Narysowałam siebie własnie w paincie, analizujac wlasna sylwetke, doszlam do wniosku, ze niektore czesci trzeba zaakceptowac, niektorych zas trzeba sie... wiadomo - pozbyc.
Ponieważ moja przygoda dopiero sie zaczyna, trzeba przemyslec pare kwestii. Czytam, ze ktos tam wazy 55kg, przy moim wzroscie......ludzie, toz to ja tyle wazylam w 2gimnazjum i juz do tego nie wroce, chyba, ze poucinam sobie konczyny.
Zacznijmy od strony pozytywnej mojego (chcialam powiedziec cielska, ale sie powstrzymalam) ciala. Mam bardzo jedrna skore, wiadomo, mam 21lat, ale chodzi o to, ze waga nie wplywa na jej stan, o rozstepach dowiedzialam sie dopiero w zeszlym roku, z telewizji. Celulitu tez nie mam. Mam małe, zgrabne stopy i twarz mi tez pasi. Byłoby na tyle.
Strona do zaakceptowania: mam spory biust, ktory nawet przy drastycznym spadku wagi pozostaje niewzruszony, calkowita olewka sytuacji, po prostu zyje wlasnym życiem. Tak wiec znalazlam idealne staniki i problem z glowy.
No i ta ostatnia strona: ramiona, nie lubie cwiczen na ramiona, tak wiec sa po prostu grube, co tu duzo mowic, nie mosze sukienek bo jedyne co widze na zdjeciach to wielgachne balerony zwisajace z calkiem dobrze odpicowanej dziewczyny. Przestałam nosic tez dżinsy, bo nienawidze zwisającego brzucha i boczkow, niby trzeba szukac odpowiednich, ale w sieciowkach takowych nie zaobserwowalam, czekam aż wejde w stare. Jak juz przy tym jestem, to mam sporo ubran czekajacych na światłe czasy, schowane gdzies tam, ale są.
Nie zrobiłam zakupów, wiec nie mam przekasek no a niby jesc trzeba, znalazlam marchewki, wyglada to dziwnie.
Ponieważ sport nie jest moją domena, ciezko mi przychodzi mysl, ze jest niezbedny.....ale skoro mam ten rower, nawet dwa, samotnie stojace na korytarzu i czekajace na lata swietnosci, kiedy to ich Pani przyjdzie i radosna, tchnie pelnie zycia w ich zrezygnowane lica......musze isc, troszke sie wysilic, ogladajac zgrabne tyleczki usmiechnietych panow.