Temat: Zaręczyny i rodzice- problem

Chyba jestem nieogarnięta, chłopak poprosił mnie o rękę. Wróciliśmy do domu, pochwaliłam się mamie, bo taty nie było jeszcze w domu.

- mamo X mi sie oświadczył" ( i tu pomachałam pierścionkiem)

Mama powiedziała, że ona żadnych zaręczyn nie widziała i poszła sobie, bo nikt ją o zdanie nie pytał.

X na to: co mi po Państwa zgodzie, jakby córka się nie zgodziła.

Chodziło mu, że najpierw musiał spytać się mmie- w końcu to mi się oswiadcza.

Potem jak z nią byłam sam na sam, to powiedziala, że jak on ją potraktował, żadnego kwiatka ani nic.

Paranoja :( Oficjalne zaręczyny chcieliśmy zrobić później dla rodziców z obu stron.

Jest mi mega przykro, uważacie że miała się o co obrazić?

skorpio77 napisał(a):

Moja mama dostała kwiaty i została oficjalnie poproszona o moją rękę (tata nie żyje). Wszystko odbyło się z udziałem mojej rodziny. Oczywiście wcześniej rozmawialiśmy o ślubie. Wiedziałam że coś się kroi ale nie wiedziałam kiedy dokładnie. Taka "procedura" zaręczyn jest bardzo fajna. Świadczy o szacunku dla rodziców moim zdaniem. 

ja bym uciekla gdzie pieprz rosnie, gdyby mi chlop taka szopke odstawil ... no, ale ja to ja ;) czasy, w ktorych najpierw pytalo sie grzecznei o zgode rodzicow, juz dawno minely.. 

wspolczuje Ci... moja mama jest starej daty ( 70 lat ) i na wielu plaszczyznach sie nie zgadzamy i w mlodosci mialam wieeele zakazow " bo dziewczynie z dobrego domu nie wypada ", ale zadnej szopki, nie odstawiła. bardzo się ucieszyła jak pokazalam pierścionek i tyle.

Pasek wagi

AnnaMonaliza napisał(a):

Mieliśmy podobnie. Zaręczyliśmy się "na spotkaniu we dwoje" i pojechaliśmy się pochwalić moim rodzicom. Kupiliśmy kwiaty i flaszkę i ułożyliśmy mowę na zasadzie że bardzo się kochamy i że chłopak się oświadczył i został przyjęty. A na to odpowiedź mojej mamy "no trudno". Po czym cała litania że to nie tak powinno wyglądać, że jak już sobie tak chcemy + pretensje że to się nie tak załatwia, wypytywanie lubego o wszystko - generalnie zachowanie jak z archaicznych czasów. Mój tata dopiero w którymś momencie przytomnie powiedział "witaj w rodzinie". Generalnie z najszczęśliwszego dnia zrobił się koszmarny. Potem ze 2h łaziliśmy z narzeczonym po parku, bo dostałam ataku histerii. Potem było dziwacznie, bo zachowywali się jakby wogóle nic nie miało miejsca, a zaręczyny nazywali "ta sytuacja". Kolejna obraza majestetu była jak przyszliśmy powiedzieć że wybraliśmy termin - pierwsze hasło że znów się nie liczymy z ich zdaniem i mamy ich w d...pie. I tak pretensje były aż do samego ślubu (generalnie skończyły się dopiero jak w sobotę w dniu ślubu byłam już ubrana i Luby już przyszedł). Jak o tym teraz myślę to nadal mi przykro, zresztą nie tylko mnie, bo wiem że moja druga połówka poczuła się wtedy jak śmieć i woli o tym wogóle zapomnieć.Także rozumiem co czujesz i przez co przechodzisz

No dokładnie, ja się popłakałam, narzeczonemu było przykro. Powiedział mi, że nie wie co powie swoim rodzicom jak wróci do domu, bo na pewno zapytają jak było.

Matyliano napisał(a):

adele8 napisał(a):

średniowiecze. Pewnie dumna z siebie, że zepsuła Ci zaręczyny :)
dokladnie. sredniowiecze . daj mamie do poczytania nasze odpowiedzi ;)

tak! daj mamie do przeczytania :)

Czikitabanana napisał(a):

No raczej najpierw sie oswiadcza kobiecie, a potem mozna zrobic oficjalne zareczyny z rodzicami (ale nie trzeba, u nas nie bylo...). Wtedy mama moze dostac kwiaty.Wiec albo mama miala zly dzien, albo nie lubi Twojego narzeczonego

dokładnie!!

Matyliano napisał(a):

skorpio77 napisał(a):

Moja mama dostała kwiaty i została oficjalnie poproszona o moją rękę (tata nie żyje). Wszystko odbyło się z udziałem mojej rodziny. Oczywiście wcześniej rozmawialiśmy o ślubie. Wiedziałam że coś się kroi ale nie wiedziałam kiedy dokładnie. Taka "procedura" zaręczyn jest bardzo fajna. Świadczy o szacunku dla rodziców moim zdaniem. 
ja bym uciekla gdzie pieprz rosnie, gdyby mi chlop taka szopke odstawil ... no, ale ja to ja ;) czasy, w ktorych najpierw pytalo sie grzecznei o zgode rodzicow, juz dawno minely.. wspolczuje Ci... moja mama jest starej daty ( 70 lat ) i na wielu plaszczyznach sie nie zgadzamy i w mlodosci mialam wieeele zakazow " bo dziewczynie z dobrego domu nie wypada ", ale zadnej szopki, nie odstawiła. bardzo się ucieszyła jak pokazalam pierścionek i tyle.

Ja też. Dla mnie to takie...staroświeckie? Chybabym się ze wstydu spaliła i nic nie odpowiedziała...

A ja uwazam, ze Twoja mama ma troche racji. Jak chcieliscie zrobic oficjalne zareczyny pozniej, to trzeba bylo nie machac mamie pierscionkiem przed twarza. I uwazam, ze Twoj bezczelnie odpowiedzial Twojej mamie, ze co mu po jej zgodzie.

I uwazam, ze na tyle powinniscie znac swoich rodzicow, zeby wiedziec, czy im zalezy na takiej szopce z pytaniem ich o zgode, czy nie. Zwazajac na to, ze pewnie doloza sie Wam dosc sporo to wesela uwazam, ze warto zyc z nimi w zgodzie.

cancri napisał(a):

A ja uwazam, ze Twoja mama ma troche racji. Jak chcieliscie zrobic oficjalne zareczyny pozniej, to trzeba bylo nie machac mamie pierscionkiem przed twarza. I uwazam, ze Twoj bezczelnie odpowiedzial Twojej mamie, ze co mu po jej zgodzie.I uwazam, ze na tyle powinniscie znac swoich rodzicow, zeby wiedziec, czy im zalezy na takiej szopce z pytaniem ich o zgode, czy nie. Zwazajac na to, ze pewnie doloza sie Wam dosc sporo to wesela uwazam, ze warto zyc z nimi w zgodzie.

No własnie nic z tych rzeczy, sama kiedyś powiedziała, że mamy taką rodzinę (kuzyni, wujki, ciotki etc), że nie ma kogo zapraszać i najlepiej jakbyśmy sami sobie wzieli ślub. A do wesela się nie dołożą, ze względu na dochody.

I to, że pomachałam pierscionkiem to chyba naturalne, że chciałam się jak najszybciej pochwalić mamie?

Bo to ja przyjęłam oświadczyny, a rodziców może pytać sobie potem. Zwłaszcza, że sam sierotą nie jest i jego rodzice też chcieliby przy tym być.

O matko.... Powiedziałabym mamie że to o moją rękę chodzi więc czemu miałby najpierw pytać ją o zdanie.

U Nas zaręczyny były "face to face" bez widowni, jakiś miesiąc później gdy rodziny i tak już wiedziały przyjechaliśmy z narzeczonym do mojego domu rodzinnego gdzie przy kawie, oficjalnie oświadczyliśmy o naszych planach i narzeczony dodał do mojego Taty: Mam nadzieję że nie ma Pan nic przeciwko?

Nikt się o nic nie obrażał, chyba zwróciłabym uwagę Mamie gdyby powiedziała mi takie zdanie jak Tobie twoja.

Pasek wagi

mlodadama86 napisał(a):

AnnaMonaliza napisał(a):

Mieliśmy podobnie. Zaręczyliśmy się "na spotkaniu we dwoje" i pojechaliśmy się pochwalić moim rodzicom. Kupiliśmy kwiaty i flaszkę i ułożyliśmy mowę na zasadzie że bardzo się kochamy i że chłopak się oświadczył i został przyjęty. A na to odpowiedź mojej mamy "no trudno". Po czym cała litania że to nie tak powinno wyglądać, że jak już sobie tak chcemy + pretensje że to się nie tak załatwia, wypytywanie lubego o wszystko - generalnie zachowanie jak z archaicznych czasów. Mój tata dopiero w którymś momencie przytomnie powiedział "witaj w rodzinie". Generalnie z najszczęśliwszego dnia zrobił się koszmarny. Potem ze 2h łaziliśmy z narzeczonym po parku, bo dostałam ataku histerii. Potem było dziwacznie, bo zachowywali się jakby wogóle nic nie miało miejsca, a zaręczyny nazywali "ta sytuacja". Kolejna obraza majestetu była jak przyszliśmy powiedzieć że wybraliśmy termin - pierwsze hasło że znów się nie liczymy z ich zdaniem i mamy ich w d...pie. I tak pretensje były aż do samego ślubu (generalnie skończyły się dopiero jak w sobotę w dniu ślubu byłam już ubrana i Luby już przyszedł). Jak o tym teraz myślę to nadal mi przykro, zresztą nie tylko mnie, bo wiem że moja druga połówka poczuła się wtedy jak śmieć i woli o tym wogóle zapomnieć.Także rozumiem co czujesz i przez co przechodzisz
No dokładnie, ja się popłakałam, narzeczonemu było przykro. Powiedział mi, że nie wie co powie swoim rodzicom jak wróci do domu, bo na pewno zapytają jak było.

U mnie też nie wiedział co im powiedzieć i przez długi czas nie mówił nic. Rodzice się już znają czy jeszcze nie?

P.S Jakbyś chciała pogadać poza forum to zapraszam

AnnaMonaliza napisał(a):

mlodadama86 napisał(a):

AnnaMonaliza napisał(a):

Mieliśmy podobnie. Zaręczyliśmy się "na spotkaniu we dwoje" i pojechaliśmy się pochwalić moim rodzicom. Kupiliśmy kwiaty i flaszkę i ułożyliśmy mowę na zasadzie że bardzo się kochamy i że chłopak się oświadczył i został przyjęty. A na to odpowiedź mojej mamy "no trudno". Po czym cała litania że to nie tak powinno wyglądać, że jak już sobie tak chcemy + pretensje że to się nie tak załatwia, wypytywanie lubego o wszystko - generalnie zachowanie jak z archaicznych czasów. Mój tata dopiero w którymś momencie przytomnie powiedział "witaj w rodzinie". Generalnie z najszczęśliwszego dnia zrobił się koszmarny. Potem ze 2h łaziliśmy z narzeczonym po parku, bo dostałam ataku histerii. Potem było dziwacznie, bo zachowywali się jakby wogóle nic nie miało miejsca, a zaręczyny nazywali "ta sytuacja". Kolejna obraza majestetu była jak przyszliśmy powiedzieć że wybraliśmy termin - pierwsze hasło że znów się nie liczymy z ich zdaniem i mamy ich w d...pie. I tak pretensje były aż do samego ślubu (generalnie skończyły się dopiero jak w sobotę w dniu ślubu byłam już ubrana i Luby już przyszedł). Jak o tym teraz myślę to nadal mi przykro, zresztą nie tylko mnie, bo wiem że moja druga połówka poczuła się wtedy jak śmieć i woli o tym wogóle zapomnieć.Także rozumiem co czujesz i przez co przechodzisz
No dokładnie, ja się popłakałam, narzeczonemu było przykro. Powiedział mi, że nie wie co powie swoim rodzicom jak wróci do domu, bo na pewno zapytają jak było.
U mnie też nie wiedział co im powiedzieć i przez długi czas nie mówił nic. Rodzice się już znają czy jeszcze nie?P.S Jakbyś chciała pogadać poza forum to zapraszam

Nie, rodzice się nie znają. On jest z innego województwa, nigdy nie byli w tych stronach.

Razem jesteśmy prawie 2 lata.

© Fitatu 2005-25. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Serwis stosuje zalecenia i normy Instytutu Żywności i Żywienia.