Temat: Jak postapic? Zdrada

Mam przyjaciolke, taka od piaskownicy, spotykamy sie praktycznie co tydzien. Przyjaciolka ma meza, z ktorym sie lubimy, nie jest to przyjaciel, ale moge z nim o wszystkim pogadac na luzie. 

Ostatnio bylam z przyjaciolka na imprezie, potem w domu jakos tak temat zszedl na temat zdrad i przyznala mi sie, ze jej dziecko nie jest dzieckiem jej meza, a on nic o tym nie wie. Plakala mi jak bardzo zaluje, ze wtedy ja ponioslo z kolega. Bylam w szoku, nigdy bym sie nie spodziewala tego po niej, zwlaszcza, ze uwazalam ich zawsze za swietne malzenstwo. Wczoraj sie z nia widzialam juz na trzezwo i porozmawialysmy szczerze, doradzilam by powiedziala swojemu mezowi prawde, niestety ona absolutnie tego nie zrobi, bo nie chce zniszczyc rodziny, bo wie jak jej maz kocha dziecko. 

Teraz mam dylemat, chcialabym byc fair w stosunku do przyjaciolki i zachowac ta informacje dla siebie. Jednak z drugiej strony meczy mnie ta wiedza, wiem, ze maz przyjaciolki to dobry czlowiek i zasluguje by nie byc w tak okrutny sposob oklamywany. Mysle nad tym, aby mu powiedziec, tylko wiem, ze wtedy strace przyjaciolke. Ja osobiscie bym chciala wiedziec na miejscu mezczyzny. Nie wiem nawet jak mozna w taki sposob przez kilka lat oklamywac meza i w oczy mowic mu, ze to jego dziecko. 

Co byscie zrobily na moim miejscu? Dalsze rozmowy z przyjaciolka nic nie dadza, ona nie zmienia zdania.

SzczesliwaByc napisał(a):

WyjdaWamGaly napisał(a):

SzczesliwaByc napisał(a):

WyjdaWamGaly napisał(a):

SzczesliwaByc napisał(a):

Piszecie o tym, że tylko bliscy mają prawo się wtrącić i coś powiedzieć w takiej sytuacji a znajomi nie? Gdybym była zdradzana to chciałabym się o tym dowiedzieć - niezależnie od tego czy powiedziałaby mi to siostra czy sąsiadka. Wiadomo, że inaczej podeszłabym do tych rewelacji. Bo o ile bliskiej siostrze bym bez wahania zaufała o tyle przy informacji sąsiadki bym zwyczajnie zaczęła bardziej obserwować męża. Ale nigdy w życiu nie chciałabym być oszukiwana i otaczana przez ludzi, którzy wiedzą i nie powiedzą. I szczerze - traktujecie to jak wtrącanie się w nie swoje sprawy, rozbijanie rodziny. Ale to nie osoba informująca ją rozbija tylko ta zdradzająca. A to czy rodzina się rozpadnie - zależy już od danego małżeństwa. Tylko czemu Wy jako osoby trzecie chcecie decydować o tym? To ten zdradzany powinien mieć wgląd na całą sytuację i zdecydować czy chce byc w tym dalej czy odejść. Ja bym odeszła. Nawet mając dziecko. Ale ja zawsze powtarzałam mojemu wtedy jeszcze nie mężowi, że zdrady bym nigdy nie wybaczyła. Więc gdyby kiedykolwiek się na nią porwał to znałby konsekwencje.
A ja nie chciałabym wiedzieć o tym, że mąż kiedyś mnie zdradził. dlaczego?? Dlatego, że kocham męża, czuję się z nim najszczęśliwszą osobą na świecie, żyje nam się bardzo szczęśliwie i wygodnie. Kochamy się, szanujemy, dbamy o siebie i swoje potrzeby. Wiem, że mogę na niego liczyć zawsze. Jest nie tylko moim mężem, jest też najlepszym przyjacielem. Gdyby jakaś "cudowna, o wspaniałym sercu" osoba powiedziała mi, że kilka lat temu mąż mnie zdradził,  musiałabym się do tej informacji jakoś ustosunkować. Odeszłabym od męża, bo nawet gdybym wybaczyła, to nigdy nie zapomniała, bałabym się każdego spóźnienia z pracy, każego wyjścia na piwo i w końcu sama bym ten związek zniszczyła. Przez to, że ktoś miał za długi język straciłabym całe swoje dotychczasowe życie, plany, marzenia, najbliższą mi osobę, przyjaciela. Ktoś zaraz napisze, że to byłby jego wina, a nie tej osoby. Tak- jego winą i grzechem byłoby, że mnie zdradził, ale gdyby zrobił to raz, żałował, i dał mi takie szczęście, to dla mnie mimo wszystko winna byłaby osoba, która wtrąciła się w nie swoje życie. Jasne, gdybym była zdradzana systematycznie, czy więcej niż raz, to znaczy, że nie miałabym do czynienia z człowiekiem, który zbłądził, tylko z chu**m i wtedy chciałabym wiedzieć. O zdradzie która wydarzyła się "teraz" też chciałabym wiedzieć. Ale nie chciałabym wiedzieć o zdradzie, która miała miejsce kilka lat temu, która nie ma wpływu na nasze życie a której świadomość zniszczyła by całe moje szczęście.
Czyli - wolałabyś żyć z kimś kto Cię oszukał, kimś kto zdradził, przespał się z inną i nie wiedzieć o tym, bo teraz jest to Twój największy przyjaciel i go kochasz? A jak byś się dowiedziała to już byś nie mogła z nim byc, bo każde jego spóźnienie to byłby Twój strach o to, że może znów zdradzać? Wybacz, ale wygląda na to, że wolisz być po prostu nieświadoma tego, że ktoś cię krzywdzi i oszukuje za Twoimi plecami, bo wygodnie jest Ci teraz wierzyć w to, że jego spóźnienie, późny powrót z pracy, wyjście z kolegami czy delegacja jest tym co Ci mówi. Myślałam, że ja jestem zakompleksiona i niepewna swojej wartości ale takie osoby jak Ty takie właśnie są. Dla wygody i sztucznego poczucia rodziny, miłości i bezpieczeństwa wolisz żyć w nieświadomości, podczas kiedy blizsi czy dalsi Tobie ludzie wiedzą jak Twoj mąż Cię potraktował. Gdybym po latach dowiedziała się o zdradzie to czułabym się jak idiotka, która dawała tak sobą manipulować i budować związek na zniszczonym gruncie. Przykra sprawa. Ja miałabym wielki dług wdzięczności do spłacenia osobie, która uświadomiła by mnie w mojej sytuacji 
Akurat poczucie własności mam wysokie. To nie ma nic do rzeczy. Kiedyś też tak mówiłam, pogląd mi się zmienił. Nie mam powodu nie wierzyć mężowi w to co mówi. Nigdy nie zawiódł mojego zaufania, nigdy nie zachował się w sposób mogący świadczyć że coś jest nie tak. Gdybym miała jakieś podejrzenia, to bym to sprawdziła. Gdyby się okazało że zdradza to bym odeszła. Ja po prostu wierzę w to, że każdy człowiek może się nawrócić. Ze morderca może żałować i już nie zabić, że patologiczna matka może wyjść na prostą i stać się cudowna matka, że pijak, który bije żonę jak się nachla może przestać pić i się wyleczyć i stać się cudownym mężem, tak samo wierzę, że ktoś może zdradzić, i szczerze tego żałować, kochać partnera, i nigdy więcej tego nie zrobić. Tyle jest tu tematów na Vitalii, że on mi nie pomaga, on nie zajmuje się dziećmi, on się masturbuje ciągle itd i każdy pisze ze porozmawiać, walczyć, i tak dalej. A dla mnie to np są gorsze rzeczy i z takim facetem bym nie była. To są kwestie, które mają wpływ na moje życie, wpływają na moje samopoczucie i świadczą o tym kim jestem dla męża. Czy partnerka, czy tylko kucharka, sprzątaczka, krowa rozplodowa i nianka. A jeden błąd z przeszłości o którym NIE Wiem nie wpływa w żaden sposób ma moje życie, samopoczucie. 
No właśnie - piszesz, że nie masz powodu , żeby nie ufać mężowi, że nigdy nie zawiódł Twojego zaufania. Tylko, że gdyby cię zdradził x lat temu to jednak zawiódł Twoje zaufanie - tylko Ty o tym nie wiesz. Poza tym się nie przyznał - więc tak naprawdę każdy Wasz dzień jest oparty na kłamstwie. Każdego dnia cię oszukuje, bo nigdy się nie przyznał. Nie wiem jakie trzeba mieć sumienie, żeby się nie przyznać kochanej osobie. Gdybym ja zdradziła a męża kochała, to nie potrafiłabym udawać, że nic się nie stało. Nie potrafiłabym mówić jakby nigdy nic, że kocham. Nie potrafiłabym całować, przytulać wiedząc, że go skrzywdziłam. Człowiek, który się nie przyznał kochanej osobie to tchórz. I na pewno nie osoba godna zachowania... A mówisz, że twój mąż to przyjaciel - gdyby nim był, to nie oszukiwały cię w tak poważnej sprawie.

Piszesz tak, jakby mnie mój mąż zdradził a nie zdradził :D wiesz, ja też bym nie potrafiła ukrywać zdrady. A już na pewno zdrady z której jest dziecko. 

roogirl napisał(a):

Kurde wytłumaczcie mi jak kobieta, która mówi, że mąż zdradził jest winna rozpadowi związku, a nie facet, który zdradził??? Wybaczcie, ale takie myślenie to dla mnie tak totalny kosmos, że nie umiem tego w żaden sposób pojąć. 

andorinha napisał(a):

Wiele osób uważa, że osoby które zdradziły mówią o tym małżonkowi tylko dlatego, że liczą na przebaczenie i że ten ciężar zostanie im zabrany z ramion i będą mogły odetchnąć. A sama świadomość, że się zdradziło i nie można tego wyznać ani otrzymać wybaczenia, jest dla nich wystarczającą karą.
Ten ciężar koleżanka, która zdradziła zrzuciła na autorkę tematu. Sprytnie. Sama może odetchnąć. Nie dość, że sobie ulżyła to jeszcze męża zatrzymała! Mówcie co chcecie, ale wyrachowany babsztyl z niej.

Tak, ta kobieta jest wyrachowana, wyciskanie komuś ojcostwa jest obrzydliwe. Ale temat nie jest o tym co my o niej sądzimy a czy powiedzialybysmy na miejscu koleżanki. Myślę, że gdyby temat brzmiał co myślicie o kobiecie która zdradziła i ma dziecko z innym a facet nic nie wie, to odpowiedzi byłyby potepiajace ta kobietę. Tu nikt nie chwali decyzji o zataja niu, a jedynie sam by nie powiedział mężowi przyjaciółki. 

WyjdaWamGaly napisał(a):

roogirl napisał(a):

Kurde wytłumaczcie mi jak kobieta, która mówi, że mąż zdradził jest winna rozpadowi związku, a nie facet, który zdradził??? Wybaczcie, ale takie myślenie to dla mnie tak totalny kosmos, że nie umiem tego w żaden sposób pojąć. 

andorinha napisał(a):

Wiele osób uważa, że osoby które zdradziły mówią o tym małżonkowi tylko dlatego, że liczą na przebaczenie i że ten ciężar zostanie im zabrany z ramion i będą mogły odetchnąć. A sama świadomość, że się zdradziło i nie można tego wyznać ani otrzymać wybaczenia, jest dla nich wystarczającą karą.
Ten ciężar koleżanka, która zdradziła zrzuciła na autorkę tematu. Sprytnie. Sama może odetchnąć. Nie dość, że sobie ulżyła to jeszcze męża zatrzymała! Mówcie co chcecie, ale wyrachowany babsztyl z niej.
Tak, ta kobieta jest wyrachowana, wyciskanie komuś ojcostwa jest obrzydliwe. Ale temat nie jest o tym co my o niej sądzimy a czy powiedzialybysmy na miejscu koleżanki. Myślę, że gdyby temat brzmiał co myślicie o kobiecie która zdradziła i ma dziecko z innym a facet nic nie wie, to odpowiedzi byłyby potepiajace ta kobietę. Tu nikt nie chwali decyzji o zataja niu, a jedynie sam by nie powiedział mężowi przyjaciółki. 

Dokladnie ale czytanie ze zrozumieniem boli. Nikt nie usprawiedliwial tej calej przyjaciolki. 

WyjdaWamGaly napisał(a):

SzczesliwaByc napisał(a):

WyjdaWamGaly napisał(a):

SzczesliwaByc napisał(a):

WyjdaWamGaly napisał(a):

SzczesliwaByc napisał(a):

Piszecie o tym, że tylko bliscy mają prawo się wtrącić i coś powiedzieć w takiej sytuacji a znajomi nie? Gdybym była zdradzana to chciałabym się o tym dowiedzieć - niezależnie od tego czy powiedziałaby mi to siostra czy sąsiadka. Wiadomo, że inaczej podeszłabym do tych rewelacji. Bo o ile bliskiej siostrze bym bez wahania zaufała o tyle przy informacji sąsiadki bym zwyczajnie zaczęła bardziej obserwować męża. Ale nigdy w życiu nie chciałabym być oszukiwana i otaczana przez ludzi, którzy wiedzą i nie powiedzą. I szczerze - traktujecie to jak wtrącanie się w nie swoje sprawy, rozbijanie rodziny. Ale to nie osoba informująca ją rozbija tylko ta zdradzająca. A to czy rodzina się rozpadnie - zależy już od danego małżeństwa. Tylko czemu Wy jako osoby trzecie chcecie decydować o tym? To ten zdradzany powinien mieć wgląd na całą sytuację i zdecydować czy chce byc w tym dalej czy odejść. Ja bym odeszła. Nawet mając dziecko. Ale ja zawsze powtarzałam mojemu wtedy jeszcze nie mężowi, że zdrady bym nigdy nie wybaczyła. Więc gdyby kiedykolwiek się na nią porwał to znałby konsekwencje.
A ja nie chciałabym wiedzieć o tym, że mąż kiedyś mnie zdradził. dlaczego?? Dlatego, że kocham męża, czuję się z nim najszczęśliwszą osobą na świecie, żyje nam się bardzo szczęśliwie i wygodnie. Kochamy się, szanujemy, dbamy o siebie i swoje potrzeby. Wiem, że mogę na niego liczyć zawsze. Jest nie tylko moim mężem, jest też najlepszym przyjacielem. Gdyby jakaś "cudowna, o wspaniałym sercu" osoba powiedziała mi, że kilka lat temu mąż mnie zdradził,  musiałabym się do tej informacji jakoś ustosunkować. Odeszłabym od męża, bo nawet gdybym wybaczyła, to nigdy nie zapomniała, bałabym się każdego spóźnienia z pracy, każego wyjścia na piwo i w końcu sama bym ten związek zniszczyła. Przez to, że ktoś miał za długi język straciłabym całe swoje dotychczasowe życie, plany, marzenia, najbliższą mi osobę, przyjaciela. Ktoś zaraz napisze, że to byłby jego wina, a nie tej osoby. Tak- jego winą i grzechem byłoby, że mnie zdradził, ale gdyby zrobił to raz, żałował, i dał mi takie szczęście, to dla mnie mimo wszystko winna byłaby osoba, która wtrąciła się w nie swoje życie. Jasne, gdybym była zdradzana systematycznie, czy więcej niż raz, to znaczy, że nie miałabym do czynienia z człowiekiem, który zbłądził, tylko z chu**m i wtedy chciałabym wiedzieć. O zdradzie która wydarzyła się "teraz" też chciałabym wiedzieć. Ale nie chciałabym wiedzieć o zdradzie, która miała miejsce kilka lat temu, która nie ma wpływu na nasze życie a której świadomość zniszczyła by całe moje szczęście.
Czyli - wolałabyś żyć z kimś kto Cię oszukał, kimś kto zdradził, przespał się z inną i nie wiedzieć o tym, bo teraz jest to Twój największy przyjaciel i go kochasz? A jak byś się dowiedziała to już byś nie mogła z nim byc, bo każde jego spóźnienie to byłby Twój strach o to, że może znów zdradzać? Wybacz, ale wygląda na to, że wolisz być po prostu nieświadoma tego, że ktoś cię krzywdzi i oszukuje za Twoimi plecami, bo wygodnie jest Ci teraz wierzyć w to, że jego spóźnienie, późny powrót z pracy, wyjście z kolegami czy delegacja jest tym co Ci mówi. Myślałam, że ja jestem zakompleksiona i niepewna swojej wartości ale takie osoby jak Ty takie właśnie są. Dla wygody i sztucznego poczucia rodziny, miłości i bezpieczeństwa wolisz żyć w nieświadomości, podczas kiedy blizsi czy dalsi Tobie ludzie wiedzą jak Twoj mąż Cię potraktował. Gdybym po latach dowiedziała się o zdradzie to czułabym się jak idiotka, która dawała tak sobą manipulować i budować związek na zniszczonym gruncie. Przykra sprawa. Ja miałabym wielki dług wdzięczności do spłacenia osobie, która uświadomiła by mnie w mojej sytuacji 
Akurat poczucie własności mam wysokie. To nie ma nic do rzeczy. Kiedyś też tak mówiłam, pogląd mi się zmienił. Nie mam powodu nie wierzyć mężowi w to co mówi. Nigdy nie zawiódł mojego zaufania, nigdy nie zachował się w sposób mogący świadczyć że coś jest nie tak. Gdybym miała jakieś podejrzenia, to bym to sprawdziła. Gdyby się okazało że zdradza to bym odeszła. Ja po prostu wierzę w to, że każdy człowiek może się nawrócić. Ze morderca może żałować i już nie zabić, że patologiczna matka może wyjść na prostą i stać się cudowna matka, że pijak, który bije żonę jak się nachla może przestać pić i się wyleczyć i stać się cudownym mężem, tak samo wierzę, że ktoś może zdradzić, i szczerze tego żałować, kochać partnera, i nigdy więcej tego nie zrobić. Tyle jest tu tematów na Vitalii, że on mi nie pomaga, on nie zajmuje się dziećmi, on się masturbuje ciągle itd i każdy pisze ze porozmawiać, walczyć, i tak dalej. A dla mnie to np są gorsze rzeczy i z takim facetem bym nie była. To są kwestie, które mają wpływ na moje życie, wpływają na moje samopoczucie i świadczą o tym kim jestem dla męża. Czy partnerka, czy tylko kucharka, sprzątaczka, krowa rozplodowa i nianka. A jeden błąd z przeszłości o którym NIE Wiem nie wpływa w żaden sposób ma moje życie, samopoczucie. 
No właśnie - piszesz, że nie masz powodu , żeby nie ufać mężowi, że nigdy nie zawiódł Twojego zaufania. Tylko, że gdyby cię zdradził x lat temu to jednak zawiódł Twoje zaufanie - tylko Ty o tym nie wiesz. Poza tym się nie przyznał - więc tak naprawdę każdy Wasz dzień jest oparty na kłamstwie. Każdego dnia cię oszukuje, bo nigdy się nie przyznał. Nie wiem jakie trzeba mieć sumienie, żeby się nie przyznać kochanej osobie. Gdybym ja zdradziła a męża kochała, to nie potrafiłabym udawać, że nic się nie stało. Nie potrafiłabym mówić jakby nigdy nic, że kocham. Nie potrafiłabym całować, przytulać wiedząc, że go skrzywdziłam. Człowiek, który się nie przyznał kochanej osobie to tchórz. I na pewno nie osoba godna zachowania... A mówisz, że twój mąż to przyjaciel - gdyby nim był, to nie oszukiwały cię w tak poważnej sprawie.
Piszesz tak, jakby mnie mój mąż zdradził a nie zdradził :D wiesz, ja też bym nie potrafiła ukrywać zdrady. A już na pewno zdrady z której jest dziecko. 


:) Tak napisałam, bo łatwiej sobie wyobrazić daną sytuację jeśi wyobrazimy sobie, że sami w niej jesteśmy ;-) Nie znam Twojego męża, więc nie wiem czy zdradził :P 

Pasek wagi

WyjdaWamGaly napisał(a):

Wilena napisał(a):

WyjdaWamGaly napisał(a):

SzczesliwaByc napisał(a):

Piszecie o tym, że tylko bliscy mają prawo się wtrącić i coś powiedzieć w takiej sytuacji a znajomi nie? Gdybym była zdradzana to chciałabym się o tym dowiedzieć - niezależnie od tego czy powiedziałaby mi to siostra czy sąsiadka. Wiadomo, że inaczej podeszłabym do tych rewelacji. Bo o ile bliskiej siostrze bym bez wahania zaufała o tyle przy informacji sąsiadki bym zwyczajnie zaczęła bardziej obserwować męża. Ale nigdy w życiu nie chciałabym być oszukiwana i otaczana przez ludzi, którzy wiedzą i nie powiedzą. I szczerze - traktujecie to jak wtrącanie się w nie swoje sprawy, rozbijanie rodziny. Ale to nie osoba informująca ją rozbija tylko ta zdradzająca. A to czy rodzina się rozpadnie - zależy już od danego małżeństwa. Tylko czemu Wy jako osoby trzecie chcecie decydować o tym? To ten zdradzany powinien mieć wgląd na całą sytuację i zdecydować czy chce byc w tym dalej czy odejść. Ja bym odeszła. Nawet mając dziecko. Ale ja zawsze powtarzałam mojemu wtedy jeszcze nie mężowi, że zdrady bym nigdy nie wybaczyła. Więc gdyby kiedykolwiek się na nią porwał to znałby konsekwencje.
A ja nie chciałabym wiedzieć o tym, że mąż kiedyś mnie zdradził. dlaczego?? Dlatego, że kocham męża, czuję się z nim najszczęśliwszą osobą na świecie, żyje nam się bardzo szczęśliwie i wygodnie. Kochamy się, szanujemy, dbamy o siebie i swoje potrzeby. Wiem, że mogę na niego liczyć zawsze. Jest nie tylko moim mężem, jest też najlepszym przyjacielem. Gdyby jakaś "cudowna, o wspaniałym sercu" osoba powiedziała mi, że kilka lat temu mąż mnie zdradził,  musiałabym się do tej informacji jakoś ustosunkować. Odeszłabym od męża, bo nawet gdybym wybaczyła, to nigdy nie zapomniała, bałabym się każdego spóźnienia z pracy, każego wyjścia na piwo i w końcu sama bym ten związek zniszczyła. Przez to, że ktoś miał za długi język straciłabym całe swoje dotychczasowe życie, plany, marzenia, najbliższą mi osobę, przyjaciela. Ktoś zaraz napisze, że to byłby jego wina, a nie tej osoby. Tak- jego winą i grzechem byłoby, że mnie zdradził, ale gdyby zrobił to raz, żałował, i dał mi takie szczęście, to dla mnie mimo wszystko winna byłaby osoba, która wtrąciła się w nie swoje życie. Jasne, gdybym była zdradzana systematycznie, czy więcej niż raz, to znaczy, że nie miałabym do czynienia z człowiekiem, który zbłądził, tylko z chu**m i wtedy chciałabym wiedzieć. O zdradzie która wydarzyła się "teraz" też chciałabym wiedzieć. Ale nie chciałabym wiedzieć o zdradzie, która miała miejsce kilka lat temu, która nie ma wpływu na nasze życie a której świadomość zniszczyła by całe moje szczęście.
To o czym pisałam wcześniej - klasyczne wyparcie i strach o swoje życie w dotychczasowej i niezmąconej (potencjalną, bo nie zakładam z góry, że mąż Cię zdradza) formie powoduje zanikanie kręgosłupa moralnego i mierzenie każdego swoją miarą (czy tam przez pryzmat własnych obaw). I nie - Twoje odczucia tu nie mają nic do rzeczy. Fakty są takie, że winny byłby zdradzający mąż. W ogóle pisanie o wtrącaniu się w nie swoje życie jest błędem logicznym i niezrozumieniem tematu. Wtrącaniem byłoby np. mówienie komuś "zdradził Cię, musisz się rozwieść". Powiedzenie prawdy jest jedynie przekazaniem informacji. Co dana osoba z nią zrobi to już jej sprawa. Też o tym wcześniej pisałam, ale można olać i nie uwierzyć, można nie chcieć uwierzyć i stwierdzić, że woli się nie wiedzieć czy naprawdę doszło do zdrady i zamknąć temat, a można odejść. Ty piszesz, że byś odeszła - ale to by była Twoja własna decyzja, spowodowana zachowaniem Twojego własnego męża. Więc przerzucanie odpowiedzialności na osobę trzecią jest bez sensu. 
To, że dla Ciebie coś jest bez sensu, albo według Ciebie jest tak, nie znaczy, że to jest jedyna prawda objawiona. Jak widać, ludzie są różni. Dla mnie byłaby winna osoba, która mi to powiedziała i kropka. Bo wchodzenie z buciorami w czyjeś życie, dobre nie jest. Tym bardziej, że nie znamy sytuacji, nie wiemy dlaczego stało się tak, a nie inaczej. A co jest złego w tym, że ktoś może nie chcieć stracić swojego dotychczasowego życia, skoro jest bardzo udane i szczęśliwe? Jasne, ułożyłabym sobie życie od nowa, każdy by sobie ułożył. Ale czy byłoby tak samo dobre życie? Bo szczerze, to obserwując życie i czytając Vitalię, to dochodzę do wniosku, że mam męża ideał, i drugiego takiego nie ma. Zresztą to nie chodzi nawet o to, czy ułożyłabym sobie życie czy nie, chodzi o to, że tego które mam tracić nie chcę przez to, że ktoś kiedyś, raz, dawno temu zrobił coś złego. No a Twoje pisanie że można stwierdzić, że woli się zdrady nie widzieć i nie uwierzyć jest głupie. Jak już ktoś by Ci coś takiego powiedział, to nie sądzę, że dałoby się tak bez refleksji, zastanowienia itp to odrzucić. To jest informacja, do której jakoś ustosunkować się trzeba. Mój mąż też powiedział, że w takiej sytuacji wolałby nie wiedzieć, bo dziecko i tak już by kochał, a tylko zniszczyłoby to wszystkim życie. Ilu ludzi, tyle opinii. 

Ludzie są różni i opinie są różne, ale fakty są jedne i od tych opinii niezależne. Powtórzę się, Twoja opinia w tym temacie ma zerowe znaczenie, bo rozmawiamy o faktach - a fakt jest taki, że byłby winny Twój mąż. Zdradza jest czymś złym, kłamstwo również, a prawda jest odbierana pozytywnie - więc winny byłby on. I kropka (sic!). Poza tym kolejny błąd logiczny - jak może być szczęśliwe i udane życie oparte na zdradzie i kłamstwie? Szczęśliwe jest wyobrażenie o tym życiu, samo życie nie (co zresztą sama pośrednio przyznałaś, bo inaczej nie wzbraniałabyś się tak przed świadomością, że ktoś mógłby Ci powiedzieć prawdę i nie pisałabyś o stracie). Głupie to jest nieodróżnianie faktów od opinii, pisanie że ktoś ma możliwość postąpienia w dany sposób (chociaż mu ten sposób skrajnie nie odpowiada) głupotą nie jest. Ja również nie potrafiłabym zignorować takiej wiadomości - ale to ja, ja bym nie potrafiła, co nie znaczy że dla siedmiu miliardów ludzi na świecie również byłoby to niemożliwe. I przestań z tymi opiniami - to, że będziesz tym hasłem ciskać na lewo i prawo nie oznacza, że ludzie dają się omamić i że też oślepną i przestaną je odróżniać od faktów. 

Wilena napisał(a):

WyjdaWamGaly napisał(a):

Wilena napisał(a):

WyjdaWamGaly napisał(a):

SzczesliwaByc napisał(a):

Piszecie o tym, że tylko bliscy mają prawo się wtrącić i coś powiedzieć w takiej sytuacji a znajomi nie? Gdybym była zdradzana to chciałabym się o tym dowiedzieć - niezależnie od tego czy powiedziałaby mi to siostra czy sąsiadka. Wiadomo, że inaczej podeszłabym do tych rewelacji. Bo o ile bliskiej siostrze bym bez wahania zaufała o tyle przy informacji sąsiadki bym zwyczajnie zaczęła bardziej obserwować męża. Ale nigdy w życiu nie chciałabym być oszukiwana i otaczana przez ludzi, którzy wiedzą i nie powiedzą. I szczerze - traktujecie to jak wtrącanie się w nie swoje sprawy, rozbijanie rodziny. Ale to nie osoba informująca ją rozbija tylko ta zdradzająca. A to czy rodzina się rozpadnie - zależy już od danego małżeństwa. Tylko czemu Wy jako osoby trzecie chcecie decydować o tym? To ten zdradzany powinien mieć wgląd na całą sytuację i zdecydować czy chce byc w tym dalej czy odejść. Ja bym odeszła. Nawet mając dziecko. Ale ja zawsze powtarzałam mojemu wtedy jeszcze nie mężowi, że zdrady bym nigdy nie wybaczyła. Więc gdyby kiedykolwiek się na nią porwał to znałby konsekwencje.
A ja nie chciałabym wiedzieć o tym, że mąż kiedyś mnie zdradził. dlaczego?? Dlatego, że kocham męża, czuję się z nim najszczęśliwszą osobą na świecie, żyje nam się bardzo szczęśliwie i wygodnie. Kochamy się, szanujemy, dbamy o siebie i swoje potrzeby. Wiem, że mogę na niego liczyć zawsze. Jest nie tylko moim mężem, jest też najlepszym przyjacielem. Gdyby jakaś "cudowna, o wspaniałym sercu" osoba powiedziała mi, że kilka lat temu mąż mnie zdradził,  musiałabym się do tej informacji jakoś ustosunkować. Odeszłabym od męża, bo nawet gdybym wybaczyła, to nigdy nie zapomniała, bałabym się każdego spóźnienia z pracy, każego wyjścia na piwo i w końcu sama bym ten związek zniszczyła. Przez to, że ktoś miał za długi język straciłabym całe swoje dotychczasowe życie, plany, marzenia, najbliższą mi osobę, przyjaciela. Ktoś zaraz napisze, że to byłby jego wina, a nie tej osoby. Tak- jego winą i grzechem byłoby, że mnie zdradził, ale gdyby zrobił to raz, żałował, i dał mi takie szczęście, to dla mnie mimo wszystko winna byłaby osoba, która wtrąciła się w nie swoje życie. Jasne, gdybym była zdradzana systematycznie, czy więcej niż raz, to znaczy, że nie miałabym do czynienia z człowiekiem, który zbłądził, tylko z chu**m i wtedy chciałabym wiedzieć. O zdradzie która wydarzyła się "teraz" też chciałabym wiedzieć. Ale nie chciałabym wiedzieć o zdradzie, która miała miejsce kilka lat temu, która nie ma wpływu na nasze życie a której świadomość zniszczyła by całe moje szczęście.
To o czym pisałam wcześniej - klasyczne wyparcie i strach o swoje życie w dotychczasowej i niezmąconej (potencjalną, bo nie zakładam z góry, że mąż Cię zdradza) formie powoduje zanikanie kręgosłupa moralnego i mierzenie każdego swoją miarą (czy tam przez pryzmat własnych obaw). I nie - Twoje odczucia tu nie mają nic do rzeczy. Fakty są takie, że winny byłby zdradzający mąż. W ogóle pisanie o wtrącaniu się w nie swoje życie jest błędem logicznym i niezrozumieniem tematu. Wtrącaniem byłoby np. mówienie komuś "zdradził Cię, musisz się rozwieść". Powiedzenie prawdy jest jedynie przekazaniem informacji. Co dana osoba z nią zrobi to już jej sprawa. Też o tym wcześniej pisałam, ale można olać i nie uwierzyć, można nie chcieć uwierzyć i stwierdzić, że woli się nie wiedzieć czy naprawdę doszło do zdrady i zamknąć temat, a można odejść. Ty piszesz, że byś odeszła - ale to by była Twoja własna decyzja, spowodowana zachowaniem Twojego własnego męża. Więc przerzucanie odpowiedzialności na osobę trzecią jest bez sensu. 
To, że dla Ciebie coś jest bez sensu, albo według Ciebie jest tak, nie znaczy, że to jest jedyna prawda objawiona. Jak widać, ludzie są różni. Dla mnie byłaby winna osoba, która mi to powiedziała i kropka. Bo wchodzenie z buciorami w czyjeś życie, dobre nie jest. Tym bardziej, że nie znamy sytuacji, nie wiemy dlaczego stało się tak, a nie inaczej. A co jest złego w tym, że ktoś może nie chcieć stracić swojego dotychczasowego życia, skoro jest bardzo udane i szczęśliwe? Jasne, ułożyłabym sobie życie od nowa, każdy by sobie ułożył. Ale czy byłoby tak samo dobre życie? Bo szczerze, to obserwując życie i czytając Vitalię, to dochodzę do wniosku, że mam męża ideał, i drugiego takiego nie ma. Zresztą to nie chodzi nawet o to, czy ułożyłabym sobie życie czy nie, chodzi o to, że tego które mam tracić nie chcę przez to, że ktoś kiedyś, raz, dawno temu zrobił coś złego. No a Twoje pisanie że można stwierdzić, że woli się zdrady nie widzieć i nie uwierzyć jest głupie. Jak już ktoś by Ci coś takiego powiedział, to nie sądzę, że dałoby się tak bez refleksji, zastanowienia itp to odrzucić. To jest informacja, do której jakoś ustosunkować się trzeba. Mój mąż też powiedział, że w takiej sytuacji wolałby nie wiedzieć, bo dziecko i tak już by kochał, a tylko zniszczyłoby to wszystkim życie. Ilu ludzi, tyle opinii. 
Ludzie są różni i opinie są różne, ale fakty są jedne i od tych opinii niezależne. Powtórzę się, Twoja opinia w tym temacie ma zerowe znaczenie, bo rozmawiamy o faktach - a fakt jest taki, że byłby winny Twój mąż. Zdradza jest czymś złym, kłamstwo również, a prawda jest odbierana pozytywnie - więc winny byłby on. I kropka (sic!). Poza tym kolejny błąd logiczny - jak może być szczęśliwe i udane życie oparte na zdradzie i kłamstwie? Szczęśliwe jest wyobrażenie o tym życiu, samo życie nie (co zresztą sama pośrednio przyznałaś, bo inaczej nie wzbraniałabyś się tak przed świadomością, że ktoś mógłby Ci powiedzieć prawdę i nie pisałabyś o stracie). Głupie to jest nieodróżnianie faktów od opinii, pisanie że ktoś ma możliwość postąpienia w dany sposób (chociaż mu ten sposób skrajnie nie odpowiada) głupotą nie jest. Ja również nie potrafiłabym zignorować takiej wiadomości - ale to ja, ja bym nie potrafiła, co nie znaczy że dla siedmiu miliardów ludzi na świecie również byłoby to niemożliwe. I przestań z tymi opiniami - to, że będziesz tym hasłem ciskać na lewo i prawo nie oznacza, że ludzie dają się omamić i że też oślepną i przestaną je odróżniać od faktów. 

No cóż, ja w przeciwieństwie do Ciebie nikomu nie wciskam co powinno być dla niego ok, a co nie. Staram się zrozumieć zdanie każdego, mając przy tym swoje. I już wielokrotnie w tym wątku pisałam, że zdrada jest zła i nie ma na nią usprawiedliwienia, ale wierzę, że ludzie mogą jej szczerze żałować, nigdy więcej nie zdradzić, kochać i być cudownymi partnerami. I w takiej sytuacji wolałabym aby mój partner cierpiał sam za swój błąd. Tobie życzę trochę więcej tolerancji do opinii innych ludzi, bp moja droga, pomimo tego, że tak Ci się wydaje,  to najmadrzejsza na tym forum nie jesteś. A Twoj sposób na życie i rozumienie świata nie jest tym jedynym prawidłowym. 

Wilena napisał(a):

WyjdaWamGaly napisał(a):

Wilena napisał(a):

WyjdaWamGaly napisał(a):

SzczesliwaByc napisał(a):

Piszecie o tym, że tylko bliscy mają prawo się wtrącić i coś powiedzieć w takiej sytuacji a znajomi nie? Gdybym była zdradzana to chciałabym się o tym dowiedzieć - niezależnie od tego czy powiedziałaby mi to siostra czy sąsiadka. Wiadomo, że inaczej podeszłabym do tych rewelacji. Bo o ile bliskiej siostrze bym bez wahania zaufała o tyle przy informacji sąsiadki bym zwyczajnie zaczęła bardziej obserwować męża. Ale nigdy w życiu nie chciałabym być oszukiwana i otaczana przez ludzi, którzy wiedzą i nie powiedzą. I szczerze - traktujecie to jak wtrącanie się w nie swoje sprawy, rozbijanie rodziny. Ale to nie osoba informująca ją rozbija tylko ta zdradzająca. A to czy rodzina się rozpadnie - zależy już od danego małżeństwa. Tylko czemu Wy jako osoby trzecie chcecie decydować o tym? To ten zdradzany powinien mieć wgląd na całą sytuację i zdecydować czy chce byc w tym dalej czy odejść. Ja bym odeszła. Nawet mając dziecko. Ale ja zawsze powtarzałam mojemu wtedy jeszcze nie mężowi, że zdrady bym nigdy nie wybaczyła. Więc gdyby kiedykolwiek się na nią porwał to znałby konsekwencje.
A ja nie chciałabym wiedzieć o tym, że mąż kiedyś mnie zdradził. dlaczego?? Dlatego, że kocham męża, czuję się z nim najszczęśliwszą osobą na świecie, żyje nam się bardzo szczęśliwie i wygodnie. Kochamy się, szanujemy, dbamy o siebie i swoje potrzeby. Wiem, że mogę na niego liczyć zawsze. Jest nie tylko moim mężem, jest też najlepszym przyjacielem. Gdyby jakaś "cudowna, o wspaniałym sercu" osoba powiedziała mi, że kilka lat temu mąż mnie zdradził,  musiałabym się do tej informacji jakoś ustosunkować. Odeszłabym od męża, bo nawet gdybym wybaczyła, to nigdy nie zapomniała, bałabym się każdego spóźnienia z pracy, każego wyjścia na piwo i w końcu sama bym ten związek zniszczyła. Przez to, że ktoś miał za długi język straciłabym całe swoje dotychczasowe życie, plany, marzenia, najbliższą mi osobę, przyjaciela. Ktoś zaraz napisze, że to byłby jego wina, a nie tej osoby. Tak- jego winą i grzechem byłoby, że mnie zdradził, ale gdyby zrobił to raz, żałował, i dał mi takie szczęście, to dla mnie mimo wszystko winna byłaby osoba, która wtrąciła się w nie swoje życie. Jasne, gdybym była zdradzana systematycznie, czy więcej niż raz, to znaczy, że nie miałabym do czynienia z człowiekiem, który zbłądził, tylko z chu**m i wtedy chciałabym wiedzieć. O zdradzie która wydarzyła się "teraz" też chciałabym wiedzieć. Ale nie chciałabym wiedzieć o zdradzie, która miała miejsce kilka lat temu, która nie ma wpływu na nasze życie a której świadomość zniszczyła by całe moje szczęście.
To o czym pisałam wcześniej - klasyczne wyparcie i strach o swoje życie w dotychczasowej i niezmąconej (potencjalną, bo nie zakładam z góry, że mąż Cię zdradza) formie powoduje zanikanie kręgosłupa moralnego i mierzenie każdego swoją miarą (czy tam przez pryzmat własnych obaw). I nie - Twoje odczucia tu nie mają nic do rzeczy. Fakty są takie, że winny byłby zdradzający mąż. W ogóle pisanie o wtrącaniu się w nie swoje życie jest błędem logicznym i niezrozumieniem tematu. Wtrącaniem byłoby np. mówienie komuś "zdradził Cię, musisz się rozwieść". Powiedzenie prawdy jest jedynie przekazaniem informacji. Co dana osoba z nią zrobi to już jej sprawa. Też o tym wcześniej pisałam, ale można olać i nie uwierzyć, można nie chcieć uwierzyć i stwierdzić, że woli się nie wiedzieć czy naprawdę doszło do zdrady i zamknąć temat, a można odejść. Ty piszesz, że byś odeszła - ale to by była Twoja własna decyzja, spowodowana zachowaniem Twojego własnego męża. Więc przerzucanie odpowiedzialności na osobę trzecią jest bez sensu. 
To, że dla Ciebie coś jest bez sensu, albo według Ciebie jest tak, nie znaczy, że to jest jedyna prawda objawiona. Jak widać, ludzie są różni. Dla mnie byłaby winna osoba, która mi to powiedziała i kropka. Bo wchodzenie z buciorami w czyjeś życie, dobre nie jest. Tym bardziej, że nie znamy sytuacji, nie wiemy dlaczego stało się tak, a nie inaczej. A co jest złego w tym, że ktoś może nie chcieć stracić swojego dotychczasowego życia, skoro jest bardzo udane i szczęśliwe? Jasne, ułożyłabym sobie życie od nowa, każdy by sobie ułożył. Ale czy byłoby tak samo dobre życie? Bo szczerze, to obserwując życie i czytając Vitalię, to dochodzę do wniosku, że mam męża ideał, i drugiego takiego nie ma. Zresztą to nie chodzi nawet o to, czy ułożyłabym sobie życie czy nie, chodzi o to, że tego które mam tracić nie chcę przez to, że ktoś kiedyś, raz, dawno temu zrobił coś złego. No a Twoje pisanie że można stwierdzić, że woli się zdrady nie widzieć i nie uwierzyć jest głupie. Jak już ktoś by Ci coś takiego powiedział, to nie sądzę, że dałoby się tak bez refleksji, zastanowienia itp to odrzucić. To jest informacja, do której jakoś ustosunkować się trzeba. Mój mąż też powiedział, że w takiej sytuacji wolałby nie wiedzieć, bo dziecko i tak już by kochał, a tylko zniszczyłoby to wszystkim życie. Ilu ludzi, tyle opinii. 
Ludzie są różni i opinie są różne, ale fakty są jedne i od tych opinii niezależne. Powtórzę się, Twoja opinia w tym temacie ma zerowe znaczenie, bo rozmawiamy o faktach - a fakt jest taki, że byłby winny Twój mąż. Zdradza jest czymś złym, kłamstwo również, a prawda jest odbierana pozytywnie - więc winny byłby on. I kropka (sic!). Poza tym kolejny błąd logiczny - jak może być szczęśliwe i udane życie oparte na zdradzie i kłamstwie? Szczęśliwe jest wyobrażenie o tym życiu, samo życie nie (co zresztą sama pośrednio przyznałaś, bo inaczej nie wzbraniałabyś się tak przed świadomością, że ktoś mógłby Ci powiedzieć prawdę i nie pisałabyś o stracie). Głupie to jest nieodróżnianie faktów od opinii, pisanie że ktoś ma możliwość postąpienia w dany sposób (chociaż mu ten sposób skrajnie nie odpowiada) głupotą nie jest. Ja również nie potrafiłabym zignorować takiej wiadomości - ale to ja, ja bym nie potrafiła, co nie znaczy że dla siedmiu miliardów ludzi na świecie również byłoby to niemożliwe. I przestań z tymi opiniami - to, że będziesz tym hasłem ciskać na lewo i prawo nie oznacza, że ludzie dają się omamić i że też oślepną i przestaną je odróżniać od faktów. 

To że prawda jest odbierana pozytywnie to jest Twoja opinia, więc sama nie odróżniasz faktu od opinii. Niektórzy wcale nie chcą znać prawdy, wolą święty spokój. Ale się zafiksowałaś na tych "błędach logicznych" i faktach. Istnieją szczęśliwe małżeństwa, pomimo zdrady i to też jest fakt.

andorinha napisał(a):

Wilena napisał(a):

WyjdaWamGaly napisał(a):

Wilena napisał(a):

WyjdaWamGaly napisał(a):

SzczesliwaByc napisał(a):

Piszecie o tym, że tylko bliscy mają prawo się wtrącić i coś powiedzieć w takiej sytuacji a znajomi nie? Gdybym była zdradzana to chciałabym się o tym dowiedzieć - niezależnie od tego czy powiedziałaby mi to siostra czy sąsiadka. Wiadomo, że inaczej podeszłabym do tych rewelacji. Bo o ile bliskiej siostrze bym bez wahania zaufała o tyle przy informacji sąsiadki bym zwyczajnie zaczęła bardziej obserwować męża. Ale nigdy w życiu nie chciałabym być oszukiwana i otaczana przez ludzi, którzy wiedzą i nie powiedzą. I szczerze - traktujecie to jak wtrącanie się w nie swoje sprawy, rozbijanie rodziny. Ale to nie osoba informująca ją rozbija tylko ta zdradzająca. A to czy rodzina się rozpadnie - zależy już od danego małżeństwa. Tylko czemu Wy jako osoby trzecie chcecie decydować o tym? To ten zdradzany powinien mieć wgląd na całą sytuację i zdecydować czy chce byc w tym dalej czy odejść. Ja bym odeszła. Nawet mając dziecko. Ale ja zawsze powtarzałam mojemu wtedy jeszcze nie mężowi, że zdrady bym nigdy nie wybaczyła. Więc gdyby kiedykolwiek się na nią porwał to znałby konsekwencje.
A ja nie chciałabym wiedzieć o tym, że mąż kiedyś mnie zdradził. dlaczego?? Dlatego, że kocham męża, czuję się z nim najszczęśliwszą osobą na świecie, żyje nam się bardzo szczęśliwie i wygodnie. Kochamy się, szanujemy, dbamy o siebie i swoje potrzeby. Wiem, że mogę na niego liczyć zawsze. Jest nie tylko moim mężem, jest też najlepszym przyjacielem. Gdyby jakaś "cudowna, o wspaniałym sercu" osoba powiedziała mi, że kilka lat temu mąż mnie zdradził,  musiałabym się do tej informacji jakoś ustosunkować. Odeszłabym od męża, bo nawet gdybym wybaczyła, to nigdy nie zapomniała, bałabym się każdego spóźnienia z pracy, każego wyjścia na piwo i w końcu sama bym ten związek zniszczyła. Przez to, że ktoś miał za długi język straciłabym całe swoje dotychczasowe życie, plany, marzenia, najbliższą mi osobę, przyjaciela. Ktoś zaraz napisze, że to byłby jego wina, a nie tej osoby. Tak- jego winą i grzechem byłoby, że mnie zdradził, ale gdyby zrobił to raz, żałował, i dał mi takie szczęście, to dla mnie mimo wszystko winna byłaby osoba, która wtrąciła się w nie swoje życie. Jasne, gdybym była zdradzana systematycznie, czy więcej niż raz, to znaczy, że nie miałabym do czynienia z człowiekiem, który zbłądził, tylko z chu**m i wtedy chciałabym wiedzieć. O zdradzie która wydarzyła się "teraz" też chciałabym wiedzieć. Ale nie chciałabym wiedzieć o zdradzie, która miała miejsce kilka lat temu, która nie ma wpływu na nasze życie a której świadomość zniszczyła by całe moje szczęście.
To o czym pisałam wcześniej - klasyczne wyparcie i strach o swoje życie w dotychczasowej i niezmąconej (potencjalną, bo nie zakładam z góry, że mąż Cię zdradza) formie powoduje zanikanie kręgosłupa moralnego i mierzenie każdego swoją miarą (czy tam przez pryzmat własnych obaw). I nie - Twoje odczucia tu nie mają nic do rzeczy. Fakty są takie, że winny byłby zdradzający mąż. W ogóle pisanie o wtrącaniu się w nie swoje życie jest błędem logicznym i niezrozumieniem tematu. Wtrącaniem byłoby np. mówienie komuś "zdradził Cię, musisz się rozwieść". Powiedzenie prawdy jest jedynie przekazaniem informacji. Co dana osoba z nią zrobi to już jej sprawa. Też o tym wcześniej pisałam, ale można olać i nie uwierzyć, można nie chcieć uwierzyć i stwierdzić, że woli się nie wiedzieć czy naprawdę doszło do zdrady i zamknąć temat, a można odejść. Ty piszesz, że byś odeszła - ale to by była Twoja własna decyzja, spowodowana zachowaniem Twojego własnego męża. Więc przerzucanie odpowiedzialności na osobę trzecią jest bez sensu. 
To, że dla Ciebie coś jest bez sensu, albo według Ciebie jest tak, nie znaczy, że to jest jedyna prawda objawiona. Jak widać, ludzie są różni. Dla mnie byłaby winna osoba, która mi to powiedziała i kropka. Bo wchodzenie z buciorami w czyjeś życie, dobre nie jest. Tym bardziej, że nie znamy sytuacji, nie wiemy dlaczego stało się tak, a nie inaczej. A co jest złego w tym, że ktoś może nie chcieć stracić swojego dotychczasowego życia, skoro jest bardzo udane i szczęśliwe? Jasne, ułożyłabym sobie życie od nowa, każdy by sobie ułożył. Ale czy byłoby tak samo dobre życie? Bo szczerze, to obserwując życie i czytając Vitalię, to dochodzę do wniosku, że mam męża ideał, i drugiego takiego nie ma. Zresztą to nie chodzi nawet o to, czy ułożyłabym sobie życie czy nie, chodzi o to, że tego które mam tracić nie chcę przez to, że ktoś kiedyś, raz, dawno temu zrobił coś złego. No a Twoje pisanie że można stwierdzić, że woli się zdrady nie widzieć i nie uwierzyć jest głupie. Jak już ktoś by Ci coś takiego powiedział, to nie sądzę, że dałoby się tak bez refleksji, zastanowienia itp to odrzucić. To jest informacja, do której jakoś ustosunkować się trzeba. Mój mąż też powiedział, że w takiej sytuacji wolałby nie wiedzieć, bo dziecko i tak już by kochał, a tylko zniszczyłoby to wszystkim życie. Ilu ludzi, tyle opinii. 
Ludzie są różni i opinie są różne, ale fakty są jedne i od tych opinii niezależne. Powtórzę się, Twoja opinia w tym temacie ma zerowe znaczenie, bo rozmawiamy o faktach - a fakt jest taki, że byłby winny Twój mąż. Zdradza jest czymś złym, kłamstwo również, a prawda jest odbierana pozytywnie - więc winny byłby on. I kropka (sic!). Poza tym kolejny błąd logiczny - jak może być szczęśliwe i udane życie oparte na zdradzie i kłamstwie? Szczęśliwe jest wyobrażenie o tym życiu, samo życie nie (co zresztą sama pośrednio przyznałaś, bo inaczej nie wzbraniałabyś się tak przed świadomością, że ktoś mógłby Ci powiedzieć prawdę i nie pisałabyś o stracie). Głupie to jest nieodróżnianie faktów od opinii, pisanie że ktoś ma możliwość postąpienia w dany sposób (chociaż mu ten sposób skrajnie nie odpowiada) głupotą nie jest. Ja również nie potrafiłabym zignorować takiej wiadomości - ale to ja, ja bym nie potrafiła, co nie znaczy że dla siedmiu miliardów ludzi na świecie również byłoby to niemożliwe. I przestań z tymi opiniami - to, że będziesz tym hasłem ciskać na lewo i prawo nie oznacza, że ludzie dają się omamić i że też oślepną i przestaną je odróżniać od faktów. 
To że prawda jest odbierana pozytywnie to jest Twoja opinia, więc sama nie odróżniasz faktu od opinii. Niektórzy wcale nie chcą znać prawdy, wolą święty spokój. Ale się zafiksowałaś na tych "błędach logicznych" i faktach. Istnieją szczęśliwe małżeństwa, pomimo zdrady i to też jest fakt.

To nie jest moja opinia, tylko fakt. Fałsz gloryfikował np. nazistowski reżim i ludzie pokroju Goebbelsa (zresztą najlepszym przykładem jest osławiony cytat mówiący o tym, że "kłamstwo powtórzone tysiąc razy staje się prawdą"). Natomiast inne, "normalne" systemy normalne jako coś pozytywnego przedstawiają prawdę. A co do zafiksowania - nie zafiksowałam się tylko powtarzam dobitnie, bo niektórzy się tutaj nie popisali intelektem (zresztą, spójrz na własny post) - i do nich nie docierają oczywiste rzeczy, które trzeba tłumaczyć jak ... - już sobie daruję. 

Wilena napisał(a):

andorinha napisał(a):

Wilena napisał(a):

WyjdaWamGaly napisał(a):

Wilena napisał(a):

WyjdaWamGaly napisał(a):

SzczesliwaByc napisał(a):

Piszecie o tym, że tylko bliscy mają prawo się wtrącić i coś powiedzieć w takiej sytuacji a znajomi nie? Gdybym była zdradzana to chciałabym się o tym dowiedzieć - niezależnie od tego czy powiedziałaby mi to siostra czy sąsiadka. Wiadomo, że inaczej podeszłabym do tych rewelacji. Bo o ile bliskiej siostrze bym bez wahania zaufała o tyle przy informacji sąsiadki bym zwyczajnie zaczęła bardziej obserwować męża. Ale nigdy w życiu nie chciałabym być oszukiwana i otaczana przez ludzi, którzy wiedzą i nie powiedzą. I szczerze - traktujecie to jak wtrącanie się w nie swoje sprawy, rozbijanie rodziny. Ale to nie osoba informująca ją rozbija tylko ta zdradzająca. A to czy rodzina się rozpadnie - zależy już od danego małżeństwa. Tylko czemu Wy jako osoby trzecie chcecie decydować o tym? To ten zdradzany powinien mieć wgląd na całą sytuację i zdecydować czy chce byc w tym dalej czy odejść. Ja bym odeszła. Nawet mając dziecko. Ale ja zawsze powtarzałam mojemu wtedy jeszcze nie mężowi, że zdrady bym nigdy nie wybaczyła. Więc gdyby kiedykolwiek się na nią porwał to znałby konsekwencje.
A ja nie chciałabym wiedzieć o tym, że mąż kiedyś mnie zdradził. dlaczego?? Dlatego, że kocham męża, czuję się z nim najszczęśliwszą osobą na świecie, żyje nam się bardzo szczęśliwie i wygodnie. Kochamy się, szanujemy, dbamy o siebie i swoje potrzeby. Wiem, że mogę na niego liczyć zawsze. Jest nie tylko moim mężem, jest też najlepszym przyjacielem. Gdyby jakaś "cudowna, o wspaniałym sercu" osoba powiedziała mi, że kilka lat temu mąż mnie zdradził,  musiałabym się do tej informacji jakoś ustosunkować. Odeszłabym od męża, bo nawet gdybym wybaczyła, to nigdy nie zapomniała, bałabym się każdego spóźnienia z pracy, każego wyjścia na piwo i w końcu sama bym ten związek zniszczyła. Przez to, że ktoś miał za długi język straciłabym całe swoje dotychczasowe życie, plany, marzenia, najbliższą mi osobę, przyjaciela. Ktoś zaraz napisze, że to byłby jego wina, a nie tej osoby. Tak- jego winą i grzechem byłoby, że mnie zdradził, ale gdyby zrobił to raz, żałował, i dał mi takie szczęście, to dla mnie mimo wszystko winna byłaby osoba, która wtrąciła się w nie swoje życie. Jasne, gdybym była zdradzana systematycznie, czy więcej niż raz, to znaczy, że nie miałabym do czynienia z człowiekiem, który zbłądził, tylko z chu**m i wtedy chciałabym wiedzieć. O zdradzie która wydarzyła się "teraz" też chciałabym wiedzieć. Ale nie chciałabym wiedzieć o zdradzie, która miała miejsce kilka lat temu, która nie ma wpływu na nasze życie a której świadomość zniszczyła by całe moje szczęście.
To o czym pisałam wcześniej - klasyczne wyparcie i strach o swoje życie w dotychczasowej i niezmąconej (potencjalną, bo nie zakładam z góry, że mąż Cię zdradza) formie powoduje zanikanie kręgosłupa moralnego i mierzenie każdego swoją miarą (czy tam przez pryzmat własnych obaw). I nie - Twoje odczucia tu nie mają nic do rzeczy. Fakty są takie, że winny byłby zdradzający mąż. W ogóle pisanie o wtrącaniu się w nie swoje życie jest błędem logicznym i niezrozumieniem tematu. Wtrącaniem byłoby np. mówienie komuś "zdradził Cię, musisz się rozwieść". Powiedzenie prawdy jest jedynie przekazaniem informacji. Co dana osoba z nią zrobi to już jej sprawa. Też o tym wcześniej pisałam, ale można olać i nie uwierzyć, można nie chcieć uwierzyć i stwierdzić, że woli się nie wiedzieć czy naprawdę doszło do zdrady i zamknąć temat, a można odejść. Ty piszesz, że byś odeszła - ale to by była Twoja własna decyzja, spowodowana zachowaniem Twojego własnego męża. Więc przerzucanie odpowiedzialności na osobę trzecią jest bez sensu. 
To, że dla Ciebie coś jest bez sensu, albo według Ciebie jest tak, nie znaczy, że to jest jedyna prawda objawiona. Jak widać, ludzie są różni. Dla mnie byłaby winna osoba, która mi to powiedziała i kropka. Bo wchodzenie z buciorami w czyjeś życie, dobre nie jest. Tym bardziej, że nie znamy sytuacji, nie wiemy dlaczego stało się tak, a nie inaczej. A co jest złego w tym, że ktoś może nie chcieć stracić swojego dotychczasowego życia, skoro jest bardzo udane i szczęśliwe? Jasne, ułożyłabym sobie życie od nowa, każdy by sobie ułożył. Ale czy byłoby tak samo dobre życie? Bo szczerze, to obserwując życie i czytając Vitalię, to dochodzę do wniosku, że mam męża ideał, i drugiego takiego nie ma. Zresztą to nie chodzi nawet o to, czy ułożyłabym sobie życie czy nie, chodzi o to, że tego które mam tracić nie chcę przez to, że ktoś kiedyś, raz, dawno temu zrobił coś złego. No a Twoje pisanie że można stwierdzić, że woli się zdrady nie widzieć i nie uwierzyć jest głupie. Jak już ktoś by Ci coś takiego powiedział, to nie sądzę, że dałoby się tak bez refleksji, zastanowienia itp to odrzucić. To jest informacja, do której jakoś ustosunkować się trzeba. Mój mąż też powiedział, że w takiej sytuacji wolałby nie wiedzieć, bo dziecko i tak już by kochał, a tylko zniszczyłoby to wszystkim życie. Ilu ludzi, tyle opinii. 
Ludzie są różni i opinie są różne, ale fakty są jedne i od tych opinii niezależne. Powtórzę się, Twoja opinia w tym temacie ma zerowe znaczenie, bo rozmawiamy o faktach - a fakt jest taki, że byłby winny Twój mąż. Zdradza jest czymś złym, kłamstwo również, a prawda jest odbierana pozytywnie - więc winny byłby on. I kropka (sic!). Poza tym kolejny błąd logiczny - jak może być szczęśliwe i udane życie oparte na zdradzie i kłamstwie? Szczęśliwe jest wyobrażenie o tym życiu, samo życie nie (co zresztą sama pośrednio przyznałaś, bo inaczej nie wzbraniałabyś się tak przed świadomością, że ktoś mógłby Ci powiedzieć prawdę i nie pisałabyś o stracie). Głupie to jest nieodróżnianie faktów od opinii, pisanie że ktoś ma możliwość postąpienia w dany sposób (chociaż mu ten sposób skrajnie nie odpowiada) głupotą nie jest. Ja również nie potrafiłabym zignorować takiej wiadomości - ale to ja, ja bym nie potrafiła, co nie znaczy że dla siedmiu miliardów ludzi na świecie również byłoby to niemożliwe. I przestań z tymi opiniami - to, że będziesz tym hasłem ciskać na lewo i prawo nie oznacza, że ludzie dają się omamić i że też oślepną i przestaną je odróżniać od faktów. 
To że prawda jest odbierana pozytywnie to jest Twoja opinia, więc sama nie odróżniasz faktu od opinii. Niektórzy wcale nie chcą znać prawdy, wolą święty spokój. Ale się zafiksowałaś na tych "błędach logicznych" i faktach. Istnieją szczęśliwe małżeństwa, pomimo zdrady i to też jest fakt.
To nie jest moja opinia, tylko fakt. Fałsz gloryfikował np. nazistowski reżim i ludzie pokroju Goebbelsa (zresztą najlepszym przykładem jest osławiony cytat mówiący o tym, że "kłamstwo powtórzone tysiąc razy staje się prawdą"). Natomiast inne, "normalne" systemy normalne jako coś pozytywnego przedstawiają prawdę. A co do zafiksowania - nie zafiksowałam się tylko powtarzam dobitnie, bo niektórzy się tutaj nie popisali intelektem (zresztą, spójrz na własny post) - i do nich nie docierają oczywiste rzeczy, które trzeba tłumaczyć jak ... - już sobie daruję. 

Jakie znowu systemy? Chyba za nadto Cię ponosi :p Ja mówię o ludziach i nawet tutaj wiele dziewczyn zapytało mężów, czy chcieliby wiedzieć a ci odpowiedzieli, że nie, więc jak się ma do tego Twoja opinia, że najgorsza prawda jest zawsze lepsza? Trzeba wciskać ludziom prawdę na siłę chociaż jej nie chcą? Moja przyjaciółka wyraźnie powiedziała, że jeśli jej mąż będzie miał skok w bok ona o tym nie chce wiedzieć. Jak pisałam, mnie też to trudno zrozumieć, ale są tacy ludzie. Jak z tym pytaniem, czy chcesz znać dzień i godzinę własnej śmierci, odpowiedzi są zawsze podzielone, tak i tu.

sama mówiła że żałuje. koszmarnie trudny temat, ale ja bym się nie wtryniała

Pasek wagi

© Fitatu 2005-25. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Serwis stosuje zalecenia i normy Instytutu Żywności i Żywienia.