Dzień 32 - liczenie strat po świętach
waga - 102,1 - czyli jakieś 80 dkg do przodu. Biorąc pod uwagę, że się nie katowałam, ale i nie obżerałam to nie jest źle. Bałam się, że będzie więcej.
Dzień 27 - nadal nic
No wkurzyłam się. Wczoraj dietka idealna, wieczorem wyciągnęłam M na basen do Warszawy, a dziś nawet 100g nie spadło. Do niczego to wszystko.
Dzień 26 - waga w miejscu, nastrój pod psem
Nastrój mam wisielczy. Mój Syn kończy gimnazjum i mamy horror pod nazwą egzaminy i wybór szkoły. Jestem przerażona, on wlaściwie nie ma pomysłu gdzie chciałby iść. Nie mówiąc o możliwościach. Niby się ciągle uczy, ale efekty marne. Jestem przerażona.
Dzień 24 -
No niestety waga pokazała dziś +30dkg. Ale nawet mnie to nie zdziwiło. Wczorajsze ważenie było po tak pustym dniu, że cokolwiek bym nie zjadła, to musiało przybyć. W końcu zawartość żołądka i brzucha też coś waży...
Dzień 23 - głodna, a nie jem
bo nerwy aż mi gardło zacisnęły. M mnie wkurzył tak, że wczoraj nawet połowy jadłospisu nie zjadłam - efekt - dziś na wadze 101,1. Niby fajnie, ale na dłuższą metę to chyba nie chcę takiego tempa.
Dzień 20 - prawie ideał
Musiałam zmienić dzień ważenia z piątku na czwartek, bo chciałam dostawać wcześniej jadłospis na następny tydzień, żeby w piątek wyrobić się z zakupami na poniedziałek. Chronicznie nienawidzę chodzić po sklepach w weekend, szczególnie w sobotę. No i zabrakło mi 1 dnia, żeby 1 cel (-3 kg) osiągnąć. Bo moja kochana waga (ta nowa!!!) pokazała 102,1. Jak bym się ważyła na starej to by było jeszcze mniej. Ale trudno. Grunt, że są postępy.
Dzień 18 - cd... leń pokonany
Pokonałam lenia i ruszyłam dupsko do ćwiczeń. Trening nr 7 zaliczony. Biorąc pod uwagę, że 4 poprzednie zawaliłam to sukces. Zobaczymy co będzie rano. Idę spać bo mi żołądek ssie, napiję się wody i może to prześpię.
Dzień 18 - nie zmarnowany,
Dieta zachowana, jeszcze tylko żebym zabrała się za planowany trening. Bo nie chce się, oj nie chce...
Dzień 15 - przepracowany, dzień 16 - przeleżany, a
17 - juz norma
W sobotę się narobiłam. A właściwie tylko nałaziłam bo moja praca polegała na pokazywaniu kijem, które gałęzie na jabłonkach trzeba ściąć. Tak więc spaliłam kalorii na zaś i nawet pozwoliłam sobie na kiełbasę z ogniska.
Za to niedzielę przegniłam w piżamie przed telewizorem bo @ się pojawiła, jeść prawie nie mogłam, ale loda z Mężem na pół zjadłam. Czyli jak zwykle w niedzielę dietkę zawaliłam. Na szczęście waga była dziś łaskawa i w górę nie poleciała.
No a dziś już norma. Na razie dietka przepisowo, niedługo idę do domu, i szybciutko spać
2 tydzień minął (dzień 14) - pierwszy sukces
No powaliło mnie dziś na kolana. Moja waga pokazała wielki spadek. I to od wczoraj. Fakt, że po południu wylądowałam na basenie, i trochę nogami namachałam. Tylko nogami, bo ja oferma jestem i pływać nie umiem. Tylko z deską. Ale to co największe i tak się rusza.
No i ominęłam kolację i przekąskę, bo obiad był dwudaniowy, więc drugie zjadłam na kolację. Poza tym kupiłam nową wagę łazienkową. Już tydzień temu. Stara jeszcze działa, ale jest tak zdezelowana, że po prostu na nią patrzeć nie mogę. Nowa ładniutka, waży i wodę, i mięśnie, i tłuszczyk. ....Ale nie u mnie. Bo jest powyżej normy. Ale najlepsze jest to, że stara pokazuje pół kilograma mniej, a waga początkowa podana właśnie z niej. I nie wiedziałam, jak przeskoczyć z jednej na drugą. No więc jako, że dziś mam dzień ważenia, a te piękne 102,8 jest z nowej, więc postanowiłam wyrównać ten rozjazd i wreszcie starocia do śmieci wyrzucić. Boże, jak bym wpisała jeszcze 0,5kg mniej to bym całkiem w euforię popadła.
Pozdrawiam, życzę wszystkim sukcesów i super weekendu.