Ja i Kacper wyszliśmy wczoraj z psami na spacer. W sąsiedniej uliczce drogę zastąpił nam puszczony samopas osobnik, którego mama-ratlerek miała niewątpliwie bliskie kontakty z rottweilerem lub amstaffem (a może z oboma naraz). Owoc tego związku - taki ratlerkowy pudzian - stał właśnie przed nami i szczerzył kły wielkości pestek słonecznika. Zorka i Tenka nie należą do psów malutkich, poczuły moc i zaczęły (jak to one) ujadać „wespół-w-zespół, by żądz moc móc wzmóc”. Pudzian nie tylko że nie spękał, ale wręcz przeciwnie – rozjuszył się, zatuptał nóżkami i w furii postąpił do przodu, łamiąc tym samym bezpieczny dystans werbalny. Zorka i Tenka zarządziły odwrót.
- Eeee, no patrz … boją się – jęknął Kacper zażenowany. - Ale mamy psy bojowe!
Pociągnęliśmy nasze psice na smyczach, by zaoszczędzić im wstydu. Po raz kolejny objawiła się naga prawda:
Panowie i Panie,
nie liczy się rozmiar a zaangażowanie.