Nie, to nie tak.
Mężczyźni są naprawdę różni, a Ty nic nie musisz. Gotowanie to fajna sprawa, jako rozrywka, miłe zajęcie na spotkanie z przyjaciółmi, nie zaś pańszczyzna do odrobienia. Warto próbować i się uczyć, dla siebie samej, żeby robić sobie zdrowe, smaczne i niezwykłe rzeczy, szukać inspiracji, nie jeść chemii, eksperymentować ze smakami, kolorami, przyprawami.
Ja gotuję rzadko, ale dlatego, że nie mam czasu, mam inne wciągające zajęcia, a jedzenie zwykle można kupić. Jeśli już to robię, to wkładam w to serce.
Moi faceci bywali różni, także tacy, którzy zachwycali się moim zakalcem, czy przesoloną zupą. Żadnego nie kupiłam żarciem, prędzej seksem.
Byłam swego czasu z kucharzem, który nauczył mnie dystansu do kuchni i eksperymentowania. To on gotował. Nawet wodę na herbatę.
Obecny facet domowy obiad traktuje jak niespodziankę, nie zawsze miłą, chętnie próbuje nowych rzeczy pod warunkiem, że nie są ostre, słone i chrupią. A najchętniej jadałby wyłącznie pizzę, którą traktuje jak metajedzenie, podstawę i pramatkę wszystkiego.
I nie jest ze mną dla mojej fantastycznej zapiekanki z kaszy gryczanej i twarogu, ani dla fasolki w pomidorach. Sam potrafi zrobić dobre naleśniki. I sałatkę owocową. Tyle.