Mój przymusowy wypoczynek przedłuża się. Dwa dni przerwy od treningów, z racji złego samopoczucia, bólu wszystkiego, przeciąga się o dzień trzeci, bo nie mam z kim dziecka zostawić... Tak na marginesie to dopadło mnie jakieś przeziębienie- stąd to moje złe samopoczucie, okropny kaszel mnie dusił, ale już powoli przechodzi.
Wiecie co, już chce wrzesień, niech dzieci idą do przedszkola... jakoś sobie dobe zorganizuję normalnie. A teraz ciągle muszę się kogoś prosić, żeby z nimi został, jak idę do pracy, już dzisiaj nie chciałam nadużywać dobroci babci z treningiem. Babcia ma 75 lat, i pewnie nie jest jej łatwo biegać za moją szarańczą, a wczoraj z Ignasiem musiała siedzieć... Ogólnie dwa kolejne tygodnie będą jeszcze gorsze, bo teściowa wraca do pracy... babcia ogarnia tylko jednego... i w sumie to nie wiem co z nimi zrobię jak będę szła do pracy. To, żeby nie chodziły do przedszkola było wymysłem teściowej,która obiecała się nimi zajmować jak będzie potrzeba, a ja głupia uwierzyłam... jakbym jej nie znała- moja naiwność nie zna granic. Lipiec był o tyle dobry, że moja mama i jej mąż mieli urlopy to trochę pomagali jak miałam dyżury. Byłam pewna, że teściowa ma sierpień wolny i jakoś pomoże... a ona do pracy wraca.. przyszły tydzień jest najgorszą z możliwych konfiguracji: poniedziałek, środa, i piątek... 3 dni :] nie wiem gdzie tu utkne treningi... no cóż... coś wymyślimy.