Temat: Co myślicie o aborcji?

Po przeczytaniu odpowiedzi pod innym wątkiem zastanawiam się, co myślicie o aborcji. Potępiacie, popieracie prawo do niej?

W związku z polityką PiS-u wszędzie słyszę, że kobiety chcą prawa do aborcji, że nikt nie jest tak zacofany, by chcieć rodzić na siłę... a jednak większość piszących potępiała autorkę, która dokonała aborcji. Nie chodzi mi o potępianie jej za dalsze jej zachowanie.

Dla osób, które są za aborcją w każdej sytuacji:

Pasek wagi

cóż różnica jest taka, że przy zakazie aborcji państwo decyduje za konstytucyjnie "wolnych" obywateli, nie daje wyboru. natomiast przy dostępie do aborcji nikt nie decyduje, nie zmusza aby przeciwnicy usuwali dzieci :). dlaczego więc wolność nie działa w dwie strony?

w krajach, w których aborcja jest legalna wcale nie usuwa się więcej ciąż niż u nas, tylko u nas dzieje się to w "podziemiach", niehumanitarnymi środkami lub kobiety po prostu wyjeżdżają za granicę. no i trzeba pamiętać, że aborcja to nie tylko wyskrobanie niechcianego dziecka. czasami to wybór między życiem, a śmiercią, a nie każdy jest gotów na takie poświęcenie i myślę, że nie należy za to potępiać. 

no i z dostępem do aborcji równa się również dużo większa wiedza na temat antykoncepcji, edukacja seksualna, dostęp do psychologa, który przed aborcją wcale do niej nie namawia, a raczej odwodzi itp.

roogirl napisał(a):

Dla osób, które są za aborcją w całkowicie każdej sytuacji:

moja sąsiadka pracuje jako położna w katolickim szpitalu :) kiedyś miała pacjentkę, która bez żadnych wcześniejszych badań urodziła dziecko, które miało właściwie formę nic nie przypominającą, tylko otwór, którym oddychało. po porodzie przeżyło kilkanaście minut. po jakimś czasie ta kobieta popełniła samobójstwo.

Ale dlaczego? Skoro była katoliczką i zawierzyła bogu to chyba powinna wiedzieć, że widocznie on tak chciał? I jeszcze popełniła grzech odebrania sobie życia...

Pasek wagi

Prawda jest taka, że dopóki się czegoś nie przezyło to nie należy oceniać. Ostatnio mam bardzo dużą styczność z badaniami prenatalnymi i sytuacje do jakich nieraz dochodzi i wybory jakie stają przed ludźmi nie są kwestia napisania sobie w internecie "ja bym nie usunęła bo..." To są bardzo trudne decyzje i to przede wszystkim są ludzkie dramaty bo zdaje mi się, że większość ludzi gdy pada hasło "aborcja" to ma przed oczami obraz wyrodnej kobiety bez uczuć a to wcale tak nie jest ( choć na pewno i takich nie brakuje).  Uważam, że jeśli ktoś nie znalazł się w takiej sytuacji to nie potrafi tego ocenić obiektywnie. 

roogirl napisał(a):

Ale dlaczego? Skoro była katoliczką i zawierzyła bogu to chyba powinna wiedzieć, że widocznie on tak chciał? I jeszcze popełniła grzech odebrania sobie życia...

widocznie nie wytrzymała psychicznie i w tym już bóg nie pomógł

lilaa893 napisał(a):

Kochana, to jest jeden z tych wyjątków. Takich, które nawet większość konserwatystów uznaje.. Bardzo Ci współczuję :( Nie wiem jak kiedykolwiek mogłaś takie słowa brać do siebie, wspomniane przez Ciebie wypowiedzi są o kobietach, mających prawidłowo rozwijające się dzieci - tyle, że nie chciane [tak jak np znany powód za małego mieszkania].

Wiesz, bo w tych wszystkich debatach mało kto opowiada, że taka aborcja jest zrozumiała, a taka to już jest zła a przy takiej to się jeszcze musimy zastanowić. Telewizja, gazety, internet szczególnie, pełne są potępiających haseł, masakrycznych plakatów, nawoływań, sloganów. Mało kto dodaje małym druczkiem warunki "bo to przecież rozumie się samo przez się, nie ma o czym gadać". Tylko kiedy ta sytuacja dotyczy nas samych to nic nie rozumie się samo przez się.

Podczas mojego pobytu w szpitalu przekonałam się, że taki przypadek jak mój to wcale nie są wyjątki potwierdzające regułę. W większości przypadków to bardzo trudna decyzja, nierzadko dramatyczna, nawet jeśli z boku może się wydawać, że została podjęta lekko.

Piszecie, że chodzi o przypadki, kiedy dzieci są zdrowe ale "tylko" niechciane - rozumiem to rozróżnienie i rozumiem, że ludzie muszą ponosić konsekwencje swoich czynów ale nie jestem przekonana kto zyskuje na zmuszaniu kobiety do urodzenia niechcianego dziecka. Tzn. ja bym bardzo chciała, żeby takich przypadków w ogóle nie było i żeby wszyscy rodzice chwilę po porodzie zakochiwali się w swoich maleństwach, zmieniali się na lepsze i żyli długo i szczęśliwie. Ale tak nie jest i nie ma co udawać, że jeśli kogoś do czegoś przymusimy to wszystko będzie ślicznie. Nie sztuka urodzić, sztuka wychować. A te przypadki, gdzie ktoś nie chce dziecka bo ma tylko 3 pokoje, to kropla w morzu, ekstremalne historie, które fajnie się sprzedają w mediach bo wiadomo, że wywołają burzliwą dyskusję.

Tylu jest obrońców życia poczętego ale co z obroną życia narodzonego? Co chwilę mediami wstrząsają kolejne historie o dzieciach, które trafiają do szpitala ze śladami długotrwałej przemocy, siniakami, bliznami, źle zrośniętymi kośćmi, dzieci głodzone, zaniedbane... A co ze znęcaniem się psychicznym? Tych śladów tak łatwo nie widać. I gdzie wtedy są ci obrońcy życia, ci wszyscy sąsiedzi, znajomi, przechodnie na ulicach? Nikt nie słyszał ciągłego płaczu? Nikt nie widział ciągłych siniaków? Nikt nie widział, że dziecko jest głodzone? Co chwilę też słychać historie, gdzie rodzina jest kochająca i starająca się ale bardzo biedna, więc zabierzmy dzieciaki i wsadźmy je do domu dziecka. Żeby biedne nie były. Bo jak są biedne to usłyszą, że trzeba było tyle dzieciaków nie robić. 

Ile osób interweniuje gdy rodzic na ulicy czy w sklepie szarpie dziecko, wrzeszczy, wyzywa? Mało kto. Bo strach że i nam się oberwie, bo "to nie moja sprawa jak kto dzieci wychowuje", bo "przecież nie będę się wtrącać". Czyli przez pierwsze 9 miesięcy można się wtrącać i ciąża to sprawa publiczna a jak już się dziecko urodzi to każdy umywa ręce a jak rodzic sobie z czymś nie radzi i potrzebuje pomocy to usłyszy, że "trzeba było dzieci nie robić". Tylko potem co jakiś czas każdy uroni łezkę nad kolejnym zakatowanym niemowlakiem, na forach przez kilka tygodni ludzie będą sie zastanawiać, jak tak można, jak to możliwe i jakie to straszne a potem zapomną, do kolejnego razu.

Tak łatwo rzucać pięknymi hasłami, tak łatwo oceniać innych ludzi i dawać złote rady, bo to nic nas nie kosztuje, nie nas dotyczy, ludzie lubią gadać. Nawet można jakiś pochód zorganizować, czemu nie. Ale żeby naprawdę coś zrobić, poświęcić swój czas, energię, dać wsparcie tym, którzy już na tym świecie są i potrzebują pomocy, zaryzykować własny komfort - o to dużo trudniej. 

SzczesliwaByc napisał(a):

frretka napisał(a):

Dokonałam aborcji. Czytam te wszystkie głosy potępiające taki czyn i pamiętam jak takie słowa mnie wówczas bolały, na szczęście teraz mam je już w nosie. Niemniej jednak wszędzie słyszałam, że aborcja to nieodpowiedzialność, że gówniarstwo, głupota, morderstwo, że trzeba było nie rozkładać nóg... Generalnie, empatia wyższego stopnia (ironizuję).Moja ciąża była planowana, wyczekana, kochana. Wszystko szło pięknie, USG w 8 tygodniu pokazało bijące serduszko, cieszyliśmy się bardzo choć z jakiegoś powodu byłam bardzo ostrożna i niewielu osobom o niej mówiłam. Na USG w 13 tygodniu okazało się, że płód nie rozwija się prawidłowo i to do takiego stopnia, że nawet bez żadnej wiedzy medycznej po jednym spojrzeniu na ekran wiedziałam, że sprawa jest poważna, że tak to nie powinno wyglądać. Wezwano lekarza specjalistę (akurat miałam szczęście, że mój lokalny szpital to jeden z najlepszych jeśli chodzi o ciąże), kolejne mierzenie, badania, przezierność karkowa 11,3 mm (norma to 1,2-2,5 mm) - szanse na to, że ciąża rozwiąże się pomyślnie praktycznie nieistniejące. Zaproponowano badanie genetyczne, pobranie płynu owodniowego, niekończące się dni oczekiwań na wyniki. Przerażenie, bezsilność, płacz, ból. W końcu wyniki przyszły i potwierdziły to, co wcześniej było już wiadome. I nie chodziło nawet o to, że dziecko mogłoby się urodzić chore czy upośledzone - organy wewnętrzne się nie rozwijały więc to dziecko nie bardzo miało z czego się w ogóle rozwinąć. No ale serduszko jeszcze biło, niewłaściwie rozwinięte, na zasadzie podłączenia do sprzętu podtrzymującego życie (czyli do mnie).Miałam wybór: czekać aż dziecko samo umrze, po czym przejść przez poród martwego dziecka (bo na tym etapie to już nie poronienie) albo zakończyć ciążę, czyli dokonać aborcji. Najgorszemu wrogowi nie życzyłabym aby musiał podjąć taki wybór. Miałam dwa dni aby podjąć decyzję, ponieważ zabieg wykonywano tylko do ukończenia 14 tygodnia. Po tym czasie pozostawałoby mi oczekiwanie, codzienne zastanawianie czy to już czy jeszcze nie, co kilka dni kontrolne USG, może trwałoby to kilka dni, może kilka tygodni, niemniej jednak na końcu i tak oczekiwał mnie martwy poród.Rozumiem, że wiele kobiet zdecydowałoby ponosić taką ciążę i poczekać, aż zakończy się naturalnie, dla mnie ta wizja oczekiwania na nieuniknione była przerażająca. A myśl o porodzie martwego dziecka była traumatyczna. Szczerze mówiąc nie wiem, czy po tym zdecydowałabym się na kolejną ciążę.Zdecydowaliśmy się zatem na terminację. Tzn. na aborcję. Na ten pogardzany, potępiany czyn. I na szczęście w tej chwili już mnie nie obchodzi, co inni o nas myślą i jak straszliwy czyn według nich popełniliśmy.A abstrachując od naszej sytuacji. Niektózy mówią, że kobieta nie ma prawa podejmować decyzji, bo to nie chodzi o jej życie, tylko o dziecka. Ale skoro ona nie ma prawa decydować, to dlaczego niby mają mieć do tego prawo polityce, lekarze, sąsiedzi i ludzie z internetu? Nikt z nich nie będzie przy tym dziecku (chorym, upośledzonym, niekochanym, maltretowanym...) przez resztę jego życia, nikt nie będzie karmił i podcierał tyłków do końca życia, siedział przy łóżku dzień i noc przez lata, żebrał o środki na leczenie, jeździł od szpitala do szpitala. Nikt nie wesprze dziecka, które urodziło się niechciane w patologicznej rodzinie, gdy będzie ono bite, molestowane albo "tylko" niekochane i gdy przez całe życie będzie słyszał jak to rodzice zmarnowali przez nie swoje życie. Fajnie się tak siedzi przed komputerem i ocenia innych, nic nas to przecież nie kosztuje. Piszecie, że jak dorośli ludzie uprawiają seks, to potem muszą ponosić konsekwencje swoich czynów. Tylko że zawyczaj to dziecko ponosi te konsekwencje. Ale może czasem warto pomyśleć, że nasze ekstremalne, pogardzające słowa mogą ranić tych, którzy po prostu nie mają siły na podjęcie pewnych zobowiązań? I przecież nikt nikomu nie każe usuwać płodów chorych i upośledzonych (czy żadnych) jeśli ktoś chce urodzić, to niech rodzi i niech inni oferują swoją pomoc, życzliwość, wsparcie.
Kochana, nie o takich przypadkach mówimy. Jedna sprawa jak ktoś usuwa dziecko, które może nie dożyć porodu lub umrzeć w mękach zaraz po nim a inna usunąć dziecko, bo wpadka. Współczuję Ci koszmarnie tego co przeżyłaś i nie życzę największemu wrogowi stawania przed taką decyzją. Znam sama przypadek kobiety jak Ty, dziecko nie miałoby szans na przeżycie. Nawet gdyby dotrwało do porodu w brzuchu mamy, to umarłoby w ciągu maksymalnie kilku godzin, w koszmarnym bólu. 

cóż, gorzej jak jakaś siła polityczna próbuje przeforsować zakaz aborcji nawet w takich przypadkach. jak sami mówią "po to aby dziecko ochrzcić tuż przed śmiercią". gorzej, że martwych się nie chrzci, a trauma matki pozostaje

roogirl napisał(a):

Dla osób, które są za aborcją w całkowicie każdej sytuacji:

Hmm... za aborcja w całkowicie każdej sytuacji? (kreci)

Jak mnie niesamowicie w**rwia sformułowanie "nie jestem inkubatorem". Nie wiem jakiej wielkości trzeba mieć mózg (o ile osoby używające tego sformułowanie w ogóle go mają bo śmiem wątpić) ale skoro drogie "panie" nie chcecie być inkubatorem to się nauczcie używać zabezpieczeń a jak nie umiecie się zabezpieczać to nie współżyjcie bo (w szkole uczyli, trzeba było uważać na lekcjach) prowadzi to do zapłodnienia. Dobrze, że wasze matki zechciały być dla was "inkubatorami" na te 9 miesięcy. Żenada. 

© Fitatu 2005-25. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Serwis stosuje zalecenia i normy Instytutu Żywności i Żywienia.