Melancholia
Dziwny dzisiaj dzień, to pewnie przez tę pogodę. Za oknem szaro, co chwilę pada, jest przygnębiająco. Jestem dzisiaj przybita, chce mi się ryczeć, nie mam na nic ochoty. Oczywiście najlepiej zwalić to na pogodę, chociaż sama wiem jaka jest prawda. Co raz częściej zastanawiam się nad swoim życiem, przede wszystkim nad swoim małżeństwem. Niby razem, a jednak osobno ... Co do diety - staram się jak mogę. Planuję posiłki, bo tak mi jest łatwiej. Obiecałam też sobie nie marnować jedzenia. Na zakupy będę jeździła dopiero wtedy, gdy w lodówce pozostanie tylko światło. Za dużo produktów jest wyrzucanych, a można je przecież przed zepsuciem wykorzystać. Dzisiaj ugotowałam zupę ze świeżych, młodych warzywek. Mama ma cały ogródek w zdrowych pysznościach i wczoraj przysłała mi kurierem mnóstwo warzyw - kalarepę, kapustę, groszek zielony, rzodkiewkę, cebulkę, kalafior ... Paczka spora, więc wczoraj od razu wzięłam się za gotowanie zupy warzywnej. Z kapusty planujemy zrobić gołąbki, ale dopiero w sobotę, bo dużo z nimi grzebania, a czasu mało (cały czas mam sesję). Na jutro planuję zrobić Lekką sałatkę z młodych ziemniaków, wg przepisu Koraliny z tego o to bloga . Jutro też trochę się poruszam, bo wybieram się na zumbę. Dzisiejsze meni:7.00 owsianka z bananem i łyżka dżemu z winogron i gruszek (własnej roboty).11.00 jabłko, cappucino śmietankowe13.30 5 małych moreli, serek wiejski light16.00 serek homo truskawkowy18.00 miseczka zupy warzywnej (bez ziemniaków)ok. 20.00 planuję wszamać trochę truskawek z jogurtem
Truskawkowy zawrót głowy!
Jestem wkurzona. Dostałam @. W ogóle nie w terminie! Od kiedy przestałam brać tabletki @ przychodzi kiedy sobie chce. No przecież zwariować można. Mam nadzieję, że nie dostane okresu jak będę miała iść na operację, bo chyba się pochlastam.
Dzisiaj truskawkowo.
Meni:
7.00 Truskawki zgniecione z jogurtem naturalnym - kubek
11.00 to samo
13.00 pół serka wiejskiej light
15.00 dwa kotlety z kalafiora
19.00 patrz godzina 7 i 11.
Co do ćwiczeń - byłam dzisiaj na Slim belly. 45 min na orbitku podłączona do jakiegoś pasa który sprawia, że tłuszcz na brzuchu się szybciej wytapia ;) Jak zdjęłam ten pas z mojego brzucha pot spływał ciurkiem. Luz. Miejmy nadzieję, że to coś da.
Tymczasem idę pod prysznic i zabieram się do nauki jednocześnie oglądając hiszpańskich przystojniaków biegających po murawie :)
Nie ma się czym chwalić
Sesja nie wpływa pozytywnie na moją drogę do idealnej wagi. Wręcz przeciwnie.
Bardzo trudno jest mi pogodzić naukę, pracę, szkolenie i dom. Nie wiem, w co ręce włożyć. Mam wrażenie, że w moich żyłach obecnie zamiast krwi przepływa kawa wymieszana z energetykami. Tak, wiem, obie te rzeczy to straszne świństwa, jednak chociaż na chwilę dają kopa.
Jutro mam kolejne dwa egzaminy. Na jeden przyznam uczyłam się, ale jak dzisiaj chciałam sobie powtórzyć, to miałam pustkę w głowie. Mam nadzieję, że coś napiszę, bo nie chciałabym do tego wracać po raz kolejny.
Co do jedzenia, to proszę zbesztajcie mnie z błotem. Od poniedziałku jestem na makaronie/ryżu z różnymi sosami (całe szczęście sama je robię, a nie kupuję). Rano jem skibkę chleba, bo płatki owsiane mi się skończyły, a szkoda mi czasu na zakupy. W niedzielę, po zajęciach muszę jechać na jakieś zakupy, bo w lodówce mam światło, dwa jajka i przeterminowany serek.
Oczywiście nie muszę wspominać, że jakiekolwiek ćwiczenia poszły w zupełną odstawkę. Nawet na zumbę nie mam czasu. Jak skończy się ten wstrętny czerwiec spełnią się moje trzy marzenia: 1. wyśpię się, 2. przeczytam te wszystkie książki, co to je namiętnie kupuję, a nie mam na nie czasu, 3. wrócę do ćwiczeń i biegania.
Po za tymi rewelacjami, w moim życiu osobistym nie dzieje się chyba najlepiej. I to, tylko i wyłącznie moja wina. Nie potrafię zbliżyć się do mojego męża. Traktuję go po przyjacielsku, wypłaczę mu się na ramieniu, że mi nic nie wychodzi, wieczorem pogadamy o pierdołach, rano pijemy razem kawę. Nic po za tym. Żadnych zbliżeń, żadnych pocałunków. Próbowaliśmy o tym rozmawiać, ale jeszcze nie jestem gotowa na tę rozmowę, nie jestem gotowa, żeby mu powiedzieć, że coś się zmieniło. Jestem pewna, że mimo tego postaramy odbudować to co zostało zburzone przeze mnie. Przeszliśmy razem tyle ciężkich chwil, więc mam nadzieję, że teraz też się uda.
Jeśli nie, zostanę sama, przez swoją głupotę.
Czuję się taka ciężka
Czuję się ciężko, brzuch mam duży, wielki tyłek i wstrętne uda. Jestem gruba. Jest mi z tym strasznie źle. Muszę w końcu schudnąć, bo w depresję wpadnę. Na wagę nie wchodzę, chociaż codziennie rano o tym myślę. Zważę się 01.07.
W pracy dzisiaj zamieszanie, a teraz zamiast się uczyć siedzę na necie. W sumie zaraz znikam, bo mam mnóstwo zakuwania.
Dzisiaj zjedzone:
7.00 wafel ryżowy z almette i pomidorem, kawa z mlekiem
11.00 jogurt naturalny, banan
13.00 serek wiejski lekki
15.00 serek homo owoce leśne 0 %
18.00 spaghetti
Do tego wypite: kawa, woda i litr soku pomarańczowego bez cukru
Czarno to widzę
Czy ja już pisałam, że jestem w dupie ? Jutro dwa egzaminy na które nie umiem. Na przyszły tydzień mam tyle do zrobienia, że chyba nie będę chodziła spać. Podłączę sobie kroplówkę z kofeiną i dam radę. Bosz. Przeraża mnie to. Z drugiej strony na co ja się żalę? Przecież to był tylko i wyłącznie mój wybór, że zaczęłam drugi kierunek, tylko i wyłącznie moja decyzja, więc mam, co chciałam. Luz.
Strzelcie mnie w pysk, może się sprężę i znajdę czas jeszcze na ćwiczenia.
Dzisiaj zjadłam:
7.00 2 parówki z szynki, bułka pełnoziarnista z almette i pomidorem
ok. 12.00 bułka pełnoziarnista z almette i pomidorem
ok. 15.00 serek homo waniliowy
ok. 18.00 dwie pyzy, surówka, pesto
Kawa, tiger, kubuś, woda
Polska gola !!
Powinnam się uczyć, a co robię? Oglądam mecz. Ja totalna ignorantka jeśli chodzi o piłkę nożną, siedzę w koszulce z dumnym napisem POLSKA i trzymam kciuki za naszych piłkarzy. Ogarnęła mnie mania kibicowania. Chłopaki w pracy wtajemniczyli mnie we wszystkie zwroty piłkarskie i wiem nawet co, to spalony. Swoją drogą ten nasz bramkarz jest nawet przystojny ;).
Co do dzisiejszego meni:
7.00 dwie skibki chleba orkiszowego z twarożkiem i pomidorem
11.00 sałatka Lisner z warzywami
13.00 to co na śniadanie
15.00 serek wiejski z kiwi
18.00 dwie parówki z szynki, makaron z pesto
Do tego kawa, woda, herbata.
Co do aktywności fizycznej wieczorem zrobię brzuszki.
I promise.
Ps. I tak wole żużel!
Po długiej nieobecności
Co tu się porobiło z tą Vitalią ?! Loguję się i 10 min szukam mojego konta, kolejne 5 poświęcam na szukanie dodania wpisu. Po co to ? Było dobrze, a tu jakieś udziwnienia, człowiek się przyzwyczai i mu mącą co chwilę. Bosz.
Dawno nie pisałam, bo w moim życiu dużo się dzieje i to niekoniecznie najlepiej. Może kiedyś odważę się publicznie napisać co narobiłam i jaka jestem beznadziejna.
Co do diety - nie ma jej. Jem jakieś śmieciowe żarcie, nie ćwiczę, piję litry kawy. Luz. Dzisiaj strzeliłam się w pysk i nawróciłam. Za dużo osiągnęłam żeby to stracić. Chcę być piękna i zgrabna i taka będę. Obiecałam sobie dzisiaj, że do końca czerwca nie wejdę na wagę. Codzienne wchodzenie strasznie mnie demotywuje. No i codziennie będę zapisywała swoje menu, a wy proszę wyzywajcie mnie jak zaliczę jakąś wpadkę. Wiem, że mam sesję i powinnam zakuwać ostro, ale jakieś 5 minut wieczorkiem będę starała się poświęcić na krótki wpis.
Co do aktywności fizycznej dzisiaj - 50 min jazdy na rolkach.
Meni dzisiejsze:
Śniadanie (ok. 12 godziny) jajecznica z 3 jajek z pomidorem szczypiorkiem i trzy skibki chleba orkiszowego (małe)
Obiad: 3 małe naleśniki z dżemem truskawkowym (domowym)
Kolacja: będą truskawki z jogurtem naturalnym
Dodatkowo 2 kawy i woda mineralna.
Idę zakuwać.
Ps. Jak zagłuszyć sumienie ?
Jak go namówić ?
Ale się dzisiaj wyspałam :) Na uczelnię idę dopiero na 13, więc mogłam pozwolić sobie na błogie lenistwo. Po zajęciach wybieramy się z Pią na rolki. Mamy wykupione wejście do Wrotkarni w Suchym Lesie i zamierzamy je dziś wykorzystać. 1,5 h jazdy na rolkach chyba spali trochę kalorii, co nie? Wczoraj ćwiczyłam 30 min z Ewą Chodakowską (po 8 godzinach na uczelnie dałam radę tylko tyle), dzisiaj mam lekkie zakwasy, jutro pewnie się nie ruszę.Waga dzisiaj rano 72,2, do przyjęcia, zwłaszcza, że mam @. A teraz kochane dziewczynki proszę o pomoc. Zakochałam się bachacie. Chcę tak tańczyć! Obejrzałam milion filmików i też tak chcę wymiatać. No i tu pojawia się pewien problem... bo do bachaty potrzeba dwojga, a mój Pią jak usłyszał, że chce go zaciągnąć na kurs tylko popukał się w czoło i kazał go nie rozśmieszać. Tak, ja wiem, ma dwie lewe nogi do takich tańców, a mistrzem parkietu staje się dopiero po kilku głębszych, ale przecież, ten taniec jest taki zmysłowy, taki seksowny, że mógłby dać się namówić. Znacie jakieś psychologiczne podejście, żeby się zgodził? Jak go namówić na ten kurs? Od razu mówię, że metoda kija i marchewki odpada, stosuję te metody bardzo często i Pią powoli się na te metody uodparnia. A tu jak ktoś nie wie, co to jest Bachata
KLIK
Zaległości
Mam straszne zaległości w czytaniu vitalii, w czytaniu książek, w sporcie, we wszystkim. Zaczęła się sesja i potrwa cały czerwiec. Do kitu.
Obecnie poddaję się błogiemu lenistwu, pomalowałam pazurki, zrobiłam maseczkę i zaraz biorę się za czytanie gazety Happy.
Przez ostatnie dni pisałam pracę na zaliczenie z socjologii kultury i z socjologii wychowania. Powinnam dostać jakąś odznakę za mistrzowskie lanie wody. Mam nadzieję, że profesorowie uznają moje prace za warte pozytywnej oceny.
Dzisiaj dostałam @. Za wcześnie. Od kiedy przestałam brać tabletki strasznie mi się rozregulowało. Czułam, że coś jest nie tak, bo brzuch dostałam jak balon i non stop chciało mi się jeść, ale nie powiązałam tego z @, bo wydawało mi się za wcześnie. W sumie dobrze, że to już, bo może wreszcie przestanę co chwilę być głodna. Żeby była jasność - głód zapijałam wodą, jadłam tak jak dotychczas - dietetycznie i regularnie. No dobra, przyznam się wpadły dwa big milki - jeden dziś i jeden wczoraj. Obiecuję, że do końca tygodnia nie tknę słodkiego.
Z aktywności fizycznej - wczoraj była zumba, dzisiaj biegałam po osiedlu 30 min. Chciałam biegać dłużej, ale jestem gapa i nie założyłam skarpetek i adidasy mnie obtarły i teraz bolą mnie pięty. W sumie pierwszy raz w życiu obtarło mnie obuwie sportowe. Dziwne.
Idę nadrabiać zaległości w Waszych pamiętnikach. Pozdrawiam Was ciepło.
Poimprezowe rozważania
Trochę odbiegnę od tematu diety, wagi, ćwiczeń, odchudzania, bo chcę się z Wami podzielić swoimi rozterkami.
Jak wiadomo prawie od 3 lat jestem mężatką, w małżeństwie układa się różnie, ale nie wyobrażam sobie abym mogła np. zdradzić czy oszukać mojego męża. Generalnie staramy się mówić sobie o wszystkim, ufamy sobie, nie sprawdzamy na każdym kroku.
Wczoraj umówiłam się na imprezę z moim przyjacielem N i jego kolegą F. Widujemy się bardzo rzadko, a F widziałam ostatni raz na swoim ślubie. Najpierw poszliśmy na piwko i gadaliśmy dosłownie o wszystkim (pochwalili nawet, że widać, jak pięknie schudłam). Później poszliśmy do ostrowskiego klubu na imprezę. Na parkiecie, wiadomo, jakieś wygłupy, z F jakieś wygibasy, żarty, śmiechy ... no i właśnie od tego momentu mam problem. W klubie byli moi kumple z osiedla, z którymi prawie straciłam kontakt, więc jak podeszli do mnie nawet się ucieszyłam, bo byłam ciekawa co u nich. Niestety, nie dowiedziałam się bo z ich strony zaczęła głupia gadka "a ty tak bez męża na imprezie", "ciekawe, co by powiedział Pią jakby zobaczył jak wy tańczycie", "tak, krótko po ślubie, a już mu rogi doprawiasz", niby mówili to półżartem, ale wiadomo, że na prawdę tak myślą. No przecież, jak to usłyszałam myślałam, że im strzelę w pysk. Co to w ogóle ma być??! Czy będąc mężatką mam zakaz imprez?, zakaz spotykania się z kolegami?, zakaz tańczenia? Nawet nie próbowałam im tłumaczyć, że to tylko koledzy. Rzuciłam głupi uśmiech i wróciłam na parkiet. Zrobiło mi się strasznie przykro, przecież ja nic złego nie robiłam. Nie mam żadnych wyrzutów sumienia, bo nie mam powodu, żeby je mieć. Co więcej, nigdy nie byłam typem imprezowiczki, podrywaczki czy co tam jeszcze i oni dobrze o tym wiedzą, bo znają mnie kawał czasu. Najgorsze w tym wszystkim jet to, że koledzy na pewno podzielą się swoimi spostrzeżeniami z innymi z osiedla i pójdzie plotka... Jestem tak rozdrażniona tą sytuacją, że nawet sobie nie wyobrażacie.
Dzisiaj rano porozmawiałam na ten temat z Pią, opowiedziałam mu wszystko i zapytałam, czy on ma mi za złe to, że bawiłam się na parkiecie z F i N, pokazałam mu nawet w jaki sposób tańczyliśmy. Całe szczęście mój mąż jest fantastyczny i powiedział zupełnie szczerze, że mam się nie przejmować głupim gadaniem i nie ma mi za złe, że się dobrze bawiliśmy. Wie, że F i N to tylko koledzy i dawno się nie widzieliśmy, a wie, jak się lubimy i to zrozumiałe, że chcieliśmy się nacieszyć swoim towarzystwem i nawet by mu przez myśl nie przeszło, że mogłoby się coś wydarzyć.
Od rana jest mi smutno z tego powodu, ci z osiedla mówili to w taki sposób jakbym była jakąś pospolitą szmatą, co się puszcza na prawo i lewo. Ech.
Przelałam swoje myśli tutaj i chyba jest mi trochę lepiej. Teraz idę na ogródek ze swoimi zwierzątkami, a później będę się pakowała i wracamy do Poznania.