CZEŚĆ!!!
Ostatni wpis Beeveedes skłonił mnie do przemyśleń.
Wiecie co jest najtrudniejsze w odchudzaniu??
Zapanowanie nad swoją psychiką!
Z jednej strony cieszymy się, że odzyskujemy piękną sylwetkę.
Z drugiej strony płaczemy nad tabliczką czekolady, bo nam nie wolno.
Z jednej strony kupujemy długo wyczekiwane sukienki, spódniczki, spodnie w mniejszym rozmiarze.
Z drugiej strony ograniczamy się i ciągle myślimy jak nie zjeść za dużo na spotkaniu rodzinnym.
Z jednej strony nie przejmujemy się wyjściem na plażę, basen i bez problemu wskakujemy w kostium kąpielowy.
Z drugiej strony wciąż zastanawiamy się co będziemy jeść na wyjeździe, gdzie z każdej strony czeka na nas jakaś pokusa.
Z jednej strony słyszane wszędzie komplementy unoszą nas do góry.
Z drugiej strony brakuje nam tych wieczorów z paczką chrupek w ręku.
Moje życie sprzed odchudzania:
Spałam jak najdłużej się dało przed wyjściem do szkoły, wliczałam tylko szybki prysznic i ubranie się. Kto tam myślał o czasie na śniadanie. Jadłam to na co miałam ochotę, koleżanka w szkole częstowała słodyczami, chipsami- czemu nie? Po szkole jadłam to, co ugotowała mama. Kto by się zastanawiał nad tym, czy ten kotlet jest w panierce czy nie. Po obiedzie obowiązkowo słodycze! Po kolacji ciekawy film? - szły lody albo inne słodkości....
Podsumowując: nie myśłałam o tym kiedy, ile, jakiej jakości, czy przytyję czy nie! W mojej głowie kalorie, wartości odżywcze nie istniały. Cieszyłam się towarzystwem przyjaciół, rodziny, wspólnie jedzonymi posiłkami i spędzanym razem czasem.
Moje życie podczas odchudzania:
Trzeba było wstawać wcześniej by zrobić i zjeść śniadanie, chodziłam bardziej niewyspana. Zaczęłam liczyć kalorie, ograniczać jedzenie. Moje myśli krążyły wokół jedzenia. Urodziny koleżanki? - nagle zamiast myśleć o tym czy spodoba jej się prezent, co kupić, jak będzie, kto będzie to ja myślałam co zjeść przed i co zjeść na miejscu...
Podsumowując: jedna wielka masakra zmierzająca w stronę poważnych zaburzeń odżywiania!
Moje życie po odchudzaniu:
Uczę się odnaleźć ten środek. Nauczyłam się zdrowego odżywianiu. Oduczyłam się jeść słodyczy i fast foodów. Czasami jednak pojawia się ochota na coś niezdrowego.
Różnica sprzed i po odchudzaniu: kiedyś gdy miałam ochotę, po prostu nakładałam sobie i jadłam, nie przywiązywałam do tego dużej uwagi, po chwili zapominałam, że zjadłam. Teraz: zjem, ale wcześniej muszę to przemyśleć, pojawiają się myśli, kalorie, wartości odżywcze. Może nie mam wyrzutów sumienia, wiem że jednorazowo nie przytyję, ale jest już ta świadomość, która niepotrzebnie zajmuje miejsce w mojej głowie.
Czy kiedyś byłam szczęśliwsza?
I tu pojawia się problem.
Byłam wesołą osobą z nadwagą.
Teraz jestem wesołą osobą bez nadwagi. Z jakąś tam wiedzą na temat dietetyki.
Patrząc na to, to tak, wszyscy stwierdzą- teraz jest lepiej. Wiem jak się odżywiać, wiem co robić, jak gotować by było zdrowo i pysznie.
Aleee, to nie musiało się tak skończyć. Mogłam skończyć o wiele gorzej, z poważnymi zaburzeniami odżywiania.
CAŁE SZCZĘŚCIE SIĘ OPAMIĘTAŁAM.
A gdyby nie?
Przecież tyle osób, tutaj, na Vitalii, za bardzo wsiąka w to całe odchudzanie, w te wszystkie zasady jedzenia...
Czy ich życie nie było kiedyś szczęśliwsze??
Niech się odchudzają, zmieniają nawyki ci, którzy naprawdę tego potrzebują i mają sporą nadwagę!!!
A nie nastolatki, które boją się dwóch jabłek dziennie, bo to za dużo cukru, a ich waga jest w normie (!???)
Życie jest za krótkie by je tak marnować!
HAHA! Coś dla zdrowia i coś dla psychiki!
Bo prawdziwą sztuką jest odnaleźć przyjemność w zupełnie nowym sposobie odżywiania!
Prawdziwą sztuką jest ograniczyć słodycze, fast foody i nauczyć się kontrolować własny apetyt.
Prawdziwą sztuką jest odnaleźć szczęście, porzucając dawne nawyki!
I SZCZERZE PODZIWIAM KAŻDEGO, KTO TEGO DOKONAŁ!
PA! ;*