Cześć wszystkim!
Jak już pisałam wcześniej moim celem nie jest konkretna dieta redukcyjna, a krok w kierunku lepszego odżywiania. Tyle się słyszy o różnych chorobach, tj. rak, cukrzyca, że aż jest to przerażające. Jestem młoda, całe życie przede mną, a tak na dobrą sprawę byłam na najlepszej drodze do nabawienia się poważnego choróbstwa... Nie wspomnę już o moim sporym ograniczeniu jakim jest otyłość (choroba sama w sobie) i co za tym idzie ubieranie się w to, co jakoś na mnie leży, a nie koniecznie w to, co bym chciała. Wracając do tematu, to smutne, jakie kity wciskają nam supermarkety, a nawet lokalne sklepy (jak najbardziej wspieram lokalnych przedsiębiorców i rzadko kiedy daję zarobić zagranicznym korporacjom, ale nie oszukujmy się, że produkty są przez to od razu zdrowe). Dlatego obejrzałam większość dostępnych w sieci filmów na temat przemysłu spożywczego, tak w ramach terapii szokowej :) W rezultacie staram się robić zakupy 'z głową', czytam etykiety i nie wybieram produktów o składzie, którego nie rozumiem, a na pewno nie takich, w których znajdują się literki E.
Co do diety wprowadziłam nowy element, na drugie śniadanie piję koktajle warzywno-owocowe, np. wczoraj skład to: szpinak, 2 jabłka i 2 pomarańcze, a dzisiaj: szpinak, pietruszka, 2 kiwi, jabłko i pomarańcza (zawsze dodaję ok 100 ml wody). W sumie wychodzi mi z tego pokaźny słoik napoju, nie wiem dokładnie o jakiej pojemności, ale tak mniej więcej 600/700 ml. Tego, czego nie dam rady wypić na II śniadanie zostawiam na kolację, jako dodatek po posiłku. Muszę wam się przyznać, że nie jestem jeszcze na etapie jedzenia zielonych liści, może poza rukolą, roszponką, sałatą itp. i na pewno nie dałabym rady zjeść pęczka pietruszki lub szpinaku! A w takiej formie jestem w stanie wypić te wszystkie zdrowe witaminki :) Dodatek jakiegoś kwaśnego owocu tj. kiwi, pomarańcza sprawia, że goryczka zieleniny jest prawie w ogóle nie wyczuwalna. Wiem, że teraz panuje moda na takie zielone koktajle, ale dlaczego jej nie ulec, skoro promuje zdrowe nawyki?
Ah, powiem wam jeszcze co skłoniło mnie do tych koktajli. Był to film pt. "Fat, sick and nearly dead", nie wiem czy jest też w wersji polskojęzycznej, ale zachęcam do poszukania i obejrzenia. Na prawdę warto, historie tam pokazane dają wiele do myślenia i są mega motywacją :)
P.S. Nie wrzucam tu za każdym razem swojego menu, bo mam wrażenie, że jest to trochę monotonne, jednak prowadzę swój dziennik, w którym zapisuję, co danego dnia zjadłam.
Pozdrawiam i życzę duuuuuużo dyscypliny i wytrwałości !! :)