Temat: Nigdy bym nie pomyślała, że będziemy razem

Czy związek którejś z was tak się właśnie zaczął? Że nie przypuszczałybyście, że ten facet będzie waszym partnerem? I najdelikatniej mówiąc nie była to miłość od pierwszego wejrzenia?

Podzielcie się jakimiś optymistycznymi historiami:)

U mnie to było troszkę inaczej, bo od początku mi się spodobał, zaciekawił, ale podejrzewałam że raczej skończy się jak zawsze - na niczym. Także tak, nigdy bym nie pomyślała, że będziemy razem, bo myślałam że nie jestem w jego typie. :)

Tak właśnie było w moim przypadku.. 12 lat temu poznałam męża przez tv. Gdy spotkaliśmy się pierwszy raz pomyślałam o nim, że jest dziwnym facetem i możliwe, że współpracuje z jakąś grupą przestępczą (haha, oczywiście okazało się to nie prawdą). :). On miał wtedy jakąś kobietę, a ja chłopaka, poza tym nie byłam w jego typie. :). No, ale mimo to zaczęliśmy się regularnie spotykać, przez długi czas na stopie koleżeńskiej. Potem samo tak wyszło, że zostaliśmy parą na długie lata, hehe.:).

Ja mojego najpierw gdzieś go wyhaczyłam w necie i straaaasznie mi się podobał, pozatym widywałam go jak chodził ze studiow na stancję, ale nigdy nie miałam odwagi zagadać. Po jakimś czasie napisałamna "chybił trafił na gg". Po jakimś czasie wymieniliśmy się zdjęciami i... okazało się,że to ten chłopak marzeń. Po miesiącu spotkaliśmy się, jesteśmy razem do dziś.

mój na początku w ogóle mi się nie podobał, jakiś taki chudy był i wydawał mi się dziwny, ale jakoś tak dobrze mi się z nim rozmawiało. potem zaprosił mnie na studniówkę i i pół roku później zostaliśmy parą. i tak już sobie razem trwamy 6 lat

grazynazewsi napisał(a):

Ja mojego najpierw gdzieś go wyhaczyłam w necie i straaaasznie mi się podobał, pozatym widywałam go jak chodził ze studiow na stancję, ale nigdy nie miałam odwagi zagadać. Po jakimś czasie napisałamna "chybił trafił na gg". Po jakimś czasie wymieniliśmy się zdjęciami i... okazało się,że to ten chłopak marzeń. Po miesiącu spotkaliśmy się, jesteśmy razem do dziś.

jak się ma twoja wypowiedź to tego wątku? http://vitalia.pl/index.php/mid/25/fid/201/odchudzanie/diety/forum/11/topicid/953366/sortf/0/rev/0/range/0/page/0/

Mój:). Historia zaczęła się w liceum, był moim kumplem (jednym z wielu), trzymaliśmy się w jednej paczce i super nam się gadało, z mojej strony tyle. Miałam wtedy jakichś chłopaków i ogólnie pod tym względem bardzo "zajęte" życie - oczywiście w bardzo szczeniacki sposób:), on podobnie. Gdzieś w trzeciej klasie zauważyłam jak bardzo super nam się gada, jak miły dla mnie jest i fajnie nam się żartowało w dosyć zaczepny sposób. Jestem taką "zaczepną" osobą z natury, więc nie było to dla mnie niczym dziwnym. Natomiast kilka z moich koleżanek parę razy zwróciło mi z przekąsem uwagę: "ale on się ostatnio wyrobił, nie?", "co wy tak często tą herbatkę pijecie?". Pamiętam że za każdym razem śmiałam się i puszczałam mimo uszu, dla mnie to były żarty. Pamiętam dokładnie moment kiedy pisałam z nim smsy i pomyślałam sobie "ale fajny chłopak, jego dziewczyna będzie farciarą" - ale kompletnie nie potrafiłam o nim pomyśleć jak o chłopaku DLA MNIE:D. Zwrot akcji nastąpił zaraz po skończeniu szkoły, na imprezie pożegnalnej. Przysiadł się jakoś tak inaczej niż zwykle, coś pękło i tak już został. Minęło prawie 6 lat a w lipcu ślub:)

kiedy poznałam mojego faceta, byłam zakochana w innym (bylismy w relacji friends with benefits, on wyjechal do pracy za granicę na wakację, a ja tesknilam :P), pomyslalam ze w sumie moge sie z nim pospotykac, zeby mi czas szybciej zlecial. pomyslalam ze on w ogole nie jest w moim typie. no i skonczylo sie tak, ze kiedy poprzedni wrocil zza granicy, ja juz bylam w zwiazku i juz od pół roku mieszkamy razem :)

tak. Poznałam męża na imprezie, przystawial się. Uciekalam od niego. Jakoś zdobył mój numer, nie podobał mi się ale fajnie się gadalo. Miał być kolegą. Mija 8 lat. 

Zdecydowanie u mnie tak było :) Mojego (teraz już ) męża znałam od zawsze i od zawsze go unikałam, bo on z tych rozgadanych co zagadałby człowieka i w ogóle ,,dusza towarzystwa", a ja najzwyczajniej w świecie wstydziłam się z nim rozmawiać by się nie zbłaźnić. ,,Pech" chciał, że moja koleżanka zakochała się w jego koledze i codziennie ciągała mnie na salę gimnastyczną gdzie chłopaki mieli treningi. Chodziłam z nią choć wcale mi się nie chciało, bo strasznie mnie nudziły te ich treningi, a zresztą nie widziałam żadnego sensu stać i patrzeć jak chłopaki biegają za piłką, Moja koleżanka była podjarana, bo po treningu oni zawsze do nas podchodzili na jakąś plotę, czasami szliśmy większą grupą do knajpy itp. i uwierzcie, mi naprawdę nie chciało się z nimi spotykać bo miałam już swoją paczkę. Aż nadszedł dzień 06,12,2003 r. kiedy wszyscy już się rozchodziliśmy do swoich domów, mnie trafiła strzała amora i spojrzałam na mojego (jeszcze nie) męża i pomyślałam ,,ale z niego fajny facet" i tak się bałam tej nadchodzącej miłości, że przestałam chodzić na treningi chłopaków i w ogóle całkiem unikałam spotkań gdzie byłby on, po prostu bałam się miłości ,,w jedną stronę". Ale mój mąż wypytywał moją koleżankę gdzie jestem, dlaczego nie przychodzę itp. bo jak mi później mówił ta sama strzała trafiła go kilka miesięcy wcześniej, ale bał się zrobić krok dalej bo ja taka niedostępna byłam. Koniec końców choć robiłam wszystko by się nie zakochać, to mi się to nie udało. 24-25,01,2004 byłam u rodziny na weselu, a 26,01,2004 ,,jeszcze nie" mąż poprosił mnie o spotkanie i powiedział, że to był najgorszy weekend w jego życiu, że jeszcze nigdy tak się nie bał i nigdy nie był tak zazdrosny, że jeszcze nigdy tak nikogo nie kochał i że po prostu nie wyobraża sobie już ani jednego dnia nie widząc mnie. Wtedy poddałam się już całkiem i tak idziemy sobie razem już 13 lat, mając już w swoim dorobku 8 lat małżeństwa, dwójkę dzieci i trzecie w drodze :) 

P.s.- moja koleżanka oczywiście nie jest (ani nigdy nie była) z jego kolegą

p.s. 2 - mąż nadal jest o mnie zazdrosny

Cyrica napisał(a):

w sumie można powiedzieć że tak. Połączyła nas miłośc do picia piwa w plenerze i całowanie sie po tymże piwie, ale to własciwie łączyło mnie z większością moich kolegów (tych bliższych rzecz jasna). Tu sie okazało dopiero jak wyjechał (był w Warszawie w wojsku i ich przeniesli), że jakoś tak nam siebie brakuje dziwnie, pisaliśmy listy, potem mi wreszcie założono telefon w domu to i dzwonił. I tak se żyjemy 20 lat, i się kochamy i bardzo nie lubimy rozstawać na dłużej, to jest chyba w tym wszystkim kluczowe.

Boże, Cyrica, aż się serio wzruszyłam (puchar)

© Fitatu 2005-25. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Serwis stosuje zalecenia i normy Instytutu Żywności i Żywienia.