Dziś jednak zważyłam swoje ciało jeszcze raz i waga chyba wczoraj kłamała, bo właziłam na nią chyba koło 10 razy i wynik był 96,40/96/50 kg Wpisałam 96,50 bo nie chcę jak zwykle naciągać. Czyli nie jest źle. Norma tygodniowa nie taka zła, chociaż chyba pozwoliłam sobie na zbyt wiele słodkości. No i żarełko niezbyt rozłożone w czasie, bo to albo zakupy, albo coś innego przeszkodziło i w sumie przez niemal pół dnia chodziłam głodna. Tyle, że jedynym odstępstwem od diety były te 2-3 "Danio". Ładna mi metoda na głoda! kurde, chyba raczej metoda na następny wałek tłuszczu na brzuchu! A tak luuubię te z kawałkami czekolady...I tak sobie będę je jadła, tylko już nie w takich ilościach oczywiście.
Od jutra P+W. Zrobię gołąbki i oczywiście leczo, bo chcę choć na chwilkę zapomnieć o kurczakach i indykach. Może uda mi się kupić jakąś fajną wątróbkę, bo też dawno nie jadłam.
Dziś:
RANO - 2 placuszki Dukana z dwoma drobiowymi parówkami,
OBIAD - pulpety wołowe z wkrojonym jednym plackiem,
KOLACJA - DANIO + jeden porządny kawałek sernika...będzie oczywiście dopiero za jakieś 2 godzinki.
Pomiędzy śniadaniem i obiadem zjadłam kawałeczek wczorajszej pieczeni z indyka, ale malutki.
Picie: rano 1/2 l kawy inki z mlekiem i 2 tabl. słodziku, potem woda 1 l...jak do tej pory. Pewnie połknę więcej do nocy.
Czy wy kochaniutkie tez w nocy wędrujecie do łazienki? Bo ja to "detalicznie" co noc, zawsze koło 4-5-ej nad ranem.
Pola już dziś z tej pozy (odwrócona tyłem do towarzystwa i obrażona na amen!) zaczyna trochę chyba kapitulować. Co i raz odwraca się i widać, że wciąga ją jakaś akcja obok w drugiej klatce, albo patrzy na mnie co ja robię. Szkoda mi jej okropnie!, bo nie dość że ktoś jej przerwał cały cykl macierzyństwa to jeszcze teraz choćby za karę jest oddzielona od stada, no ale zamierzamy ją wypuścić w sobotę razem z innymi żeby trochę polatały i niech wróci już z całą resztą do tej dużej klatki. Będziemy obserwować co się będzie działo. Jak znów będzie rozrabiać to przedłużymy jej jeszcze tę "kwarantannę" i chyba kupimy drugą klatkę żeby ta druga parka sobie tam spokojnie żyła. Przecież to kilkanaście może lat. Opłaci się zainwestować w spokój. O oddaniu jej mowy nie ma. Przyzwyczailiśmy się do nich i chyba...pokochaliśmy na dobre. Poldek też nam dał w kość (już pisałam chyba...) jak wszystkie papużki w klatce straszył obijając się ze strachu po klatce przy najlżejszym odgłosie albo podejściu do klatki. Przez to wszystkie papużki zaczęły też się bać, bo wrzeszczał przy tym choćby na alarm. Teraz już się tak nie boi chociaż zawsze zachowuje rezerwę, a do jego pokrzykiwania już się przyzwyczailiśmy. Za to Wiki wyrywa marchewkę wprost z ręki i widać, że strach jej obcy. Każda z nich ma inny charakter, ale są cudowne!
Wczoraj kisiłam kapuchę. Nie ma przy tym dużej roboty tylko trochę się trzeba namachać przy gnieceniu i ubijaniu. Zrobiłam w wielkiej plastikowej misce i obciążyłam sporą plastikową deską dokrojenia na której stoi ciężki emaliowany garnek z wodą. Kapusta nie może miec styczności z żelaznymi rzeczami. Mam tylko obawy czy przez te 3-4 dni, zanim ją nie wożę do słoików zdołam odpowiednio o nią zadbać, bo trzeba ją "przebijać" czyli robić takie dziury np. drewniana rękojeścią, żeby dobrze fermentowała, ale nie wiem, czy tę piane mam zbierać z wierzchu, czy odlewać nadmiar tego soku. Ma podobno być przykryta tym sokiem więc chyba jednak wybierać za bardzo nie. Może któraś z was coś mi podpowie w temacie. Czytałam w necie, że jeśli potem chcę włożyć w słoiki to jeśli są na "zakręcadła" to pod nie dobrze jest dać kawałek folii. Wtedy kapusta napewno nie będzie czerniała i może b. długo stać. Zamierzam tak zrobić, bo najwięcej mam słoików z pokrywkami do zakręcania, a właściwie wszystkie. Najlepsze są do tego na gumki, ale musiałabym kupić, a tego chcę uniknąć. Tak bym chciała żeby wyszła mi jakoś, bo uwielbiam kiszoną i na Dukanie to jednak dobre źródło witamin na zimę. Dajcie proszę jakieś wskazówki jakby co.
Jutro pranie, sprzątanie i mycie okien. Mam nadzieję, że nie będzie padać. Tu na Śląsku oznacza to od razu zachlapane szyby w oknach. Od rana muszę zakasać rękawy, ale znajdę chwilkę żeby tu do Was wpaść i poczytać wasze pamiętniki.