W niedziele się zważyłam. Jest 58,5 kg. Czyli zeszło coś.
Bardzo ważne jest dla mnie podejście do diety i treningu. Mam rozpisany plan z pomocą zaufanego trenera. Dieta podobnie. Wszystko ustalone i trzymam się tego. Nie jestem z tym sama. Mogę w każdym momencie zapytać go o co chodzi, czy coś mogę zmienić, podyskutować i rozważyć wiele kwestii. To ułatwia. Pomaga w każdym momencie. A ja mam wiele momentów zwątpienia, np. kiedy idę do szatni po treningu nóg i mam je spuchnięte i optycznie większe. Czasami mam chęć na coś "INNEGO" , np. pierogi ruskie. Ale wiem, że nie mogę, wiem że mam określony czas, kiedy mam osiągnąć określone cele. Bilans dzienny niezgodny z zasadami, nadrabiam w kolejne dni, żeby bilans tygodniowy był właściwy. Nie ma możliwości odpuścić treningu, chociaż w 4 tygodniu interwałów stały się one męczarnią. Na ten moment nie cierpię ich robić.
Trening barków, tric i bicepsa jest zajebisty. Lubię :P Aczkolwiek wolałam swoją smuklejszą rękę jakieś 3 lata temu.
Najważniejsze to nie stracić motywacji i wiary we własne możliwości. I tego, że to wszystko przyniesie oczekiwane rezultaty. Jeśli nie będzie wiary w to, że się uda, to się nie uda.