Żyję, żyję i nawet, nawet ;D
1. 4 kanapki
2. 20 brzuszków
(co dalej nie mam pojęcia, pewnie później napiszę;))
Nie pisałam przez weekend z jednej strony dlatego że nie chciało mi się (zwyczajnie, ale chcę popracować nad tym), z drugiej strony trochę przetłuściłam weekend. Ale oczywiście wróciłam do domu to mama chciała mnie dokarmić, hah, krokiety, bigos, dajcie spokój. Jakoś przetrwałam, co prawda zjadłam ale nie dużo.. Taa, dalej się tłumacz...
Mimo wszystko w niedzielę rano waga pokazała ponad kilogram mniej, ale co to jest? Ok, nie narzekam, bo przecież o to chodzi, nie przytyć już nic i powoli posuwać się do przodu. Będzie dobrze. Chociaż z tym.
Na uczelni mam zaległości, oh, tak, ale wcale na zajęciach tego nie widać, powinnam się bardziej starać. I co z tego że powinnam gdy to wszystko przez komputer i internet. Z reguły gdy coś piszę muszę z niego korzystać, więc włączam: o, sprawdzę facebooka, jeszcze pobawię się w farmera, muszę sprawdzić pocztę (jedną, drugą, trzecią), zajrzeć na bloga, kwejka, demoty, ok zaraz idę ale jeszcze facebook, o coś ciekawego, na gg ktoś się pojawia, muszę się go spytać...
Cholera, tak to wygląda.
Olka obudź się wreszcie!!!
Trzymajcie się ciepło.
Excuse / malaise...
0. 20 brzuszków
1. 3 kanapki + jogurt + słodzona herbata
2. 2 skrzydełka z kurczaka
3. baton
4. 4 kanapki + jogurt + słodzona herbata
Miałam dzisiaj okazję do dość sporego wysiłku - zajęcia muzyczno-ruchowe, na które się zapisałam na studiach. Nie poszłam, bardzo źle się czułam. Na wykładzie obawiałam się cholernej biegunki, a po powrocie do mieszkania mam lekką gorączkę i nie mogę się uwolnić od bólu głowy. Nawet nie mam ochoty położyć się na brzuchu i zrobić kolejną serię ćwiczeń, jestem wyczerpana.
No ale tak to jest gdy nie zakłada się ciepłej kurtki i w dodatku jej nie zapina. Nie ma tak. Biorę się za siebie porządnie. Ciepła kurtka, szalik, rękawiczki - i nie ważne że wyglądam jak jakaś wielka bombka na nogach. Nie mam nawet sił pisać notatek na jutrzejsze zajęcia, a powinnam.
Ok, teraz z kolei mam pytanie do was odnośnie, że tak to ładnie ujmę jak w reklamach, regulacji pracy jelit. Mam z tym problem, ale przecież nie będę się w to bardzo zagłębiać. Jak sobie z tym pomóc?
Póki co kończę ten wpis, nie mam pojęcia co zaraz będę robić.
Trzymajcie się.
Stay strong.
It's okay, savvy?
kebabów nie jem, ale moja siła woli chyba zanikła przez ten
apetyt…
1. 20 brzuszków
4 k4 kanapki
3.
kotlet z piersi kurczaka + saszetka ryżu
4.
20 brzuszków
5.
jogurt
6.
3 kanapki + słodzona herbata
Jest dobrze, prawda? Powiedzcie że jest… Zero podjadania,
tylko woda. I brzuszki. Delicje schowane poza zasięgiem wzroku i zawiozę je do
domu, albo rodzice mają przyjechać do mnie, mam czym ich poczęstować. Ale sama
ich nie zjem. Zaraz po obiedzie ledwo opanowałam się żeby czegoś jeszcze nie
zjeść. Nie czułam się syta, ale przeszło mi po jakichś 5 minutach, to nie było
fajne uczucie… Dajcie mi znać co
mogłabym jeszcze zmienić, zrobić inaczej. Tymczasem biorę się do nauki na swoje
pierwsze kolokwium.. ;)
Trzymajcie się.
So let's get started.
Wiele razy próbowałam zaczynać "od nowa", na niewiele się to u mnie zdało. Zawsze chciałam, chcę szczerze zmienić się. Schudnąć. Na życzeniach i myśleniu o tym się kończy. Ale kurczę, nie tym razem. Moja waga, mój wygląd na tę chwilę mnie dołuje. I to bardzo. Nawet przed studniówką, swoim pierwszym (i póki co zapowiadającym się na jedyny) balem nie przejęłam się nawet na tyle żeby coś z sobą zrobić, nie. Nawet przytyłam kilka kilogramów. To samo chyba przez siebie pokazuje jak bardzo mało jest we mnie silnej woli, samozaparcia, czy czegokolwiek co jest jeszcze potrzebne do ruszenia tyłka sprzed komputera. Zawsze jest prosto mówić o czymś, nawet o tym, o czym nie ma się najmniejszego pojęcia.
Bo przecież co to za problem zamknąć laptopa i wyjść chociaż na spacer?
Bo przecież co to za problem przestać jeść słodycze i tłuste dania?
Bo przecież co to za problem przestrzegać zasad zdrowego trybu życia?
Bo przecież co to za problem rozpocząć zmiany na lepsze?
Właśnie, w gruncie rzeczy to wcale nie powinno być problemem. Wyjść ze swojej zamkniętej przestrzeni w głowie i zacząć zwracać uwagę na to co się dzieje wokół.
U mnie to właśnie inaczej wygląda - to podejście do odchudzania i zmiany życia. To nie tylko zaprzestanie obżerania się oraz przestania unikania jakiegokolwiek wysiłku fizycznego. Dla mnie to także zaczęcie reagowania na bodźce otoczenia. Na tę chwilę jestem tylko żyjącym samopas indywiduum (jakie to fajne słowo) w dodatku które można określić pasożytniczym (to słowo już mniej mi się podoba). Cholernie ciężko jest zrobić taki krok do przodu.
Na tę chwilę z nadzieją na lepsze kończę ten wpis i życzę wszystkim dobrej nocy.