Temat: Adopcja . Za i przeciw

Czy którakolwiek z was kiedykolwiek rozważała opcję adoptowania dziecka ? Jakie są wasze przemyślenia i refleksje  na ten temat ?..Dlaczego tak , lub dlaczego nie .Jeżeli ktoś jest w temacie to może podzieliłby się swoją historią :). Od razu nadmienię, że nie interesują mnie  nic nie wnoszące  opinie typu  : Nie mam dzieci , bo to moja sprawa, dbam o regulację populacji ludzi na ziemi, walczę z przeludnieniem itp. Proszę o opinię ludzi zainteresowanych tematem.

Pasek wagi

jakby mi finanse pozwoliły, to bym adoptowała. chociaż bałabym się bardzo, bo znam kilkoro takich dzieci i jest średnio. Kilka przykładów z najbliższego otoczenia:

1. przedszkolanka (moja, a później mojej najstarszej i teraz średniej)- adoptowali z mężem wcześniaka, dziewczynka urodzona w 6 mc., lekarza nie dawali szans na w miarę normalne funkcjonowanie. a guzik, ciężka praca rodziców, lata rehabilitacji, która będzie pewnie trwała do końca życia i dziewczyna chodzi do normalnej szkoły (ze względu na niepełnosprawność ruchową musi być w klasie integracyjnej), uczy się jak inne dzieci, jeździ na rowerze (taki specjalny, trójkołowy).Moja najstarsza chodziła z nią do grupy w przedszkolu i 2 lata do klasy.

na taką opcję bym się nie zdecydowała. 

2. dziewczynka z grupy przedszkolnej również mojej najstarszej córki. jezu, co za element. adoptowana z bratem, gdy miała rok. gryzła, biła, drapała wszystkie dzieci, do końca przedszkola. do mojego męża mówiła ciągle "tato" i się przytulała (a ma tatę) - było to mocno niezręczne.kazaliśmy się naszej córce trzymać od niej z daleka, bo dziewczynka była straszna. teraz widuję tę dziewczynkę jak się snuje godzinami po wiosce, bez ładu i składu, kilka razy widziałam jak przy 7 stopniach wraca na krótkim rękawku do domu.w szkole była przenoszona z klasy do klasy, bo sobie z nią nie dają rady. jej brat chyba jeszcze gorszy. w wieku gimnazjalnym w tej chwili, zastraszał młodszych kolegów i żądał od nich pieniędzy, wynosił rzeczy z domu i sprzedawał w szkole i wiele innych. 

3. Córka teraz chodzi do prywatnej szkoły i tam też ma adoptowanego kolegę. tutaj nie mogę się przyczepić, bo Zuza złego słowa o nim nigdy nie powiedziała, rodzice też są sensowni, także to najnormalniejszy chłopiec. 

edit. przypomniał mi się jeszcze jeden przypadek z najbliższego otoczenia

4. małżeństwo, ona farmaceutka, porządna rodzina itp. adoptowali rodzeństwo z Litwy. On w miarę wyszedł na ludzi, ale ona to straszna patologia. widziałam ją ostatnio jak odpalała papierosa od papierosa w ostatnim miesiącu ciąży. w poprzedniej też ją ciągle widziałam jak kopciła. ojcem jej dzieci jest mój kolega z podstawówki - może nie ostra patologia, ale niziny społeczne, to na pewno.

Pasek wagi

Z racji tego, ze mieszkam w Szwecji, znam dosyc sporo rodxin a adoptowanymi dziecmi. Nie roznia sie wcale od innych rodzin. Moim zdaniem charakter i sposob bycia dzieci zalezy w glownej mierze od wychowania. Nie ma co zganiac, ze adoptowane, to nie wyjdzie na ludzi.

Kingyo i 13 podziwiam takich ludzi, jak wy :) 

A Noma ma jak zwykle swoja racje i wszyscy inni nie wiedza, co mowia...

znam 2 rodziny które adoptowały malutkie dzieci - kilkumiesięczne i wszystko układa się dobrze, dlatego jeśli rozważałabym adopcje to tylko w przypadku bardzo malutkich dzieci  

Pasek wagi

Nasuwa jeden wniosek z waszych wypowiedzi...dzieci z adpocji sa dziecmi drugiej kategorii bo moze chore..obciazone genetycznie, po przejsciach  To smutne. 

Ja mam jedno dziecko i jakbym chciala kolejne to tylko z adopcji. Jak sobie przypomne okres ciazy, porod i opieke nad wrzeszczacym dzien i niemowlakiem to az mnie skreca.... wogole by mi nie przeszkadzalo ze to nie "krew z krwi" itp

Martuska. napisał(a):

Nasuwa jeden wniosek z waszych wypowiedzi...dzieci z adpocji sa dziecmi drugiej kategorii bo moze chore..obciazone genetycznie, po przejsciach  To smutne. Ja mam jedno dziecko i jakbym chciala kolejne to tylko z adopcji. Jak sobie przypomne okres ciazy, porod i opieke nad wrzeszczacym dzien i niemowlakiem to az mnie skreca.... wogole by mi nie przeszkadzalo ze to nie "krew z krwi" itp

Ty to powiedzialas.

Ja po prostu wole od poczatku do konca wiedziec, ze dziecko jest moja odpowiedzialnoscia, moja i meza. OK to nie jest wina dziecka, ze mialo popapranych rodzicow, ale moja tez nie i po prostu nie jestem w stanie zaryzykowac az tak. Wiadomo, ze moje dziecko tez moze byc okropne lub chore, ale jednak moje i licze, ze jesli przyjdzie mi sie z tym kiedys zmierzyc to sam ten fakt doda mi sily i cierpliwosci. Nie wiem czy bym jej miala wystarczajaco dla nie swojego dziecka. Watpie. Tym bardziej, ze moja konstrukcja psychiczna nie nalezy do najmocniejszych.

Dzieci adoptowane nie sa w zadnym wypadku gorsze/lepsze, ale mialy trudny start w zyciu i rodzice adpocyjni musza byc przygotowani na dodatkowy wysilek, jaki beda musieli wlozyc w ich wychowanie. Niby osrodki adopcyjne przygotowuja rodzicow adopcyjnych do adopcji, sama procedura trwa lata, pozniej teoretycznie tez otrzymuja wsparcie, ale z tego co sie orientuje tylko teoretycznie. 

Nie oszukujmy sie, ze sa czysta kartka jak dzieci biologiczne. Obciazenia genetyczne jak przy dzieciach biologicznych, przy czym wiemy duzo mniej na temat potencjalnego ryzyka, traumy (nawet niemowlaki maja nie mowiac o starszych dzieciach), az do prowadzenia sie mamy w ciazy (nie ludzmy sie, ze dzieci do adopcji pochdza od studentow medycyny, ktorzy teraz wlasnie nie moga sobie pozwolic na dziecko).

Kiedys przemknal mi przez glowe temat adopcji "gdyby", ale nie bylam zmuszona rozwazac tej opcji. 

Napatrzylam sie na procedure adopcyjna bliskiej kolezanki, zglebilam temat przy okazji, zaangazowalam w sprawe i stwierdzam, ze nigdy bym sie na to nie zdecydowala. Z wielu wzgledow. Adopcja nie jest dla wszystkich, dla mnie akurat nie jest. 

Nie czytam wypowiedzi, więc nie wiem co tam dziewczyny napiszą. Kiedyś chciałam adoptować chociaż jedno dziecko i myślę, że jeśli będę miała dobrą sytuację, to bym z chęcią adoptowała. Jak mieszkałam w Genewie to tam chyba w każdej rodzinie było jakieś adoptowane dziecko...moja pracodawczyni miała np. adoptowanego brata. Głównie są to dzieci z Afryki czy Chin. Tak czy siak rodzice wychowują własne dzieci a później, jak te wyfruną z gniazda adoptują jakieś młodsze dziecko.

Sama jak mieszkałam w internacie to ten internat w części przerobiono na dom dziecka. Mieliśmy wspólne podwórko i stołówkę, oni zajmowali jedno piętro, my dwa kolejne. Co się tam działo...tragedia. Wiem, że ciężko winić dzieci ale jednak nie wiem, czy bym chciała zaadoptować dziecko z takiego domu dziecka...chłocy to była tragedia, wchodziło się na górę a oni sobie oglądali pornole w tv, chociaż np. w teorii takie kanały były zablokowane. Młodsze dzieci były zastraszane, opiekunki siedziały też zastraszone w kanciapie i tylko się słyszało - dzisiaj gorszy dzień, bo w szkole wypłacano kieszonkowe (dzieci, które wagarowały miały np. ucinane i dostawały mniej). Więc nie wiem, czy chciałabym adoptować takie starsze dziecko na przykład. Nie mówię, że tak jest w każdym domu dziecka, ale po tym co widziałam przez rok nie wierzę w to, że to nie pozostawia śladu na psychice. Co innego jak się adoptuje takiego noworodka. Myślę, że nawet jeśli jakieś dziecko nie sprawia problemów w ośrodku, to jednak w psychice taki pobyt bardzo mocno siedzi.

Mysle, ze dyskusja o za i przeciw nad adopcja nie ma sensu - jest cos takiego, ze konkretna osoba nadaje sie na zastepcza matke lub zasteczego ojca - albo nie. 

Dzieci z domow dziecka, z racji sytuacji - sa wszystkie po tzw "przejsciach", jedne szybciej z tego wychodza, inne wolniej lub wcale. To jest zmudna praca, aby dziecko "wyprostowac", Wiekszosc dzieci jest poczetych pod wplywem alkoholu, lub biologiczna matka pila alkohol w czasie ciazy - i dzieci maja  o wiele mniejsze tzw iloraz inteligencji jak srednia krajowa - nalezy o tym pamietac. Wiekszosc dzieci jest po prostu chorych i trzeba sie liczyc z tym, ze biologiczna matka w czasie ciazy nie jadla witamin. 

Zdarzaja sie jednak perelki, dzieci ktore gina w domach dziecka, a potem w zyciu, podejmuja zle wybory, albo pod wplywem wybieraja zla droge zyciowa wiec jezeli ktos chcialby wziac dziecko z domu dziecka - to gratuluje takiej decyzji. Naturalnie, najlepiej sobiepomoc przez psychologa, aby do konkretnej sytuacji potrafic sie zachowac w odpowiedni sposob, a nie liczyc na to, ze wszystkie rozumy pozjadalysmy i wszystko wiemy.

Jak juz ktos czyta ten watek, to podpowiadam, ze mozna zostac wolontariuszem w domu dziecka np podczas  week-endow, czy jakims popoludniem w tygodniu. Jezeli ktos chcialby wziac dziecko z domu dziecka na wakacje, week-endy, czy po prostu popoludniami, bo ma wolne - powinien to zrobic - zwykle beda to dzieci, ktore nie moga byc adoptowane i ktore nie beda znaly inaczej normalnego domu. Wiekszosc dzieci w domach dziecka nie jest "adoptowalnych" niestety.

Opiekuje sie w week-endy (1x na miesiac) taka dziewczyna 16 letnia, ktora nie jest "adoptowalna" - worek problemow, 

Jednak  jezeli ktos zna rodzicow,ktorzy nie maja absolutnie zadnych problemow z dziecmi, to klamie, wiec... dzieci z natury rzeczy sprawiaja problemy rodzicom i nalezy sie z tym liczyc ( albo wziac kota ze schroniska).

Noma_ napisał(a):

13obawy obawami, jednak z adoptowanymi dziećmi też nie wiadomo jakie mają geny i czy w przyszłości nie odpadnie ich jakaś choroba. Niektóre genetyczne choroby pojawiają się po latach dopiero. Deformacja ciała czeka każdego, bo czas i wiek pracuje na niekorzyść ludzkiego ciała. Nie tyllko ciąża powoduje złe samopoczucie, także różne choroby i nigdy nie wiemy co i kiedy nas spotka. Co do bólu podczas porodu no jakoś to dziecko musi na świat się wydostać, te adoptowane przyszły na świat tą samą drogą, trochę to słabe, brać adoptowane dziecko, żeby inna kobieta odwaliła czarną robotę. W każdym razie nie mając swoich dzieci z wyboru, a decydując się na adoptowane nigdy z własnej woli nie doświadczy się tego cudu, gdzie mała istota rozwija się w naszym ciele, nie poczujemy tej szczególnej więzi , ruchów, nie doświadczymy tej troski o jeszcze nie narodzone dziecko , tej ciekawości w jakim tygodniu ciąży jak nasze maleństwo wygląda i co już potrafi, nigdy w tym adoptowanym dziecku nie zobaczymy swoich oczu, swojego nosa, swoich cech charakteru. Nie wiem jak to opisac  po prostu noszenie własnego dziecka to jest coś szczególnego, to jest danie komuś życia, tym bardziej ma to jakiś taki duchowy wymiar jeśli dziecko zostało poczęte nie z przypadku, ale naprawdę świadomie  i z miłości, gdzie jest owocem tej miłości i łączy kobietę i mężczyznę na całe życie. 

Jaki tu wymiar duchowy ? Czysta biologia i hormony... Wydaje mi się właśnie, że adopcja dziecka ma o wiele więcej z wymiaru duchowego niż urodzenie dziecka.

Pasek wagi

Ylona666 napisał(a):

Noma_ napisał(a):

(...) Nie wiem jak to opisac  po prostu noszenie własnego dziecka to jest coś szczególnego, to jest danie komuś życia, tym bardziej ma to jakiś taki duchowy wymiar jeśli dziecko zostało poczęte nie z przypadku, ale naprawdę świadomie  i z miłości, gdzie jest owocem tej miłości i łączy kobietę i mężczyznę na całe życie. 
Jaki tu wymiar duchowy ? Czysta biologia i hormony... Wydaje mi się właśnie, że adopcja dziecka ma o wiele więcej z wymiaru duchowego niż urodzenie dziecka.

Nie zgadzam się. Jestem właśnie w ciąży i noszenie dziecka pod sercem, które jest owocem miłości pomiędzy mną i moim mężem, to oczekiwanie... to już coś ogromnego! A co dopiero powitanie go na świecie, obserwowanie jak dorasta, dostrzeganie w nim swoich pierwiastków. To coś ogromnego. I nie przeczę, że hormony nie mają nic do rzeczy. Oczywiście, że mają, ale to przecież właśnie plus!

Nie przeczę, że z adoptowanym dzieckiem nie da się nawiązać relacji, ale nie oszukujmy się - to nie może być to samo.

© Fitatu 2005-25. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Serwis stosuje zalecenia i normy Instytutu Żywności i Żywienia.