- Pomoc
- Regulamin
- Polityka prywatności
- O nas
- Kontakt
- Newsletter
- Program Partnerski
- Reklama
- Poleć nasze usługi
-
© Fitatu 2005-25. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Serwis stosuje zalecenia i normy Instytutu Żywności i Żywienia.
15 maja 2017, 08:39
Czy którakolwiek z was kiedykolwiek rozważała opcję adoptowania dziecka ? Jakie są wasze przemyślenia i refleksje na ten temat ?..Dlaczego tak , lub dlaczego nie .Jeżeli ktoś jest w temacie to może podzieliłby się swoją historią :). Od razu nadmienię, że nie interesują mnie nic nie wnoszące opinie typu : Nie mam dzieci , bo to moja sprawa, dbam o regulację populacji ludzi na ziemi, walczę z przeludnieniem itp. Proszę o opinię ludzi zainteresowanych tematem.
15 maja 2017, 20:21
Nie zgadzam się. Jestem właśnie w ciąży i noszenie dziecka pod sercem, które jest owocem miłości pomiędzy mną i moim mężem, to oczekiwanie... to już coś ogromnego! A co dopiero powitanie go na świecie, obserwowanie jak dorasta, dostrzeganie w nim swoich pierwiastków. To coś ogromnego. I nie przeczę, że hormony nie mają nic do rzeczy. Oczywiście, że mają, ale to przecież właśnie plus!Nie przeczę, że z adoptowanym dzieckiem nie da się nawiązać relacji, ale nie oszukujmy się - to nie może być to samo.Jaki tu wymiar duchowy ? Czysta biologia i hormony... Wydaje mi się właśnie, że adopcja dziecka ma o wiele więcej z wymiaru duchowego niż urodzenie dziecka.(...) Nie wiem jak to opisac po prostu noszenie własnego dziecka to jest coś szczególnego, to jest danie komuś życia, tym bardziej ma to jakiś taki duchowy wymiar jeśli dziecko zostało poczęte nie z przypadku, ale naprawdę świadomie i z miłości, gdzie jest owocem tej miłości i łączy kobietę i mężczyznę na całe życie.
Chyba mówimy o dwóch różnych wymiarach duchowych Ja mam na myśli pomoc bliźniemu, chęć zmiany życia młodego człowieka na lepsze, jeśli jest po przejściach- przekazanie mu dobrych wartości, sprawienie by jego życie nie było gorsze niż życie dziecka wychowanego w biologicznej rodzinie. Sprawienie by ktoś miał lepiej, a nie my sami, bo "odnajdujemy w biologicznym dziecku pierwiastki samego siebie". Ja myślę, że adopcja- zwłaszcza taka, w której możemy mieć dzieci, a jednak adoptujemy- świadczy o tym, że ktoś jest na wyższym poziomie duchowym.
15 maja 2017, 20:29
Chyba mówimy o dwóch różnych wymiarach duchowych Ja mam na myśli pomoc bliźniemu, chęć zmiany życia młodego człowieka na lepsze, jeśli jest po przejściach- przekazanie mu dobrych wartości, sprawienie by jego życie nie było gorsze niż życie dziecka wychowanego w biologicznej rodzinie. Sprawienie by ktoś miał lepiej, a nie my sami, bo "odnajdujemy w biologicznym dziecku pierwiastki samego siebie". Ja myślę, że adopcja- zwłaszcza taka, w której możemy mieć dzieci, a jednak adoptujemy- świadczy o tym, że ktoś jest na wyższym poziomie duchowym.Nie zgadzam się. Jestem właśnie w ciąży i noszenie dziecka pod sercem, które jest owocem miłości pomiędzy mną i moim mężem, to oczekiwanie... to już coś ogromnego! A co dopiero powitanie go na świecie, obserwowanie jak dorasta, dostrzeganie w nim swoich pierwiastków. To coś ogromnego. I nie przeczę, że hormony nie mają nic do rzeczy. Oczywiście, że mają, ale to przecież właśnie plus!Nie przeczę, że z adoptowanym dzieckiem nie da się nawiązać relacji, ale nie oszukujmy się - to nie może być to samo.Jaki tu wymiar duchowy ? Czysta biologia i hormony... Wydaje mi się właśnie, że adopcja dziecka ma o wiele więcej z wymiaru duchowego niż urodzenie dziecka.(...) Nie wiem jak to opisac po prostu noszenie własnego dziecka to jest coś szczególnego, to jest danie komuś życia, tym bardziej ma to jakiś taki duchowy wymiar jeśli dziecko zostało poczęte nie z przypadku, ale naprawdę świadomie i z miłości, gdzie jest owocem tej miłości i łączy kobietę i mężczyznę na całe życie.
OK, Teraz rozumiem, co masz na myśli. Mimo to nie nazwałabym tego większą duchowością, a może raczej wyższym poziomem empatii i większą potrzebą pomagania innym. Myślę jednak, że pary, które mogą mieć własne dziecko, ale się na to nie decydują i adoptują COŚ jednak tracą.
15 maja 2017, 20:43
Myślę, że gdybyśmy z narzeczonym nie mogli mieć w przyszłości dzieci to zdecydowalibysmy się na adopcję. Rozmawialiśmy kiedyś o tym i myslimy podobnie.
Na pewno nie jest to proste, ale myślę że można z powodzeniem stworzyć udaną rodzinę.
Znam jeden przypadek adopcji...hm...nie wiem jak to określić... Średnio udanej? Dziecko teraz to już dorosły chłopak, był rozpuszczony i często "niegrzeczny"delikatnie mówiąc,ale myślę że tutaj dużo jesy winy rodziców,którzy od małego na wszystko mu pozwalali. Tak naprawdę to on nimi "rządził".
Znam też parę, która nie może mieć dzieci. Ona chciałaby adoptować,ale on nie chce. Nie wnikam dlaczego. Ale kiedy patrzyłam na ich twarze kiedy komuś w rodzinie urodziło się dziecko (były to smutne twarze) to myślę, że ta adopcja mogłaby dać im wiele radości.
15 maja 2017, 21:13
Po pierwsze można pokochać obce dziecko jak wlasne. Tylko kwestia tego jakie dziecko sie "trafi"
Po drugie w domach dziecka niestety panuja znajomości. I niestety czesto tez chca wypchac te dzieci, ktore sprawiaja trudnosci wychowawcze. Moja daleka ciotka, niezamezna, adoptowala dziewczynke wowczas 9-letnia. Dziecko bylo bardzo zaniedbane, ale ta kazdego dnia wypracowywala z nia zaleglosci, uczyly sie czesto po 5-6 h. Dziewczyna zdala mature, dostala sie na studia i sie "zaczelo" bajabongo. Pierw byly randki z internetu ( dodam, ze laska miala slabosci do Hindusow, Arabow), niewracanie po nocach, zaczepianie facetow. Laska okazala sie nimfomanka. A na deser rzucila studia, zwiazala sie z chlopem blisko 20 lat starszym, ktory jest alkoholikiem, siedzial w kryminale...Teraz maja dzieciaka....Cala rodzina, przyjaciele, wspolnota wybijala jej goscia z glowy. Zapewniala, ze sie zmieni, a potem i tak do niego wracala. Niestety czesto mimo wysilkow adopcyjnej rodziny i tak geny robia swoje. Ale mowie kwestia szczescia i znajomosci
16 maja 2017, 08:48
Wspolpracuje od jakichs 10 lat z fundacja, ktora opiekuje sie dziecmi z rodzin z problemem alkoholizmu. Jezdze z tymi dziecmi na wakacje (jako wychowawca). Po jednym z pierwszych wyjazdow ja i maz (jezdzi ze mna) ustalilismy, ze byc moze w przyszlosci zdecydujemy sie na adopcje. Nie z litosci, ale z potrzeby serca. Nigdy wczesniej (przed fundacja) nie zdawalismy sobie sprawy, jak bardzo mozna laknac drugiego czlowieka, ktory okaze zainteresowanie (a te dzieci maja rodzicow!). Chcielibysmy obdarzyc kogos miloscia, cieplem i opieka, stworzyc dom. Kiedy wracamy z tych wyjazdow, wchodzimy do domu i obydwoje placzemy, a wrecz ryczymy w glos z zalu, ze mozna robic dzieciom taka krzywde. Mamy w drodze "osobiste" dziecko, ale nie wykluczamy powiekszenia rodziny wlasnie przez adopcje. Moge sie tylko domyslac, jak ciezki to proces, ale uwazam, ze nawet biologiczne dzieci z tzw. dobrych rodzin potrafia zamienic zycie rodzicow w pieklo (znam kilka przykladow z wlasnego otoczenia), dlatego nie uwazam, by wychowanie dziecka z adopcji bylo niemozliwe. Podziwiam i szanuje ludzi, ktorzy sie na to decyduja.
16 maja 2017, 09:04
Znam mnóstwo rodzin, w których dzieci biologiczne sprawiają olbrzymie problemy, staczają się, są agresywne, cierpią na zaburzenia psychiczne itp. itp. Czy to jest argument przeciwko urodzeniu dziecka? Każde dziecko sprawia problemy, każde przechodzi trudne okresy, może wpaść w złe towarzystwo lub mieć problemy ze sobą. Adopcja nie ma tu nic do rzeczy. Oczywiście, adoptowane dziecko ma jakiś bagaż przykrych doświadczeń. Ale biologiczne również, tylko rodzice najczęściej o tym nie wiedzą, bo dzieci prędzej czy później przeżywają mniejsze lub większe traumy w szkole, na ulicy, imprezach, wakacjach. I też trzeba umieć sobie z tym radzić. Biologiczne dziecko nie chowa się pod kloszem w utopijnym świecie, tak samo może przeżyć koszmar, ktoś je może napaść, zgwałcić, wykorzystać, pobić, naćpać. I co, wtedy będzie "zepsute" i je oddacie?
16 maja 2017, 09:16
Znam mnóstwo rodzin, w których dzieci biologiczne sprawiają olbrzymie problemy, staczają się, są agresywne, cierpią na zaburzenia psychiczne itp. itp. Czy to jest argument przeciwko urodzeniu dziecka? Każde dziecko sprawia problemy, każde przechodzi trudne okresy, może wpaść w złe towarzystwo lub mieć problemy ze sobą. Adopcja nie ma tu nic do rzeczy. Oczywiście, adoptowane dziecko ma jakiś bagaż przykrych doświadczeń. Ale biologiczne również, tylko rodzice najczęściej o tym nie wiedzą, bo dzieci prędzej czy później przeżywają mniejsze lub większe traumy w szkole, na ulicy, imprezach, wakacjach. I też trzeba umieć sobie z tym radzić. Biologiczne dziecko nie chowa się pod kloszem w utopijnym świecie, tak samo może przeżyć koszmar, ktoś je może napaść, zgwałcić, wykorzystać, pobić, naćpać. I co, wtedy będzie "zepsute" i je oddacie?
Nie wiem jak inni, ale ja wyrazilam sie jasno - wierze, ze dla swojego dziecka, jezeli bedzie problematyczne znajde wiecej zrozumienia, cierpliwosci i sily. Poza tym wole brac odpowiedzialnosc, za zdrowie i wychowanie mojego dziecka 'od postaw'. Mierzyc sie z wlasnymi 'cieniami', a nie 'cieniami' innych, czesto zupelnie nieodpowiedzialnych ludzi. Jesli to czyni mnie w czyichs oczach zlym czlowiekiem - trudno. Ja nie mam problemu ze spojrzeniem w lustro.
Poza tym wiadomo, ze traumy moze przezyc kazde dziecko, ale nie oszukujmy sie... skala problemu w przypadku dzieci porzuconych, czesto z patologicznych rodzin jest zupelnie inna.
16 maja 2017, 09:34
Nie pijąc do nikogo konkretnego. Tyle się mówi/pisze, że dzieci z Domów Dziecka mają bagaż, są pokrzywdzone czy spaczone przez nieodpowiedzialnych, patologicznych rodziców, ale chyba niewiele osób zdaje sobie sprawę z tego jak właśni, kochający rodzice potrafią nieświadomie zniszczyć psychikę dziecka. Też kiedyś bałam się tego obciążenia, ale po przejściu własnej terapii i uświadomieniu sobie jak sama jestem dysfunkcyjna przez moich "normalnych" rodziców, myślę że damy z mężem radę po wyprostowaniu samych siebie.
16 maja 2017, 20:49
ja raczej nie zdecydowałabym się na taką opcję. Zawsze by towarzyszyła mi ta myśl, że to jednak jest dziecko kogoś innego.
17 maja 2017, 01:34
Mierzyc sie z wlasnymi 'cieniami', a nie 'cieniami' innych, czesto zupelnie nieodpowiedzialnych ludzi.
Wychowując własne dziecko cały czas będziesz się mierzyć z cieniami innych. Chyba ze chcesz zrobić dziecku krzywdę i chować je pod kloszem. Będziesz miała pretensję do opiekunek, nauczycielek, wychowawców na koloniach, trenerów, męża, kolegów i koleżanek, lekarzy, terapeutów i wszystkich, którzy z dzieckiem będą mieli styczność. To oni będą "winni" problemów Twojego dziecka. Tak to wygląda.