Temat: awantura o drugie dziecko

Piszę tu nie pierwszy raz..nie mam się komu ważalić..

Wczoraj pokłóciłam się z mężem. Zaczął kolejny raz temat o drugim dziecku. Przy pierwszym w ogóle mi nie pomagał i nie pomaga-tak w skrócie. Do 8smego mies.zycia córki ona cały czas płakała, krzyczała, nie wiemy czemu, mąż tego nie słyszał bo pracuje cały dzien, ja to przechodziłam, przez wszysko co najgorsze przechodziłam sama. Od zawsze mu mówiłam że nie chce mieć drugiego dziecka, wczoraj zapytał co by było gdybym się dowiedziała że jestem w ciąży. Odpowiedziałam mu że nie chciałabym tego dziecka (tak palnęłam z głupa, żeby sie odczepił) i on mi odrzekł że tym wyznaniem zniszczyłam wszystko. On zawsze chciał mieć dwojke-ja nie. Po chwili rozmowy powiedział, że mogłam mu to przed ślubem powiedzieć... I dał mi jasno do zrozumienia, że albo będziemy mieć drugie dziecko albo sie rozwodzimy. Woli mieć drugie z inną niż mnie i naszą córke. Chodze i płacze, jestem załamana. A on i tak mi wmawia że wszystko to moja wina... Dziewczyny jak to wygląda z boku? 

Serio? Taki tekst byłby dla mnie powodem do prostej odpowiedzi: droga wolna. Ja akurat chciałabym mieć 3-4 dzieci, ale gdybym będąc w Twojej sytuacji, usłyszała taki tekst, to pomyślałabym, że ktoś tu traktuje mnie jak klacz rozpłodową, a nie jak partnerkę. Zostawić Cię może i po drugim dziecku, jeśli tak mu się podoba pomysł płodzenia z inną. Co wtedy? Dasz sobie radę? Dziecko to nie produkt ze sklepu, który ma pasować do czyjegoś wizerunku, wymaga uwagi obojga rodziców, ich miłości, wspólnie spędzanego czasu, wzorca zdrowych relacji. Może pierwszemu dziecku właśnie czegoś z tych rzeczy brakowało albo wyczuwało Twoje osamotnienie i rozdrażnienie z powodu ciągłych nieobecności męża. Łatwo tak osądzać w tę czy inną stronę, ale Ty sama wiesz, że ta sytuacja nie jest normalna.

Pasek wagi

Powiedzialabym mu szczerze, ze nie potrafie miec kolejnego dziecka z kims, kto kompletnie nie spelnia sie w roli ojca i jak widac sie nie nadaje. Chciec to jedno, ale jak mozna chciec czegos i potem zwalac wszystko na druga osobr? To zachowanie (przepraszam za porownanie, ale tak mi sie skojarzylo) z gatunku "chce miec psa, sprawmy sobie psa, ale Ty bedziesz z nim wychodzic i go karmic.";/

po uj mu to drugie dziecko jak się dziećmi nie interesuje, jakieś trofea potrzebuje, żeby przed znajomymi czuć się lepiej, że on to traki porządny gość z modelową rodziną i w ogóle wszyscy szczęśliwy. Próbuje chyba stworzyć iluzje, żeby sobie za kompensować jakieś inne braki. Takie moje zdanie. Ja bym wolała rozwód, bo to żadne życie z egoistą.

Pasek wagi

Jestem pod szczerym wrazeniem latwosci z jaka przychodzi sugestia o zerwaniu relacji - rozwodzie, odejsciu. Niezaleznie, czy pada to z ust meza, czy wypowiadajacych sie tu. Klotnie malzenskie czasami wychodza poza prog normalnosci - mowi sie zbyt wiele, zbyt bolesnie. Naprawde przysieganie komus milosci, wiernosci i bycia do smierci (o ile ktos w to wierzy), jest po to zeby od razu powiedziec "nie chcesz, to nara"? Takie decyzje podejmuje sie na etapie tworzenia zwiazku i przygotowania sie do malzenstwa, a nie podczas jego trwania. I wtedy moga przychodzic z latwoscia i mozna wybierac najprostsze i najbardziej drastyczne metody. Autorka ma MEZA i DZIECKO. Ludzie... Naprawde nie mozna posilic sie na dialog, zaproponowac zeby usiadla i porozmawiala z mezem, na spokojnie to przegadali, wyrazila swoje wszystkie obawy, wysluchala jego i zeby doszli do wnioskow? Od razu jest chamem, prostakiem, lajdakiem i innym najgorszym? Serio? Oni z jakiegos powodu wzieli slub, z jakiegos maja pierwsze dziecko. Rozwod nie jest natychmiastowym wyjsciem z sytuacji. Myslicie, ze dziecko nie nawiazalo w ogole relacji z ojcem i przyjdzie mu tak obojetnie rozstanie? Blagam...

Autorko, mam meza, ale nie mam dzieci, wiec nie bede sie madrzyla. Poki co jestesmy na etapie decyzji, ze czas najwyzszy myslec o dziecku. Jak przyszla ta rozmowa, to tez sie poklocilismy, bo ja mam jakis wewnetrzny lek przed macierzynstwem. Ale usiedlismy, porozmawialismy, wysluchalismy siebie nawzajem i poszlismy na kompromis. Twojego meza moglo zabolec Twoje "nie chcialabym dziecka gdyby okazalo sie, ze jestem w ciazy" i moze byl to dla niego taki plaskacz, ze oddal Ci jeszcze silniejsza amunicja. Nikogo tu nie usprawiedliwiam. Wiem jednak, ze jak tworzy sie zdrowe relacje, to ZAWSZE jest latwiej. Rozmawiajcie. Ustalcie. Dbajcie o to i trzymajcie sie siebie.

SpaceShipOne napisał(a):

Jestem pod szczerym wrazeniem latwosci z jaka przychodzi sugestia o zerwaniu relacji - rozwodzie, odejsciu. Niezaleznie, czy pada to z ust meza, czy wypowiadajacych sie tu. Klotnie malzenskie czasami wychodza poza prog normalnosci - mowi sie zbyt wiele, zbyt bolesnie. Naprawde przysieganie komus milosci, wiernosci i bycia do smierci (o ile ktos w to wierzy), jest po to zeby od razu powiedziec "nie chcesz, to nara"? Takie decyzje podejmuje sie na etapie tworzenia zwiazku i przygotowania sie do malzenstwa, a nie podczas jego trwania. I wtedy moga przychodzic z latwoscia i mozna wybierac najprostsze i najbardziej drastyczne metody. Autorka ma MEZA i DZIECKO. Ludzie... Naprawde nie mozna posilic sie na dialog, zaproponowac zeby usiadla i porozmawiala z mezem, na spokojnie to przegadali, wyrazila swoje wszystkie obawy, wysluchala jego i zeby doszli do wnioskow? Od razu jest chamem, prostakiem, lajdakiem i innym najgorszym? Serio? Oni z jakiegos powodu wzieli slub, z jakiegos maja pierwsze dziecko. Rozwod nie jest natychmiastowym wyjsciem z sytuacji. Myslicie, ze dziecko nie nawiazalo w ogole relacji z ojcem i przyjdzie mu tak obojetnie rozstanie? Blagam...Autorko, mam meza, ale nie mam dzieci, wiec nie bede sie madrzyla. Poki co jestesmy na etapie decyzji, ze czas najwyzszy myslec o dziecku. Jak przyszla ta rozmowa, to tez sie poklocilismy, bo ja mam jakis wewnetrzny lek przed macierzynstwem. Ale usiedlismy, porozmawialismy, wysluchalismy siebie nawzajem i poszlismy na kompromis. Twojego meza moglo zabolec Twoje "nie chcialabym dziecka gdyby okazalo sie, ze jestem w ciazy" i moze byl to dla niego taki plaskacz, ze oddal Ci jeszcze silniejsza amunicja. Nikogo tu nie usprawiedliwiam. Wiem jednak, ze jak tworzy sie zdrowe relacje, to ZAWSZE jest latwiej. Rozmawiajcie. Ustalcie. Dbajcie o to i trzymajcie sie siebie.

Ja z kolei jestem pod szczerym wrażeniem łatwości z jaką przychodzi sugestia o tym by pozwalać się traktować jak szmatę, pomiatać sobą, dawać sobą manipulować, ulegać szantażowi - a wszystko to w imię małżeńskiej miłości. Przecież facet szantażuje (dziecko, albo odchodzi do innej), manipuluje (bo próbuje w kimś wzbudzić poczucie winy) i traktuje kogoś podle i do tego bardzo niedojrzale (on chce dziecko to ma być dziecko, taka rodzina z obrazka - bo w rzeczywistości poprzednim się nie zajmuje i woli spędzać czas z komórką niż z własnym dzieckiem). Już nie wspomnę o tym, że też zero szacunku wobec tego dziecka - traktowanie go jako problemu, który się ma na głowie jak żona wyjdzie na chwilę do łazienki. Rozumiem, że może niektórzy nie potrafią inaczej i dla nich takie zachowanie jest normalne. No ale litości, nie każdy żyje w patologii i nie każdy musi się na takie życie godzić. 

Ze skrajnosci w skrajnosc. Tak, wszystko to od razu patologia. A ja twierdzac, ze moze warto naprawde mocno to przepracowac najpierw, bo na sytuacje moze skladac sie milion powodow, zasugerowalam od razu, ze w zyciu prywatnym dale sie traktowac jak szmate w imie milosci. Hahaha, okej. Niech tak bedzie :) 

SpaceShipOne napisał(a):

Ze skrajnosci w skrajnosc. Tak, wszystko to od razu patologia. A ja twierdzac, ze moze warto naprawde mocno to przepracowac najpierw, bo na sytuacje moze skladac sie milion powodow, zasugerowalam od razu, ze w zyciu prywatnym dale sie traktowac jak szmate w imie milosci. Hahaha, okej. Niech tak bedzie :) 

no wiesz, ale to mąż zaproponował rozwód jak nie ulegnie, a nie ona? i poniekąd to jest bardziej jego decyzja o rozstaniu się i uważam, że szantażowanie rozwodem, aby osiągnąć swój cel pomijając zdanie i sytuacje żony jest patologią

Pasek wagi

SpaceShipOne napisał(a):

Ze skrajnosci w skrajnosc. Tak, wszystko to od razu patologia. A ja twierdzac, ze moze warto naprawde mocno to przepracowac najpierw, bo na sytuacje moze skladac sie milion powodow, zasugerowalam od razu, ze w zyciu prywatnym dale sie traktowac jak szmate w imie milosci. Hahaha, okej. Niech tak bedzie :) 

Nie wszystko, ale proponowanie komuś żeby szukał kompromisu z szantażystą z całą pewnością jest patologią. Z szantażystą się nie dyskutuje, to akurat proste. 

Cytujac autorke:

Odpowiedziałam mu że nie chciałabym tego dziecka (tak palnęłam z głupa, żeby sie odczepił) i on mi odrzekł że tym wyznaniem zniszczyłam wszystko. On zawsze chciał mieć dwojke-ja nie. Po chwili rozmowy powiedział, że mogłam mu to przed ślubem powiedzieć... I dał mi jasno do zrozumienia, że albo będziemy mieć drugie dziecko albo sie rozwodzimy

Dal mi jasno do zrozumienia, to znaczy powiedzial mi w takim razie sie rozwodzimy? Jesli uslyszalabym od swojego meza, ze gdybym byla w ciazy, to on niechcialby tego dziecka, tez poczulabym sie podle. Stad mysle, ze jego obrona byla taka reakcja. Nie twierdze, ze jest dobra, ale dla mnie brakuje tu dialogu - przepracowania pewnych rzeczy, ustalenia granic, uswiadomienia potrzeb i motywow. Autorka przedstawila wycinek czegos, co nawarstwia sie od dawna. Jest zla, rozgoryczona - zupelnie sie nie dziwie. Boli ja pewnie sama mysl, ze on ja zostawia, czyli zalezy jej na tym zeby to ratowac i chronic. A tu wiekszosc sugestii zeby zostawic chama. Jesli jest patologicznie, zle i okropnie, to ok, ale serio pierwszym krokiem jest rozwod? Przyczepilam sie wlasnie do tego. Gdyby ludzie walczyli o swoje relacje i chcieli, to takie tematy by sie nie pojawialy. Przeszlam z mezem nie jedna klotnie, raz zalowalam w zlosci skrajnej, ze w ogole wyszlam za maz. Gdybym wtedy napisala post, to pewnie przeczytalabym takie same rady. A nie wyobrazam sobie takiej sytuacji, bo to szczerze najwazniejszy czlowiek w moim zyciu. I mimo wszystko najlepszy jako maz, przyjaciel, kumpel od spiewania w samochodzie, rzeczy powaznych i tych mniej.

Ok, jestem patologiem :) 

© Fitatu 2005-25. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Serwis stosuje zalecenia i normy Instytutu Żywności i Żywienia.