Temat: Chodzenie na wesela w rewanżu

Czy jeżeli byłybyście gościem na czyimś weselu to zapraszając oczekiwałybyście, że ta osoba też do Was przyjdzie?

Pytam, bo ost w luźnej rozmowie poznałam opinię ludzi, którzy twierdzą, że bycie na czyimś ślubie nie jest zobowiązaniem.

Dla mnie oczywiste jest, że jeśli ktoś u mnie był, przyjechał, zainwestował w strój, wygląd i dał kopertę czy też inny prezent, to dziwnie potem olać taką osobę. Ja nie mogę być na ślubie kuzyna, ale on u mnie był. Dlatego jakiś prezent mu przekażę. I wiem, że prezent nie jest najważniejszy, ale ludziom to nawet kartki z życzeniami szkoda wysłać.

Wiesz Majowa, trudno uznać, że chodzi Ci o coś innego, podczas kiedy wszystkie Twoje wypowiedzi brzmią jak opis biznesu z nie ceremonii. Napisałaś raptem kilka zdań, a padło tam wiele określeń: rewanż, zainwestował, poszło na talerzyki, płacić za nieobecność, i w końcu odwiedzić bo ktoś zapłacił. Nigdzie natomiast nic o przyjemności spędzenia czasu z bliskimi, ani żalu, że ich nie zobaczyłaś.

Po takim numerze trudno czuć żal, że się kogoś nie zobaczyło. Raczej żal, ze zostało się olanym i to w perfidny sposób przez osobę którą uważało sie za bliską. Byłam świadkiem na jej ślubie rok temu, dwa miesiące temu pojechałam do dziecka z prezentem na urodziny a w drugą stronę zonk. I zero odzewu. Zwłaszcza, że dzwoniła i mówiła, że będą. Od jej brata pod kościołem już się dowiedziałam, że dziecko marudzi bo ząbkuje. 

Na ślub czy wesele idzie się dla kogoś z szacunku. Bo chce się uhonorować ten dzień swoją obecnością. Raczej nie po to, aby spędzać razem miło czas. Nie oszukujmy się, przy weselach powyżej 100 osób trudno jest być non stop z parą młodą i goście bawią się z innymi gośćmi. Często jest tak, że zaproszony gość nawet ani razu nie porozmawia w czasie wesela z młodymi, bo mają inne obowiązki, albo zwyczajnie tańczą z gośćmi.

majowa16 napisał(a):

Na ślub czy wesele idzie się dla kogoś z szacunku. Bo chce się uhonorować ten dzień swoją obecnością. Raczej nie po to, aby spędzać razem miło czas.

Czyli rzeczywiście traktujesz to jak spotkania formalno-biznesowe. Za to emocje przywiązujesz bardzo osobiste. Twoja postawa jest samolubna i niekonsekwentna, nie ma o czym  w zasadzie rozmawiać.

Może jakbyś zaprosiła 30 najblizszych osób, odczułabyś brak kogoś w sercu a nie jedynie w portfelu.

Nigdy bym czegoś takiego nie oczekiwała. To nie jest transakcja wiązana. Różne są sytuacje, i ktoś może po prostu nie móc się pojawić w danym dniu. A może i Was samych zaprosił z poczucia obowiązku, a nie dlatego, że tak bardzo Was na tym weselu potrzebował.

Czym innym jest w ogóle zapraszanie ludzi na wesele na zasadzie - nas zaprosili, to my ich też musimy zaprosić.

Ah, ale moi rodzice mieli taką sytuację, że świadkami była para ich najlepszych znajomych wtedy. Niestety na własne wesele kilka miesięcy później moich rodziców nawet nie zaprosili, nawet o nim nie poinformowali. Mama mi o tym opowiadała i powiedziała, że było im przykro, bo jednak na świadków wybiera się ludzi zaufanych, takich, z którymi ma się najlepszy kontakt. I nie spodziewa się tego, że za miesiąc będą udawać, że ich w ogóle nie znają.

Świetnie, założyłam ten temat, zeby poznać opinię innych ludzi jak zachowali by się w takiej sytuacji.

W zamian za to zostałam zrugana za oczywiste fakty. Będąc na weselu koleżanki gdzie było 200 osób rozmawiałam z nią 1 minutę. I świat się nie zawalił! Był to ślub koleżanki z klasy, którą znam 14 lat. Zaprosiła mnie, ucieszyłam sie i pojechałam mimo, że jechałam całą noc. 

Cieszyłam sie też kiedy mogłam ją zaprosić do siebie. Teraz jestem rozczarowana, bo nawet na kartkę z życzeniami nie mogłam liczyć. Więc jak mam się czuć? 

Jeżeli Ty też masz takie podejście jak moja koleżanka i naprawdę nie rozumiesz o co mi chodzi, to tylko współczuję Twoim znajomym.

cancri napisał(a):

Nigdy bym czegoś takiego nie oczekiwała. To nie jest transakcja wiązana. Różne są sytuacje, i ktoś może po prostu nie móc się pojawić w danym dniu. A może i Was samych zaprosił z poczucia obowiązku, a nie dlatego, że tak bardzo Was na tym weselu potrzebował.Czym innym jest w ogóle zapraszanie ludzi na wesele na zasadzie - nas zaprosili, to my ich też musimy zaprosić. Ah, ale moi rodzice mieli taką sytuację, że świadkami była para ich najlepszych znajomych wtedy. Niestety na własne wesele kilka miesięcy później moich rodziców nawet nie zaprosili, nawet o nim nie poinformowali. Mama mi o tym opowiadała i powiedziała, że było im przykro, bo jednak na świadków wybiera się ludzi zaufanych, takich, z którymi ma się najlepszy kontakt. I nie spodziewa się tego, że za miesiąc będą udawać, że ich w ogóle nie znają.

Ludzie rozumu uczą całe życie. Może ja sie za bardzo angażuje i za bardzo przeżywam. Rozumiem wiele, ale chamstwa nie zrozumiem nigdy. 

Ktoś zaprasza Ciebie na wesele, dzwoni, pyta czy będziesz....poprostu gorąca linia. A jak przychodzi pora na Twoje to ma to gdzieś, no to jak inaczej to rozumieć niż fakt, że sie komuś statystykę zrobiło. Bo przyjście do kościoła,kartka z życzeniami, sms, życzenia na fb....cokolwiek nic nie kosztują. A podtrzymują relację. A jeśli ktoś się nie odzywa, to zwyczajnie ma to gdzieś. 

Ale niestety ludzie tacy są. Nie można liczyć na to, że z osób, które potwierdzą przybycie wszystkie się pojawią. Zawsze ktoś się wykręci w ostatnim momencie.

Rozumiem, że może być Ci przykro,  że koleżanka nawet na sms się nie pofatygowała. Ale może też coś się stało, a dla niektórych takie smsy to też "krępująca" sytuacja, i rozumiem też, że może być komuś głupio wysyłać sms zamiast się pojawić. Różni są ludzie.

Ja wychodzę z założenia, że na ślub/wesele zaprasza się ludzi bliskich, przyjaciół, tych, co się chce zaprosić, a nie kogo wypada. Np. para numer 1 zaprosiła na wesele ponad 150 osób, w tym "znajomych" - dalszych, mają kasę, to i mają zachcianki. Ale nie jest konieczne, by ta zaproszona para musiała ich w rewanżu zaprosić na ich własne wesele, bo np. nie mają pieniędzy, bo np ograniczona ilość gości, bo po prostu nie chcą. 

Swoją drogą... w takich luźnych rozmowach z moim chłopakiem poruszamy temat wesela I... w obu przypadkach nie mamy żadnych kontaktów ze swoimi chrzestnymi. Ja nie mam żadnych obiekcji, aby ich nie zaprosić na ślub i wesele. A on (i jego mama) mówią, że wypada, że przecież to chrzestny itd, itp. Trochę trąci obłudą... No ale wszystko się w swoim czasie wyklaruje ;-)

A propos odmówienia przybycia - zazwyczaj tak jest, że wszelkie odmowy do jakiegoś terminu się podaje tak, aby była możliwość załatwienia jeszcze w lokalu ostatecznej mniejszej ilości gości, więc kto i co miałby niby płacić za osoby, które nie przyjdą? Niemniej jednak oczywiście, że poszłabym z przeprosinami i jakimś drobiazgiem, że się nie pojawię. Ew. zadzwoniła w przypadku dalszej znajomej/znajomego.

cancri napisał(a):

Ale niestety ludzie tacy są. Nie można liczyć na to, że z osób, które potwierdzą przybycie wszystkie się pojawią. Zawsze ktoś się wykręci w ostatnim momencie.Rozumiem, że może być Ci przykro,  że koleżanka nawet na sms się nie pofatygowała. Ale może też coś się stało, a dla niektórych takie smsy to też "krępująca" sytuacja, i rozumiem też, że może być komuś głupio wysyłać sms zamiast się pojawić. Różni są ludzie.

Nic się nie stało takiego, że nie może się odezwać. Zresztą ja gdybym nie mogła, to męża na ślub z kwiatkiem bym wysłała. W lipcu jest wesele naszego wspólnego kolegi i wiem, że ona będzie. Ja niestety nie mogę być u niego, ale on był u mnie i żeby nie czuł się zapomniany przeze mnie, mam dla niego prezent z kartką z życzeniami już naszykowany. Nie wyobrażam sobie, że oleję fakt, że dobry kolega się żeni! 

Założyłaś temat jaki założyłas, pisałaś tylko o inwestycjach, zobowiązaniach i rewanżach, a o kartkach i zyczeniach napisałaś dopiero po zarzucie Wileny i to też jako dodatek, bo sens podtrzymałaś. Mnie również cięzko było uwierzyć w tak zadane pytanie. Teraz sarkasz i sie boczysz. Podobnie jak ja nie podzielam Twojego podejścia do ceremonii, może go nie podzielać część zaproszonych przez Ciebie gości oraz część tych, którzy Cię zaprosili bądź nie zaprosili. Tu nie ma żadnych oczywistości. Mozesz rozliczać koleżanke z zachowania (że nie odwołała w porę, że nie wysłała kasy za talerzyk, skoro to takie wazne), ale nie masz prawa rozliczac jej z powodów nieprzyjścia.

delax napisał(a):

Ja wychodzę z założenia, że na ślub/wesele zaprasza się ludzi bliskich, przyjaciół, tych, co się chce zaprosić, a nie kogo wypada. Np. para numer 1 zaprosiła na wesele ponad 150 osób, w tym "znajomych" - dalszych, mają kasę, to i mają zachcianki. Ale nie jest konieczne, by ta zaproszona para musiała ich w rewanżu zaprosić na ich własne wesele, bo np. nie mają pieniędzy, bo np ograniczona ilość gości, bo po prostu nie chcą. Swoją drogą... w takich luźnych rozmowach z moim chłopakiem poruszamy temat wesela I... w obu przypadkach nie mamy żadnych kontaktów ze swoimi chrzestnymi. Ja nie mam żadnych obiekcji, aby ich nie zaprosić na ślub i wesele. A on (i jego mama) mówią, że wypada, że przecież to chrzestny itd, itp. Trochę trąci obłudą... No ale wszystko się w swoim czasie wyklaruje ;-)A propos odmówienia przybycia - zazwyczaj tak jest, że wszelkie odmowy do jakiegoś terminu się podaje tak, aby była możliwość załatwienia jeszcze w lokalu ostatecznej mniejszej ilości gości, więc kto i co miałby niby płacić za osoby, które nie przyjdą? Niemniej jednak oczywiście, że poszłabym z przeprosinami i jakimś drobiazgiem, że się nie pojawię. Ew. zadzwoniła w przypadku dalszej znajomej/znajomego.

Te osoby potwierdziły, że będą a nie przyszły.Dowiedziałam się pod kościołem kiedy goście składali mi życzenia i brat tej koleżanki powiedział, że X przeprasza, ale nie będzie jej. Sama natomiast się nie odezwała już potem.

© Fitatu 2005-24. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Serwis stosuje zalecenia i normy Instytutu Żywności i Żywienia.