- Pomoc
- Regulamin
- Polityka prywatności
- O nas
- Kontakt
- Newsletter
- Program Partnerski
- Reklama
- Poleć nasze usługi
-
© Fitatu 2005-25. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Serwis stosuje zalecenia i normy Instytutu Żywności i Żywienia.
10 lipca 2019, 13:10
Hej :)
Tak ostatnio rozmawiałam z przyjaciółkami odnośnie nierównego startu w dorosłe życie wśród naszych znajomych. Jedni maja bardzo dużą pomoc od rodziców, inni muszą dochodzić do wszystkiego sami. Jak było u Was?
U mnie bardzo dużo pomagali rodzice narzeczonego, na studiach opłacali mu mieszkanie do którego potem ja się wprowadziłam i nie musiałam nic płacić za rachunki. Rok temu kupili i wyremontowali nam mieszkanie. Jestem im bardzo wdzięczna i wiem że dzięki temu żyje mi się dużo łatwiej gdyż nie muszę się martwić kredytem.
10 lipca 2019, 15:24
Ja zazdroszczę bardzo osobom ,które dostają mieszkania od rodziców babc .Moja koleżanka odzidziczy 2 i to w wawie ,jest ustawiona do końca życia ,Ja niestety od rodziców nie dostane nic ,nie stac ich .
10 lipca 2019, 15:33
Ja studiuję i mieszkam cały czas w domu rodziców i stamtąd dojeżdżam na uczelnię, bo jest niedaleko, więc nie musiałam się wyprowadzać. Teraz jestem na ich utrzymaniu, a jak skończę studia to rozejrzę się za pracą i jak będę już miała, to zacznę rozglądać się za własnym mieszkaniem i wtedy dopiero będę niezależna.
10 lipca 2019, 15:39
Mnie się nie udało. Moi rodzice zepsuli się gdy miałam 10 lat. W wieku 15 po śmieci dziadka zamieszkałam z babcią. Przepisała na mnie mieszkanie, malutkie 36 mkw, ale tam zamieszka dopiero mój syn, bo babcia ma się nieźle i oby jak najdłużej. To tak dla zastanowienia na temat dziedziczenia, po pradziadkach, raczej nie wcześniej. My sobie z mężem żyjemy całkowicie na własny rachunek i z własnymi kredytami.
10 lipca 2019, 15:53
Ja dostałam od rodziców wszystko. Mieszkanie, kasę na życie, samochód. Ba, kupili nawet po mieszkaniu dla każdego z moich dzieci, za które to mieszkania płacą. Ustawili mnie w życiu zupełnie. I nawet sobie nie wyobrażacie, jak jestem im za to cholernie wdzięczna, jak bardzo to doceniam i nigdy nie uważałam, że tak jest normalnie i że mi się należy. Może dlatego, że tego nigdy nie oczekiwałam, mam takie mega wielkie poczucie wdzięczności i sama nie wyobrażam sobie, żeby moje dzieci wywalić z gniazda i oczekiwać od nich jeszcze, że będą się dokładać do czynszu, czy coś w tym stylu. Dostałam ogromnie wiele i chcę to dalej przekazać. Z drugiej strony, czuję się winna wydając kasę na pierdoły, bo to, że tak dużo od rodziców dostałam, to wynik ich ciężkiej pracy i oszczędzania przez całe życie. Odmawiania sobie przyjemności. Mam nawet opory w wyrzucaniu zepsutego jedzenia. No, ale to nie temat tego wątku.
EDIT. Jeszcze tak mi się nasunęło. Bo przez to, jak wiele otrzymałam spotykam się z ludzką zazdrością i zawiścią. Straciłam jakiś czas temu koleżankę, może nawet przyjaciółkę, bo ona nie dostała nic i strasznie mi wymawiała to, że ja mam wszystko za free. Nie jest to fajne, bo dlaczego mam czuć się winna za to, że moi rodzice mają takie a nie inne podejście do życia i dzieci? I czy moją winą jest, że jej rodzice traktowali swoje dzieci jak piąte koła u wozu? Zawsze starałam się ją wspierać i doceniać to, że doszła do tego co ma ciężką własną pracą. Ale nie podoba mi się, jak ktoś kto nie dostał prezentu od losu traktuje tych, którzy dostali z lekceważeniem i wyższością. No, chyba, że ten, który dostał chodzi nadęty jak paw i szczyci się tym, na co nie zapracował. To można chcieć dać mu prztyczka w nos.
Edytowany przez ggeisha 10 lipca 2019, 16:28
10 lipca 2019, 15:53
ja dostałam mieszkanie w domu rodzinnym, ale to byla decyzja babci, bo dom byl jej
Edytowany przez araksol 10 lipca 2019, 15:55
10 lipca 2019, 16:11
Od 15 r.ż. utrzymywał mnie chłopak, gdy skończyłam 19 lat i liceum poszłam do pracy, wyprowadziłam się z domu. Nigdy nie dostałam żadnych pieniędzy ani pomocy od matki czy ojca, z biologicznym ojcem nie utrzymuję kontaktu od ponad 20 lat, a z matką od 3 lat.
Żyję razem z chłopakiem, on wyprowadził się ze swojego domu i musiał utrzymywać jeszcze wcześniej niż ja. Gdyby nie on, nie skończyłabym nawet szkoły średniej, a co dopiero mówić o studiach, na których jestem i to w trybie zaocznym. Do wszystkiego dorabiamy się sami, przynajmniej mam pewność i swobodę, że nikt mi niczego w życiu nie wypomni, bo nic nie dostałam.
10 lipca 2019, 16:12
Radze sobie sama od lat nastoletnich (duuzo przed 18tka). Kazdy radzi sobie jak moze. Jesli ktos dostaje cos od rodzicow, maja na to srodki I checi uwazam ze to fajnie. Ja jestem zbyt samodzielna, nawet jak narzeczony zabiera mnie na wakacje to czuje sie dziwnie ale fajnie czasem dostac taki prezent. Wyszlo mi wszystko na dobre przez ta nauke zycia w mlodym wieku. Co miesiac kupuje tacie leki, czasem wpadne do domu z zakupami I jakimis drobiazgami dla kazdego. Nigdy nie oczekiwalam I nie oczekuje nic materialnego od rodzicow. Jeszcze jest moj brat, on sobie gorzej radzi wiec jesli maja cokolwiek komus dawac czy pomagac to jemu. Mysle, ze najcenniejsze co mozna od rodzicow uzyskac to wychowanie. Moja mama to osoba bardzo oschla, czasem ma przejawy milosci rodzicielskiej (chodzi tu raczej o liczenie w latach na jakies cieple slowa czy gest), mimo ze nie zapewnili mi pieniedzy czy luksosow, bardzo wiele malych rzeczy, ktore udalo nam sie osiagnac do dzis mnie cieszy, wychowala mnie na osobe waleczna, zaradna I ciesze sie, ze nie musze na nic liczyc, czuje sie bezpiecznie polegajac wylacznie na sobie, wiem ze zawsze sobie poradze. Osoby, ktore maja duzo rzeczy zapewnionych od razu czesto tego nie czuja I troche trwa zanim nabieraja pewnosci w swojej samodzielnosci, zanim zaufaja we wlasne sily. Mysle, ze pomoc od rodzicow to dobra sprawa jesli chca pomoc z czystych intencji, nie uposledzaja tym kogos, w sensie czasem slyszy sie ze ktos ma juz np 40lat I siedzi u mamy, nie pracuje, nic nie musi robic, poprostu osiadl I wegetuje. A nad rownym startem mozna by bylo gadac bez konca. Kazdy zarabia inaczej, zyje w innych standardach itp. Ten start w dorosle zycie zalezy tylko od nastawienia. Nawet przy kiepskim finansowo starcie z motywacja dojdzie sie do celu.
10 lipca 2019, 16:30
tak ja jak i maz, poza tym, ze rodzice pozwalali nam studiowac i mieszkac jednoczesnie w domu, nie dostalismy zbyt duzej pomocy. Ja swoje stypendia dokladalam do domowego budzetu, bo bylysmy same z mama i bylo, no coz, biednie. Nie mialysmy nawet gazu, bo nam odcieli po mojej maturze za niezaplacone rachunki. Maz musial na wszystko zarobic sam, wliczajac w to pieniadze na bilet na pociag. Oboje skonczylismy studia, po studiach wyjechalam do USA, gdzie bardzo pomogl nam moj chrzestny, brat mojej mamy, maz dojechal do nas 7”8 miesiecy pozniej jeszcze jako narzeczony, tutaj wzielismy slub. Wujek oplacil nam male i skromne wesele (nie bylam i nie jestem fanka wielkich wesel z pompa, ale kazdy robi to, na co go stac), cala reszte ogarnelismy juz totalnie sami, we dwoje. Wlasciwie zaczelismy calkiem od zera.
10 lipca 2019, 17:00
Ja zazdroszczę bardzo osobom ,które dostają mieszkania od rodziców babc .Moja koleżanka odzidziczy 2 i to w wawie ,jest ustawiona do końca życia ,Ja niestety od rodziców nie dostane nic ,nie stac ich .
Ja nie rozumiem takiej zazdrosci, sama w zyciu nie dostalam od rodzicow nic, procz utrzymywania mnie do ukonczenia szkoly sredniej. Zaczelam pracowac w wieku 17lat i od tamtej pory wszelkie oplaty nie zwiazane z jedzeniem byly na mojej glowie. Kazdy z moich znajomych dostawal auto na zdanie prawka czy chodzil w super ubraniach. Ja zanim cos kupilam, musialam sie martwic czy moj 17 letni Matiz sie nie roleci w czasie jazdy.
Jak radze sobie teraz? (aktualnie mam 22 lata) Wraz z narzeczonym kupilismy polowke blizniaka rok temu, ja pracuje na pelen etat (prace mam bardzo dobrze platna i tu moze mialam szczescie) studiuje zaocznie i utrzymuje narzeczonego (oplacam mieszkanie itd) poniewaz on pracuje dorywczo w supermarkecie na kilka godzin. Jestem z siebie dumna i nigdy nie zazdroscilam nikomu ustawionego zycia, bo jak to sie mowi ''Kazdy jest kowalem wlasnego losu''.
10 lipca 2019, 17:27
Ja dostałam od rodziców wszystko. Mieszkanie, kasę na życie, samochód. Ba, kupili nawet po mieszkaniu dla każdego z moich dzieci, za które to mieszkania płacą. Ustawili mnie w życiu zupełnie. I nawet sobie nie wyobrażacie, jak jestem im za to cholernie wdzięczna, jak bardzo to doceniam i nigdy nie uważałam, że tak jest normalnie i że mi się należy. Może dlatego, że tego nigdy nie oczekiwałam, mam takie mega wielkie poczucie wdzięczności i sama nie wyobrażam sobie, żeby moje dzieci wywalić z gniazda i oczekiwać od nich jeszcze, że będą się dokładać do czynszu, czy coś w tym stylu. Dostałam ogromnie wiele i chcę to dalej przekazać. Z drugiej strony, czuję się winna wydając kasę na pierdoły, bo to, że tak dużo od rodziców dostałam, to wynik ich ciężkiej pracy i oszczędzania przez całe życie. Odmawiania sobie przyjemności. Mam nawet opory w wyrzucaniu zepsutego jedzenia. No, ale to nie temat tego wątku. EDIT. Jeszcze tak mi się nasunęło. Bo przez to, jak wiele otrzymałam spotykam się z ludzką zazdrością i zawiścią. Straciłam jakiś czas temu koleżankę, może nawet przyjaciółkę, bo ona nie dostała nic i strasznie mi wymawiała to, że ja mam wszystko za free. Nie jest to fajne, bo dlaczego mam czuć się winna za to, że moi rodzice mają takie a nie inne podejście do życia i dzieci? I czy moją winą jest, że jej rodzice traktowali swoje dzieci jak piąte koła u wozu? Zawsze starałam się ją wspierać i doceniać to, że doszła do tego co ma ciężką własną pracą. Ale nie podoba mi się, jak ktoś kto nie dostał prezentu od losu traktuje tych, którzy dostali z lekceważeniem i wyższością. No, chyba, że ten, który dostał chodzi nadęty jak paw i szczyci się tym, na co nie zapracował. To można chcieć dać mu prztyczka w nos.
Az tyle nie dostalam, ale na start mieszkanie i utrzymanie na studiach (przy czym od 16 r.z. dorabialam w wakacje).
Jestem im za to niesamowicie wdzieczna i doceniam, ze mialam w tym sensie latwiej. Pomoc rodzicow w zaden sposob nie uposledzila mojej zdolnosci radzenia sobie w zyciu, pracuje, mam szacunek do pieniadza i jestem w stanie poradzic sobie w kazdej sytuacji.
Nie mam zamiaru przepraszac, ze nie wyszlam z patologii i nie zostalam pozostawiona sama sobie w wieku 16 lat.
Nie rozumiem pogardy i negatywnegej wymowy niektorych postow w tym temacie.
Jasne, mozna i trzeba byc z siebie dumnym, ze wyszlo sie na ludzi i poradzilo w zyciu, majac ciezki start. Ale juz “nie musze nikomu niczego zawdzieczac” itd. Powaznie? Ja sie ciesze, ze moi rodzice mogli i chcieli mi pomoc. Teraz ja staram sie, zeby im niczego nie brakowalo, mimo ze dobrze sobie radza finansowo. Kazda ze stron zadowolona w tym ukladzie i kazdy sie cieszy, ze moze czy mogl pomoc czy otrzymac pomoc. Wspolczuje tym, ktorzy tego nie maja i nie znaja, ale wypowiadanie sie z taka dumo-pogarda jest smieszne.
Edytowany przez LinuxS 10 lipca 2019, 17:29