Ok, zaczynamy znowu. Melduję, że co przybyło na urlopie już zleciało. Trochę to trwało, ale jak pisałam - nie najlepiej było u mnie ostatnio z werwą, motywacją, koncentracją i wszystkim po kolei. W takich momentach każdy ma swoje metody na przeczekanie. Ja się nie zmuszałam do niczego. Oczywiście nadal jadłam zdrowo, rozważnie, ale nie ćwiczyłam. Takie zmuszanie mogłoby u mnie raczej spowodować totalną niechęć. A dzisiaj znowu czuję, że chce mi się wleźć na bestię i trochę spalić kalorii.
Ostatnio zastanawiałam się nad jakimiś suplementami. Jak pamiętacie wybrałam spilurinę. Dobrze, że nie sięgnęłam po spalacze tłuszczu. Trafiłam na blog lekarza medycyny (o ile można wierzyć, że to naprawdę lekarz, bo jak wiadomo w necie można wszystko, ale zakładam, że TAK). Pisze on tak: " Metoda średnia, zważywszy, że łatwo w ten sposób zalać osocze kwasami tłuszczowymi, zwiększyć ich spichrzanie w wątrobie i tkankach obwodowych. Spowodować upośledzenie metaboliczne, stłuszczenie wątroby. Wydatek energetyczny zmienia się poprzez podwyższenie temperatury, jednak jest to sztuczne wprowadzanie w stan „zapalny” i często ingerencja w ośrodek termoregulacji. Ponadto spalacze zawierają substancje mogące działać proarytmogennie! Nie polecam." Uffffff.
W jego wpisie również o kilku suplementach.
http://mathmed.blox.pl/2010/10/Prawdy-i-mity-o-odc...
Macie jakieś marzenia związane z osiągnięciem idealnej wagi?
Ja chcę przebiec 10 km! To jest mój duży cel na przyszłość.
A do tego: chcę dobrze wyglądać, chcę nosić sukienki, chcę być zdrowsza, chcę ulżyć swojemu kręgosłupowi, chcę ubrać fajną bieliznę, chcę ubrać bikini na plażę, chcę być z siebie zadowolona. Powodów chyba dość? Do boju.
I wrócić do takiej siebie: