Nie wiem kiedy znowu zaczęłam słodzić jak porąbana. Mówią, że to mój organizm słodkiego się domaga. Bezedura. To moja "odwieczna wrogini - Zwałdencja Pierwsza Nikczemna" woła o posiłki.
Dlatego zaopatrzyłam się w uroczą cukiernicę i szczypczyki do kostek cukru i od dziś kawę słodzę tylko jedną kostką. Dzisiejsza kawa w porównaniu z wczorajszą była gorzka, ale jednak czułam jakąś słodycz. Będzie dobrze.
Uprzedzając sugestie, że stewia cacy, ksylitol cacy odpowiadam, iż
* dla mnie stewia nadaje gorzki posmak zielska, a próbowałam już suszonych badyli, stewii w proszku, stewii w płynie, stewii mieszanej z jakimś innym słodzikiem
* prawdziwy (kluczowe słowo) ksylitol jest po prostu za drogi.
Rozmawiałam wczoraj z Ptyśkiem o bieganiu, bo wyszłam z domu i z trudem zaliczyłam 1/2 trasy, którą rok temu przebiegałam bez problemu. Że ja nie czuję tych endorfin, że masakra, że ja się duszę. Kiedy poczuję tę radość?
Ptysiek podszedł do moich rozterek z wyjątkową wyrozumiałością (nowość!) i powiedział, że potrzeba czasu i mniejszej masy. Bo teraz się po prostu męczę, moje stopy wołają o pomstę do nieba, a to nie o to chodzi.
No ale tu wpadamy w błędne koło.
No cóż... Mała analiza grafologiczna? xd
jem.
ś. bułka z sałatą, odtłuszczaną kiełbaską myśliwską i garść pomidorków koktajlowych
II. kakao na rozwodnionym mleku, kanapka z podziabaną ciecierzycą
o. tak, zgadłyście. żurek z ziemniaczkami i jajkiem. jeszcze będzie na jutro. do tego trochę makaronu z pesto verde.
pk. sałatka z pomidorków koktajlowych, korniszonków i resztki ciecierzycy, a jako dopełnienie jajko z chrzanem
Jak widać, nadal w głównej mierze są to resztki ze świąt. A co, podkreślę to bogactwo.
Wspaniałego czwartku.