Temat: Związek katoliczka-ateista. PROBLEM

Dziękuję wzzystkim za odowiedzi:)
Pasek wagi
Jestem w podobnej sytuacji jak autorka wątku :(
Sądzę że w poruszonej kwestii dogadywania "Po prostu ośmieszał mnie przed znajomymi lub nieprzyjemnie dogryzał na osobności." oraz "Wręcz odwrotnie np w spotkaniach z jakimis jego kolegami-również antykościelnymi- to było dogryzanie i głupie uwagi w strone koscioła i ludzi wierzących przy mnie." pokazuje przypadki niedojrzałości. Pogadajcie. Nawet jak macie różnice poglądów, to mimo wszystko należy się szanować, i nie należy dogryzać chamsko zwłaszcza w towarzystwie! I to nie ze względów religijnych, ale dla tego, że to twoja druga połówka i należy się jej szacunek z mojej strony. Tu chodzi o szacunek i pewne wsparcie od obu stron.

Ta dyskusja się już przewija i przewija... A jak dobrze poczytamy to widać u wszystkich jednak wniosek szczera otwarta  prawdziwa rozmowa gdzie będziecie w stanie jasno nazwać Wasze wzajemne oczekiwania, to co Was boli etc.

Po za tym musisz sobie jeszcze odpowiedzieć na podstawowe pytanie Czy się kochacie? Tzn. czy chcecie z całego serca, ze wszystkich sił JAK NAJLEPIEJ DLA TEJ DRUGIEJ OSOBY. Jeżeli TY tak i ON też - to sądzę że się dogadacie :)
Miło by było gdybyście szanowali się wzajemnie i nie namawiali jedno drugiego na siłę... Na razie on się dostosował jesli chodzi o ślub. Ale Ty dogryzasz jemu, a on Tobie. Dlaczego tylko on miałby przestać?
A dzieci... Myślałaś o tym żeby ewentualnym dzieciom dać wybór? W sumie przy różnicy religijnej między rodzicami tak byłoby najbardziej sprawiedliwie. Chcą to idą do kościoła, nie chcą to nie. Mama opowiada w co wierzy, tata dodaje, że można też wierzyć w inne rzeczy albo nie mieć religii. W ogóle uważam, że wmuszanie w dziecko jakiegokolwiek poglądu na religię jest chore.
Pasek wagi
Przede wszystkim musicie z sobą porozmawiać na ten temat.Jak wasze życie będzie miało wyglądać po ślubie,jak będziecie
wychowywać wasze dzieci i jak będą wyglądać wasze święta.Jeśli to w tej chwili jest dla ciebie bardzo ważne to musisz to
wiedzieć, twój partner też musi to wiedzieć. Wiem też gdy dwa konie ciągną wóz w jedną stronę to jest łatwiej bo są podobne cele.
Problemy pojawiają się gdy każdy koń ciągnie wóz w przeciwną stronę i nie ma podobnych celów.Naprawdę warto już dzisiaj
się nad tym zastanowić.Z wiarą natomiast nie ma przymusu każdy ma wolną wolę i musi sam w sercu podejmować takie decyzje.
Pewnie,że można zachęcać ale nie przymuszać.Zastanówcie się czy rzeczywiście po mimo wszystko chcecie być razem.
Ja mogę się wypowiedzieć jako dziecko wychowywane w takiej właśnie "mieszanej" rodzinie - mama katoliczka, ojciec ateista.

Rodzice ślubu kościelnego nie mają, więc od początku mama miała ze mną problem. Tzn. nie chciano mnie ochrzcić normalnie ze wszystkimi dziećmi, robiono jakieś problemy ze względu na to, że rodzice żyją w grzechu itp. (nie wiem jak jest teraz, bo przez 22 lata mogło się to zmienić). 
Zawsze był dla mnie dziwny fakt, że ja w niedziele rano muszę zasuwać z mamą do kościoła, siedzieć tam godzinę, nudzić się a ojciec w tym czasie siedział zadowolony w domu. Bardzo mi się to nie podobało, wiele razy się buntowałam, bo wolałam zostać i oglądać z nim bajki (bo czemu najlepsze bajki zawsze były w TV w niedzielę wtedy kiedy ja byłam w kościele?!). Szczególnie, że ojciec często głośno krytykował zabieranie małego dziecka do kościoła, zmuszanie mnie do tego i ogólnie całą instytucję jak również wiarę katolicką. 
I Komunia też była trudna, bo wszystkie dzieci przychodziły do spowiedzi z obojgiem rodziców, a ja spowiadałam się sama. Podczas komunijnej mszy, wszystkim dzieciom towarzyszyli rodzice - mi tylko mama, ojciec odmówił nawet udziału w uroczystym obiedzie. Nie ukrywam, że było to dla mnie bardzo trudne i przykre. 

Później nie miałam z tym jakichś wielkich problemów, dla świętego spokoju i aby uniknąć kłótni z matką chodziłam w niedziele do kościoła, chociaż nigdy nie zdarzyło mi się abym poszła dlatego, że to ja chciałam, że miałam taką potrzebę. Zawsze pod przymusem. Nie wiedziałam z kim mam się utożsamiać - z mamą i jej wiarą, czy też z tatą, którego "niewiara" bardziej mi odpowiadała.

Problemy zaczęły się niedawno gdy ja ze względu na studiowanie w innym mieście i brak kontroli przestałam bywać na co niedzielnej mszy. Znalazłam się w punkcie (a może zawsze w nim byłam tylko tego nie rozumiałam) w którym doszłam do wniosku, że chodzenie do kościoła nie jest mi do niczego potrzebne oraz że aktualnie nie wiem w co wierzę czy nie wierzę, i że ogólnie rzecz biorąc mam ogromny mętlik w głowie i nie wiem kto ma rację. 
A matka wciąż nakłania, zmusza, nakazuje i uważa że wszystkiemu jest winny ojciec bezbożnik, więc jak naturalną koleją rzeczy buntuję się również przeciwko nakazom i umniejszaniu zasług ojca, który uważam przekazał mi swoim życiem i postawą więcej wiedzy o życiu, nauczył mnie etycznego życia, empatii, pomocy innym, życzliwości, jak również zaradności czy asertywności. Dużo więcej niż mama katoliczka, księża i ogólnie kościół.


Podsumowując ten mało składny wywód chciałabym tylko powiedzieć, że dziecko wychowywane w takiej rodzinie, gdzie poglądy rodziców ścierają się tak mocno jak w mojej naprawdę nie ma łatwego życia i patrząc na swój przykład uważam, że trudno jest mu stwierdzić, który obóz jest tym dobrym a który złym, bo przecież trudno odwrócić się od jednego z rodziców i wierzyć tylko w słuszność racji drugiego...
Pasek wagi
wedlug mnie stworzylas problem z dupy... Facet sie poswieca, robi praktycznie to co Ty chcesz i jeszcze narzekasz? no bez przesady... To ze jest ateista nie znaczy ze nie wejdzie do kosciola, poza tym jak sie kogos kocha to wiara nie jest tutaj wazna. Sama jestem ateistka, jednak wychowana w rodzinie katolickiej nie praktykujacej... Obchodze normalnie swieta, dla mnie to nie czas gdzie wazny jest bog czy cos w tym stylu jednak tradycja, rodzinna atmosfera i tym podobne. Nie jedza swieconki? Jestem pewna ze jakbys z nim pogadala to nawet poszedlby poswiecic koszyczek z Toba, jesli sie juz zgadza na slub koscielny... A dzieci? ja w tym przypadku sama dalabym im wybor wiary, nie zrobilabym tak jak zrobili to moi rodzice chrzczac mnie jak bylam malutka i pozniej z tego powodu jakos bardziej szczesliwa nie jestem... Kolejna sprawa jesli jest ateista to nie znaczy ze bedzie szykanowal Twoje dzieci, bez przesady. Ja w tej kwestii przynajmniej problemu nie widze...
Myślę ze jak on nie robi z tego zadnego problemu,to i ty nie powinnaś.Brak religii jest lepszy niz odmienne religie.Zgadza sie na slub koscielny,swieta dla ciebie,zgodzi sie pewnie na to zebys wychowała dzieci na katolików(porozmawiaj z nim to rozwieje twoje watpliwosci w tej sprawie)
Nawrócenia sie "dla ciebie"nie wymagaj od niego.To głupota-jego przekonania siedza w nim tak głęboko,jak twoja religia w tobie.
A jak ten jego brak religii tak bardzo ci przeszkadza,to zamiast zastanawiac sie nad slubem,juz dawno powinnas go zostawic

fraupilz napisał(a):

A dzieci... Myślałaś o tym żeby ewentualnym dzieciom dać wybór? W sumie przy różnicy religijnej między rodzicami tak byłoby najbardziej sprawiedliwie. Chcą to idą do kościoła, nie chcą to nie. Mama opowiada w co wierzy, tata dodaje, że można też wierzyć w inne rzeczy albo nie mieć religii. W ogóle uważam, że wmuszanie w dziecko jakiegokolwiek poglądu na religię jest chore.
 

Zgodzę się. Ja miałam chrzest ze względu na dziadków (moi rodzice studiowali a dziadkowie zaszantażowali ich, ze jak nie ochrzczą dziecka to skończy się ich utrzymywanie) i po 20latach dokonałam apostazji, rodzice nawet poszli ze mną potwierdzić mój wybór. Dodam, że na religię nie chodziłam od podstawówki bo nie chciałam, nie wierzyłam a nigdy nie uśmiechało mi się bycie hipokrytą, który mówi jedno a robi drugie. Mój brat nie jest już chrzczony i uważam, że to dla niego najlepszy wybór, szczególnie, że skończyły się czasy keidy dzieci były obrzucane kamieniami za to, że są z takiej lub innej rodziny. A jeśli nawet, to obrzucą ich tymi kamieniami jedynie katolicy.
Wypowiem się z pozycji ateistki, postaram się jednak być tak obiektywna jak to tylko możliwe.

Z twojego opisu wynika, że twój narzeczony "praktykuje" taką samą klasyczną odmianę ateizmu jak ja, tzn. mówi, że nie wierzy, ale nie prowadzi "nawracania" wierzących na "jedyną słuszną nie- wiarę", nie ateizuje na siłę. Mogę powiedzieć, że pod tym względem trafił ci się los na loterii. Nie przeszkadza mu twoja religijność, nie komentuje chodzenia do kościoła, nie agituje, nie wyśmiewa. Ba! zgodził się nawet na ślub kościelny, żeby zaślubiny odbyły się w zgodzie z twoim sumieniem, czyli mu na tobie zależy bardziej niż na antyklerykalizmie jego rodziny.

Twierdzisz, że taki ślub to byłaby szopka i w ogóle nic nie wart jeżeli on nie wierzy w obecność boga w kościele. A nie jest najważniejsze, żeby on tobie a nie bogu przysięgał? Ty mu przysięgniesz "wobec boga i ludzi" a on tobie tylko wobec ludzi. Przysięga pozostanie przysięgą, a ty nie będziesz miała grzechu śmiertelnego, bo ślub kościelny brałaś i w przypadku twojego sumienia wszystko jest ok. A twojego faceta też sumienie nie będzie gryzło, bo jak martwić się czymś lub kimś kto nie istnieje?

Martwisz się też o obchodzenie przyszłych świąt. A czy obchodzicie je teraz? Czy i jak obchodzi je jego rodzina? Jeżeli nie wiesz to zapytaj, czy mają jakiś tradycje świąteczne. Ja święta obchodzę i wcale nie czuję jakbym zdradzała ten swój ateizm. W prawdzie nie chadzam na pasterki i nie święcę pokarmów, ale przeżywam je nie mniej. Jest to dla mnie czas dla rodzinny. Spotykamy się wszyscy w jednym gronie, wymieniamy podarunkami i jest nam przyjemnie.

Przy dekorowaniu domu jestem stroną najaktywniejszą. Ubieram choinkę, kleję łańcuchy, robię ozdoby z papieru. Święta są dla mnie tradycją rodzinną, nie przeżyciem duchowym, ale nie psuję tym nikomu zabawy. I taj jest też zapewne w przypadku twojego chłopaka, to tradycja świecka: jemy to i to tego i tego dnia.

Co do wychowania przyszłych dzieci. Jeżeli nie robi problemów ze ślubem kościelnym to i duchowe wychowanie dzieci zapewne pozostawi tobie. Porozmawiaj, powiedz jak ważne jest dla ciebie by dzieci chodziły do kościoła, były chrzczone, bierzmowane. A to, że tatuś nie chodzi z wami? Jak zaczną pytać wytłumaczcie, że ludzie wierzą w różne rzeczy, a niektórzy nie wierzą wcale. Mało to dzieci na świecie wychowuje się w związkach mieszanych religijnie lub kulturowo?
Jestem z rodziny ateistycznej i wychowana w tolerancji do innych religii. Nie chcę ślubu kościelnego, nie chcę dzieci, a jeśli już się na nie zdecyduje, to nie chcę ich chrzcić - ich wiara będzie ich sprawą. Jestem w 2,5 letnim związku z chłopakiem, którego rodzina jest mocno wierząca i praktykująca. On sam, gdy się usamodzielnił, sprawy kościelne przestały być ważne - jednak z szacunku do tradycji rodzinnych chciałby ślubu kościelnego, chrztu dzieci i wychowania ich w wierze.

Nie wiem w czym problem. Wiemy oboje na czym stoimy a mimo to decydujemy się na ten związek. Kochamy się. Z pewnych sytuacji można wyjść - rozwiązaniem jest ślub cywilny, lub kościelny jeśli druga osoba się zgadza. U ciebie jest ta zgoda, więc robisz z igły widły i wychodzi z tego problem, którego nie ma. Skoro toleruje twoją wiarę i pozwoli ci wychować w niej dzieci - będzie pomagał ci w święta i wspierał, to i tak jest to duży sukces. A dzieciom można powiedzieć, że Tata nie wierzy z Boga, jednak chciałby by dzieci wierzyły bo to np. bardzo pomaga w życiu. O ile wiem, to nie jest żadne kłamstwo, więc wszystkie strony będą zadowolone :)

Tak jak wspomniałam, ja nie chcę mieć dzieci w przeciwieństwie do mojego partnera. Problem jest poważny, jednak żyjemy w świadomości, że druga osoba oczekuje czego innego niż my i trzeba będzie znaleźć kompromis albo się rozstać. Jestem skłonna poczekać te kilka lat i odnaleźć swój instynkt macierzyński... No ale pojawia się drugi problem. Nie chcę dzieci wychowanych w wierzę, a w tolerancji religijnej. Chcę, by dorosły i samodzielnie podjęły decyzję czego pragną. Jeśli chodzi o "sakralne wychowanie", chcę ograniczyć się jedynie do tego, by nauczyć je odróżniania religii od fanatyzmu, a wiary w Boga/Bogów/Cokolwiek od bezmyślnego oddawaniu swojej wiary sektom.
Tu problem jest niestety nie do rozwiązania. I na pewno nie zgodzę się na dziecko, jeśli nie dojdziemy w tych sprawach do kompromisu.
Slub to tylko papierek. Czy przed Bogiem, czy nie - to Twój Bóg i to dla Ciebie ma być ważne. Jeśli Twój partner nie wierzy, to dla niego powinien być to moment w którym najważniejsza będzie przysięga (przed Tobą, nie Bogiem) i Ty sama. Skoro on szanuje twoją wiarę, ty uszanuj jej brak :)

© Fitatu 2005-25. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Serwis stosuje zalecenia i normy Instytutu Żywności i Żywienia.