Temat: Trójka dzieci, brak męża...

Dziewczyny, jak Wasi faceci spełniają się w rolach ojca?

Bo ja ostatnio jestem totalnie zawiedziona moim mężem... Mamy dwóch synów. Młodszy ma pół roku i na razie ja jestem jego całym światem, karmienie, przewijanie, zabawa, spacery. Mąż od czasu do czasu się nim zajmie na chwilę, jak np. muszę się iść wykąpać. Drugi syn niebawem kończy cztery lata. Jest żywiołowym dzieckiem i czasami trzeba mu po kilka razy tłumaczyć, żeby zrozumiał, że czegoś nie wolno. Bywa trudny, ale jest bardzo inteligentny i jak tylko poświęci mu się trochę czasu i uwagi to naprawdę wstępuje w niego anioł.

Do rzeczy:

Z moim mężem czuję się, jakbym miała trójkę dzieci... Jedyne, na co zawsze mogę liczyć z jego strony to chęć na miłość (a ja nie mam ochoty w ogóle). Od czasu do czasu coś pomoże, ale poza tym siedzi w komórką albo robi coś przy komputerze, albo drzemie. Pracuje, tego nie mogę mu odmówić.  Ale na tym się kończy. 

Każde 5 minut spędzone z dziećmi to dla niego męka. Chciałabym, żeby od czasu do czasu sam wyszedł z inicjatywą wobec swojego pierworodnego. Żeby mieli męski świat, tajemnice, żeby razem coś robili, jak faceci. Ja jestem matką i robię co w mojej mocy, żeby uatrakcyjnić mu czas (co nie jest łatwe przy drugim mamincycku). A mąż nie wykazuje żadnej inicjatywy wobec niego. Pracuje na zmiany, więc zazwyczaj ja czytam małemu przed snem. Ale jak już jest w domu to bez mojej prośby nie pójdzie do niego. Wiecznie na niego podnosi głos, nie tłumaczy świata, tylko wymaga, żeby wszystko wiedział, był cicho i realizował każde żądanie bez mrugnięcia okiem. Z domu nie za takiego wzorca, bo jego ojciec ma cudowne podejście do dzieci. 

Wczoraj byliśmy na "rodzinnej" wycieczce i słowem nic do dzieci nie powiedział, w końcu wrzasnął na żywiołowego czterolatka i powiedział, że więcej żadnej wycieczki nie będzie. I się obraził...

Mam go już dość, coraz częściej mam ochotę wychodzić sama z dziećmi albo zabierać mamę, bo ona przynajmniej pomaga. A jak idziemy z mężem to jakbym miała trójkę dzieci... :(

Dzięki dziewczyny, dałyście mi do myślenia. Jestem pewna, że uda mi się pokojowo rozwiązać tą sytuację. Jest w tym też moja wina, bo faktycznie chciałam być zbyt samodzielna. Mam nadzieję, że całą sprawę da się załagodzić bezboleśnie. Jesteście nieocenione! 

Kilka lat temu miałam podobną sytuację. Ale ja się zbuntowałam znacznie wcześniej, bo gdy starszy synek miał 6 miesięcy. Tata nie robił nic, nawet nie umiał zmienić pieluszki. Powiedziałam dość gdy nie miałam nawet prawa wykąpać się bo mały strasznie płakał gdy zostawał z tatą, który wkładał go do łóżeczka i oglądał TV. Następnego dnia powiedziałam dość...i pojechałam SAMA na zakupy. Synek płakał, tata dzwonił co 5 min ja wróciłam po 2 godzinach. I tak przez kolejnych 5 dni i...chłopaki znaleźli wspólne tematy :) Teraz mamy 2 synów (6 i 9 lat) i tata jest SUPER.  Wszyscy jesteśmy zachwyceni, chłopcy tata i ja:)

Na bzykanie zawsze  ma czas i ochotę więc nie było problemu zrobić ... :(

Pasek wagi

Ja mysle, ze mozna tez od innej strony ugryzc problem. Moze powoli naklon meza na wspolne spedzanie czasu tzn TY, maz i dzieci, a nie tak , ze kazde osobno?- np wspolne czytanie  ksiazeczek,  wspolne zabawy na podlodze ? Dobrze jest tez zrobic harmonogram, w ktorym duzymi litarmi jest zapisane, ze mama robi to a tata co innego, jest zapisane, ze tata jest w pracy itd i tatus sie psychicznie przygotuje do tego, ze jutro wieczorem bedzie czytal dziecku ksiazeczke z mamusia. Poza tym wtedy widac, kiedy i co robil przy dziecku ( a kiedy nic) a Ty mozesz sobie zaplanowac jakis wyskok na zakupy, bo tez wiesz na czym stoisz i nie narzekasz, ze mama lepsza niz maz, bo szkoda chlopa -)  Wiele osob nie jest zorganizowanych i uwazaja, ze robia "wszystko" i ze to wystarczy, a w sumie nie sa zorganizowane i caly czas mysla co powinne jeszcze zrobic i to samo myslenie ich meczy, a nie robota. Kazdy problem da sie jakos ugryzc, Chciaz  zycie uczy, ze  kazdy problem w malzenstwie zaczyna sie w lozku -)

Pasek wagi

Sama mam dwojke prawie 3 latke I drugie 9miesiecy. Kapanie od samego poczatku bylo wspolnym zadaniem.pieluchy tez ogarnial,gdy jestem zajeta. Maz wraca z pracy o 6 ale I tak spedza czas z maluchami. W piatek,sobote I niedziele wychodze na 2-3h na silownie,wiec maluchy zostaja z nim same I jakos nie narzekaja. Kwestia podejscia meza do dzieci ale rowniez czasem moja sugestia lub prosba o pomoc.maz kladzie spac corke,bo syna niedawno odstawilam od piersi.gdy wroce do pracy bedzie musial ogarnac dwojke z kladzeniem do spania.

Poprostu nie dawaj taryfy ulgowej I podzielcie sie obowiazkami I zabawa z dziecko.

A ludzie się dziwią, kiedy dowiadują się, że nie planuję ani męża ani, tymbardziej, dzieci.

Pasek wagi

Zamiast się prosić, po prostu powiedz mu pewnego dnia, że wychodzisz na 4 godziny, i wyjdź. Niech sam zostanie z dziećmi.

Dobrze, że widzisz problem, to już połowa sukcesu. Musisz uświadomić mężowi, że dzieci są wspólne i macie taki sam obowiązek je pielęgnować i wychowywać. Powiedz, jak to wygląda z Twojej strony i jak chciałabyś, żeby to wyglądało. Tak jak ktoś tu napisał - zostawiaj go z dziećmi, niech nauczy się z nimi przebywać, zajmować nimi, szukać wspólnego języka. Na początku będzie trudno, ale może w końcu coś "zaskoczy". To bardzo przykre, że sam nie łaknie kontaktu z dziećmi, ale widocznie potrzebuje, żeby go "popchnąć" ku temu. A nie było przypadkiem tak, że najpierw go odsuwałaś, chciałaś wszystko robić sama, więc on z czasem się zraził, zamknął w sobie i teraz nie potrafi (bo nie miał się jak nauczyć, skoro wszystko chciałaś robić sama), czuje się niepewnie, boi się, że będziesz go oceniać, krytykować, że coś zrobi źle? Jak najprędzej zacznijcie dzielić obowiązki przy dzieciach (przy mniejszym też, więź powinno się budować od pierwszych dni życia, potem będzie trudniej), wtedy wszyscy będziecie szczęśliwsi. Chyba nie chcesz, żeby potem Twoje dzieci miały obraz ojca, który się nimi nie interesował, potrafił tylko warknąć lub krzyknąć? 

Nie mam dzieci, ale sama kiedyś byłam dzieckiem, mój tata też pracował, bywały okresy, że musiał wyjeżdżać na 3-6 dni, ale i tak mam wrażenie, że rodzice zajmowali się mną pół na pół. Może mama bardziej na co dzień, gdy nie pracowała, ale większość spacerów, wycieczek, jakiegoś chodzenia po mieście, do lasu, na rower, na ciacho, czytanie przed snem, dyskusje i całe to "tłumaczenie świata", a potem odrabianie lekcji, dyskusje, oglądanie razem telewizji - to była domena ojca. Ze zdjęć i opowiadań wynika, że kąpanie, przewijanie (+ codzienne pranie pieluch tetrowych), karmienie butelką też nie było ojcu obce. Z moich zabawek czy komiksów to chyba on miał większą radość niż ja :) I nie, nie chcę się tu chwalić czy zgrywać "panią idealną z perfekcyjną rodziną", ale wydaje mi się, że to jest kwestia podejścia do dzieci i tego, czy się je lubi, czy się ma z nimi wspólny język, czy człowiek potrafi rozmawiać z dzieckiem "jak z równym sobie" (bez postawy warczącego pana i władcy, ale i bez wymuszonej infantylności i "ciepciania się" nad dzieckiem). Nie każdy ma wrodzone podejście do dzieci, ale próbować zawsze warto (i trzeba, skoro już się zostało rodzicem), może mąż się przełamie, może z czasem się nauczy i znajdzie w tym przyjemność, ale trzeba chcieć. Ja też nie przepadam za dziećmi, irytują mnie i nie łaknę z nimi kontaktu, ale nie mam własnych, więc nikogo swoim "nielubieniem" nie krzywdzę. No ale jeśli już się te dzieci ma, to się bierze za nie odpowiedzialność i się stara ze wszystkich sił, tak myślę.

© Fitatu 2005-25. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Serwis stosuje zalecenia i normy Instytutu Żywności i Żywienia.