Bo inaczej nie dalabym rady.
Wiecie, jestem generalnie tylko czlowiekiem. I Michelle, z ktora pracuje, tez jest tylko czlowiekiem. Jako ludzie zdarza nam sie popelniac bledy, tak? Przy odrabianiu prac domowych z dzieciakami tez nam sie moze zdarzyc blad, tak czy nie? Albo ze mamy inny pomysl na rozwiazanie, a wynik i tak jest dobry, tak? No i zdarzyl nam sie feler. Blad ortograficzny. A wlasciwie nie ortograficzny, tylko w pisowni. Mianowicie powiedzialam pierwszoklasistkom, zeby napisaly "paczka" przez "ck". Skonsultowalam sie najpierw z innymi dzieciakami, bo sama nie bylam pewna, moim zdaniem pisze sie prze "k", no ale to rodowici Niemcy, wiec wiedza lepiej ode mnie. No i dzisiaj jedna pierwszoklasistka przynosi nam swoj zeszyt do korespondencji, a tam kartka, z jednej strony zadrukowana poprawna pisownia, z drugiej listem od mamy, pelnej oburzenia, jak moglysmy zrobic taki blad, i ze od teraz ona bedzie kontrolowac lekcje Carolin. O zesz w morde. Nadmienie tylko, ze obie, mama i corka, musza miec jakies problemy emocjonalne, mama nalezy do gatunku, ktory nigdy z niczego nie jest zadowolony, z malej kropli robi wielki deszcz, kazde glupstow urasta do mega rozmiarow i jest generalnie bardzo konfliktowa. Juz raz czy dwa musialam ja usadzic w kacie. Corka natomiast nalezy do perfekcjonistow, za kazdym razem przychodzi do nas i pyta, jaki musi robic odstep miedzy literkami czy wyrazami, te sama litere gumkuje po sto razy, jezeli jej cos nie pasuje, jest tez bardzo problematyczna, i generalnie malo sympatyczna, dzieci tez za nia nie przepadaja. My nie grupujemy, kazde dziecko jest dla nas tak samo wazne, i bez wzgledu na to, jakie zywimy do niego uczucia, traktujemy je tak samo. Ale Carolin wszystko wie najlepiej, nigdy sie z niczym nie zgadza, obraza sie ot tak sobie, bez powodu, przestaje z nami rozmawiac, ma dobry humor i nagle przestaje go miec i w ogole jest klasyczna drama queen.
Ale wracajac do tematu, sobie pomyslalam, zesz kurna, chcesz wojny, bedziesz miala wojne i prosze bardzo, zaraz tez napisalysmy pelen ironii liscik, ktory tez wkleilysmy do zeszytu do korespondencji. Ze bardzo nam przykro z powodu tego strasznego bledu, ktory zrobilysmy, ze przy takiej ilosci dzieci, ktorym musimy kontrolowac lekcje moze sie zdarzyc, ze cos przeoczymy, ale oczywiscie, jezeli takie jest jej zyczenie, to w przyszlosci oczywiscie nie bedziemy sprawdzac prac domowych Carolin.
Mamunia przyszla i pierwsze slowa, to czy przeczytalysmy, co napisala, na co odparlam, ze owszem, i ze skoro tak sie chce z nami komunikowac (mimo ze odbiera dziecko codziennie), to jej tez odpisalysmy. Tak, to dobrze, ale to chodzi o to, ze to nasz nie pierwszy blad, i ze Carolin byla juz bardzo poirytowana, i ze nie wiem, czy moze nam zaufac i takie tam sranie w banie. NIe wiem, slad we mnie sie bierze tyle sily, ale powiedzialam pani, ze to pierwszy blad, o ktorym my wiemy, ze moze sie zdarzyc, ze my robimy zadanie inaczej niz pani nauczycielka, ale my nie jestesmy nauczycielkami, my tylko staramy sie jak najlepiej pomoc i ze kazdy ma prawo do pomylki. No tak, ale Carolin to juz nie chciala dzisiaj do nas przyjsc. Na to, i na te wzmianke o tym, ze sie zirytowala, przyznam, ze zabraklo mi slow. Stanelo na tym, ze mamunia sama bedzie kontrolowac zadania domowe swego dziecka. Na zdrowie. Nam tylko wyjdzie. Bo ona sama sie przyznala, ze nie ma do tego cierpliwosci.
Rodzice... Tja... Powiedzcie, czy nie mozna zareagowac inaczej? Ja bym z pewnoscia to zrobila. Obrocila w zart, posmiala sie (nie wysmiala, ale posmiala), wytlumaczyla, ze takie rzeczy sie zdarzaja... No ale tak, my tylko jesztesmy dwie glupie panie, niedouczone, wiec o co ja sie w ogole czepiam?
Aaa... Marvin ma od srody do piatku zakaz wstepu do szkoly, jezeli tylko sie pojawi w jej poblizu, to mamy dzwonic na policje, zeby go odprowadzila do domu. Fajnie, nie? Takie cudo nam sie trafilo:) Normalnie moge juz sie tylko bezsilnie smiac, bo inaczej to bym chyba zwariowala. Normalnie jest tak fajowsko, ze chyba w ogole nie pojde na zadne zwolnienie, grrrr.
Dobra, spadam sobise dzisiaj na fitnesik i umowie sie na jakis termin z polozna, coby sobie pogadac. Od siostry szwagierki mej w tym tygodniu dostane wanienke i pare innych rzeczy po jej Grecie i bede juz wszystko miala, tadam, tadam, tylko dziecka jeszcze mi bedzie brakowalo:) Aaa, i wiecie, co mnie jeszcze gryzie? Jasne, ze wiem, ze moja rodzina jak najszybciej bedzie chciala mala zobaczyc, i juz zapowiedzieli, ze przyjada na wielkanoc, no niby okej, mam termin na 31 marca, wiec jakby sie mala trzymala ustalen, no to w porzo, niech przyjezdzaja, ale boje sie, ze jak sie urodzi pozniej, i rodzina zwali mi sie na glowe, to nie bedzie tak super cacy, mam wrazenie, ze chociaz ten pierwszy czas bede chciala spedzic tylko z kierownikiem i z mala, przyzwyczaic sie, troche wszystkiego nauczyc, a nie jeszcze martwic rodzina. Jak myslicie? Jak wy mialyscie?
Rany, sie rozpisalam, dlatego tez zostawiam juz was w spokoju i lece. I zadzieram kiece:)