Tytuł wpisu w pamiętniku odchudzania:
Bo biegu, gotowi, start!


Przykre jest, ze to choroba dopiero zmusiła mnie do zmiany stylu życia. Czy raczej - do konsekwentnej zmiany. Moja wątroba ma dosyć stylu obecnego i mam zamiar się jej posłuchać. Bo ją lubię generalnie i chciałabym kontynuować współpracę przez długie jeszcze lata. I zrobię wszystko, żeby ta współpraca się układała doskonale.
Do piątku jestem na diecie płynnej, po kolejnym zatruciu. Żółta barwa już powoli znika z mojej skóry, ale nadal pokarmów stałych nie przyjmuję. Jedyne, co zostaje w żołądku i nie wraca drogą, którą się do niego dostało, to bulion i cola. I wczoraj kilka paluszków odrapanych z soli. Dziś po południu będzie próba z przedwczorajszą bułką.
Jeśli po piątkowej wizycie u lekarza dostanę przyzwolenie na jedzenie - czeka mnie miesiąc diety ścisłej dla wątroby. Do tego postanowiłam wreszcie zacząć marszobiegi (ale to zdecydowanie jak wyzdrowieję i wrócę do sił), bo kondycja na wyprawy w góry się przyda. A lato przede mną.
W weekend kupię sobie wagę. Swoją starą zostawiłam w Polsce, jednak teraz chcę coś mieć, żeby móc kontrolować spadek wagi - żeby nie był za szybki. Wagę początkową - 75kg - podałam na oko. Mam nadzieję, że nie jest wyższa...
Waga docelowa to 63 kg +- 2 kg. Mam duży biust, dużą masę mięśniową i grube kości. Mięśni nie chcę za duzo stracić, do biustu też sie przyzwyczaiłam (wiem, że zejdzie - ale mam jednak nadzieję, że nie za bardzo ;) a to też waży :D), przy kościach nie mam nic do gadania. 63 powinno być zdrową wagą, te +- 2kg to na okoliczność okresu, bo zawsze puchnę.
Założenia przygotowane. Czas zabrać się za siebie i je zrealizować.

© Fitatu 2005-24. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Serwis stosuje zalecenia i normy Instytutu Żywności i Żywienia.