Ładuję akumulatory
W czwartek wieczorem przyjechałam do domku, do mojego Ostrowa. Sama. Czy ja już Wam pisałam, że ja uwielbiam przyjeżdżać do domu? Ładuję się pozytywną energią, spędzam mnóstwo czasu z rodzicami i znajomymi. Czasem, tak jak np dzisiaj potrzebowałam pobyć trochę sama ze sobą, przemyśleć parę rzeczy, więc wzięłam słuchawki, komórkę ze swoją ulubioną muzyka, kocyk i poszłam na ogródek powygrzewać się w słoneczku. Mam nadzieję, że trochę się opaliłam. Jest tylko jeden minus tych wyjazdów - ładuję w siebie też zbędne kalorie. Wczoraj np. zjadłam na obiad placki ziemniaczane, które do dietetycznych na pewno nie należą. Mama zrobiła też ciasto biszkoptowe z malinami, kremem i galaretką - chyba ma z milion kalorii. Na szczęście zjadłam tylko jeden kawałek. Dzisiaj bardziej dietetycznie, bo na śniadanie była jajecznica z pomidorem i szczypiorem i bułka pełnoziarnista.A na obiad miseczka sałaty z jogurtem i trochę surówki. I wiecie, co Wam powiem, dopiero jak wyjechałam do Poznania, doceniałam pracę mojej mamy, jaką wkłada w swój ogródek. Warzywa pierwszej jakości, nie pryskane jakimiś chemikaliami, z daleka od ulicy, więc o spalinach nie ma mowy. Smaczne, zdrowe i darmowe. Taka sałata czy kapusta zupełnie inaczej smakuje, niż ta ze sklepu. Dodatkowo, najadłam się moreli ( z umiarem oczywiście i potraktowałam to jako posiłek) i malin. Pycha. No i nawet trochę aktywności fizycznej zaliczyłam - ok 15 km na rowerku. Nie chcecie, wiedzieć jak mnie tyłek boli . Muszę się Wam jeszcze pochwalić, że wczoraj kupiłam sobie pierwsze w życiu rurki. Zawsze wolałam spodnie z szeroką lub prostą nogawką, bo się lepiej w takich czułam, myślałam, że mnie wyszczuplają. Wczoraj jak założyłam rurki, szpilki i luźniejszą bluzkę wyglądałam całkiem nieźle. Dzisiaj natomiast jak zobaczyłam siebie w stroju kąpielowym, wiem, że muszę dalej walczyć z sadełkiem. Zdecydowanie go za dużo. Szkoda, tylko, że po operacji będę musiała odpuścić zumbę i ćwiczenia na jakiś czas. Pozostanie mi tylko dieta, a to niestety nie to samo. Jeden z kluczowych punktów moich postanowień nie będzie realizowany, no ale cóż, zdrowie ważniejsze. Tyle na dzisiaj, idę zobaczyć co u Was, później kąpiel i wieczorem mam babski wieczór.I jeszcze jedno, tak całkiem prywatnie, ale muszę to napisać, może poczuję się lepiej
Mógłby mi ktoś wyłączyć na jakiś czas. Sumienie? Dokucza mi. Strasznie mi dokucza.
Działam
Postanowienia powtarzam jak mantrę. Dam radę, schudnę.
Po pracy wybrałam się do kosmetyczki na kawitację, po powrocie wzięłam się za swoje stópki. Nawet maseczkę na nie nałożyłam. Swoją drogą muszę kupić nową tarkę, bo ta moja już jakaś zjechana. Przy okazji pomalowałam tez paznokcie i rąk.
Najważniejszego postanowienia dzisiaj nie spełniłam - nie ćwiczyłam. Jutro ruszę swoje 4 litery i pójdę biegać, albo na skakance poskaczę.
Dzisiaj tak króciutko, bo zmęczona jestem.
Trzymajcie się kochane!
Plany, życzenia, marzenia ...
Ale jestem dzisiaj rozchwiana emocjonalnie. Płaczę co 10 min raz ze śmiechu raz z nie wiadomo jakiej przyczyny. Luz.
Dzisiaj pod względem jedzenia dzień był tragiczny. Nie miałam na nic czasu. I tak o to przedstawia się moje meni:
7.00 owsianka z bananem i łyżką dżemu śliwkowego (oczywiście mamusiowej roboty)
11.00 serek wiejski z dżemem truskawkowym
16.00 wafel ryżowy
19.00 miseczka zupy pomidorowej z makaronem
Tragedia. Jak ja mam schudnąć jak mi się robią takie przerwy między posiłkami. Na prawdę nie miałam czasu w pracy wziąć nic do gęby. Za to piłam dużo wody.
Po pracy pojechałam na ostatnie slim belly, pewnie po trzech sesjach nie wiele mi to pomogło, aczkolwiek zawsze to było 45 min ruchu i spalania kalorii. Teraz muszę znaleźć na wakacje w Poznaniu zumbę, gdzieś niedaleko, dwa razy w tygodniu i tanio! )Jak ktoś jest z Poznania i zna fajne miejsce proszę o namiar.)
Dzisiaj zrobiłam sobie mały rachunek sumienia i postanowiłam postanowić coś na miesiąc lipiec. Postanowienia są po to, żeby je zrealizować, więc na koniec miesiąca rozliczę się z nich najpierw sama ze sobą, a później dam Wam znać, czy coś wyszło z tych moich planów czy był to tylko słomiany zapał.
1. Walczę z cellulitem - raz w tygodniu peeling z kawy, codziennie wklepywanie kremu, masaże rękawicą sizalową (dziad musi zniknąć!)
2. Codziennie ćwiczę min. 40 min
3. Będę starała się panować nad swoimi emocjami.
4. Codziennie będę odkładała min. 50 gr na usunięcie rozstępów (kiedyś w końcu uzbieram i usunę)
5. Przeczytam w końcu wszystkie książki, które założyłam, że przeczytam.
6. Zacznę dbać o stopy! Codziennie kremik, ładnie pomalowane paznokcie itp.
7. Żyć chwilą, nie martwić się na zapas, myśleć o tym, co jest tu i teraz (ponoć ludzie tak myślący są szczęśliwsi)
8. Zobaczyć w końcu 6 z przodu!
9. Starać się jeść 5 razy dziennie w tym dużo warzyw i owoców
10. Walczyć z pękającymi naczynkami.
Oto 10 moich postanowień. Będę je sobie powtarzała codziennie i stosowała się do nich. Będę dążyła do pięknego ciała, do wewnętrznego spokoju i stabilności emocjonalnej.
I po sesji :D
Dzisiaj pisałam ostatni egzamin, wpadła kolejna piąteczka. Cudownie. Wolne od uczelni do października.
Co do wagi, dzisiaj rano pokazała 72,2 kg. Kolejne ważenie 1.08.2012. musi być 6 z przodu, po prostu musi i już!
Dzisiaj krótko, bo zmęczona jestem no i mecz się zaczyna
Italia!!!
Ps. Julcia dzięki za miło spędzone popołudnie i mam nadzieję do zobaczenia!
Żeby chorować trzeba mieć zdrowie
Za co oni mi tyle pieniędzy z wypłaty pobierają na ubezpieczenia zdrowotne ja się pytam?
Idź do lekarza na kasę chorych, a umrzesz w kolejce. Jakaś paranoja. Nie będę więcej opisywała moich dzisiejszych przygód z przychodniami, lekarzami, badaniami, bo tylko nie potrzebnie się denerwuję.
Te guzki to powiększone węzły chłonne. Dostałam pełno tabletek, które kosztowały majątek i które mają sprawić, że wyzdrowieję do operacji. Oby. Jak nie wyzdrowieję, to chyba oszaleję.
Jutro ważenie, aż się boję, bo czuje, że utyłam.
Poza tym w weekend ostatnie egzaminy do których nie miałam siły się uczyć. Luz. Jakoś to będzie.
A teraz idę prać torebkę, bo dzisiaj mi się jogurt rozwalił. Wszystko upyprane.
Zdenerwowana
Jestem bardzo zdenerwowana. Od wczoraj w pachwinach na nogach mam pod skórą dwa guzy i to dość spore - przy siadaniu bardzo bolą. Jutro idę do lekarza, być może to węzły chłonne, a ja nie mogę być chora przed operacją ... Mam nadzieję, że to nic poważnego.
Wczoraj zgrzeszyłam. Oglądając mecz i napalając się na boskiego Ronaldo (widziałyście jak on się uśmiecha??!!) wypiłam dwa piwka Shandi - do dzisiaj mam wyrzuty sumienia. Wczoraj też z powodu tych guzów odpuściłam ćwiczenia. Dzisiaj jednak stwierdziłam, że nie będę się użalała nad sobą, nie bolało mnie mocno i poszłam na zumbę. Kocham zumbę. Mogę zumbować codziennie! Muszę znaleźć w Poznaniu gdzieś blisko mnie zumbę we wakacje, bo tam gdzie ja chodzę na razie jest przerwa. Od przyszłego tygodnia (będę już po sesji) zamierzam też powrócić do biegania.
Meni:
7.00 dwie skibki chleba orkiszowego, biały ser, ogórek
11.00 to samo, co wyżej
13.00 serek homo truskawkowy
16.00 serek wiejski light
19.30 miseczka zupy warzywnej (buraki, kalafior, kalarepa, kapusta ...)
20.30 zblenderowane: pomarańcz, kiwi, natka pietruszki (bomba witaminy C)
W ogóle co raz częściej zastanawiam się nad swoim życiem, obecnie nie jestem szczęśliwa i to nie z powodu nadmiaru kilogramów, cellulitu, popękanych naczynek itd.
„Jeśli przestajesz być sobą w związku to znak, że należy odejść. Proste”
Zakwasy
Ale mam zakwasy na brzuchu, ledwo oddycham. Wczoraj i przedwczoraj robiłam 8 min Abs a dziś mam zakwasy. Nigdy nie miałam. Hmm...
Dzisiaj też byłam na slim belly - 40 min ćwiczeń dla brzucha i przy okazji dla nóg i pośladków. Rewelacja.
Jutro zumba, pojutrze też i w czwartek też.
Chcę mieć wystające kości przy biodrach. I będę miała. Kiedyś. Niedługo.
Dzisiaj zjedzone:
7.00 owsianka z bananem i łyżką dżemu wonogronowo-gruszkowego (domowej roboty)
11.30 jabłko
13.30 serek wiejski light z pomidorem
15.30 serek homo waniliowy
19.00 trzy małe wczorajsze gołąbki, jedna pyrka.
Ps. Wczoraj mój mąż pożarł całą paczkę chipsów - nie ruszyłam ani jednego. Jestem z siebie dumna!
Trochę relaksu
Dzisiejsze przedpołudnie uważam za stracone. Od 8 byłam na uczelni, z czego w 1,5 godziny załatwiałyśmy wpisy, a później 3 godziny czekania na egzamin.
Dziewczyny wpadły na genialny pomysł, żeby w czasie tej 3 godzinnej przerwy pójść do Maca. No i poszłyśmy, była nas w sumie 10. Dziewczyny zamówiły sobie jakieś buły z mięchem, szejki i inne takie, ja z tego wszystkiego wzięłam loda. Stwierdziłam, że jak mam pakować w siebie kalorie, to lody z całego meni będą najlepsze.
Poza tym bardzo miło spędziłyśmy czas, gadałyśmy jak nakręcone, narzekałyśmy, chwaliłyśmy się nawzajem i takie tam babskie duperele.
Z uczelni wróciłam ok 15.00 i zrobiliśmy z Pią na obiad gołąbki bez zawijania. Wyszły pyszne. Pią robi najlepsze gołąbki bez zawijania na świecie. Ja je później tylko gotowałam i robiłam sos, oczywiście bez żadnego zaklepywania - sam przecier pomidorowy i zioła. Po obiedzie kawka i pojechaliśmy na basen. 45 min pływania bardzo mnie zrelaksowało, później 10 min sauny i obecnie czuję się świetnie. Nie czuję już takiego zmęczenia, jak zaraz po wyjściu z uczelni. Mam jeszcze trochę energii by coś zrobić. Może wezmę się za prasowanie ?
Dzisiejsze meni:
7.00 dwie skibeńki chleba orkiszowego z twarożkiem, pomidorem i jajkiem
ok.11.00 Lód MacFlury (czy jakoś tak)
16.00 5 małych gołąbków bez zawijania
19.00 dwa pomarańczka
Teraz popijam wodę, muszę uzupełnić płyny po tej saunie.
A jutro idę ćwiczyć brzuch!
Na skraju wyczerpania
Praca, dom, nauka, praca, dom, nauka, kolejny weekend w szkole ... Padam na twarz. Niedługo popadnę w jakąś nerwicę albo coś na ten wzór.
Moja uczelnia powinna dostać medal za brak organizacji, brak informacji, brak czegokolwiek jednym słowem burdel. Dzisiaj miałyśmy być w 4 miejscach o jednej godzinie w różnych częściach Poznania. Luz. Zadzwoniliśmy do dziekana, że nie jesteśmy w stanie się rozerwać, to usłyszałyśmy, że mamy sobie radzić. Bez komentarza.
Z tego wszystkiego rano zjadłam dwie skibki chleba z serkiem topionym i pomidorem i wypiłam kawę.
Na uczelni wypiłam dwa energetyki.
Obecnie jem zupę burakową z ziemniakami.
Bosz, co ja ze sobą robię ?! Panie, widzisz, a nie grzmisz.
Jeszcze trzy egzaminy i wakacje od szkoły.
Urlop mam dopiero w sierpniu.
I
Kopniaka poproszę!
Co za dzień!
Proszę Was bardzo, dajcie mi w twarz i każcie się ogarnąć. Dzisiejszy dzień pod względem diety fatalny. Cały dzień chodziłam jak nakręcona, co minutę miałam ochotę na coś innego. Pomimo, że nie byłam głodna miałam ochotę jeść. Co chwilę przypominałam sobie, że jestem na diecie i nie mogę sobie pozwalać na zbędne kalorie, ale niestety chcica na słodkie wygrała. O 14 zjadłam drożdżówkę ze śliwką, a o 17.00 wafelka w czekoladzie. Obiecuję odpokutować i poprawić się. Nie będę zwalała winy na @, bo wiem, że jakbym na prawdę miała silną wolę to nie tknęłabym tych słodkości. No, cóż jak to mówią każdy ma jakąś chwilę słabości, moja nadeszła dzisiaj. Luz.
Na swoje usprawiedliwienie mam to, że dzisiaj byłam na zumbie i dałam z siebie wszystko. Pot lał się ciurkiem. Z sali wychodzę spocona, z twarzą czerwoną jak Indianin, ale szczęśliwa i pełna energii. Poziom endorfin wzrasta jak po zjedzeniu tabliczki czekolady, tyle, że zumba nie tuczy, wręcz przeciwnie:)
Poza tym sesja w pełni. Powinnam się uczyć, a ja oczywiście siedzę przed telewizorem i oglądam mecze. Dzisiaj Portugalia i boski Ronaldo :D Ach, jak on się uśmiecha.
Meni dnia dzisiejszego:
7.00 dwie parówki z szynki (te z Biedrony), dwie małe skibki chleba orkiszowego z serkiem wiejskim i pomidorem i sałatą
11.00 kubek zgniecionych truskawek z jogurtem greckim
12.00 skibka chleba z sałatą, pomidorem, serkiem wiejskim
14.00 drożdżówka ze śliwką
ok. 16.00 serek homo brzoskwiniowy
ok. 17.30 wafelek w czekoladzie Estella
19.30 sałatka z młodych ziemniaków (z bloga Koraliny link we wczorajszym wpisie)
Sałatkę polecam z czystym sumieniem była przepyszna i zapewniam, że będę robiła częściej.
Jejku, ile ja dzisiaj zjadłam :o
A teraz idę się napalać na uśmiech CR7.