- Pomoc
- Regulamin
- Polityka prywatności
- O nas
- Kontakt
- Newsletter
- Program Partnerski
- Reklama
- Poleć nasze usługi
-
© Fitatu 2005-25. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Serwis stosuje zalecenia i normy Instytutu Żywności i Żywienia.
26 czerwca 2015, 19:19
Tak jak w temacie. Zdarzyło wam się kiedyś kogoś kochać, kiedy taka miłość, związek skazane były na porażkę? Ile czasu się z tym godziłyście? A może kochacie nadal?
edit.
I jeszcze jedno. Czy teraz jesteście szczęśliwe? Same lub z inną osobą. I czy jeśli z kimś jesteście to czy kochacie tak mocno jak poprzednim razem, czy już mniej?
Edytowany przez KiedysChybaSchudne 26 czerwca 2015, 19:35
26 czerwca 2015, 20:51
mmm.
Miałam taką miłość w gimnazjum, i w sumie wspomnienie o niej ciągnęło się do któregoś roku studiów, chociaż już dawno byłam w związku. Ale my po prostu nie mieliśmy szans ze względu na odległość, w młodym wieku, zanim każdy miał neta w telefonie... no wiecie :P Więc to wyidealizowanie tej miłości długo się za mną ciągnęło. Ale tak, żeby ktoś mi mega złamał serce, to nie.
26 czerwca 2015, 20:51
U mnie co związek, to coraz większy kosmos. Przeżyłam nieszczęśliwą miłość, dużo krwi napsułam tym mojej mamie, czego bardzo żałuję i żałować będę. Związek był durny, bezsensowny. Facet - dziś to widzę - niedojrzały, denerwujący, ciamajda trochę, zbyt pewny siebie - co to nie on, och i ach. On zrobi lepiej, on zrobił najlepiej, podziwiajcie go. Taki zajebisty, a się nie zorientował, że mnie rozdziewiczył, sukinsyn jeden. Nie, nie kocham nadal, przeszło mi krótko po rozstaniu. Teraz czuję złość, czasem nienawiść - na siebie i na niego. Ostatnio do mnie napisał, zjechałam go równo, a on znów wpadł w swój ton - Bozie, Bozie, jaki ja biedny, "przykro mi", myślałem, że zostaniemy przyjaciółmi. Czy poważny może być facet twierdzący, że nie kocha matki swojego dziecka, ale że bardzo chciał być ojcem, to "wziął co jest"? No chyba nie.Teraz jestem znacznie szczęśliwsza, choć nie w pełni. Tego typu związek, w którym jestem, nigdy nie da pełni szczęścia, bo zbudowany jest na nieszczęściu. I choć to egoistycznie nieco podejście, to obecny mężczyzna bardzo wiele mnie w tej relacji uczy. Dzięki niemu zmieniam swoje zachowanie na dojrzalsze, uspokoiłam się, nauczyłam lepiej wyrażać swoje myśli i uczucia, być bardziej asertywną. Czuję się też bardzo bezpieczna. Nie wymagam tego, o co posądza się kobiety w takich związkach. Mnie jest dobrze tak jak jest.P.S. Poprzedni facet to naprawdę był kutas.
A z tym pîerwszym masz dziecko? Tak?
26 czerwca 2015, 20:59
Raczej to było zadurzenie niz miłość. Nigdy Mu o tym nie powiedziałam ale podobał mi się chłopak z mojej klasy. Przez pierwsze 3 lata technikum. W 3 klasie zdradziła mnie koleżanka i powiedziała mu, że On mi sie podoba. W 4 i 5 klasie technikum juz go nie było, nie zdał. Ja sie w nim bujałam a On traktował mnie jak dobra kumpele. (dzis to się nazywa frendzone? ;-) )
26 czerwca 2015, 22:40
Poznałam go mając 15 lat. Dzisiaj mam 19 i nadal mnie trzyma To jedyna osoba w jakiejkolwiek byłam zakochana. Był najmądrzejszym ideałem (Boże...:D) Była między nami spora odległość, ale chciałam iść do liceum do miasta, w którym studiował...niestety wyszło inaczej, nieładnie mnie potraktował, tak mi pojechał, że myślałam, że 'umrę na ból serca', totalnie byłam zdezorientowana. Sprawił, że przez baaardzo długi czas myślałam, że wszystko jest moją winą, moja samoocena spadła poniżej zera. Ja też byłam chyba nieco 'dziecinna'. W zasadzie to cały czas się zastanawiam czy był w 100% szczery. Teraz, kiedy jestem starsza, patrzę na to trochę inaczej.
A ostatnio nawet znalazłam go na FB (nie mieliśny kontaktu jakieś 2 lata). Chciałam zagadać i zapytać co u niego, czy ze zdrowiem w porządku, więc zaprosiłam go do znajomych...A on usunał zdjecie profilowe, zablokował mnie i jego żona (tak wywnioskowałam, że to żona) też Przykro mi było bo nie miałam w zamiarze robić nic złego, tylko zagadać, zapomnieć o 'niesnaskach'. Na drugi dzień stwierdziłam, że to absurd, że AŻ tak zareagował. Może się bał, że coś powiem jego żonie...nie wiem. Dla mnie to śmieszne. Nie szukam już kontaktu, staram się zapomnieć.
Wiem tylko, że owa znajomość kosztowała/kosztuje mnie wiele łez, nerwów, upokorzenia i nieprzespanych nocy. I że wyidealizowałam go do maksimum.
Edytowany przez behavenicely 26 czerwca 2015, 22:52
27 czerwca 2015, 01:02
Poznałam go mając 15 lat. Dzisiaj mam 19 i nadal mnie trzyma To jedyna osoba w jakiejkolwiek byłam zakochana. Był najmądrzejszym ideałem (Boże...:D) Była między nami spora odległość, ale chciałam iść do liceum do miasta, w którym studiował...niestety wyszło inaczej, nieładnie mnie potraktował, tak mi pojechał, że myślałam, że 'umrę na ból serca', totalnie byłam zdezorientowana. Sprawił, że przez baaardzo długi czas myślałam, że wszystko jest moją winą, moja samoocena spadła poniżej zera. Ja też byłam chyba nieco 'dziecinna'. W zasadzie to cały czas się zastanawiam czy był w 100% szczery. Teraz, kiedy jestem starsza, patrzę na to trochę inaczej. A ostatnio nawet znalazłam go na FB (nie mieliśny kontaktu jakieś 2 lata). Chciałam zagadać i zapytać co u niego, czy ze zdrowiem w porządku, więc zaprosiłam go do znajomych...A on usunał zdjecie profilowe, zablokował mnie i jego żona (tak wywnioskowałam, że to żona) też Przykro mi było bo nie miałam w zamiarze robić nic złego, tylko zagadać, zapomnieć o 'niesnaskach'. Na drugi dzień stwierdziłam, że to absurd, że AŻ tak zareagował. Może się bał, że coś powiem jego żonie...nie wiem. Dla mnie to śmieszne. Nie szukam już kontaktu, staram się zapomnieć.Wiem tylko, że owa znajomość kosztowała/kosztuje mnie wiele łez, nerwów, upokorzenia i nieprzespanych nocy. I że wyidealizowałam go do maksimum.
palant jednym slowem
27 czerwca 2015, 08:05
kiedyś fatalna milosc,,w wieku ok. 16lat (15,16,17,18 ciagnela się), ale to nie wiem czy milosc byyla:D
prawdziwa nieszczesliwa milosc przezylam w wieku 21 lat. Taaka milosć byla, a tak się źle skonczyla. I jeden i drugi zdradzal mnie w kolko. Ale z tym drugim byla euforia, plany... przewrocil mi życie do gory nogami i wkoncu wygnalam go ze swojego zycia, na czym wyszlam dobrze. Teraz mam faceta, może nie bylo takiej euforii, ale teraz go kocham. Bez szumu, dojrzale, zyję z nim na codzien i ejst dobrze. Ale pamiętam tą euforie.. Takie coś to chyba ttlko raz się pzrezywa, mimo, że bylo to tak kruche jak ciasteczko owsiane;P Mimo cierpien bylo warto:P Ajj ile ja glupot narobilam przez neigo... ;]A teraz nie czuję nic, ale pamietam euforię:)
Ps. obecnego też poznalam zaraz po zerwaniu, a nawet w trakcie bycia z porzednim, kiedy coś się psulo. Chcialam być okrutna, nie kochać, ale też nie lamac serc, zwyczajnie się bawić... Tak się bawilam, że z tym drugim najpierw spotykalam się, gdy mi się nudzilo, by zapomnieć, z czasem zamieszkalam z nim nadal kontaktując się z wczesniejszym. A teraz jestem najlepsza przyszlą zoną pod sloncem i obecny ejst najlepszym facetem pod sloncem, Kiedy bylam nieznosna waczyl o mnie, trwal przy mnie, troszczyl się, pomagal i pocieszal, a ja bylam zolza. Teraz jest nam razem wspaniale i jesesmy szczesliwi, tak jesteśmy;] A wszystko narodzilo się neispodziewanie w bolach i mękach:) Ale a to docenia mnie, a ja jego:)
Edytowany przez iwona.xxxyyy 27 czerwca 2015, 08:15
27 czerwca 2015, 08:05
27 czerwca 2015, 15:00
Jak mnie narzeczony zostawil z dnia na dzien bez slowa wyjasnienia, po 3 latach szczesliwego zwiazku (naprawde uwazalam go za ideal, bardzo mi pasowal pod wzgledem charakteru, byle mocno opiekunczy i imponowal swoja wiedza, przez ten caly czas poklocilismy sie moze raz albo dwa), to mi sie organizm posypal do tego stopnia (nie moglam jesc nawet ani spac), ze mnie przez 3 miesiace musieli w szpitalu stawiac na nogi, a z depresji wychodzilam dobrze ponad rok. Oj, strasznie go wtedy kochalam...
Teraz lada moment mi stuknie 6 rocznica malzenstwa. I ogolnie jestem szczesliwa, co nie zmienia faktu, ze mojego meza mialabym czasem szczera ochote udusic:P I kocham go tak samo mocno, a moze i mocniej, chociaz tez i zupelnie inaczej. Bo to zupelnie inny czlowiek, cenie go za zupelnie inne rzeczy, a i mnie tez zmienily czas i doswiadczenia.
I nie wierze, ze taka prawdziwa milosc mozna przezyc tylko raz w zyciu. To by bylo okrutnie niesprawiedliwie. Serce czlowieka jest naprawde pojemne i nawet pomimo wielu blizn, wciaz potrafi znalesc sie w nim wolne miejsce.
Edytowany przez Grubbbcia 27 czerwca 2015, 15:10