Temat: Związek na odległość a wspólne życie

Od 2lat jestem w związku na odległość. Chcemy w końcu zamieszkać razem, ale pojawia się problem z miejscem zamieszkania. 

Są trzy miasta: A, B i C. W mieście A mieszka mój chłopak. W mieście B mieszkam ja. W mieście C pracuję ja. Do chłopaka mam 70km a do pracy 30 (mieszkam pośrodku, z pracy do chłopaka mam 100km).

Chłopak bardzo chce żebym zamieszkała w jego mieście,tu ma znajomych, fajną pracę, on tu widzi wiele możliwości rozwijania się zawodowego i hobby itp. Ja wolałabym żebyśmy albo zamieszkali w mieście w którym obecnie pracuję, albo wyjechali całkowicie gdzieś indziej. 

On pracuje zdalnie więc według mnie nie ma większego problemu gdzie będzie mieszkał. On ma odmienne zdanie, bo powoli wracają do biura i w maju 2 razy był w firmie... 

Próbowałam szukać pracy w jego mieście, ale albo proponują mi najniższą krajową albo praca w systemie 4 brygadowym. A dla mnie to krok wstecz. Z resztą ciężko mi szukać pracy 100km od obecnej bo ciągle muszę brać urlop na rozmowy kwalifikacyjne, już wykorzystałam 8dni. Mam wrażenie, że praca którą obecnie wykonuje spadła mi z nieba. Zarobki w końcu mi wzrosły i nie żyję od wypłaty do wypłaty, mogę coś oszczędzić. Jednak mieszkam w bardzo małej mieścinie gdzie koszty życia nie są duże, a na dojazdy autobusem nie płacę jakoś duzo. Chłopak mieszka w mieście wojewódzkim gdzie za wynajem mieszkania dwupokojowego trzeba dać 3000zl. I to takie minimum. W mieście w którym pracuję ceny takich mieszkań wynoszą 700zl mniej. Kawalerka nie wchodzi w grę według mnie przez jego pracę zdalną, gdybym nie pracowała w jego godzinach to musiałabym siedzieć cicho na kanapie bo on bardzo często rozmawia przez video. Wiem, że z pensji minimalnej nie będzie mnie stać na mieszkanie w jego mieście (w kawalerce może by się udało ale to życie znów od wypłaty do wypłaty) a w końcu tyle mi tam proponują jeśli nie mówię o 4brygadowce. Dużo pieniędzy wydaję też na leki. 

Rozmawiałam z nim o tym dużo ale on nie widzi problemu. Przecież mi pomoże jak nie będę mieć kasy,a ja mam wrażenie że zostanę wtedy na jego łasce. Mam wrażenie, że rzucę wszystko na co tyle pracowalam i w końcu mi się udało żeby znów zaczynać od nowa. A jak nam nie wyjdzie zostanę z niczym. A on nic nie straci, może tylko zyskać. Nie wiem czy to strach przed nieznanym czy może mam trochę racji. Z drugiej strony bardzo chcę z nim zamieszkać i to jak najszybciej. Byłam już w związku na odległość i jak zamieszkaliśmy razem wszystko się zmieniło i po niecałych 3 miesiącach się rozstalismy, a że nie mam już 20lat to wolałabym nie tracić czasu na życie na odległość. 


Zeby nie przedłużać. Są tu jakieś osoby które były w związkach na odległość? Jak rozwiązaliście problem z zamieszkaniem? 


Edit


Powinnam dodać, że zanim dostałam sporą podwyżkę miałam zamiar się zwolnić w maju i zamieszkać u niego przez co on trochę to wykorzystuje, bo przecież mu obiecałam, a teraz zmieniam zdanie 

Fajnie :)) możesz się cieszyć dobrym wyborem córki, a ten rozrzut wyszedł na dobre, potwierdziło się, że im na sobie zależy.

I te podróże wielogodzinne przed spotkaniem, strasznie się dłużyły, a powrotne w poniedziałek wręcz przeciwnie, zmęczona, byle pospać w pociągu bo prosto na uczelnię, potem do pracy.

Autorka ma chyba problem z określeniem na ile jej związek jest wart takiego ryzyka, porzucenia dobrej pracy itd. Trudno wszystko zostawić, jeśli ta druga osoba bardziej myśli o sobie i nic nie jest skłonna poświęcić.

Nie poświęciłbym swojego życia, dobrej pracy dla kogoś kto nie chce iść na kompromis... Kogoś z kim jestem tylko 2 lata na odległość. Porozmawiaj z chłopakiem i postaw warunek. Miejscowosc w której pracujesz ma swój plus w tym, że taniej wynajmiecie mieszkanie i masz tam prace- powiedz jasno, że na pracy Ci zależy i niech sam postanowi- dowiesz się czy mu zależy na Tobie. W zasadzie on ma pracę zdalna i jak będzie miał ochotę jechać do znajomych czy swojego miasta to chyba nie problem ani taki świat drogi, to bardzo wygodne z jego strony co zaplanował. Typu: "Dziewczyna sama się dowiezie na miejsce a ja nic nie muszę zmieniać".

Edit: jeśli pracował zdalnie i ten tryb sie kończy a on musi być na miejscu to już inna sprawa i będzie ciężko jeśli oboje nie chcecie zmienić obecnej pracy.

Pasek wagi

Póki jest glownie na pracy zdalnej moze niech sie przeprowadzi tymczasowo do Ciebie, zobaczycie czy Wam sie w ogole dobrze razem mieszka. Bo jak jedno z Was rzuci wszystko, kariere itp a pozniej sie okaże, że jednak jest zgrzyt to bedzie ciezko.

Pasek wagi

Tonya napisał(a):

Póki jest glownie na pracy zdalnej moze niech sie przeprowadzi tymczasowo do Ciebie, zobaczycie czy Wam sie w ogole dobrze razem mieszka. Bo jak jedno z Was rzuci wszystko, kariere itp a pozniej sie okaże, że jednak jest zgrzyt to bedzie ciezko.

bardzo dobry pomysł, uważam że autorka powinna przemyśleć go bardzo poważnie 

Nie rozumiem za bardzo jego podejścia. W maju AŻ 2 dni był w biurze. A z kolei Ty zmarnowałaś już 8 dni urlopu na bezowocne rozmowy kwalifikacyjne w jego mieście. Skoro to tylko 100km to on te 2 razy w miesiącu mógłby się bez problemu poświęcić i pojechać do biura od Ciebie. Odwiedziłby przy okazji znajomych i rodzinę. Chyba, że sytuacja się zmienia i wraca do biura na stałe. Ale nie wydaje mi się, skoro przez całą pandemię pracował zdalnie bez wizyt w biurze, to teraz pewnie będzie miał co najwyżej pracę hybrydową, ale pewnie wszystko jest do dogadania. 

Na Twoim miejscu nie przeprowadziłabym się bez jasnego planu działania. Nowa praca, umowa próbna,  nowe miasto, brak znajomych, brak rodziny, nie do końca pewny partner. Jego "pomogę Ci" nie do końca mnie przekonuje. Ja bym oczekiwała konkretów. My z narzeczonym mieliśmy i dalej mamy bardzo różne dochody (teraz co prawda mamy już wspólny budżet, ale na początku związku i wspólnego mieszkania tak nie bylo). Ja mu na samym początku powiedziałam wprost, że nie stać mnie, żeby wynająć takie mieszkanie jakie on by chciał, bo zarabiam dużo gorzej. I oczekiwałam konkretów, jakieś mgliste "da mu sobie radę" by mnie nie przekonało. Chciałam wiedzieć, że jak zrezygnuje z pokoju u kuzyna (za bardzo dobrą stawkę), to nie zostanę na łodzie, gdzie mój wtedy nowy chłopak będzie żyć jak wcześniej, a ja będę oglądać każdą złotówkę, bo mnie zwyczajnie na to nie stać.  Umówiliśmy się wtedy, że każdy będzie płacił stosownie do swoich możliwości tj. on za czynsz do właściciela, ja za rachunki i czynsz do spółdzielni. Utwierdził mnie w przekonaniu, że jesteśmy razem i nie ważne kto ile ma, że postanowiliśmy być razem i mamy mieć równy poziom życia i oboje mamy być  zadowoleni. Czy Twój chłopak może sprawić, że też się tak poczujesz ? Ze niezależnie od nowej pracy i wypłaty Twoj poziom zycia nie spadnie ? A moze Ty bedziesz oszczedzac i ogladac każdą złotówkę, a on będzie prowadził rozrywkowy tryb życia,  który tak lubi w dużym mieście ? 

Sorry, że tak negatywnie, ale jak dla mnie gościu nic nie chce poświęcić i dać od siebie.

Pasek wagi

Ja bylam 7 lat w zwiazku na odleglosc. W tym rok z odlegloscia 1200 km. Az D sie tu przeprowadzil i tak sobie zyjemy.

Jesli musicie mieszkac razem, to dla mnie nie ma opcji, ze Ty rezygnujesz z dobrej, stacjonarnej pracy na rzecz jego HO.

Ale glownym kryterium jest to, ze mieszkasz w malym miescie a on duzym i nie kazdemu male miasta odpowiadaja. Jak sama mowisz, to mniej mozliwosci, rowniez rozrywkowych, chociaz na pewnym etapie zycia te rozrywkowe przestaja miec znaczenie.

I przyklad z zycia - brat liceum i studia robil w De. Wrocil do PL dla zony, dla ktorej nie bylo opcji mieszkac w De. Za to znalazl prace na zasadzie 3 dni w De, 4 w PL. Pandemia to oczywiscie przeksztalcila w 7 dni w PL a obecnie zmienil firme na 100% HO. Szczerze, jesli sie ma taki zawod jak IT to HO nie jest zadnym problemem.

Z perspektywy kogoś kto mieszka w dużym mieście - nie przeprowadziłabym się do jakiejś małej mieściny, ani tym bardziej na wieś. Tak jak dla Ciebie praca w innym systemie byłaby krokiem w tył, tak samo dla mnie krokiem w tył byłaby wyprowadzka z miasta. Też pracuję głównie zdalnie, ale czasami muszę być w biurze. Ciężko byłoby mi dojeżdżać po 70 kilometrów. Nie bardzo sobie też wyobrażam, że chce wyjść do kina, do teatru, do galerii, na kawę z przyjaciółką i muszę zrobić 140 km (już liczę w dwie strony). Rozumiem, że nie każdy musi lubić często gdzieś wychodzić, można być domatorem i nic w tym złego - ale z tego co piszesz, to Twoj partner raczej gdzieś tam wychodzi i spotyka się ze znajomymi. Więc też ciężko mu się dziwić, że nie chce zmieniać wojewódzkiego miasta na jakieś małe miasteczko. Raczej ludzie na ogół ciągną w drugą stronę, do większych miast, bo i pracę łatwiej jednak znaleźć, i więcej możliwości, i jest gdzie wyjść. Porady żadnej nie daję, bo z moim nastawieniem to wiadomo, że jestem super stronnicza i się przychylam w jego stronę. Ale tak tylko chciałam się wypowiedziec, że jego stanowisko nie musi wynikać z jakiegoś bezzasadnego uporu, tylko są argumenty przemawiające za zostaniem w większym mieście. Opcja z przeprowadzką w ogóle gdzie indziej jak dla mnie bez sensu - tak samo byś musiała szukać pracy, a wtedy być może byście obydwoje byli w takiej sytuacji. Może sprawiedliwe, ale to taka dziecinna sprawiedliwość (że jak ja nie mam tego co chcę, to on też niech się męczy). 


Cancri - co do tego, że rozrywki i wyjścia na pewnym etapie życia przestają mieć znaczenie. Zależy od człowieka moim zdaniem wszystko, nie od wieku. Moi jedni dziadkowie siedzą z herbatą na tarasie i niewiele więcej im do szczęścia potrzeba. Wyciągnąć ich gdziekolwiek ciężko (mimo że zdrowotnie są na tyle sprawni, że by mogli iść). Drudzy regularnie chodzą do teatru i potem na kolację gdzieś na mieście. Spotykają się często z rodziną, znajomi do nich wpadają grać w szachy/karty, do babci koleżanki z dawnej pracy na kawkę, mimo że już od dawna są na emeryturach. Tak to wezmą taksówkę, albo my ich gdzieś podwieziemy i mogą wszędzie wyjść. A tak to co? Ciężko płacić za taksówkę jak się ma do zrobienia 140 kilometrów, albo regularnie prosić rodzinę o podwózkę taki kawał. 

Uważam że w sytuacji gdzie on pracuje zdalnie nie ma tematu. 70 kilometrów 2 razy w miesiącu można dojechać. Jeśli on uważa że nie warto zaryzykować i spróbować, bo on ma znajomych i przeprowadzka do małego miasta to krok w tył, to ja uważam że nie warto inwestować ani minuty dłużej w ten związek.

Byłam w takim związku bardzo krótko, ponad rok. Przeprowadziłam się, ale mamy dziecko, więc zupełnie inny ciężar. Ja wyszłam na dobre z tą decyzją, ale no bez jaj, on pracuje zdalnie. 

Pasek wagi

oboje macie swoje za i przeciw. Ja bym się przeprowadziła, jesli oferuje że Ci pomoże na start. Większe miasto to zawsze więcej możliwości nawet nie pracy, a nauki, kursów, doszkolen, kontaktów. Naprawdę miasta wojewódzkie to są kopalnie możliwości. W małym mieście przy dobrych perspektywach zostaniesz przy swojej pracy do końca życia, skoro jak sama napisałaś że Ci spadła z nieba. Chociaż to są daleko idące wnioski bo nikt z nas do końca nie zna twojej sytuacji. 

ja ze swoim chłopakiem byłam długo na odległość (około 350km). Nie udało się pogodzić wspólnego życia. ;) Nawet go zacząć. Stwierdzil że nie ma opcji żeby porzucil swoje życie i zamieszkał u mnie, ani nie było opcji żeby mieszkać u niego w mieście. 

Pasek wagi

Gnojuwa napisał(a):

oboje macie swoje za i przeciw. Ja bym się przeprowadziła, jesli oferuje że Ci pomoże na start. Większe miasto to zawsze więcej możliwości nawet nie pracy, a nauki, kursów, doszkolen, kontaktów. Naprawdę miasta wojewódzkie to są kopalnie możliwości. W małym mieście przy dobrych perspektywach zostaniesz przy swojej pracy do końca życia, skoro jak sama napisałaś że Ci spadła z nieba. Chociaż to są daleko idące wnioski bo nikt z nas do końca nie zna twojej sytuacji. 

ja ze swoim chłopakiem byłam długo na odległość (około 350km). Nie udało się pogodzić wspólnego życia. ;) Nawet go zacząć. Stwierdzil że nie ma opcji żeby porzucil swoje życie i zamieszkał u mnie, ani nie było opcji żeby mieszkać u niego w mieście. 

dziwie sie ze radzisz rzucic wszystko , przeprowadzic sie do chlopaka nie zanjac go jak funkcjonuje na co dzien i liczyc na to ze pomoze na start. Szukanie nowej pracy moze dlugo potrwac, moze mu ta pomoc sie odwidziec jak przyjdzie co do czego, a dziewczyna zostanie z niczym, Rowniez jej jej chlopak moze porzestac sie podobac po wspolnym zamiezskaniu - to wszystko sa niewiadome. Latwiej byloby decydowac gdyby nie miala nic musiala zaczynac od poczatku. nie byloby zbyt wiele do stracenia. Sama piszesz ze wam sie nie udalo nawet zaczac- dlatego dziwie sie:)

© Fitatu 2005-24. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Serwis stosuje zalecenia i normy Instytutu Żywności i Żywienia.