Temat: Matka Polka leniwa?

Mam dwoje dzieci. Starsze idzie za rok do szkoły. Młodsza nie ma jeszcze 1.5 roku. Planując 2 dziecko zdecydowaliśmy z mężem że do póki młodsza nie pójdzie do przedszkola ja zostaje w domu. Chcemy uniknąć chorób lekarzy szpitali itp jak w przypadku 1dziecka i naszej przygody że zlobkiem. Odkąd 2 dziecko skończyło rok teściowa cały czas informuje mnie o swojej gotowosci w opiece. Nie dociera do niej ze póki co zostaje na wychowawczym. Stać nas na to narazie żeby pracował tylko mąż. Od kilku miesięcy wychodzę na leniwa krowę która niczym pasożyt bytuje na krzywdzie jej syna... Mój mąż kilka razy mówił jej ze ja zajmuję się domem on zarabia. Jak grochem o ścianę... Normalnie zaczynam mieć poczucie winy że ja siedzę na dupie i nic nie robię a mój mąż ciężko pracuje 

Pasek wagi

Czyli w pewnym sensie jesteś w temacie :)Trochę poteoretyzuję, ale nie tak w zupełnym oderwaniu od życia :) 

Masz męża, bardzo się kochacie, wiesz, że jest tym najlepszym jakiego mogłaś spotkać. Jesteście ze sobą kilka lat, macie puchową poduszkę materialną, stać was na dziecko. Przychodzi moment, że nacieszyliście się sobą, macie już wszystko co jest do życia potrzebne i rodzi się myśl o dziecku. Czy myślisz, że wtedy decyzję o potomstwie kalkulujesz z uwagi na to kto pomoże Ci w wychowaniu dziecka i czy będą Cię odwiedzać znajomi gdy będziesz na wychowawczym? Czy martwisz się że dziecko Cie zmęczy, znuży, zakopie w domu i będziesz dostawać świra z samotności przez pierwsze miesiące po porodzie? Czy będziesz kalkulować która babcia zajmie się maluchem, albo zrezygnujesz z dziecka bo obie pracują i nie rzucą pracy dla opiekowania się wnukami? Zaręczam Ci, że to będzie wtedy najmniej ważne. Jeśli będziesz chciała dziecka jako uzupełnienia własnej rodziny to żadna z tych przeszkód Cię nie powstrzyma.

Dziecko to wielki wysiłek, ciągłe zmęczenie i zmartwienia, ale też wielkie szczęście, miłość i spełnienie marzeń. To taka mieszanka która raz wynosi Cię na niebiosa a drugim razem strąca w dół. Tu nie ma żadnych reguł - jeśli będzie chorować w przedszkolu nawet pięciu lekarzy w rodzinie niewiele zdziała, bo po prostu trzeba je stamtąd zabrać. Jeśli jest malutkie to robisz te zupki, pierzesz kupki i wiesz, ze każdego dna jest starsze, jest coraz mądrzejsze i wiesz, że kiedyś będzie całkiem duże bo już nie będziesz musiała mu zmieniać pieluch. I uczysz się go każdego dnia a ono uczy się Ciebie i życia. Jeśli masz pomoc rodziny jesteś szczęściarą, jeśli jej nie masz zaciskasz zęby i robisz swoje. Bo KOCHASZ to dziecko jak nikogo na całym świecie.

Jeśli kobiecie uda się tak to wszystko poukładać, ze nie pada na nos ze zmęczenia i ma czas by w spokoju wypić raz dziennie kawę, bo "cały czas siedzi w domu z dzieckiem" to zapewniam Cię, że nawet te, które jeszcze dodatkowo pracują i  śpią z tego powodu po 4 godz na dobę, nie powiedzą, że jest leniem

variolen1 napisał(a):

Nie zwracać na teściową uwagi, chociaż wiem że łatwo się pisze ale trudniej zastosować w rzeczywistości. To tylko twoja i męża sprawa, zadecydowaliście tak, jak uznaliście że będzie dla was najkorzystniej. Teściowa to chyba jakas matka-kwoka, ktora nie zauważyła że synuś już dawno dorosły i sam ma własna rodzinę, a ciebie to chyba nie do końca uznaje za rodzinę, i patrzy tylko czy aby nie wykorzystujesz jej syneczka. Są takie typiary. Co do kwestii czy lepiej na długim wychowawczym czy lepiej szybko do pracy, jako osoba bezdzietna się nie wypowiem; każdy postępuje tak jak uważa za słuszne, albo jak zmusiły go do tego zyciowe okoliczności, i nikomu nic do tego. Ja to mogę tylko od siebie powiedzieć, że czułabym się mega niekomfortowo pozostając na utrzymaniu męża i nie mając własnej kasy.

Kto powiedział że nie ma swojej kasy? Mam swoje dochody. I mam pełny dostep do konta męża. 

Pasek wagi

Wilena napisał(a):

PamPaRamPamPam napisał(a):

Wilena napisał(a):

PamPaRamPamPam napisał(a):

W ten sposób zaraz dojdziemy do wniosku, ze rozmnażać się powinni tylko ci uprzywilejowani, z rodzina na miejscu, praca zdalna i zabezpieczonym finansowo tyłem.
A nie? ;) Gdyby odrzucić swoje własne potrzeby (czyli to, że ktoś odczuwa potrzebę posiadania dziecka) i czynniki społeczne (czyli to, że społeczeństwo się starzeje, że im mniej nowych obywateli tym szybciej runie system emerytalny i tak dalej i tak dalej), a kierować się wyłącznie dobrem dziecka w jednostkowym ujęciu - to tak - wyjdzie na to, że powinni się rozmnażać wyłącznie ci uprzywilejowani (z tym, że ja bym do tej listy dodała poza aspektami z kategorii "fura, skóra i komóra" też te emocjonalne/psychologiczne). Oczywiście znajdzie się cała rzesza osób, które napiszą "jestem szczęśliwy, że żyję, rodzice mnie kochali i dobrze wychowali, chociaż w domu była bieda i na wiele rzeczy nam nie starczało", albo "mam dobry kontakt z ojcem, chociaż w dzieciństwie ciągnął pracę na zmiany i często nie było go w domu". I super. Tylko czy nie byłoby lepiej gdyby ludzie byli na tyle odpowiedzialni, żeby to "chociaż" próbować likwidować? (i o ile bardzo ciężko jest je z góry wyeliminować w zakresie budowania relacji z dzieckiem, tego czy będzie się miało w sobie te podkłady cierpliwości i tak dalej, to stosunkowo łatwo jest je próbować wyeliminować jeżeli chodzi o znalezienie innej pracy, albo zgromadzenie jakiejś poduszki finansowej). 

jurysdykcja napisał(a):

Hmm, a nie uszlachetnia to cierpienie? Bo jak tak czytam te wypowiedzi, to mam wrażenie, że często jednak uczy ludzi pokory, otwartości na innych i empatii. Skądś się to powiedzenie wzięło, nie?A podsumowując - wizji macierzyństwa jest tyle, ile kobiet. Dajmy ludziom wybór, co chcą ze swoim życiem robić.
Ja z kolei mam wrażenie, że często cierpienie wcale nie uszlachetnia, tylko upokarza, a ludzie starają się w nim doszukać tych pozytywnych wartości po to, żeby nie zwariować. Tym, że skądś się to powiedzenie wzięło bym się akurat nie sugerowała - jest cała masa takich "mądrości" ludowych (coś na zasadzie stereotypów - jakieś tam ziarno prawdy w tym jest, ale dużo też generalizowania i upraszczania). A co do wizji to się zgadzam - temat taki, że do jakiegoś jednego wniosku dojść się nigdy nie będzie dało. 
No nie. Bo ja tam sobie mogę myśleć co chcę o ludziach budujących swój dobrobyt na socjalu, nazywać ich nieodpowiedzialnymi itd., ale ich prawa do rozmnażania będę bronić. Wypowiadasz się z pozycji uprzywilejowanej, żeby nie rzec odklejonej od realiów uśrednionej polskiej rodziny. Mówisz, że masz tego świadomość, ale Twoje wypowiedzi nie pokazują, byś się z tego powodu cenzurowala.
Ale ja nie chcę nikomu bronić prawa do rozmnażania się. Serio. Mogę być odklejona od realiów, ale "fanką" eugeniki nie jestem (wręcz się jej boję, więc kompletnie drugi biegun). Dlatego użyłam sformułowania "czy nie byłoby lepiej" (chociaż w sumie może lepiej by było użyć sformułowania "piękniej" i być posądzoną o bycie utopistą, niż babranie się w eugenice). 

Nie chciałam Ci tu faszyzmu imputować, ale myślę, że wiele osób mogło odebrać Twoje słowa za leżące niebezpiecznie blisko światopoglądu młodejmamy, czy jak jej tam było :) 

Wilena, dzieci są różne. Moje ma pół roku, i z babcią zostaje na max 30 minut, a później wpada w histerie którą tylko ja moge załagodzić lub mąż. Moje dziecko jest przylepą od urodzenia, pierwsze dwa miesiące całe dnie miał kolki i nawet wyjście na siku to był wyczyn. Jest też antybutelkowe, akceptuje tylko kp, babcia by mu tego nie zagwarantowała. Ja decydując się na dziecko wiedziałam, że będę sama, bo rodzine mam w Polsce, a jestem w Anglii. Ale jako dorosła kobieta nie oglądałam się na to kto przejmie część moich obowiązków, bo to ja jako rodzic jestem za dziecko odpowiedzialna. Nie musze pracować, "poduszke finansową" mamy dobrą, mamy też sporo oszczędności, czemu miałabym poświęcić najważniejsze 3 lata mojego dziecka dla nic nie znaczącej obecnie dla mnie kariery? Bo tak wypada? Bo moda na pracujące mamy? Pff.. wiem co będzie najlepsze dla mojego dziecka, praca mi nie ucieknie.

Pasek wagi

AwesomeGirl napisał(a):

Wilena napisał(a):

AwesomeGirl napisał(a):

Wilena jak byłam bezdzietna to też mi się wydawało, że jak tak można z dzieckiem na dupie w domu siedzieć. Od matury non stop pracowałam, zrobiłam karierę, wiele osiągnęłam zawodowo i co? I teraz zrobię wszystko, żeby zostać z dziećmi jak najdłużej w domu. Ale ktoś kto nie ma dzieci nigdy tego nie zrozumie, tak jak ja nie rozumiałam.
Ale skąd założenie, że jak Ty czegoś nie potrafiłaś to inni też sobie nie poradzą? Moja mama wróciła do pracy po niecałym roku, a ja zostawałam z dziadkami. Jak mój brat się urodził to kończyła pisać doktorat. Z całym szacunkiem do Ciebie, ale jednak moja własna mama jest dla mnie lepszym przykładem i większym autorytetem w temacie. Więc wolę wierzyć, że skoro ona dała radę pogodzić pracę i dzieci to się da. A nie zakładać, że zmienię opinię jak tylko wyjdę z porodówki.   
Ale mi nie chodzi o to, że nie dam rady pogodzić pracy zawodowej z macierzyństwem bo wiem, że dam. Nie wiem skąd te przypuszczenia. Po prostu rodzina dla mnie zawsze będzie priorytetem. No ale co kto lubi.

Dokladnie o tym pomyslalam. Tez dzieci jeszcze nie mam, aktualnie z pewnego powodu siedze jeszcze w domu, jest to meczace i nie moge sie doczekac powrotu do pracy. Ale, chociaz dzieci nie mam, potrafie sobie wyobrazic, co to znaczy "siedzenie" w domu z dzieckiem :PP I wiem, ze czesto praca jest mniej meczaca niz zajmowanie sie calym domem i dzieckiem. No i daje rade zrozumiec, dlaczego wiele mam decyduje sie na zostanie z dzieckiem w domu - nie, nie z powodu lenistwa (smiech)

Wilena, to ze twoja mama tak sobie poukladala i dala rade, nie oznacza, ze ty tez dasz, bo ... (wiele roznych powodow i problemow, ktore moga sie tobie przydarzyc). Moja mama sobie moim zdaniem super poradzila, jest dla mnie wzorcem ona, a nie obce baby z internetu, ale nie moge powiedziec, ze "jak ona dala rade, to ja tez dam", bo to nie zawsze jest takie proste ;)

A jesli nie bedzie zadnych problemow na mojej drodze, to wiem, ze bede miala wolny wybor. Czy pojde do pracy zaraz po porodzie, czy po roku "siedzenia" z dzieckiem, czy po 3 latach... to bedzie moj wybor. Moj i mojego meza. Nie wiem, co bedzie za pare lat, jak bedzie wygladala moja pierwsza ciaza, jak bede sie czula z dzieckiem... teraz mysle, ze wroce do pracy jak najszybciej, ale moze bedac mama wszystko w okol mnie bedzie niewazne i bede chciala spedzic czas z dzieckiem, opiekowac sie nim 24/7 i przezywac czas, ktory nie wroci.

Glupie jest takie gdybanie... dlatego uwazam, ze osoba, ktora nie ma dzieci, nie powinna miec w 100% wyrobionego zdania, o tym co bedzie, gdy te dziecko sie narodzi. Czesto jest tak, ze rozne rzeczy, na ktore mamy zero wplywu, rujnuja nasze plany. Jednak wiem, ze zaraz odpiszesz kolejne glupie madrosci, uwazajac, ze twoja racja jest swieta. 

.

Bo fajnie się dyskutuje z kimś, kto ma zdecydowane poglądy a przy tym umie się wysłowić :) Sama wymiana argumentów jest przyjemna, mnie tam nie zależy na tym, żeby kogokolwiek faktycznie przekonać.

.

Doszlam tylko do 8 strony, wiec nie wiem, co sie tam dalej w dyskusji wydarzylo. Wypowiem sie ze swojej perspektywy.

95% moich kolezanek, ktore szybko wrocily do pracy i robia kariery bedac idealnymi paniami domu, ma zarowno nianie, babcie do pomocy jak i panie od sprzatania, ktore przychodza do domu raz - dwa w tygodniu. Czy to zle? Nie, nie uwazam, zeby to bylo zle. Maja mozliwosc pomocy, to z niej korzystaja, w koncu tez na to pracuja. Ale malo jest takich naprawde super sobie radzacych matek bez pomocy, ktore lacza prawdziwa kariere z prowadzeniem domu i wychowywaniem dzieci. Ale sa rowniez takie i nie ma co psioczyc, ze nie ma, bo sama znam kilka takich super woman.

Abstrahujac od autorki, to jednak po tym jak zostalam matka zapisalam sie na kilka grup na FB. I sorry, ale tam w wiekszosci sa leniwe baby, ktore siedza caly dzien na FB a dzieciom puszczaja TV. Ale ale, one tez tak wybraly. Tylko pytanie, czy naprawde sie tak przepracowuja i tak dbaja o dzieci, jak uwazaja.

Jesli matka z ojcem stwierdza zgodnie, ze matka zostaje w domu a ojciec pracuje - to jest to tylko i wylacznie ich wspolna decyzja. Rozumiem to w sytuacji, w ktorej ojciec zarabia na tyle dobrze, ze ich na to stac. Srednio rozumiem w sytuacji, kiedy dzieci chodza obdarte a matka maluje paznokcie na kanapie, przelaczajac dzieciom kanaly i nazywajac to wychowaniem i ciezka praca.

Ja sama mam dosc wymagajace dziecko, ktore majac niemal 2.5 roku budzi sie w nocy kilka razy, i do tej pracy chodze i skonczylam studia pracujac z dzieckiem - co Prawda mialam po 3h przerywanego snu na dobe, ale to zrobilam. Z mieszkaniem sie staram, nie jestem perfekcyjna pania domu i wciaz na to narzekam, ale robie ile moge. W sprzataniu moj tez mi duzo pomaga, mysle, ze obowiazki mamy podzielone w miare okej… corka sie boi odkurzacza, to kupilam ten samojezdzacy odkurzacz i Problem jest z glowy.

U nas sytuacja byla jasna - bylam 4 msc w domu z dzieckiem bez nauki, mialam mega ciezka ciaze i porod, ale po ty wrocilam od razu na studia a w kolejnym semestrze zaczelam do tego pracowac. Ja w pracy odpoczywam tak naprawde. I nie po to sie tyle uczylam, zeby siedziec w domu. Nie uwazam, zeby moja corka na tym cierpiala - chodzi do domowego zlobka prowadzonego w stylu Montessori, ktory uwielbia. Ma kolezanki, kolegow, super sie rozwija. Ja pracowalam po te 6-7h, wiec tak naprawde 15:30 ja odbieram i reszte dnia spedzamy razem. W weekendy i wolne zawsze sie staram zapewnic jej jakas atrakcje - basen, zoo, Lunapark, jedziemy do kuzynek czy dziadkow do PL.

Czy jestem zmeczona? Tak, jestem. Ale uwazam, ze szczesliwa matka to szczesliwe dziecko.

I jeszcze jedno, my nie jestesmy malzenstwem i nikt poza mna na moja emeryture nie zapracuje.

I dodam, ze rok pracowalam jako au pair 3 dzieci i sama mialam dwie dodatkowe roboty w tym czasie i wszystko ogarnialam, lacznie z czasem pojsc biegac godzine dziennie, wyjsc wieczorem na miasto i przebalowac Weekend. ALE wlasne dziecko to zupelnie inna bajka, zupelnie inne poczucie odpowiedzialnosci, planowania czasu etc.

Ah i zanim urodzilam, ile to kolezanek sie oferowalo, ze mi przy dziecku pomoze, ze bedzie wpadac, bedzie moglo zostac na wieczor...:D

© Fitatu 2005-25. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Serwis stosuje zalecenia i normy Instytutu Żywności i Żywienia.