Lekki spadek formy
Dziś popełniłam wykroczenie żywieniowe zwane kanapka z żółtym serem i szynką. Przycisnęło mnie w pracy a wyboru specjalnie nie było...
Na plus mogę sobie zapisać trening, zdecydowanie.
A w ogóle w czwartek pełnia, to wszystko przez to :P
Chyba nie mam dziś weny... :)
Co to ja mialam przed wojna? Aaa, pamiec!
Jak mozna zapomniec o okresie? No jak ja sie pytam????
Wczoraj mi sie jakies krwawienie zaczelo i zaczelam troche panikowac, bo teraz to nie powinnam, i w ogole cos mnie brzuch boli, a ze problemy juz miewalam z tymi okolicami spore to...
A dzis rano zajrzalam wreszcie do notatnika. Bez komentarza :P
Ale musze przyznac, ze nawet calkiem tak lajtowo (odpukac) sie zaczyna... Nawet wczorajsze cwiczenia na brzuch niczego nie pogorszyly :)
Co do kawy - to zadne tego typu wynalazki nie wchodza w rachube. Pijam kawe dobrej jakosci, kupuje zwykle w jakiejs dobrej palarni kawy, ostatnio mam faze na kolumbijska. Parze w kawiarce. Zadne wynalazki instant nie maja u mnie racji bytu, no chyba ze jestem na silnym "glodzie" a nic normalnego nie ma pod reka. Eh, nalogi...
A w ogole mam faze na chrupanie marchewek :) Ciekawe kiedy sie zrobie pomaranczowa... :)
Powoli wracam do formy
Mój żołądek się namyślił i postanowił znów współpracować. Nawet na surowiznę się zgadzam co cieszy mnie bardzo. Teraz mogę wreszcie wrócić do moich ulubionych sałatek :)
Dziś w ramach próby zrobiłam sobie pomidory z cebulą. Ucieszona jak sto pięćdziesiąt wzięłam pierwszego kęsa i... i pomęczyłam się jeszcze z połowa talerzyka. Więcej sie nie dało. Te pomidory sa paskudne! Smakują bardziej jak plastik niż cokolwiek warzywopodobnego :/ Na szczęście rukola była smaczna jak zawsze :)
Chcę popracować nad moim spożyciem kawy. To moja codzienna radość i... uzależnienie. W lepszych momentach piłam tylko jeden kubek dziennie, pół na pół z mlekiem. NIestety, teraz 2-3 kubki na dzień to norma. Oczywiście oprócz tego wtłaczam w siebie 2l wody mineralnej a i jeszcze herbatki różne ziołowe i owocowe, ale jednakowoż kofeinę chcę ograniczyć. Jakieś pomysły jak???? :)
Teraz nieco mniej żywieniowo :) W ramach poprawiania sobie samopoczucia po chorobie, trochę zaszalałam. Fryzjer, nowe cięcie, nowy kolor, kosmetyczka - masaż i czyszczenie twarzy, nowe kosmetyki do makijażu, no i nowe ciuchy. Kupiłam "na oko", i to, uwaga uwaga, rozmai M. Tak na zaś potem. Dziś rano stwierdziłam, ze przymierzę - i pasowały! Fakt, wałeczek wokół talii jest widoczny, ale pracuję nad tym (jak tylko skończę to pisać zabieram się za trening :) ). Wiem, ze to w głównej mierze efekt choroby, dlatego chcę teraz mądrze się odżywiać, zeby przynajmniej utrzymać i utrwalić ten efekt. A potem dalej w dół :)
Na dobry początek - przerwa
spowodowana mianowicie jakimś wirolem paskudnym, który najpierw powalił mnie na kolana i zmusił do czułości z białym łazienkowym "wielkim uchem", a potem dodał do tego kolejne atrakcje w postaci niemożności przyswajania pokarmów stałych.
Poprawiło się o tyle, że wmusiłam w siebie porcję ryżu, żeby nie paść. I niestety na ryżu czekają mnie jeszcze dwa dni.
Chwilowo zatem mogę sobie tylko pomarzyć o pomidorach z cebulką albo parowanym bakłażanie... Ale to już niedługo, już w przyszłym tygodniu :)
A tymczasem wysączę kubek naparu z lipy.
Powroty to chyba moja specjalność...
Po prawie dwóch latach wróciłam do punktu wyjścia. Ważę prawie tyle samo co wtedy (niestety prawie w drugą stronę - o pół kilo więcej...), nie mieszczę się w wiele ciuchów, znów noszę rozmiar 42. I zupełnie nie mam kondycji.
Jedyna rzecz jaka się naprawdę zmieniła, to miejsce zamieszkania - od pół roku mieszkam w Luksemburgu.
Jednak wracam niedługo do Szwajcarii, w związku z tym chcę się wyszczuplić i zdobyć kondycję. Właściwie kondycja przede wszystkim - chcę znów chodzić po górach! No!
Planu jeszcze nie mam, zaczęłam od postanowienia i od zmierzenia się we wszystkich obwodach. Coby mieć porównanie. Jutro mam zamiar popełnić plan i postanowienia. I będę tu pisać regularnie jak mi idzie. Szczerze. Coby mieć motywację. Rzekłam. Uffff....
Uff jak gorąco
W ciągu dnia nie da się nic zrobić, by po kilku minutach nie być oblepioną potem. Masakra. Nie przeszkodziło mi to jednak wybrać się na ponad czterogodzinny pieszy rajdzik wzdłuż Renu. Oj pod koniec myślałam, że nie dojdę. A jednak! :)
Wreszcie ruszyłam rower. Wprawdzie jak na dotąd tylko raz - w sobotę, ale zawsze to jakiś początek.
Teraz akurat mam te najlepsze dni w miesiącu, co w połączeniu z ponad 30 stopniami na zewnątrz skutecznie mnie demotywuje do jakiejkolwiek aktywności fizycznej. Ale może wieczorkiem się zmuszę do choć krótkiego treningu...
J. wyjeżdża na dwa tygodnie, potem przyjeżdża do niego Rodzina, więc odpadają obiadki z alkoholem. Słowem mniej pustych kalorii. Jeśli na dodatek uda mi się jednak ruszać, to ulala. Jak wróci to mu kopara opadnie na mój widok :)
Bo biegu, gotowi, start!
Przykre jest, ze to choroba dopiero zmusiła mnie do zmiany stylu życia. Czy raczej - do konsekwentnej zmiany. Moja wątroba ma dosyć stylu obecnego i mam zamiar się jej posłuchać. Bo ją lubię generalnie i chciałabym kontynuować współpracę przez długie jeszcze lata. I zrobię wszystko, żeby ta współpraca się układała doskonale.
Do piątku jestem na diecie płynnej, po kolejnym zatruciu. Żółta barwa już powoli znika z mojej skóry, ale nadal pokarmów stałych nie przyjmuję. Jedyne, co zostaje w żołądku i nie wraca drogą, którą się do niego dostało, to bulion i cola. I wczoraj kilka paluszków odrapanych z soli. Dziś po południu będzie próba z przedwczorajszą bułką.
Jeśli po piątkowej wizycie u lekarza dostanę przyzwolenie na jedzenie - czeka mnie miesiąc diety ścisłej dla wątroby. Do tego postanowiłam wreszcie zacząć marszobiegi (ale to zdecydowanie jak wyzdrowieję i wrócę do sił), bo kondycja na wyprawy w góry się przyda. A lato przede mną.
W weekend kupię sobie wagę. Swoją starą zostawiłam w Polsce, jednak teraz chcę coś mieć, żeby móc kontrolować spadek wagi - żeby nie był za szybki. Wagę początkową - 75kg - podałam na oko. Mam nadzieję, że nie jest wyższa...
Waga docelowa to 63 kg +- 2 kg. Mam duży biust, dużą masę mięśniową i grube kości. Mięśni nie chcę za duzo stracić, do biustu też sie przyzwyczaiłam (wiem, że zejdzie - ale mam jednak nadzieję, że nie za bardzo ;) a to też waży :D), przy kościach nie mam nic do gadania. 63 powinno być zdrową wagą, te +- 2kg to na okoliczność okresu, bo zawsze puchnę.
Założenia przygotowane. Czas zabrać się za siebie i je zrealizować.