Dzień 223 -
No i po nastroju. Po dzisiejszym ważeniu - +0,40. Chwała Bogu jedynki nie ujrzałam, ale jestem na granicy. To są skutki popołudniowych obiadków. O ile w pracy z dietką bez problemu, to po prostu nie potrafię popołudniu nie jeść tego co chłopaki.
I mamy skutki.
Z dobrych wiadomości - odkryłam, że orbitrek nie przeszkadza mojej łydce, chyba inne mięśnie pracują. Więc zaliczyłam wczoraj już drugą rundkę.
Dzień 222 -
Jestem dziś w lekko euforystycznym nastroju. A właściwie od godziny. Słońce pięknie świeci, dietka jakoś opanowana, zdrętwiała po znieczuleniu u stomatologa warga wróciła na miejsce, a noga prawie nie boli. Mam wrażenie, że wszystko mogę zdziałać. A jutro idę do takiej Pani co kiedyś ważyła tyle co ja, prowadziła w Wołominie Klub Puszystych i do tego jest masażystką i pomaga zapobiec skutkom diety w postaci zwisającej skóry. Na razie umówiłam się na "wizję lokalną" żeby mogła ocenić i doradzić. Jakoś do tej pory miałam opory, żeby iść do zwykłego gabinetu bo jakoś nie miałam śmiałości, żeby rozwalić te swoją słoninę komuś przed oczami. A jak wiem, że ktoś zna ten ból to jakoś łatwiej...
Dzień 216 - nareszcie
Wreszcie. Pierwszy raz od sierpnia zobaczyłam, a właściwie nie zobaczyłam jedynki z przodu. Wiem, wiem, to głównie woda, opróżnione kiszki itp, ale i tak cieszy. Mam nadzieję, że tym razem wytrzymam dłużej
Dzień 213 -
Waga się zacięła i stoi w miejscu jak zaczarowana. Nie objadam się, trochę się ruszam a tu nic. Dziś wyszłam pierwszy raz po chorobie na swój marsz. Może to pomoże. Choć niestety poszaleć nie mogę, raz, że słaba jestem, a dwa że napitala mnie łydka. Chyba będę musiała przerzucić się na pozycję horyzontalna...
Dzień 207 -
Kończę regularne zapalenie oskrzeli. Tak więc marsze znowu przerwane, ciekawe czy będę potrafiła do nich wrócić. Choć na razie pani doktór pozwoliła tylko na spacery "bez pocenia" . A jutro wracam do pracy. Choć nie wiem jak bo rozwaliłam okulary. Drugi raz. Jutro próbuję w soczewkach, ale nie bardzo umiem w nich pracować przy kompie. Idę spać bo jakiś chaos mi wychodzi.
Dzień 200 - przymusowa dietka
Atak wątrobowy. Boli od wczoraj jak diabli, nie bardzo wiem po czym. Tak więc może trochę ścisnę sobie żołądek bo jakiś wilczy głód mnie ciągle dopada.
Nawet mi się nie chce bardzo pisać - idę do apteki po rapacholin. Trzymajcie się dziewuszki i dzięki za komentarze.
Dzień 196 - 28 tydzień
Jak sobie policzyłam, że mija 28 tydzień i mogłam być o tyle kilogramów lżejsza, a nie tylko 4 to się załamałam. Mam kiepawy nastrój, nic mi się nie chce, tylko bym żarła. Nawet pogoda mnie nie cieszy, tylko widzę ciągle listę rzeczy do zrobienia. Nawet to co lubię jakoś nie ciągnie, ogród zarasta, wyszywanki się kurzą, a książkom mija termin w czytelni.
Czyżby wczesna depresja jesienna?
Dzień 194 - dzisiaj nici
Bo z rana pojechałam do stolicy. Wizyta u ortopedy - 10 minut + rtg stopy - 5 minut, a zmarnowane 4 godziny. Uroki dojazdów. Oczywiście nie miałam czasu na żadne śniadanie, nie mówiąc już o przygotowaniu jedzenia do pracy - skutek - głodomorra zaliczyła KFC. Jako, że na ich stronie są podane wszystkie kalorie, to wiem, że na razie w limicie się mieszczę, ale za to do wieczora już tylko woda. A to chyba nie przejdzie.
Dzień 193 - postanowiłam sie ruszyć ...
i poszłam na szybki spacer. Właściwie marsz. O 6.30 rano. Jako, że wieczorem totalnie nie mam siły na ćwiczenia, a przy mojej masie kondycja jest równa zero (stepper - max 5 minut, orbitrek jeszcze mniej) postanowiłam posłuchać mądrzejszych i zacząć od chodzenia. Tym bardziej, że w GoSport trafiłam na wyprzedaż i zafundzieliłam se adidaski EasyTone Reeboka za 1/3 ceny, więc już teraz to w ogóle będę chuda i piękna . Całość trwała całe 25minut, ale zdążyłam się spocić i zasapać. Więc chyba to dobry wybór. Oby tylko starczyło mi zapału na więcej niż 1 dzień, szczególnie jak przyjdą jesienne szarugi.
Dzień 192
Nie pisałam, bo nie było o czym. Dieta drgnęła, ale jeszcze mam problem z wdrożeniem się w nowy rytm. Minęło dwa tygodnie szkoły, wstaję raniutko i staram się żyć według diety. ale na razie efekty marne. Co trochę spadnie to coś wyskoczy. Np imieniny Siostry wczoraj. No i jak dziś rano wtoczyłam się na wagę to natychmiast z niej spadłam. 1.5 kg w górę. Jedne imieniny! Tak więc od rana znowu przy garach, zupki, słoiczki i pudełeczka do pracy. Bo dziś przeklęty poniedziałek i siedzę 10godzin.
Ale są i pozytywy. Synek na razie zadowolony ze szkoły co niezmiernie wprawia go w zdumienie. Bo do tej pory nie wierzył, że w szkole może być normalnie. Doświadczenia z naszego miejscowego gimnazjum im. jednego z rodzajów wojsk miał koszmarne. Nie polecam tej szkoły nikomu. Co prawda boi się, że to zadowolenie może być chwilowe, ale mi też szkoła się podoba. I nauczyciele. Po wywiadówce byłam mile zaskoczona. Generalnie - frontem do ucznia, zachęcać - nie zmuszać. Jeśli praktyka będzie taka jak teoria to nie będzie źle.