Temat: adopcja-pytanie

Czy są tu jakieś mamy, które adoptowały dziecko? Jesli tak to w  jakim wieku było dziecko? 
Zastanawiam sie jak to jest,że niektórzy mimo braku możliwości posiadania dziecka, nie chca słyszeć o adopcji. Słyszałam, że ludzie nie chcą wychowywać cudzych dzieci. 
Jakie jest Wasze zdanie? 
Ja jestem jeszcze przed macierzyństwem,ale myśle że zdecydowałabym się na adopcję.

u mojej znajomej było podobnie, adoptowali 3 letniego niewinnego chłopczyka w okularkach, wyglądał jak aniołek. A teraz ma może z 10 lat i terroryzuje całą rodzinę. Moja znajoma cały czas chodzi po psychologach, poradniach,miała być kolejna sprawa sądowa ponieważ nawet w szkole nauczyciele się go bali do rodziców mówił że ich zabije. Znajoma stwierdziła że nawet by się cieszyła gdyby odebrali jej dziecko poprostu nie miała już siły i pomysłu na jego wychowanie. Niewspomnę ile miała problemów w pracy przez niego gdy go zabrała ze sobą. Nie można go było na sekundę spuścić z oczu bo groziło to katastrofą. Niestety nie wiem co teraz u niej słychać ponieważ się przeprowadziłam.

Pasek wagi

problemy mogą być z każdym dzieckiem, mój brat mimo prawie ze idealnej rodZiny takie rzeczy wyczynial że szok, i wcale charakterem nie pasuje do naszej rodziny. Mając dziecko czy swoje czy adoptowane trzeba się z tym liczyć. A ktoś kto adoptuje dziecko i oddaje...Nie komentuje. Rozumiem wszystko, ale mąż też nie jest rodziną w sensie krwi i co pozbywamy się przy problemach ? 

Pewnie , że problemy mogą być również z własnym dzieckiem. Ale ja na etapie planowania ciąży, samej ciąży i obecnie - na etapie wychowywania - robię wszystko co w mojej mocy żeby dzieci były zdrowe, właściwie wychowane, kochane. Generalnie staram się im dać najlepszy start. W większości przypadków nie można tego powiedzieć o dzieciach z domów dziecka co w oczywisty sposób zwiększa szanse na problemy w przyszłości. Nie wątpię, że byłabym w stanie pokochać to "obce" dziecko, skoro pokochałam swojego męża, który początkowo był obcym mi człowiekiem to dlaczego nie miałabym pokochać kogoś jeszcze, niezwiązanego ze mną więzami krwi. Ale nie zdecydowałbym się na adopcję, której mogłabym bardzo żałować - gdyby dziecko okazałoby się "nieidealne" i rozwaliłoby mi zupełnie moje całkiem fajne życie. Możliwe, że mówię tak bo mam swoją dwójkę dzieciaków, nie wiem jak bym myślała gdybym nie mogła mieć dzieci.

Dodam jeszcze, że znam parę z dwójką adoptowanych dzieci, starszy chłopiec jest ciężkim okazem za to młodsza jest na prawde fajową, kontaktową dziewczynką.

Kllla napisał(a):

problemy mogą być z każdym dzieckiem, mój brat mimo prawie ze idealnej rodZiny takie rzeczy wyczynial że szok, i wcale charakterem nie pasuje do naszej rodziny. Mając dziecko czy swoje czy adoptowane trzeba się z tym liczyć. A ktoś kto adoptuje dziecko i oddaje...Nie komentuje. Rozumiem wszystko, ale mąż też nie jest rodziną w sensie krwi i co pozbywamy się przy problemach ? 

Zgadzam się z Tobą. Bardzo często widzę wśród rodzin posiadających kilkoro dzieci, że np.jedno wyróżnia się na tle innych. Np rodzina po sasiedzku ma 6 dziewczynek. Śliczne,grzeczne,ale jedna w wieku nastoletnim przechodziła bunt,czarne włosy,czarne usta,dziwne towarzystwo.. Ale w takich sytuacjach nie oddaje sie dziecka bo stalo sie niewygodne..
Tak jak mówisz o mężu. Skoro jesteśmy w stanie pokochac dorosłego człowieka i spedzic z  nim życie, to takie dziecko niczym nie różniło by się od naszego męża czy żony..

niepewnasiebiee napisał(a):

Niewyobrazam sobie zycia bez dzieci. Gdybym nie mogla miec swoich-napewno bym adoptowala. Podziwiam ludzi, ktorzy wychodza z zalozenia, ze na swiecie jest wystarczajaco duzo dzieci potrzebujacych rodzicow - i zamiast robic swoje - decyduja sie na adopcje.

Zgadzam sie w 100 %. Dla mnie rodzina bez dzieci jest czyms niekompletny. Marze o własnych dzieciach. Wydać na  świat dziecko,które jest owocem milosci,ale gdyby wyszlo inaczej nie zastanawialabym sie dlugo nad adopcja.  W sumie tez jedno nie skresla drugiego.

Na szczęście mam swoje dzieci, ale gdybym nie mogła mieć własnych nie miałabym żadnych oporów przed adopcją, niestety mój mąż jest już innego zdania. Dlaczego?? sam dokładnie nie potrafi wytłumaczyć

Być może jestem złym człowiekiem... Ale na chwilę obecną nie zdecydowałabym się. Być może gdyby doszło do sytuacji, że bardzo chcę mieć dziecko, a nie mogę, zmieniłabym zdanie (przy czym jestem w takim wieku, że i tak już byłoby na to za późno).

Pomijając obawy związane z genetyką i pochodzeniem dziecka bałabym się, że go nie pokocham tak, jak powinnam. Niejednokrotnie miałam do czynienia z dziećmi znajomych i nie radzę sobie z nimi. O ile na początku jest fajne, słodkie i kochane, to po 3 dniach odwiedzin już mnie to męczy. Wiem, że z moim dzieckiem byłoby inaczej, ale przy adoptowanym zawsze siedziałoby mi w głowie "to nie moje"... Myślę, że potrafiłabym "przyjąć" dziecko z rodziny, na przykład gdyby któremuś z mojego rodzeństwa posiadającego dzieci coś się stało, ale w ogóle nie biorę pod uwagę takiej możliwości (w sensie nie dopuszczam do siebie myśli, że mogłoby im się coś stać). Ale nie obce.

Możecie to oceniać, ale to nie są luźne przemyślenia i decyzja, tylko odczucia, a nad tym się nie da zapanować.

-Noma- napisał(a):

Jak to łatwo powiedzieć, że jest tyle sierotek na świecie a ja zrobię coś dobrego i przygarnę jedną dając jej szczęście a prawda jest taka, że większość tych dzieci jest naznaczona głęboką traumą związaną z nałogami rodziców, przemocą, agresją, porzuceniem, nagłą utratą rodziny np w wypadku, uczestnictwem w pożarze itp. Te dzieci wymagają stałej pracy z psychologiem bądź innym specjalistą. Niewielu ludzi jest w stanie udźwignąć taki ciężar. Choroby dziedziczne, konsekwencje nałogu rodziców itp. Często te dzieci mimo wielu starań nie potrafią się socjalizować, nawiązywać bliskich relacji i mają własny świat.Oglądałam wiele dokumentów na ten temat i często zdarzało się, że ludzie chcieli oddać adoptowane dzieci bo niestety ale przed podjęciem tak poważnej decyzji widzieli świat w różowych okularach. Myśleli, że spełnią swoje marzenie o posiadaniu dziecka a przy okazji uszczęśliwią jakąś sierotkę ale to nie tak wygląda a często jest źródłem kolejnej krzywdy tych dzieci. 

Zgadzam się w 100%.
Co do mnie. Mam PCOs i raczej dzieci z tego nie będzie. Mój narzeczony doskonale o wszystkim wie i zdaje sobie sprawę. Poruszyliśmy kiedyś temat ewentualnej adopcji (nie teraz, za kilka lat) i oboje stwierdziliśmy, że jesteśmy na NIE. Mój R. twierdzi, że jak dziecko, to tylko własne albo w ogóle. U mężczyzn bardzo ważne jest przekazanie genów i żeby dziecko było na pewno ich.

Ja sama myślę podobnie do Wileny. Uważam, że nie dałabym rady pokochać nie swojego dziecka. Pewnie podświadomie myślałabym, że moje własne, rodzone, byłoby lepsze, doskonalsze ect.
Adopcja to za duże ryzyko, przynajmniej dla mnie.

po 1 nie gdybaj ze bys sie zdecydowala ,czesto to jest ostatnia i jedyna szansa na macieżynstwo dla par kt z róznych przyczyn nie maja biologicznych dzieci ,sa oczywiscie takie kt moga i / lub maja wlasne plus chetnie adoptuja ale to chyba jednak zadkosc a to ze sa tacy kt nie chce to trzeba uszanoac i nie dziwic sie temu dopiero jak nie daj boze staniesz przed dylemate adopcji jako jedyna mozliwosci zrozumiesz jak olbrzymia gama uczuc sie przetoczy ci w sercu... to bardzo trudna kwestia

Pasek wagi

Ja próbuje zajść w ciążę od 10 lat i nic. Juz dawno byśmy adoptowali ale niestety procedury nie pozwalają.  Związek bez ślubu ja praca na czarno bez umowy. Kiepsko się to prezentuje do kwalifikacji adopcyjnej:-/

© Fitatu 2005-25. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Serwis stosuje zalecenia i normy Instytutu Żywności i Żywienia.