Minął okrągły miesiąc od mojego ostatniego wpisu. Pamiętnik strasznie zaniedbany, ale usprawiedliwienie jest solidne
Niby tylko miesiąc a zmiana jest dość znacząca. Juz jestem po swoim weselichu. Wszystko wyszło cudownie. Tyle nerw było przed imprezą a teraz z perspektywy czasu myślę że to nie było istotne. Jeszcze przed samym weselem w piątek Pan z orkiestry zdzwonił poinformować mnie że wokalistka na której bardzo mi zależało nie będzie mogła zaśpiewać na naszym weselu. Szok, płacz, lament. W rezultacie zaśpiewała inna Pani o równie pięknym głosie. Goście byli zachwyceni. W kościele zero stresu, cały czas uśmiechnięta. Wszystko pamiętam, pamiętam dokładnie kto składał mi życzenia i co mi ludzie składali. Świadomość mnie nie opuściła w tym jednym jakże ważnym dla mnie dniu Mojego męża nerwy troszkę zjadły i stresował się w kościele ale ogólnie dał radę. Na samej imprezie goście bawili się wyśmienicie. Wymęczyli nas do 6 rano. Zaczeliśmy zabawę pierwszym tańcem i skończyliśmy o 6 ostatnim tańcem. Tylko ta noc jakoś tak szybko zleciała
Niestety nie mam jeszcze żadnych zdjęć, ale jak tylko coś dostanę na pewno tu wrzucę.
Później była równie przyjemna część mojego urlopu. W ramach podróży poślubnej wybraliśmy się z mężem na Kretę. Było bosko, cudownie, faktastycznie
Tu w tym miejscu pochwalę się foteczkami oczywiście:
Z moim wybrankiem losu :)
Żeby nie było że nie miałam żadnej aktywności fizycznej oto dowód:
A ty mamy widok z naszego tarasu i wieczór kreteński:
A tu żeby pokazać Wam że wcale tak fajnie na koniec nie było strajk na greckim lotniku i ogólnie jeden wielki chaos:
Zdjęcia z wesela będą później
A teraz such fakty o mojej wadze.... Po pierwsze wzrost o kolejne 5 kg z czego 2 już zrzuciłam i w ogólnym rozrachunku teraz jest 95,7 kg. Istna masakra. No ale tak to już jest jak się zapomina o wszystkim i człowiek cieszy się pełnią życia
W niedzielę postanowiłam wprowadzić w życie plan 50 dniowy. Przez te 50 dni nie będę jadła słodyczy i nie będę piła alkoholu. Oczywiście zdaję sobie sprawę że to nie wystarczy. Od listopada wracam na fitness. Dwa razy w tygodniu tak jak to miało miejsce przed ślubem. Zajęcia z body step i zajęcia z fat burning. Do tego wracam oczywiście postaram się jeść dietetycznie.
Wczorajsze menu:
Śniadanie: razowa bułeczka + wędlinka + serek brie (wiem że nie jest to dietetyczne jednak jestem od niego uzależniona)
Drugie śniadanie: jogurt naturalny + musli benco + kilka szt. suszonej żurawiny + soczek z marchwi
Obiad: chinszczyzna + sałatka z pomidorka, ogórka, sałaty, rzodkiewki, papryki i sera feta.
W zasadzie to tyle, gdzieś po drodzę wpadł jeszcze jakiś owoc.
Dzisiaj zrezygnowałam z bułki razowej bo okazuje się że mam po niej straszna zgagę w związku z tym na śniadanko zjadłam trzy kanapeczki z chlebka wasa + rzodkiewki + biały ser
Obiad: wczorajsza chińszczyzna i wczorajsza sałatka z fety.
Ok 15 zjem pomarańczkę a na kolacje wybiorę coś lekkiego ale jeszcze nie wiem co.
Do słodyczy mnie nie ciągnie, gorzej z alkoholem bo mam w domu ponad 100 butelek wina które dostaliśmy w prezencie ślubnym zamiast kwiatków .
Podsumowując dodam że spóźnia mi się okres więc może czas spędzony na Krecie nie będzie bezowocny ale nie chce zapeszać. To opoźnienie może byc również spowodowane właśnie zmiana klimatu. Zobaczymy, brzusio coś mnie pobolewa więc znając moje szczęście to na pewno okres dostane ale z opóźnieniem.
Na dziś tylę, lecę popracować bo mnie zaraz dyro na dywanik wezwie że nic nie robię