Chudnę i chudnę i chudnę. Tempo od trzech tygodni nieco wolniejsze (powinnam być 400g lżejsza), ale nadal waga spada. Mam bardzo mocne postanowienie- ważę się raz w tygodniu ! A dlaczego? Dlatego, że codzienne ważenie (szczególnie różnie działającą wagą) przyprawiało mi wielu stresów. Aby sobie tego oszczędzić, schowałam wagę i będę ją wyciągać tylko w piątki :)
Mimo, że wszystko idzie troszkę wolniej, nadal jestem cała w skowronkach :) Jest mnie 12 kg mniej i już naprawdę to widać :) Moje ulubione szorty pokazują to najlepiej: dwa lata temu ze mnie spadały (nie wiem ile ważyłam, szorty mają na metce rozmiar 40), trzy miesiące temu miałam ogromne problemy, aby je zapiąć, a już na pewno nie myło mowy, by w nich pochodzić, bo mnie wszystko bolało i wszędzie cisnęło. Dziś znów zaczynają ze mnie spadać. Trochę mniej niż dwa lata temu, ale są już za luźne :) No i moje maleńkie szorty do spania, w które ostatnio weszłam bez płakania :D
Poza tym, po 7 tygodniach diety (to wtedy zaczęłam się mierzyć) jest mnie 30cm mniej. Wiem, że szału nie ma, ale dla mnie to sukces mojego życia :D
I mama chwali się wszystkim koleżankom, że jej córcia tak się zawzięła i teraz oddaje jej wszystkie workowate ciuchy :)
Mam nadzieję, że Was też humory nie opuszczają, piękności moje :)