Zaczynając od początku:
- w poniedziałek trzymałam prawie idealną dietę
- we wtorek było już idealnie i pobiegałam 12km, przy czym mało nie wyłożyłam się jak długa wbiegając na krawężnik, no ale równowagę utrzymałam i jakoś nie poleciałam na twarz...
- no ale wczoraj - piękna środa, zatem postanowiłam pojechać z dziećmi na wycieczkę rowerową, zatem wytargałam rowery z piwnicy iii... wracając do drzwi, żeby zamknąć piwnicę syn mi drogę rowerem zajechał i poleciałam jak dłuuuuga przeleciałam przez rower, obdarłam kolano, nogę, łokieć i dłoń - taka jestem sierota, nawet nie wiem kiedy i jak, tak to było szybko. Musiałam od razu wstać i się otrząsnąć żeby mi się dzieciaki nie przestraszyły, poszłam do domu, przykleiłam plasterki i żeby im przykrości nie robić pojechaliśmy na te 7km po lesie - TAKA TWARDA JESTEM
Diety dopilnowałam i czuję się już dobrze, chociaż otarcia trochę bolą, no ale mam dzisiaj w planach trochę potruchtać - co nas nie zabije to nas wzmocni hehehe