- Pomoc
- Regulamin
- Polityka prywatności
- O nas
- Kontakt
- Newsletter
- Program Partnerski
- Reklama
- Poleć nasze usługi
-
© Fitatu 2005-25. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Serwis stosuje zalecenia i normy Instytutu Żywności i Żywienia.
1 lipca 2014, 18:36
Nie mamy zadnych planow, mieszkamy w innych miastach, jest nam razem cudowanie.
Tylko ostatnio chodzimy z wesela na wesele i w mojej głowie pojawiła się mysl- kiedy my???
Rozmawiamy i marzymy jak fajnie bedzie razem mieszkac, miec rodzine, spedzac czas itd......Tylko, ze ja nie widze, zeby On planować jakieś zaręczyny...Tzn, ogladalismy pare razy pierscionki przy okazji zakupow, mowil tez ze znajomy moze mu pomoc kupić ze sporym rabatem bo jest pracownikiem i ma znizki....ale to bylo jakies 3 mce temu.
Przecież nie zapytam go wprost, czemu sie nie oswiadcza, bo to powinno wyjsc od niego.
Jak było u Was- czy ja źle myślę, ze facet który jest zakochany i planuje życie razem, oświadcza się swojej kobiecie?
1 lipca 2014, 19:14
Sorki, ale takich info nie będę ujawniać.moge spytac ile Was dzieli km?
No faktycznie liczba km to mega prywatna informacja :P
1 lipca 2014, 19:16
A gdzie mieszka, jesli mozna zapytac?W sumie ja Ci zazdroszczę, ja mojego widzę 2 razy w roku.Myślę, że 2 lata to wcale nie jest tak długo.Chesz widziec swojego faceta co 2 tygodnie w najlepszym razie? Myslisz, ze ile tak sie da ciagnac....przesadzam- najlatwiej podsumowactam, jak dla mnie to przesadzasz :)
Ten sam kraj, nasza piękna Polska z równie pięknymi liniami kolejowymi ... dzieli nas tylko 530 kilosów (no tylko, bo jak dla mnie to dużo nie jest, tylko dojazd zajmuje sporo czasu a i pieniądze trzeba odłożyć).
Ale my jesteśmy młodzi, właśnie matura jeszcze przed nami więc zamiast dawać się porwać emocjom i rzucić wszystko trzeba się zająć tym, co jest ważne na chwilę obecną. Jakoś ustępuję namowom totalnie wyluzowanych starszych i młodszych koleżanek (które oblały w tym roku przez nieobecności właśnie) twierdzącym, że "na luzie" mogłabym jeździć co tydzień tracąc "tylko" 2 dni szkoły. No pewnie, mogłabym, ale ja wolę spotykać się w spokoju w jakieś wolne niż potem płakać, że nie dobiłam magicznego progu 50%. Stąd taka częstotliwość.
Odległość da się przeżyć pod warunkiem, że nie trwa wiecznie. Ja nie mogę być pewna przyszłości i zdaję sobie z tego sprawę, bo jeszcze małolata jestem (choć i tak uważam, że mój bagaż doświadczeń jak na tak krótki czas nieco mi ugniata kręgosłup), ale dopóki wszystko jest w porządku, to nie narzekam i jestem dobrej myśli.
1 lipca 2014, 19:16
A ja tam lubie swoj zwiazek, od 6,5 roku na odleglosc, moze nie taka duza, ale jednak. Nie wiem, ani namietnosci, ani milosci to nam nie ujelo poki co. Pierscionka nie chce, bo slubu nie planujemy, wiec po co mi taka szopka :P Moze za x lat sie cos zmieni, albo jak skoncze studia, ale do tego czasu jeszcze ho ho ho...:PZnajomi, ktorzy nas widza razem zawsze mowia, ze jestesmy wpatrzeni w siebie jak w obrazki, i nie wierza, ze to juz tyle czasu, i na takich warunkach. Nawet sie ciesze, ze tak sie potoczylo, wiele sie sama nauczylam, mam wiele wlasnych zyciowych doswiadczen, moj facet nie musial koniecznie przez to wszystko przechodzic.
W sumie Twoja wypowiedź niczego mi nie wniosła, bo skoro nie planujesz ślubu, to nie ma co porównywać.
Ja jednak uważam, że jeśli się bardzo kocha drugą osobę i się za nią tęskni, to robi się wszystko żeby z nią być i jej z ramion nie wypuszczać.
Ja 6 lat nie spędzę na takiej zabawie.
1 lipca 2014, 19:17
No faktycznie liczba km to mega prywatna informacja :PSorki, ale takich info nie będę ujawniać.moge spytac ile Was dzieli km?
Widocznie istotna, skoro o nią pytasz :P
1 lipca 2014, 19:18
Pytam o nia bo jestesmy troszke w podobnej sytuacji. Tez 2 lata jestem w zwiazku na odleglosc, dzieli nas 400km z tym,ze ja nie czekam na zareczyny, rozmawiamy ze soba o takich rzeczach :P
1 lipca 2014, 19:19
Pytam o nia bo jestesmy troszke w podobnej sytuacji. Tez 2 lata jestem w zwiazku na odleglosc, dzieli nas 400km z tym,ze ja nie czekam na zareczyny, rozmawiamy ze soba o takich rzeczach :P
My też rozmawiamy, tylko nic z tego nie wynika :D
Nas dzieli więcej, ale połączenia są dobre i kasa na te głupie podróże też jest.
1 lipca 2014, 19:20
Ten sam kraj, nasza piękna Polska z równie pięknymi liniami kolejowymi ... dzieli nas tylko 530 kilosów (no tylko, bo jak dla mnie to dużo nie jest, tylko dojazd zajmuje sporo czasu a i pieniądze trzeba odłożyć).Ale my jesteśmy młodzi, właśnie matura jeszcze przed nami więc zamiast dawać się porwać emocjom i rzucić wszystko trzeba się zająć tym, co jest ważne na chwilę obecną. Jakoś ustępuję namowom totalnie wyluzowanych starszych i młodszych koleżanek (które oblały w tym roku przez nieobecności właśnie) twierdzącym, że "na luzie" mogłabym jeździć co tydzień tracąc "tylko" 2 dni szkoły. No pewnie, mogłabym, ale ja wolę spotykać się w spokoju w jakieś wolne niż potem płakać, że nie dobiłam magicznego progu 50%. Stąd taka częstotliwość.Odległość da się przeżyć pod warunkiem, że nie trwa wiecznie. Ja nie mogę być pewna przyszłości i zdaję sobie z tego sprawę, bo jeszcze małolata jestem (choć i tak uważam, że mój bagaż doświadczeń jak na tak krótki czas nieco mi ugniata kręgosłup), ale dopóki wszystko jest w porządku, to nie narzekam i jestem dobrej myśli.A gdzie mieszka, jesli mozna zapytac?W sumie ja Ci zazdroszczę, ja mojego widzę 2 razy w roku.Myślę, że 2 lata to wcale nie jest tak długo.Chesz widziec swojego faceta co 2 tygodnie w najlepszym razie? Myslisz, ze ile tak sie da ciagnac....przesadzam- najlatwiej podsumowactam, jak dla mnie to przesadzasz :)
I masz bardzo dobre, zdrowe podejscie, zycze szczescia!
1 lipca 2014, 19:21
I masz bardzo dobre, zdrowe podejscie, zycze szczescia!Ten sam kraj, nasza piękna Polska z równie pięknymi liniami kolejowymi ... dzieli nas tylko 530 kilosów (no tylko, bo jak dla mnie to dużo nie jest, tylko dojazd zajmuje sporo czasu a i pieniądze trzeba odłożyć).Ale my jesteśmy młodzi, właśnie matura jeszcze przed nami więc zamiast dawać się porwać emocjom i rzucić wszystko trzeba się zająć tym, co jest ważne na chwilę obecną. Jakoś ustępuję namowom totalnie wyluzowanych starszych i młodszych koleżanek (które oblały w tym roku przez nieobecności właśnie) twierdzącym, że "na luzie" mogłabym jeździć co tydzień tracąc "tylko" 2 dni szkoły. No pewnie, mogłabym, ale ja wolę spotykać się w spokoju w jakieś wolne niż potem płakać, że nie dobiłam magicznego progu 50%. Stąd taka częstotliwość.Odległość da się przeżyć pod warunkiem, że nie trwa wiecznie. Ja nie mogę być pewna przyszłości i zdaję sobie z tego sprawę, bo jeszcze małolata jestem (choć i tak uważam, że mój bagaż doświadczeń jak na tak krótki czas nieco mi ugniata kręgosłup), ale dopóki wszystko jest w porządku, to nie narzekam i jestem dobrej myśli.A gdzie mieszka, jesli mozna zapytac?W sumie ja Ci zazdroszczę, ja mojego widzę 2 razy w roku.Myślę, że 2 lata to wcale nie jest tak długo.Chesz widziec swojego faceta co 2 tygodnie w najlepszym razie? Myslisz, ze ile tak sie da ciagnac....przesadzam- najlatwiej podsumowactam, jak dla mnie to przesadzasz :)
Dziękuję, choć nie ukrywam - "stacjonarny" związek wydaje się być dużo prostszy w utrzymaniu.
1 lipca 2014, 19:21
W sumie Twoja wypowiedź niczego mi nie wniosła, bo skoro nie planujesz ślubu, to nie ma co porównywać. Ja jednak uważam, że jeśli się bardzo kocha drugą osobę i się za nią tęskni, to robi się wszystko żeby z nią być i jej z ramion nie wypuszczać. Ja 6 lat nie spędzę na takiej zabawie.A ja tam lubie swoj zwiazek, od 6,5 roku na odleglosc, moze nie taka duza, ale jednak. Nie wiem, ani namietnosci, ani milosci to nam nie ujelo poki co. Pierscionka nie chce, bo slubu nie planujemy, wiec po co mi taka szopka :P Moze za x lat sie cos zmieni, albo jak skoncze studia, ale do tego czasu jeszcze ho ho ho...:PZnajomi, ktorzy nas widza razem zawsze mowia, ze jestesmy wpatrzeni w siebie jak w obrazki, i nie wierza, ze to juz tyle czasu, i na takich warunkach. Nawet sie ciesze, ze tak sie potoczylo, wiele sie sama nauczylam, mam wiele wlasnych zyciowych doswiadczen, moj facet nie musial koniecznie przez to wszystko przechodzic.
Ales poleciala... ja kocham mojego faceta nad zycie, i nie bawie sie ani nim, ani naszym zwiazkiem. Nikt, kto nie kocha wystarczajaco swojej drugiej polowki nie przezyje takiego czasu na takich warunkach. A planowanie slubu, kiedy sie zyje na odleglosc, i bedzie zyc przez kilka kolejnych lat, jest dla mnie czysta glupota, bo aboslutnie niczego w niczyim zyciu nie zmieni. Nie potrzebuje obraczki na palcu, zeby byc pewna, ze moj zwiazek przetrwa.
Oczywiscie, super zasypiac w ramionach faceta, ale my nie mielismy takiej mozliwosci, i wolimy zyc ze soba widzac sie na weekendy, niz ze soba nie byc.
Jezeli uwazasz, ze moja odpowiedz nic nie wniosla, to chyba tylko szukasz poklasku dla idei rychlego malzenstwa i zamieszkania razem. Ale widac, ze Twojemu facetowi chyba nie bardzo sie do tego spieszy.
Edytowany przez cancri 1 lipca 2014, 19:26
1 lipca 2014, 19:22
My też rozmawiamy, tylko nic z tego nie wynika :DNas dzieli więcej, ale połączenia są dobre i kasa na te głupie podróże też jest.Pytam o nia bo jestesmy troszke w podobnej sytuacji. Tez 2 lata jestem w zwiazku na odleglosc, dzieli nas 400km z tym,ze ja nie czekam na zareczyny, rozmawiamy ze soba o takich rzeczach :P
A co dokladnie ci mowi podczas takich rozmow?
Moze on na zareczyny nie jest jeszcze gotowy?