy o jakosci mojego związku?
Ach... to głupie i skomplikowane żyie emocjonalne, rozprawię się z tym jutro albo za tydzień.

Dzisiaj się upijam moją radoscią :)



22 stycznia 2013 , Komentarze (10)

Dzisiejszy dzień był trochę dziwny.

Zaczęłam od pobudki o dwie godziny za wczesnie, ponieważ mi komórka zwariowała. Siedziałam wygodnie z kawusią przed kompem, kiedy się zorientowałam, że jest nie 6-sta, a 4-ta rano. Puknęłam się w głowę i wróciłam do łóżka.

Zaspałam.

Trochę jakby nieprzytomna przebijałam się dwie godziny przez korki, by dotrzeć do Londynu na moje pierwsze spotkanie. Kiedy przejeżdżałam obok 'ogórka' zaczęłam się robić trochę podejrzliwa. Już miałam sat nav przez okno wyrzucać, kiedy się zorientowałam, że we własnym geniuszu wpisałam zły kod pocztowy.

Spóźniłam się godzinę.

W drodzę do biura, zatrzymałam się na krótką przerwę. Popijając kawę napisałam pikantnego smsa do mojego R. i ruszyłam dalej. Po ok. 20 minutach dzwoni mój szef, też R.

- Hej S. - zaczyna wyraźnie rozbawiony - wiesz, że w tym roku o wielkosci podwyżek nie decyduję ja tylko Tracy?

Zanim kulki w mojej głowie zderzyły sie efektywnie, minęło kilka sekund. Zerknęłąm szybko na telefon, cholera jasna, pomyliłam R. z R.!

Wysłałam seks smsa do mojego szefa...

Szef się usmiał i w ogóle, więcej wam nie powiem, bo chcę o tym szybko zapomnieć :D

W biurze wymieniłam uprzejmosci z kolegami, których widuję raz na dwa tygodnie, potem rzuciłam się w wir pracy. Jakos potem poszło z górki (póki szef nie przyszedł się przywitać i sprawdzić czy nadal jestem zarumieniona ze wstydu - jak to dobrze, że ja się nie rumienię! :) ).

Po tym wszystkim stwierdziłam, że mam dosć insanity jak na jeden dzień, i nie zrobiłam mojego treningu. Wiem, pas na doopę i w ogóle, ale przyznam się szczerze, że po niedzielnym tescie mnie dalej wszystko boli. Starosć nie radosć.
Niewiele dzisiaj zjadłam, zamknęłam się pewnie w jakichs 1000kcal, ale nie czuję się głodna.

W ramach małych przyjemnosci zarzucam za chwilę True Blood, sezon 1 i zapijam herbatką z mięty.

A jeszcze na koniec fragment z jednej z moich ulubionych książek:

'Never forget that once upon a time, in an unguarded moment, you recognized yourself as a friend' (E. Gilbert, Eat, Prey, Love).

Dlaczego o tym dzisiaj? Ponieważ ostatnio muszę się z wieloma rzeczami zmagać sama, ale jest dobrze, ponieważ mam w sobie dobrego przyjaciela. Życzę i Wam, byscie w sobie znalazły osobę, która Was wspiera i jest z Was dumna.

No dobra, a teraz do vampirów, seksu i przemocy.

Dobranoc


20 stycznia 2013 , Komentarze (1)

Zaczęłam dzisiaj INSANITY.
Siedzę juz trzeci dzień zasypana w domu, siłownia zamknięta, a ja czuję jak mi kondycja ucieka i tyłek rosnie.
Włączyłam więc Shauna i usłyszałam to ukochane i znienawidzone zarazem come on y'all,dig dipper!
Moje koty rozsiadły się wygodnie pod kaloryferem i bez zbytniego zainteresowania oglądały moje wygibasy.
Rozgrzewka poszła ok, pierwsze ćwiczenie, czyli kopniaki poszły super. Potem było coraz ciężej. Plecy zaczęły dawać o sobie znać, ale się nie dałam.

Jesli o INSANITY chodzi, to jest to moje drugie podejscie. Pierwsze było w kwietniu ubiegłego roku i wytrzymałam na nim 19 dni. Przerwałam z powodu pięciodniowego wyjazdu służbowego, potem przyszła grypa itede. Daje mi to jednak swego rodzaju punkt odniesienia, ponieważ co tydzień lub dwa, robi się test sprawnosciowy. Polega on na pomiarze ilosci wykonanych powtórzeń w 1 minucie.

 Porównałam wyniki z tymi z ubiegłego roku. Kondycja wcale nie jest taka zła.

                         dzisiaj      w kwietniu
Kicks                  121               98
Power Jack           60               46
Power Knee          93               48
Przysiad                57               29
Global Jumps       10                 7
Suicide Jump        21                5
Push ups               30                3
Low plank             53               42

Waga                   63kg           58kg



Dzisiaj zrobiłam sobie też zdjęcia i własnie je obejrzałam. Płakać mi się chce.
Nigdy tak źle nie było. Wczoraj zamiesciłam moje zdjęcie z 2010, kiedys myslałam, że na nim wylądałam grubo...

Miałam ich nie zamieszczać, bo naturalnie mi wstyd. Mogę się tłumaczyć braniem steroidów na plecy i terapia hormonalną. Mogę się tłumaczyć wieloma rzeczami, ale nie w tym rzecz. Wyglądam jak wyglądam i chcę to zmienić. Zdjęcie zamieszczam, ponieważ, bedzie to dla mnie motywacją do ciężkiej pracy i wytrwałosci, bym mogła wam za kilka miesięcy pokazać lepszą siebie.

Więc uwaga nadchodzę...





Kiedy to się stało? JAk?

Życzcie mi wytrwałosci i powodzenia.
Insanity będzie moim dodatkiem do siłowni i treningów z kick boxingu. Muszę jeszcze popracować mocniej nad nawykami związanymi z odżywianiem.
Dzisiaj np. pierwszy posiłek zjadłam o 13.00, było to pól kalafiora i kawałek gotowanej ryby. Potem kromka pieczywa tostowego o 16 i zupa jarzynowa o 18. I nie chce mi się nawet patrzeć na jedzenie. Od jutra zmiany.

Trzymajcie kciuki, a jak ktos chce się przyłączyć w wyzwaniu Insanity, to zapraszam.

19 stycznia 2013 , Komentarze (5)

Utknęłam na moim wzgórzu z powodu rzadkich w UK opadów sniegu. Skończyłam własnie zamęczanie wszystkich znajomych z facebooka zamieszczaniem wpisów i zdjęć. Nudzi mi się, nosi mnie. Nie mogłam dzisiaj dotrzeć na kick boxing.

No więc wpadłam na genialny pomysł. Usuwam własnie kolor czarny z moich włosów, zobaczymy co mi z tego wyjdzie. Mam nadzieję, że nie włosy.

Gdyby nie ten głupi snieg, własnie bym wchodziła do opuszczonego więzienia w poszukiwaniu duchów

A tak oto mam czas na bzdury i własnie znalazłam zdjęcie z wakacji z 2010 roku.



Było to 9kg temu. Po prostu chcę znów tak wyglądać, jesli nie lepiej. Zaczyna mi jednak brakować pary.

Moim problemem nie jest przesadne jedzenie, ja nie lubię jesć. Odkąd jestem sama, nie gotuję, szkoda mi czasu. Żyję w biegu, czasem mój pierwszy posiłek jem po 15.00. Teraz staram się jesć zdrowo, dużo ćwiczę... i nic. Przez długi okres czasu brałam steroidowe leki na moje problemy zdrowotne. Ciało tego szybko nie zapomni, ale mam nadzieję, że będzie coraz lepiej.

Pod koniec lutego jadę na wakacje z R. Chciałabym się czuć dobrze w stroju kąpielowym, więc chyba pora na drastyczne srodki. Odchudzic się próbuję od października i póki co, przytyłam 4kg, zgubiłam 1kg. Daję sobie jeszcze dwa tygodnie i jesli nie zgubie przynajmniej 1.5kg, to rzucam się na moja wypróbowana 13-sto dniówkę.

Jeszcze pół godziny i mogę zmywać to dziadosto z włosów. Ciekawe jaki będzie efekt.

xxx

18 stycznia 2013 , Komentarze (6)

Jestem na Vitalii od kilku tygodni i nadziwić się nie mogę jak nas wiele jest. Jestemy niezadowolone ze swojego wyglądu, chcemy się zmienić na lepsze. Chcemy albo zgubic kilogramy, albo przytyć. Chcemy wyglądać ladnie dla naszych panów, dla otoczenia, dla sukcesu, dla zdrowia. Problem wagi i jedzenia dotyczy tak wiele/wielu z nas.

A co z samoakceptacją?

Tak łatwo jest nam znaleźć wady w nas samych, czy potrafimy się cieszyć z tego co jest w Nas piękne? Potrafimy zaakceptować chrapanie męża, mięsień piwny chłopaka, jego manię oglądania gołych pań.. Mogę w nieskończonosć, bo wydaje mi się, że Nasza tolerancja wobec innych jest dosć duża podczas gdy samokrytyka przybiera czasami nieskończone rozmiary wykraczające poza granice absurdu.

Wiadomo, że jednym z istotnych czynników naszego szczęscia, do którego wszyscy dążymy, jest być podziwianym przez innych, ale czy umiemy podziwiać siebie samych?

Odkąd zaczęłąm konkurować o pracę w Anglii, zrozumiałam, że Brytyjczycy mają nade mną bardzo ważną przewagę. Są pewni siebie, pewni własnej wyjątkowosci i umieją samym sobie prawić komplementy. Kiedy po raz pierwszy spytano mnie o trzy rzeczy, które mnie czynią najlepszym kandydatem, poczerwieniałam i niepewna siebie wydukałam tam cos o tym, że się szybko uczę itede.
Po kilku latach spytana o to samo, podnoszę dumnie głowę i wymieniam z usmiechem. Po czym pytam: a jakie są trzy powody, dla których ja powinnam przyjąć tę pracę?

Dlaczego jest nam tak ciężko pokochać siebie samych? Dlaczego wciąż chcemy cos w sobie zmieniać?

Nie mówię, że jest to złe, ale czasem kiedy czytam posty dziewczyn z 'prawie niedowagą' to sobie myslę:
- albo naprawdę czują się źle we własnej skórze, mają problem z samooceną
- albo czują się ładne, ale potrzebują to usłyszeć od kogos innego - mają problem z własną samooceną,
- albo, uważają, że wyglądają bosko i lubią słyszeć komplementy, mają problem z własną samooceną.

Wiem jedno, nigdy więcej w życiu nie chcę się zmieniać dla kogos. Nie chcę być ani gorsza, ani lepsza. Tak sobie myslę, że swietna figura i ładny wygląd nie przysporzyły mi wiele dobrego w przeszłosci, nie dały mi szczęscia ani lepszych orgazmów.
Przepraszam, że tak dobitnie, ale prawdziwie.

Zajęło mi trochę czasu, by dostrzec, że nie mogę o sobie mysleć, czy mówić źle. Wszakże tyleż to razy odkryłam w sobie samej bardzo dobrego przyjaciela.
Kiedy mi wbijano dwanascie igieł w stawy kręgosłupa, nie było waże czy ważę 65 czy 45 kilo. Teraz czekam na wyniki biopsji i martwię sie.... tym, że w ciągu ostaniego tygodnia nie schudłam nic.

*******************************************************************

Chyba widać, że mnie na refleksje wzięło.
Znalazłam swój stary pamiętnik, w którym tak kiedys pisałam do M...

Kim jestem
By osuszyć smutki Twych poranków?
Wspomnieniem bez emocji
Włosem zagubionym w ciesninie poduszki
Twarzą bez imienia

I jak mam Ci wytłumaczyć
Że nie istnieję
Gdy o mnie nie pamiętasz

Ach.... stare słodkie czasy...

17 stycznia 2013 , Skomentuj

Idę spać, zmęczona, budzę się zmęczona, w ciągu dnia nie mogę się doczekać kiedy pójdę spać. Martwi mnie to trochę, zważywszy na zdrowszy tryb odżywiania jaki sobie narzuciłam oraz aktywnosć fizyczną, miałam nadzieję, że będzie lepiej.

Ależ mi się czasem nic nie chce.

Moja kicia własnie zjadła moją ostatnią gumkę do włosów, a na głowie mam ptasie gniazdo, poszłam spać z mokrą głową.

JUTRO WAŻENIE

Nie wiem co moja znienawidzona maszyna pomiernicza pokaże, boję się patrzeć.

Dzisiaj będę mieć kolejny zwariowany dzień. Jadę dzisiaj do biura, reszta KAM'ów też tam będzie, może być wesoło, ale uda mi się cos pożytecznego dzisiaj zrobić?

Wieczorem spotykam mojego R i jego siostrę w centrum Londynu. Rany, jak mi się tam nie chce po tym metrze ciułać.

Ciąg dalszy nastąpi...

15 stycznia 2013 , Skomentuj

Kiepska jestem w regularnosci prowadzenia bloga, a żałuję. Przeglądałam moje stare próby podejscia do sprawy i poniżej to co znalazłam. Długie czytanie, dla zainteresowanych. Zaczęłąm program Insanity w pierwszej połowie ubiegłego roku. Niestety nigdy go nie ukończyłam, ale teraz zacznę od nowa. Poniżej motywacja dla mnie i dla tych, którzy chcą się dołączyć.

ZACZYNAM OD JUTRA!

Dzien 2

Wiec wczoraj zrobilam fitness test…
Nie wiem czemu, nigdy faceta nie znalam, nic mu nie zrobilam, a on mnie chce zabic i wmowic mi, ze sama tego chcialam…

test trwa 25 minut… najdluzsze jakie przezylam… Podczas tych okrutnych 25 minut, 5 minut poswieconych jest na rozgrzewke, troche rzociagania, potem wykonujesz cwiczenia na czas. Liczy sie ilosc powtorzen w 60s, pomiedzy cwiczeniami masz 60s przerwy.

o to rezultat:
(pod cwiczeniami zamiescilam linki do filmikow z youtube (to nie ja jestm na nich widoczna tak a propos)

Kopniecia w przod: 98   (mysle sobie, kurcze, wcale nie jest tak zle, to musi byc moje kung fu, ktore kiedys uprawialam

Pajacyki: 46 (przypomniala mi sie lekcja rosyjskiego z podtsawowoki – dielajem pariadki!)

Power Knee: 48
(http://www.youtube.com/watch?v=0U6AVmC9C8U)

Power Jump: 29
(http://www.youtube.com/watch?v=WQg_AdvIu9M)

I tu zaczelam umierac….

Globe Jumps: 7
http://www.youtube.com/watch?v=lG9tTm3wdjE&feature=relmfu

Suicide Jump: 5
http://www.youtube.com/watch?v=HJGjaCSJbDw&feature=relmfu

Push Ups Jacks: 3
http://www.youtube.com/watch?v=YlCJz0hFBuw&feature=relmfu

Low Plank Oblique:42
(http://www.youtube.com/watch?v=n9v6wVF47bo&feature=relmfu)

Dzisiaj strasznie mnie wszystko bolalo i jako, ze jest niedziela wielkanocna, mialam ochote zapomniec o 45minutowym wysilku, ale zrobilam to… jeszcze tylko 58 dni! Boshe dopomoz…

Smacznego jajka, szynki i babek… mniam mniam mniam :)


DZIEN 4


Nigdy mnie tak zycie nie bolalo jak dzisiaj…O dniu trzecim chcialoby sie zapomniec, ale obolale lydki stale mi o nim przypominaja.

Moj od 7 miesiecy eks, z ktorym nadal mieszkam, po powrocie z urlopu zdecydowal sie do mnie nie odzywac. Przysiegam, ze odpoczatku naszej znajomosci, to on byl kobieta w tym zwiazku…

Jest piekny dzien. No pewnie, przez ostatnie 4 dni podczas swiat wielkanocnych lalo jak z cebra, to teraz musi poswiecic. Moja pierwsza mysl po przebudzeniu nadaje sie jedynie na bloga dla doroslych.

Czy powinnam wspomniec, ze skonczyla mi sie kawa wiec do pracy jade o suchym pysku?

No dobra, koniec narzekania. Wazne jest, ze jest dzien 4, a to jest najdluzej utrzymujacy sie blog w historii mojego zycia.


DZIEN 4

*****************************************************

Pół wieczoru spędziłam na pisaniu, jak to mnie bolą nogi po dzisieszej sesji, i co? I znikło, nie zapisało się, drugi raz pisać nie będę, bo jeszcze mi się ręce trzęsą.

A takie było piękne to pisanie….

Zgrzeszyłam..

Na noc objadłam się lodami i doprawiłam resztką chipsów… Było po 21-ej…
Nie proszę jeszcze wcale o wybaczenie, ponieważ bardzo mi z tym dobrze było :) Mniam lody, moje ulubione.

No popatrzcie na to z tej strony, dzisiaj zjadłam, to jutro nie będe miała i nie zjem.

…no chyba, że dokupię…

X-man przemówił, nie pamiętał jak pralkę ustawić. Takie to szczęŚcie niepojęte, czuję się spełniona i znów mogę spać spokojnie.


DZIEŃ 7

- Móglbys się umyć.
- Obawiam się, że mi to nie pomoże.
- Otworzyłbys chociaż okno, tak tu duszno.
- Miesiąc temu byłem na plaży.
- Czy ty nigdy nigdzie nie wychodzisz?
- Chodź ze mną.
- Gdzie?
- Nigdzie.
- A co będziemy robić?
- Nic.
- Dobrze.

Mniej więcej tak to wczoraj biegło na kółku tetralnym. Przerabiamy Harolda Pintera i Fintan, nasz mentor, znał go osobiscie, ponieważ kilka razy występowal w sztuce przez Pintera reżyserowanej.
Potem było trochę psychoanalizy glównych postaci.

Nie mogę się doczekać poniedziałku, kiedy wreszcie zobaczę Fintana w trzecim odcinku Games of Thrones. Uwielbiam ten serial.

Nie bez powodu coraz bardziej odbiegam od przewodniego tematu tego bloga…. Mam dosć tego treningu, wszystko mnie boli, najbardziej plecy. Rezultatu nie widze, nie ma cudownie zrzuconych kilogramów czy też niesamowitego wzrostu energii. Jest za to zmęczenie i frustracja, że ominęłam jeden dzień ćwiczeń.

Nadal niecierpię swojej pracy. Powtarzam to jak mantrę, wiem, że to nie pomaga, ale nic na to nie poradzę.
Jeszcze rok temu kochałam to co robiłam, dzisiaj nie ma we mnie za grosz motywacji. Co się zmieniło? Podejscie managementu, ot co.

Siódma rano. OK, trzeba ruszyć cztery litery (chociaż po ciężkosci odwłoka czuję, jakby ich tam z dziesięć było) i szykować sie do pracy.

Kupiłam sobie ostatnio nową torebkę i buty. Nie pomogło. Moja przyjaciółka Suuz zawsze powtarza: jeżeli zakupy nie pomagają, czas wziąć pigułkę.

Może faktycznie jestem prozakowym przypadkiem?

Wczoraj była 37 rocznica slubu moich rodziców. Wow… wiem, że to cos, czego w swoim życiu się raczej nie doczekam. Mam 31 lat na karku, trzy razy byłam zaręczona, kolejny raz już nie chcę. Z moim obecnym facetem raczej też nie podpiszę papierów. Jak to jest? Czy faktycznie bezdzietne kobiety po 30-ce skazan są na bycie samotnymi zołzami z gromadką kotów w kawalerce?


DZIEŃ 9

Muszę przyznać, że chyba dokąds zmierzam.

Endorfiny uwalniane podczas wysłku fizycznego, chyba powoli zaczynają na mnie działać uzależniająco. Mogę więcej i dłużej i ćwiczenia mnie cieszą. Zaczynam nawet wyczekiwać momentu dnia, kiedy włączę Shauna T na DVD i zacznę moją rozgrzewkę.

Minęło dopiero 9 dni więc ciężko o jakies dramatyczne zmiany, ale jakos lżej  mi się po schodach wchodzi, nie ma sladu po zakwasach no i mięsnie zaczynaja się troszkę bardziej zaznaczać.

Jest niedziela, więc może sam fakt dwóch dni odpoczynku naładował mnie optymizmem, no ale po niedzieli przychodzi poniedziałek. Trzeba do roboty.
Jeszcze nie będę dzisiaj narzekać. W sumie to czekam na jutro, ponieważ dzisiaj obudziłam się z postanowieniem poprawy podejscia do codziennych zadań. Poza tym, kupiłam nową torebkę.

Tak, zakupy pomogły więc chyba jest lepiej.

No jako, że moja psychoteraia ma pustoszący skutek dla mojego portfela, potrzebuję tej mojej roboty, której tak niecierpię. Oj, żeby mi jeszcze więcej płacili…

W tym tygodniu widziałam swojego mężczyznę przez 14 godzin, podczas których 7 spędzilismy spiąc. To w takie leniwe niedzielne wieczory brak mi najbardziej wspólnego oglądania telewizji, grania w tenis stołowy a o innych rzeczach nie wypada mi tu wspominać.

Życie po 30-tce weryfikuje związki. Masz to co masz, związek to sprawa drugo-, jeżeli nie trzecioligowa. Dawno mam za sobą te zachłysnięcia druga osobą, bezsenne noce i potrzebę bliskosci. Dzisiaj cieszy mnie, że jest tam ktos, kto pomysli o mnie zanim odpłynie do chrapanowa. I jeszcze jedna ewolucyjna zmiana, z której najbardziej się cieszę: potrafie ufać i kompletnie zapomniałam jak to jest być zazdrosną, zaborczą zołzą, która chce wszystko i wszystkich kontrolować.

Jutro jest nowy dzień, nowy tydzień. Proszę, bardzo proszę, niech będzie piękny…


DZIEŃ 11

Mało kto zrozumie mój samozachwyt, ale nie mogę się nacieszyć faktem, że wytrwałam 10 dni, a co więcej, nie moge się doczekać kolejnych. Wczoraj po raz pierwszy wykonałam morderczą rogrzewkę bez najmniejszej przerwy. Trening główny również swietnie poszedł. Nawet mnie dzisiaj nic szczególnie nie boli!

Nie, nie zrzuciłam jeszcze żadnych kilogramów, ale są widoczne zmiany. Moje ramiona znów zaczynają ładnie wyglądać i zdaje się, że mięsień czterogłowy wraca tam gdzie być powinien, już mi nie zwisa bezwładnie nad kolanem, hehe.

Co jest jednak najważniejsze, powrócił mój dawno zaginion dobry humor. Drugi dzień z rzędu obudziłam się bez mysli samobójczych! Nawet mi nie przeszkadza typowa wyspiarska pogoda dnia dzisiejszego.

Wczoraj Fintan, mój mentor z kółka teatralnego, miał swoje objawienie w Grze o Tron. Jego 5 minut, zobaczymy, co się będzie działo dalej.

Dygresyjka: spędzam w pokoju komputerowym przeciętnie 2 godziny na dobę, dlaczego mój kot zawsze musi tu używać kuwetki, kiedy ja własnie piję poranną kawusię? A fuuuu!  :)

Ach, lecę do tej mojej robotuńki, dzień zaczynam od trudnych rozmów.

Pomyslnosci!

DZIEŃ 12

Wczorajszy trening był spokojny i muszę przyznać, że brakowało mi trochę szalonego tempa i ‘suicide jumps’. Niestety dzisiaj nie będzie mi dane potrenować. Większosc dnia spędze bowiem w pozycji siedzącej. Mam do pokonania 460mil, odwiedzam czterech klientów. Drugie tyle w czwartek.

Nie mogłam sobie wybrać gorszego dnia, leje jak z cebra i jest szaro-ciemno. Mi jednak wciąż dopisuje dobry nastrój. POważnie nie wiem skąd mi się to bierze. Czy to faktycznie sprawka ćwiczeń? Jesli tak, to ćwiczcie ludzie, ćwiczcie.

DZIEŃ 13

Wczoraj po raz pierwszy zostałam zmuszona to zrezygnowania z treningu. Zrobilam 313mil,odwiedziłam 3 klentów, wróciłam do domu i pojechałam na kółko teatralne do Windsoru. Pod wieczór zaczął mnie łapać zwyczajowy dół.

Naprawdę nie wiem, jak to możliwe, żeby podczas tak napiętego grafiku mieć czas na rozmyslanie o rzeczach które były i rzeczach, które nie będą. Winię brak INSANITY.

Dzisiaj znów wyjazd, ale po powrocie zabieram sie za ćwiczenia. Dzisiaj ciężkie: pure cardio and ABS.

DZIEŃ 17

Weekend był cudowny.
Odkąd jestem z R. każdy weekend jest mniej lub bardziej cudowny.
Bylismy na domowej imprezie u mojej przyjaciółki. Śmiesznie było sympatycznie.

Dzisiaj 17-sty dzień mojego wyzwania. Szczerze to zaczynam się troszkę niepokoić, bo zamiast zrucic zbędne kilogramy, to zdaję się je nabierać. Może to faza przejsciowa?

Jesli o kondycje chodzi, to czuję się znacznie lepiej, już nie robią mi się zakwasy, mogę więcej i dłużej.

Jutro wyjazd do Holandii, będzie to dla mnie prawdziwy sprawdzian wytrwałosci. Uda mi nie przerwać treningu? Jutro może być ciężko, cały dzień w podróży, wieczorem służbowa kolacja. Musiałabym ćwiczyć późnym wieczorem, a aż taka szalona to nie jestem.


 



15 stycznia 2013 , Komentarze (2)

Ciemno, zimno i ponuro...
Jest tak ciemno, że zastanawiam się czy ten obiecany koniec swiata czasem nie nastąpił?
Kiedy mój budzik zadzwonił, nawet moje koty zaprotestowały, ani myslały się ruszyć z ciepłej poscieli. Ja jednak musiałam. Poszłam wczoraj spać jak grzeczna dziewczynka o 22.30 dzięki czemu przespałam moje ustawowe 7 godzin plus pół godziny gratis. Spałam dobrze, raz tylko obudziło mnie przyspieszone bicie mojego własnego serca.
Dziwne miewam sny ostatnimi czasy....

Myslałam, że poprzez regularną aktywnosć fizyczną, będę miała więcej energii. Od trzech miesięcy chodzę regularnie na siłownie i treningi, a czuję się coraz bardziej zmęczona. Pamiętacie te reklamy, na których wyglądająca swieżo jak poranek majowy laska wyskakiwuje rano z łóżka i zaczyna tańczyć? To zdecydowanie nie ja. Ja człapię z zamkniętymi oczyma w kierunku kuchni i włączam ekspres do kawy, karmię moje dwa pieszczuchy i zmierzam w kierunku łazienki by doznać horroru.

Nie wiem co z tymi włosami zrobić, wyglądam, jakby na jakąkolwiek pomoc było już za późno. Pierwsze słowa, jakie rano wypowiadam, to: o matko moja...

Potem email do ludzi z biura, by im dać znać gdzie dzisiaj będę. Och, jak bardzo bym chciała nie być dzisiaj nigdzie...

Zamówiłam sobie w przychodni mój tramadol. Taka byłam dumna, że już od miesiąca brać nie musiałam, ale niestety... moje polepszenie się pogorszyło.
Wreszcie się wyspię i może moje zmęczenie nie będzie mi już aż tak dokuczać?

Nikt, łącznie z moim facetem nie rozumie, w jak mocnym związku żyję z moim Bólem. Już nie pamiętam jak to jest obudzić się bez Niego. Nigdy Go nie widać, u stosunkowo młodej osoby jaką jestem nikt nawet by nie podejrzewał. Nie mówię o tym, ponieważ tratuję Go jako moją słabosć.

No ale koniec tego. Czas wskoczyć w garnitur, przećwiczyć moją najlepszą minę i w swiat, gdzie ludzie mnie postrzegają jako pewną siebie profesjonalistkę. Mało wiedzą.... Tęsknię za czasami, kiedy mogłam założyć glany do długiej spódnicy i wełnianego swetra i powadzić pseudointelektualne konwersacje z przypadkowo napotkanymi ludźmi na krakowskich plantach.

Pozdrówcie ode mnie Kraków.

12 stycznia 2013 , Komentarze (4)

Przeżyłam okres próbny, mogę być spokojna. W ciągu ostatnich trzech miesięcy zżerał mnie stres i nawet o tym nie wiedziałam.

Plan pierwszy wykonany. Pora na sprzedaż domu i przeprowadzkę. Potem muszę zrewidować swój związek.

No własnie, ten mój związek... W tym tygodniu się z Nim nie widzę i nawet mi nie żal. Strasznie szybko cos się wypala, a ja ten schemat znam do bólu. Jako studentka chemii napisałam pracę na temat hormonów miłosci i tak mi się zdaje, że za bardzo mi się w mózg wryły przedstawione tam hipotezy.
Cierpię na dysbalans hormonów miłosci albo ciągle trafiam na nieodpowiednich kandydatów. Jedno z dwojga.

No bo co to za związek, jeżeli razem robimy tylko fajne rzeczy a On jest, kiedy jest dobrze? Kiedy jest źle, R. znika, mówiąc, że daje mi więcej przestrzeni. Od dawna radzę sobie ze wszystkim sama i nie potrzebuję by mnie niańczyć, ale skoro jestem w związku, to miło by było chociaż móc się przy kims wypłakać raz na jakis czas.
Czekam na wyniki biopsji. Według mojej lekarki, nie ma powodów do paniki, bo zmiana, którą znalazła jest niewielka i można usunąć. Kiedy powiedziałam mu o tym, usłyszałam tylko: będzie dobrze i do widzenia. Nigdy więcej na ten temat nie rozmawialismy. No więc sama jestem sobie z tym tematem.

No ale tak jak mówię, wszystko po kolei.

W pracy telenowela. Moja podwładna już całkiem oficjalnie jest dziewczyną mojego szefa. Okazuje się, że wszyscy ze wszystkimi na jakims etapie romansowali. I jak tu nie zwariować.

Cytując Woody'ego Allena: rozważam samobójstwo, ale mam tyle problemów, że nawet to by ich wszystkich nie rozwiązało.

No i na takim krajobrazie pojawia się moja walka o lepszą siebie. Poprzez artretyzm i chroniczny ból z którym jestem już po slubie, przytyłam ok. 10 kg w ciągu roku. Być może schudnięcie wcale nie jest najważniejsze, ale to pierwszy krok do znalezienia dawnej siebie.
Tak więc zakładam dresy i pędzę na ten mój kickboxing :)

© Fitatu 2005-24. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Serwis stosuje zalecenia i normy Instytutu Żywności i Żywienia.