- Dołączył: 2007-01-06
- Miasto: Toruń
- Liczba postów: 28
13 czerwca 2012, 21:31
Kiedy braliśmy ślub kochaliśmy się. Był spokojny, cierpliwy. Czułam się kochana i kochałam. Różniło nas wiele. Ja po studiach, on po zawodówce. Ja z normalnej rodziny, on z rodziny gdzie ojciec to był ktoś a mama i dzieci musiały się Panu podporządkować. Teraz to wiem, że nie powinnam za niego wychodzić ale byłam młoda i wierzyłam w ideały. Wierzyłam, że skoro się kochamy to damy ze wszystkim sobie radę. Po ślubie 2-3 miesiące się zaczęło. Koledzy, piwo, wyjścia. Zaczął przeinaczać się w chama i jest nim do dziś. Mamy obecnie dwójkę dzieci. Raz bywało lepiej, raz gorzej. Obiecywał, że pójdzie się leczyć bo jest wybuchowy i nadpobudliwy. I nie poszedł. Kolejna awantura i kolejne obietnice. Minęło 7 lat od ślubu a ja czuję, że jestem nikim. Pracuję w banku, ludzie mnie cenią a w domu odarto mnie ze wszelkiej godności. Ile razy słyszałam, że jestem downem, debilką. Wszystko przy dzieciach. Dziś najpierw się na mnie darł po czym powiedział: rób mi kolację. Sam ton powoduje, że mam łzy w oczach. Nie raz jak mu zrobiłam kanapki nie z tym czym chciał (oczywiście miałam czytać w jego myślach) to słyszałam: sama to żryj. Zapytacie pewnie dlaczego daję sobą tak pomiatać. Szczerze odpowiem, że nie wiem. Wiem jednak, że to już kres. Nie mam siły. Albo odejdę, wniosę o rozwód dla dobra dzieci, ich psychicznego komfortu oraz swojego albo ... Mam jednak dzieci dla których muszę żyć, pracować i być zdrowa. Dlatego drugi wariant nie wchodzi w grę.
Edytowany przez liwia1507 13 czerwca 2012, 21:34
14 czerwca 2012, 09:26
nie odchodziłaś tyle lat, bo jestes niestety uzależniona od niego...jesteś ofiarą przemocy psychicznej.... dobrze, że dojrzewa w Tobie decyzja o rozwodzie, bo cóż to za człowiek?
przeraża mnie to ile takich osób chodzi po świecie....prawie co drugi post w tym dziale jest w podobnym tonie...smutne i przerażające :(
14 czerwca 2012, 09:37
Kobitki walczcie o siebie o swoją godność, wolność, nie dajcie sie poniżac, nie pozwólcie sie zniszczyć, siebie i dzieci..nie występuje tu jako osoba która nie wie co to znaczy i radzi.. tylko jako osoba która miedzy innymi z takigo powodu odeszła, w lutym tego roku wziełam rozwód..mam synka, jesteśmy już szczesliwi a przede wszystkim spokojni-co najważniejsze!nikt mnie juz nie wyzywa, nie poniza, nie robi awantur przy dziecku.jego panowanie skonczyło sie, teraz ja dyktuje warunki jesli chce sie spotkac z dzieckiem.nie było łatwo bo ja do decyzji dojrzewałam prawie rok jak nie dłuzejale wkoncu zdobyłam sie na to zeby spakowac najpotrzebniejsze rzeczy swoje i dziecka i sie wyniesc. prosił, błagał, obiecywał, przepraszał.. w zamian dostał papiery rozwodowe. jedna sprawa i po wszytskim.
- Dołączył: 2011-06-16
- Miasto: Lublin
- Liczba postów: 2366
14 czerwca 2012, 09:39
ja byłam w związku z facetem, który mnie momentami nienawidził, wydzierał się na mnie, robił awantury chociaz mnie nigdy nie uderzył ale było mi z nim źle bo ja go kochałam o on na mnie warczał albo traktował jak powietrze. Ja debil chciałam go naprawiać bo przecież tak go kochałam o on mnie zostawił dla innej po 7 latach. Dzisiaj dziękuję Bogu, że tak się stało bo zostałam uratowana. Gdyby mnie nie zostawił dalej bym była zakompleksioną 103kg babą, która daje się poniżac w imię "miłości" która nie istnieje, która sprzyja komuś kto ma mnie w dupie, jestem pewna że by mnie bił bo kilka razy mną potelepał. Jestem singlem, mieszkam z kochającymi rodzicamy, wszyscy się szanujemy i kochamy, nie wyobrażam sobie co by było gdybym nadal z nim była. Bóg jednak nade mną czuwał :) i chwała Mu za to. Więc lepiej uciekaj daleko, zbierz siły i nie daj się tak traktować, życie ma sie tylko jedno.
14 czerwca 2012, 09:41
jestes ofiarą uzaleznioną od swojego kata i pana oprawcy, wyrwij się i pozwól życ swoim dzieciom w normalnych warunkach!
ja na początku myślałam o terapi żebym nauczyła sie od nowa myśleć o sobie dbac o siebie i swoje potrzeby, nie mysle o tym czy jak on wróci z pracy to bedzie umiał sobie zrobic obiad albo odpowiednio wyprac ubrania..skonczyło sie.. owszem pomagam mu czasem-dam talerz zupy czy drugie danie, ale chyba tylko litosc ze tak nisko upadł..nic wiecej.
Edytowany przez e98e77b7b899b4f271b3e97c84315a62 14 czerwca 2012, 09:52
- Dołączył: 2010-06-08
- Miasto: Białystok
- Liczba postów: 1446
14 czerwca 2012, 09:59
z rozwodem to dobry pomysł ..
musisz od niego odejść
- Dołączył: 2011-08-28
- Miasto: Warszawa
- Liczba postów: 5812
14 czerwca 2012, 10:01
Bardzo przykra historia... Nie chcę, nie powinnam i nie będę mówić Ci, co POWINNAŚ.
Widzę, że i tak chyba sama podjęłaś już decyzję - moim zdaniem jedyną słuszną.
Mogę Ci jedynie życzyć powodzenia, żeby wszystko się ułożyło, żeby Twoje życie odmieniło się na lepsze. Jestem pewna, że tak będzie, jeśli zrealizujesz ten pierwszy wariant, o którym piszesz.
14 czerwca 2012, 10:09
czysta paranoja i masochizm...
14 czerwca 2012, 10:41
To nie jest takie proste... Może dla niektórych wygląda to łatwo ale takie nie jest... Odejście od kogoś nie trwa z dnia na dzień... Życze by Twój dzień nadszedł bardzo szybko i pamiętaj że jesteś kobietą, matką! Karmicielką! i masz prawo życ normalnie po prostu musisz sama dorosnąć psychicznie do pewnych decyzji. tule!
- Dołączył: 2007-01-06
- Miasto: Toruń
- Liczba postów: 28
14 czerwca 2012, 11:35
Przyznam się, że spodziewałam się, że zostanie wylane na mnie wiadro pomyji za to, że daję ze sobą robić to co się dzieje. Jesteście jednak kochani, że wyrażacie się przychylnie ku mojej osobie.
Kiedyś będąc młodą osobą, niedoświadczoną życiem myślałam podobnie jak większość osób piszących na forum. Jak można dać się tak traktować??? Nigdy bym nie dała sobą pomiatać. Kiedyś byłam szaloną optymistką, wesołą, humorną w pozytywnym tego słowa znaczeniu. Teraz gasnę. Nie potrafię się śmiać jak kiedyś. czuję się jak 70latka. Czasem myślę, że życie moje już się skończyło. Kiedyś przerażała mnie wizja końca teraz widzę w niej swoje wybawienie. Potrzebuję psychologa. Zgłoszę się do niego. Choćby po to aby odbudować wiarę w swój autorytet.
Z tą niezależnością u mnie to tak nie do końca. Pracuję ale jestem jeszcze do września na wychowawczym więc póki co jestem na jego łasce, o czym zresztą mam przypominane co dzień. Będąc jeszcze czynną zawodowo zarabiałam więcej niż on i nigdy o tym nie wspominałam bo w związku kasa jest wspólna. Razem dążymy do wspólnego lepszego życia więc to nie ważne kto ile zarabia. No ale jak widać się pomyliłam.
Napisałam mu wczoraj sms, że zniszczył mi życie i że nie pozwolę dłużej sobą pomiatać. Był w pracy. Zadzwonił i ze orgomnym spokojem i ciepłem zapytał: "a cóż to za sms?" Zaczął mi coś wypominać, wspominać, że oczywiście teraz to on jest według mnie najgorszy a ja jestem nie lepsza. Tak zniżyłam sie do jego poziomu i czasem potrafię odpowiedzieć mu tak wulgarnie jak on mnie. Mam później wyrzuty i źle się z tym czuję ale w danej chwili wiem, że kulturalne słowa do niego nie trafią. Mam wrażenie, że sie przy nim cofam. Ehhh... nie chcę się znów rozpisywać.
Podjęłam decyzję, że zostawię mu na stole kartkę z nr telefonu do psychoterapeuty. Ma zadzwonić i się umówić na wizytę. Jeśli nie to poproszę aby się wyprowadził i poinformuję o krokach jakie podejmę.
Czasem marzę aby się obudzić i poczuć ten wewnętrzny spokój.
Dziękuję Wam wszystkim :*
- Dołączył: 2008-04-06
- Miasto: Katowice
- Liczba postów: 369
14 czerwca 2012, 12:30
I bardzo dobrze robisz. wiesz, jak Cie czytam, to mam wrazenie, ze to ja pisalam. Idzcie na terapie malzenska- razem!!! Moj maz poszedl ze mna i kiedy postronna osoba powiedziala jak to widzi dopiero wtedy uwierzyl, ze zle robil a ja nabralam pewnosci siebie, bo ciagle myslalam, ze to ja zle robie Ja tez jestem na wychowawczym, wczesniej pracowalam 3 lata. tez slyszalam podobne slowa co Ty. Terapia pomogla- minelo juz 9 miesiecy, ale widze roznice- dalej pracujemy nad soba, jest o wiele lepiej niz bylo. Jesli tylko chcecie cos z tym zrobic, to sprobujcie wszystko naprawic, jesli sie nie uda odejdzcie od siebie.