No i pojechał. Zawsze jak gdzieś wyjeżdżają czy On czy córa choćby na wycieczkę czy kolonie, dopóki nie dojadą na miejsce strasznie mnie nosi. (Pomimo kontaktu w ciągu całego dnia trasy). Pościele wymienione, pokoje posprzątane, kuchnia się błyszczy, balkon... etc. w końcu już nie mam co robić a na miejsce dojadą dopiero ok. 24-ej ( jadą ok. 14 godzin tj. 1300 km przed nimi) wymyśliłam, że odświeżę przedpokój, a że farba została z poprzedniego malowania to już mam co robić. Nie wiem tylko czy jak przyjedzie to mnie nie zabije....hmmmm nie, nie ma takiej opcji kocha mnie ;)
A jeżeli chodzi o dietkę to się trzymam, a myślę, że będzie jeszcze lepiej.
Idę troszkę poszperać do Was..... Do przeczytania
:)
Edit:
Ochłonęłam z malowaniem... 😢😢😢. Mój kręgosłup powiedział NIE 😭😭😭