gardło mnie boli
ałaaa! wystarczył dzień upału i dzień zimna i proszę - noc kiepska bo gardło boli pieruńsko, do tego zimno mi było a jednocześnie gorąco - no masakra. A wszystko przez to,że wyszłam pobujać córkę na huśtawce ubrana w bluzkę na ramiączkach kiedy pizgało niemiłosiernie. Ale przecież mamy środek lata, nie? Eh ja głupia... teraz cierpię. Przynajmniej będę dziś tajemnicza i małomówna...
Wczoraj udało się pobiec 6 km raptem - może nie było bardzo ciężko, ale forma życiowa też to nie była. Mąż biegł z nami i uznał, że się z nami jednak super biega bo fajne tempo, porozmawiać można i w ogóle raźniej niż samemu (ano ba!).
Dziś czeka nas podróż długa i daleka i tak sie zastanawiam czy się nie przebiec przed... zobaczymy :)
koło 9 wybieram się na skan- badanie zawartości tłuszczu, mięśni, wody itp w organizmie :) akurat w pracy mamy takie urządzenie, kieeedyś dawno temu robiłam to teraz powtórzę i zobaczymy co wyjdzie. Szkoda tylko,że nie wiem gdzie mam tamten wynik - wydaje mi się, że schowałam gdzieś dobrze, żeby mąż nie znalazł i się nie przeraził a chciałam mieć "ku przestrodze"...
waga i cm jak stały tak stoją...
ambitny plan
rozpisać sobie dietę - może wtedy będzie mi lepiej opanować i wagę i cm? bo póki co żyję z dnia na dzień - staram się co prawda nie podjadać, nie jeść słodyczy (a wczoraj wpadły 2 kawałki ciasta makowego) itp itd ale coś mi to nie wychodzi. Kręcę się wokół tego tematu jak bąk więc może w końcu się zmobilizuję i zabiorę za robotę. O ćwiczeniach nie wspominam nawet - wielka niechęć w taki upał. Wczoraj bieganie odpuściłam nieświadomie troszkę bo zasnęłam o 19 z synkiem. Ale to dlatego,że od 4 rano nie dał mi spać i walczyliśmy - ja żeby się najadł z butli a on, żebym mu dała cyca... no i wygrał. Ciumkał z małymi przerwami do 6 co oznacza,że ja od tego czasu właściwie byłam na czuwaniu. A w środku nocy też była batalia więc cała noc właściwie w plecy/ A dziś a'propos pleców - paskudny nerwoból. Boli jak jadę samochodem,boli jak siedzę, mniej boli jak chodzę ale mam pracę siedzącą więc tak czy inaczej więcej boli niż nie boli... eh...
dziś z biegania się już nie wymigam :)
mokra jak szczur :)
i potwornie zmęczona. Taki efekt biegania dzisiejszego. Dystans? coś ponad 6 km. Spalonych kcal? nie mam pojęcia ile - mam nadzieję,ze dużo. Wylanego potu? sporo - zwłaszcza na tyłek! Nie bolały mnie dziś kolana, za to na samym początku (w zasadzie przy rozgrzewce hehe) złapała kolka i kłucie w klatce - wszystko minęło po 3 min jakoś i biegło się ok. Ale potem zaczęło się robić coraz cieplej i cieplej, duszno, parno i niefajnie i zaczęłam tracić siły niestety, Sąsiadka się wcześniej zdrzemnęło więc była w super formie, Biegł też z nami mój mężuś i mimo,że był potwornie mokry (spod prysznica wychodzi bardziej suchy) to dał radę całą trasę (naszym tempem). Nie poddałam się, o nie! spięłam poślady i dawaj do przodu. Może lekko z tyłu za nimi, ale do przodu i z tego jestem dumna. Ostatnie metry były najgorsze, ale ufff - dobiegłam i pokonałam własną słabość! i oby to się uwidoczniło w jakimś spadku!
PS> Biustonosz kupiony jeden na wypróbowanie - niby biust znacznie mniejszy ale miseczka nadal G (tylko obwód 70 a nie 85 :D)
mały ruch w dół
ale ciiii.... coś się niby ruszyło w kg. Od środy do piątku nie biegałam i troszkę sobie nawet pofolgowałam z jedzeniem a dziś na wadze zobaczyłam maleńki spadeczek. Może to zapowiedź lepszego? Wczoraj biegi były - jakieś niecałe 7 km raptem, ale sił nam brakowało. Poza tym duszno było. Dziś biegniemy tak samo albo dłużej -okaże się jak z naszą mocą. Głowa mnie boli od wczoraj więc nie jestem w swojej szczytowej formie. Kolana też dają o sobie znać (a po 3 dniach przerwy od biegania było nieporównywalnie lepiej...).
Dzisiaj na śniadanie wymyśliłam placuszki - zrobione na serku danio waniliowym, z 1 jajkiem odrobiną mąki, otrębami pszennymi i wiórkami kokosowymi. Pycha!!! z małego opakowania danio wyszło mi ich 6 - zjadłam 3 i trzymają mnie dość długo więc nie jest źle. Do tego nie są bardzo kolaroczyne więc na śniadanie jako alternatywa dla owsianki mogą być :)
Miał być upał a jest duchota i deszcz... wybieram się na małe zakupki - muszę się zaopatrzeć w biustonosze bo mam co najmniej 10 cm mniej... :)
bijemy rekordy!
Witajcie. Wczoraj ruszyłyśmy z sąsiadką znów w trasę. I tak sobie biegniemy we 3 ja i mój okres i sąsiadka... biegnie się super, forma życiowa normalnie, jest euforia i radość i w końcu pada hasło - jeszcze chwila i trzeba troszke trasę wydłużyć. Zaczęłyśmy kombinować gdzie będziemy odbijać, żeby biec dłużej a jak juz dobiegłyśmy do tego miejsca to... skręcilyśmy i trasa zaczęła się wydłużać od wczoraj :) Raz kozie śmierć, a co! Jaki wynik? 8,5 km, 1h06 min i 589 kcal spalone. Kilkadziesiąt m w górę i w dół i powiem Wam, że jeszcze z 1,5 bym pobiegła, ale co za dużo to nie zdrowo (na pierwszy raz). Jedno jest pewne - mamy obie dobre i złe dni, ale na szczęście dla nas - jak zły dzień to go mamy obie i jak dobry to też więc przynajmniej treningi są równe. Średnia prędkość z wczoraj to trochę ponad 7 km na godz. Może jeszcze nie za szybko, ale czas pomoże i dojdziemy do lepszych wyników w tej materii :) Kolana bolą na maksa, ale teraz zaczynam podejrzewać,że ja może mam zakwasy po prostu. Wczoraj zaczęłam się po biegu mocno rozciągać (przed biegiem w ramach rozgrzewki było pół godz spaceru) i dziś troszeczkę jakby lepiej chociaż obolała jestem. Dziś też pewnie przymusowa przerwa w bieganiu bo muszę wieczorem zostać z dziećmi. Kurczaki - NIGDY nie powiedziałabym,że wkręcę sie w bieganie i to tak bardzo!
Innych aktywności niet, dieta wczoraj marnie bo weszło kilka ciasteczek, ale staram się jednak być grzeczna w tej materii.
myślicie już o zimie???? (czyli buty do biegania
na zimę..)
Wiem. Jest lato! dopiero się zaczęło.Wiem. Ale ja już zaczynam myśleć o tym, w czym biegać w zimę? Bo ja taka w gorącej wodzie kąpana. Jak sobie coś umyślę to się usram i koniec :) Kto z Was biegał w zeszłym sezonie i mnie oświeci jakie buty trzeba mieć? Bo nie mogę sobie wyobrazić biegu w obecnych - nogi mi zamarzną :)
Wróciła!!!! wrrr
@ wróciła... 7 miesięcy z hakiem jej nie miałam (nie licząc oczywiście 9 ciążowych) i proszę... jest... eh :( Ale mimo tego pobiegłam dziś z sąsiadką i wykręciłyśmy (wydeptałyśmy w zasadzie) 7.23 km w 55 min :) Według kalkulatora tutajeszego to jakieś 457 kcal :) jestem wypruta totalnie - nie wiem czy to przez @ czy przez to,że biegłyśmy rano i jakoś tak niezbyt dobrze rozgrzane czy ogólnie jakaś zniżka formy - w każdym bądź razie na dopływ endorfin nie mogłam dziś liczyć - co dziwne. A może były małe i ich po prostu nei zauważyłam a one przeszły obrażone??? nic to - jutro ich znów poszukam, tym razem o stałej porze :)
A... i wiecie co? wolę biegać wieczorem. Nie lubię jak mi słońce przygrzewa w czaszkę bo potem mnie cały dzień nie opuszcza ból głowy. Widoki piękne, ale nie - wolę tak, jak do tej pory i już nie będę kombinować ;)
kolejna rowerowa wpadka... ambitny plan na jutro.
Taaaa - wczoraj w ramach odpoczynku od biegania wsiadłyśmy z sąsiadką na rower... I co? ano jajo! Po ujechaniu ok 3 km co się Madzi zrobiło? nie zszedł mi łańcuch na niższy bieg (czy jak to opisać) i w konsekwencji zrobił mi się z niego taki niemal znak nieskończoności :) Wracałysmy prowadząc rowery a ja dodatkowo psiocząc na zmianę z zastanawianiem się czy to z rowerem czy ze mną coś nie tak. Rower pojedzie do serwisu a tam mi powiedzą, czy to ja jestem na niego za głupia czy też z nim jest problem.
Po wczorajszym spacerku dziś był powrót do biegania, ale sąsiadka byla w gorszej formie więc zrobiłyśmy tylko jakieś 5 km z haczkiem. Jutro atakujemy troszkę dłuższą trasę, ale będzie 2 x pod górkę więc nowość na naszej drodze :) Trzymajcie kciuki!
Dietkowo - jako tako - z grzechów to jakieś 6 mmsów i jeden petit kakaowy, reszta w normie. Po bieganiu (jakieś 45 min po bo syna usypiałam) plasterek wędliny bo ostatnio lądowałam z płatkimi z mlekiem i szłam spać z pełnym żołądkiem. No i mam mocne postanowienie - chodzę spać maks o 23. Po dniem dzisiejszym bo mąż poprosił o jakieś tłumaczenie więc czekam żeby mu to zrobić.
Do ćwiczeń nie wróciłam jeszcze, ale udało się zrobić 100 brzuszków "nożyc". Może się jeszcze rozkręcę... pytanie tylko kiedy...
kolejny rekord pobity!
to znowu ja. tylko żeby się pochwalić, że zwiększyłyśmy dystans - nie wiem ile dokładnie - mąż jak nie zapomni to rano zmierzy jadąc po bułki. Przerw właściwie żadnych -jedna żeby sąsiadka wyjęła kamień z buta :) Jestem zmęczona, ale szczęśliwa, ale kolana bolą mnie potwornie jak kucam i trochę jak chodzę po schodach :(
Potworna mara nocna...
Witajcie - tak, tak - nadal zastój. Ba, już nawet nie wchodzę na wagę, żeby zobaczyć, czy coś zleciało bo po co mam się denerwować. Wczoraj w ramach 1 posiłku zjadłam loda - 130kcal. NIe był to szczyt euforii, bo dla mnie jak lody to tylko Soprano i każde inne mogę się schować, a to nie był lód soprano. Powybrzydzałam, ale zjadłam. Jak poszło w d... to trudno - ale pewnie dałam radę wybiegać. Jedna sąsiadka urlopuje się nad morzem więc biegamy w osłabionym składzie. Wczoraj ruszyłyśmy o 21.30 i najpierw zrzędziłam jej,że mi się nie chce strasznie, podkreślając,że pewnie na przekór, będzie mi się biegać super, a potem dodawałyśmy kolejne metry tak się dobrze biegło.W ogólnym rozrachunku wyszło nam jakieś 5 km w ciągu 35 min i dziś mamy zamiar dołożyć pewnie z kilometr - trochę to utrzymać a potem atakować bieg naokoło naszej miejscowości :) Wczoraj gdyby nie pora, pewnie biegałybyśmy dalej. Oj nie ma to jak powrót do domu w poczuciu dobrze spełnionego obowiązku :):):) Do dywanówek oczywiście nie wróciłam bo kiedy i po co.... nie? eh. A mam nieodparte wrażenie,że jak zacznę znów skakać w domu to jednak ruszę... ale nie chce mi się. Niech mi ktoś da kopa na start bo inaczej będę tylko marudzić,że powinnam i nic z tym dalej nie robić.
W nocy miałam dziwną przypadłość- nie wiem co to było, ale tak jakby mnie ktoś przycisnął do łóżka i złapał za środkowe kręgi kręgosłupa i ściskał - bolało jak pieron, jednocześnie nie mogłam się ruszyć,żeby zmienić pozycję bo czułam się naprawdę jakby mnie ktoś trzymał. Byłam tak przerażona,że bałam się pójść do łazienki i zasnęłam już po tym do rana... Nawet na wspomnienie o tym robi mi się nieprzyjemnie... Masakra, mówię Wam! Kiedyś - daaawno temu, zdrzemnęłam się na kanapie i śnił mi się ogromny pies, który dobiegł do mnie dysząc i ziając i wpił mi zęby w krtań... obudziłam się prawie zlana potem. Mam czas od czasu takie schizy i nie wiem czemu one mają służyć. Do tej pory pamiętam,że tego psa to słyszałam jak wybiega z korytarza - taki był realny. Ble!