....niestety. :(
Jeszcze w sobotę chwaliłam się Wam i cieszyłam jak dziecko z kolejnego straconego kilograma, a wczoraj poległam na całej linii
. Zaczęłam grzeczniutko. Prawidłowe śniadanko, potem fitnesik. Wróciłam do domu tak koło 15 stej i zabrałam się za pieczenie pierniczków, bo to czas już najwyższy. Skończyłam po 17tej, stwierdziłam,że czas by coś zjeść. Od rana nic konkretnego nie zjadłam.
Taaaa....
No i się zaczęło.....START:
-talerz kapusty
- kefir z łyżką musli
- pierś z kurczaka z rosołu z kromką chleba
- deserek truskawkowy paradis
- deserek orzechowy z sosem czekoladowym
- duże jabłko
- 3 cukierki czekoladowe z alkoholem
- 1 ferrero,
- 1 pralinka czekoladowa
- 3 łyżki domowego makaronu z jogurtem truskawkowym
A potem.... wściekłość, wściekłość, wściekłość.rozpacz, rozpacz, rozpacz, wyrzuty sumienia i obrzydzenie. Obrzydzenie do siebie, swojego rozdętego brzucha, swojego całego ciała.
Jak słabą istotą jest człowiek. To jest dla mnie wprost niepojęte. Walczymy ze sobą całe dnie, ze swoimi słabościami, pokusami, z całym otoczeniem. I co??? I nagle,
w ciągu kilku, kilkunastu minut potrafimy zaprzepaścić wiele dni ciężkiej pracy. Jakby umysł w ogóle nie funkcjonował, jakby go w ogóle nie było....
Czy macie jakiś sposób na walkę z tym? Jak przestać jeśli się już zaczęło jeść?? Czy naprawdę sygnałem do przestania jest dopiero koszmarny ból brzucha????
Jestem bezradna....:(