Ostatnio dodane zdjęcia

O mnie

https://vitalia.pl/ W
rok czasu schudłem 73 kilogramy, na przykładzie swojej historii chcę pokazać, że nawet w tak beznadziejnym przypadku jak mój może się udać. Przychodzi w końcu taki dzień, w którym człowiek bierze się wreszcie w garść. Ważna informacja: Dieta, którą sobie narzuciłem, sposób w jaki się odchudzałem, trenowałem i jadłem nie odbił się na moim zdrowiu. Co nie oznacza jednak, że taka sama strategia będzie bezpieczna u innych osób. Nikomu nie polecam ani nie doradza przejścia na taką właśnie dietę. Tak jak zaznaczyłem na początku - nawet w tak beznadziejnym przypadku jak mój może się udać. Swoją historią chcę po prostu zmotywować innych do działania. Każda osoba ma inne zapotrzebowanie energetyczne. Tak więc nie chodzi tutaj o powielanie mojego schematu działania, a zarazić innych impulsem do zrobienia czegoś ze swoim życiem. :) PS. Nie jestem dietetykiem, ani specjalistą z szeroko rozumianej branży dietetycznej, nie układam nikomu diet ponieważ się na tym nie znam. Wszelkich działań dokonałem obserwując swój organizm, jego zachowania podczas tego okresu. Mój lekarz oczywiście wiedział o reżimie, który sobie narzuciłem. Wyniki badań morfologicznych, które sobie wykonywałem nie dawały powodów do zmartwień. Początki: Od wielu lat borykałem się z chorobliwą otyłością utrudniającą mi życie i swobodne funkcjonowanie. Był to jednak stan rzeczy, który wynikał wyłącznie z mojej winy, z lenistwa i obżarstwa. Nie chorowałem, byłem po prostu pazerny. Opychałem się tak na prawdę czym popadnie, robiłem śmietnik z żołądka - wrzucałem w siebie wszystko co miałem pod ręką. Bez znaczenia była dla mnie także pora dnia, mógł być to nawet środek nocy, wiedziony nocnym głodem potrafiłem zjeść nawet pół kilograma kaszanki. Zdarzało się, że w ciągu dnia jadłem do kilkunastu dużych posiłków. Nie patrzyłem wtedy czy to co robię jest zdrowe czy nie zdrowe, liczyło się zaspokoić głód. Czyli w moim przypadku nażreć się jak świnia. Fastfoodów co prawda nie jadłem, ale nadrabiałem je tłustym domowym jedzeniem. Tego typu wieloletnie praktyki doprowadziły mnie do ogromnej wagi 140 kilogramów. To był już szczyt. Moja matka się śmiała, że lepiej dawać mi jeść niż ubierać...teraz nie jest to już takie zabawne. Z taką masą nie było mi lekko, doskwierały mi ciągłe zadyszki, czasami po zrobieniu kilku kroków zmuszony byłem robić krótkie przystanki. Nogi się buntowały, zaczynały boleć a po plecach ciągle lał mi się nieprzyjemny pot. Wciąż jednak nie widziałem w tym nic złego, każdego dnia spoglądałem w lustro i wmawiałem sobie, że jeszcze nie ma tak źle. Prawda, nie było aż tak źle, było tragicznie. Kiedy zaczęła się moja walka? To stało się tak po prostu, wstałem pewnego dnia i uznałem, że "pójdę dzisiaj na siłownię". Tak się to zaczęło. Na początek zaplanowałem zrzucić pięć kilogramów. Byłem ciekawy jak to na mnie wpłynie, jak będę się czuł psychicznie, jak będę funkcjonował. Na pięciu kilogramach się nie zaczęło, doszło kolejne pięć, i jeszcze pięć, i tak dalej. Tak jak wyżej wspomniałem, decyzja o przejściu na dietę przyszła sama, spontanicznie. Niczego wcześniej nie planowałem. Decyzję o przejściu na dietę spontanicznie podjąłem w maju 2011 roku, niczego nie planowałem. Ten dzień pamiętam jakby to było wczoraj. Doszło do mnie, że nie mogę tak przecież w nieskończoność, że stałem się obrazem nędzy i rozpaczy. Musiałem coś zrobić by przerwać tę farsę. Wtedy w maju 2011 roku wiedziałem, że jest to ten moment, w którym się nie poddam. Wcześniej zaliczyłem wiele innych prób, które niczego nie wniosły - nie miałem takiej determinacji jak wtedy w 2011 roku. Ten dzień pamiętam jakby to było wczoraj. Alkohol, który często mi towarzyszył poszedł w odstawkę. Schudłem 73 kilogramy jedząc 2 posiłki dziennie, dałem radę. Zrzuciłem połowę siebie i zmieniłem siebie, zrobiłem to ciężką pracą, wyrzeczeniami i hektolitrami wylanego potu. Musiałem tak naprawdę sam siebie pokonać, by móc siebie wygrać. Nowego siebie. Ale zrzucenie wagi to nie wszystko, cała reszta siedzi w głowie - determinacja, nastawienie i tak dalej. Ciągle trzeba się kontrolować.

Informacje o pamiętniku:

Odwiedzin: 38644
Komentarzy: 335
Założony: 21 grudnia 2012
Ostatni wpis: 29 marca 2022

Pamiętnik odchudzania użytkownika:
DietaJacka

mężczyzna, 35 lat, Oświęcim

174 cm, 73.00 kg więcej o mnie

Wpisy w pamiętniku

25 kwietnia 2020 , Skomentuj

Jeden ze skutków ubocznych diety balona, wlosy z głowy przeszły na gębę xdddd

8 kwietnia 2020 , Komentarze (4)

Taka ochrona wystarczy przed 5G? Jak myślicie? 

7 kwietnia 2020 , Skomentuj

Poważnie!

7 kwietnia 2020 , Komentarze (2)

Efekt koronawirusowej nudy
Materiał własny, zdjęcia też własne.

4 kwietnia 2020 , Komentarze (12)

Od pewnego czasu u mnie w domu przedmioty same się poruszają. Pomyślałem: dobra, pewnie kwarantanna za mocno mi wjechała. Nie ma co panikować.

Ale postanowiłem to nagrać na dowód, zainstalowałem ukrytą kamerę i oto efekt, dodatkowo mikrofon zarejestrował jakieś dziwne dźwięki. Nie żartuję, to prawda. Zobaczcie sami.

26 marca 2020 , Komentarze (3)

Założę się, że każdy ma czasami dni gdy chodzi coś za nim, ale nie bardzo wie co. Sam bardzo dobrze znam ten stan gdy chodzi coś za mną, ale sam nie wiem co to jest. Czasami wystarczy jakaś drobnostka by zaspokoić to niechciane uczucie, stąd nazwa - ciasteczka kryzysowe. Każdy z nas ma czasami taki kryzys.

Przepis tutaj https://vitalia.pl/2020/03/ciasteczka-kryzysowe.html

Takie ciasteczka są o tyle fajne, że nie mają w sobie aż tylu kalorii co kupne słodycze, nie są także nafaszerowane chemią. Wszystko robione w domu, domowym sposobem i pod naszym okiem, nic nie wymknie się nam spod kontroli.

25 marca 2020 , Komentarze (6)

I kolejny domowy chleb upieczony, oczywiście na własne potrzeby i dla własnej konsumpcji.

Przepis tutaj: https://vitalia.pl/…/przepis-mojej-mamy-na-do…

Przy obecnej sytuacji chleb jest idealny, ponieważ jest bardzo syty i wystarcza dosłownie na kilka dni dla trzech osób. Jeżeli ktoś ma składniki to warto upiec samemu by nie wychodzić z domu bez potrzeby 

#zostanwdomu i upiecz sobie chleb

25 marca 2020 , Komentarze (6)

Po raz pierwszy z Yerbą miałem do czynienia w roku 2014, był to pierwszy raz kiedy po nią sięgnąłem. Ale, że tak powiem nie piłem jej świadomie i szybko temat porzuciłem, do którego wróciłem końcem 2019 roku i tak się porobiło, że piję Yerbę nieustannie od kilku miesięcy.

Od razu zaznaczam, że nie jestem jakimś wielkim koneserem Yerby, nie znam jej wszystkich gatunków, nie jestem żadnym ekspertem w tej dziedzinie, ale dlaczego ją piję? Yerba, po którą sięgnąłem ja, czyli Guarani Energia daje mi, tak jak jej sama nazwa wskazuje, kopa. A ja bardzo lubię się pozytywnie pobudzić. Właśnie, stan po Yerbie mogę nazwać pozytywnym pobudzeniem.

Oprócz tego Yerba poprawia mi koncentrację, tak więc do pracy jest czymś idealnym, potrafię się z nią mocno sfokusować na zadaniu, które w danym momencie wykonuję i nic nie jest mnie w stanie rozproszyć.

Yerba sprawdza się także u mnie jako dobry środek przed treningowy, w trakcie treningu także ją piję, ale nie w trakcie wszystkich treningach, ciężko bowiem podczas biegania czy springu na zajęciach z KickBoxingu popijać Yerbę :D

Czasami zdarza mi się ją także delikatnie podsypać sproszkowaną guaraną dla podkręcenia efektu pozytywnego pobudzenia, są bowiem dni kiedy dawka dodatkowej energii jest nam bardzo potrzebna. :)

Z perspektywy czasu uważam, że jest to bardzo fajny trunek, ma wiele pozytywów. Z czasem będę pewnie próbował różnych innych gatunków Yerby. A jak u Was? Lubicie Yerbę?

24 marca 2020 , Skomentuj

Ci, którzy są ze mną w stałym kontakcie wiedzą, że siedzę zabunkrowany w odcięciu od cywilizacji. Reszta się właśnie dowiedziała :D

Jedyne dobrodziejstwa, z którymi mam kontakt to bieżąca woda, prąd i internet.

Dzisiaj zmuszony byłem opuścić przeciwatomowy bunkier i udać się z punktu A do punktu B, odległość to 2km w jedną stronę, w obie to 4km. Zrobiłem to niechętnie i z obrzydzeniem, a zamiast obrzyna wziąłem ze sobą płyn do dezynfekcji w spreju.

I z tego podniecenie, że opuściłem swój bunkier aż nie mogę spać, stąd tak późno piszę ten post. Kilkanaście minut mi to zajęło, a czuje jakby to była wieczność, to tylko 4 kilometry łącznie w sterylnym samochodzie, a czuje się tak jak wtedy gdy po raz pierwszy udałem się do Amsterdamu, miasta rozpusty i wiecznej imprezy.

Tuż po powrocie oczywiście cały się zdezynfekowalem. 

I wiecie co? Ta pandemia mnie wewnętrznie zmieniła, już nie będę ta samą osobą 😂😂

22 marca 2020 , Skomentuj

Trening pustą butlą od gazu? Czemu nie  15,5 kilograma to już jakiś ciężar (bo tyle waży, sprawdzałem), można nią fajne poćwiczyć.

Siłownia zamknięta? Fitness nieczynny? Treningi odwołane? Taki problem to nie problem, trening w domu też może być fajny! Z resztą pisałem już o tym na blogu: https://vitalia.pl/2020/03/sars-cov-2-trening-na-kwarantannie.html

Ja dzisiaj zrobiłem treningu z pustą butlą od gazu, 15,5 kilograma. Zrobiłem z nią między innymi biceps, barki i kilka serii przysiadów.

Trzeba przetrwać ten trudny czas!

© Fitatu 2005-24. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Serwis stosuje zalecenia i normy Instytutu Żywności i Żywienia.