- Pomoc
- Regulamin
- Polityka prywatności
- O nas
- Kontakt
- Newsletter
- Program Partnerski
- Reklama
- Poleć nasze usługi
-
© Fitatu 2005-25. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Serwis stosuje zalecenia i normy Instytutu Żywności i Żywienia.
6 października 2018, 21:54
Mam dwoje dzieci. Starsze idzie za rok do szkoły. Młodsza nie ma jeszcze 1.5 roku. Planując 2 dziecko zdecydowaliśmy z mężem że do póki młodsza nie pójdzie do przedszkola ja zostaje w domu. Chcemy uniknąć chorób lekarzy szpitali itp jak w przypadku 1dziecka i naszej przygody że zlobkiem. Odkąd 2 dziecko skończyło rok teściowa cały czas informuje mnie o swojej gotowosci w opiece. Nie dociera do niej ze póki co zostaje na wychowawczym. Stać nas na to narazie żeby pracował tylko mąż. Od kilku miesięcy wychodzę na leniwa krowę która niczym pasożyt bytuje na krzywdzie jej syna... Mój mąż kilka razy mówił jej ze ja zajmuję się domem on zarabia. Jak grochem o ścianę... Normalnie zaczynam mieć poczucie winy że ja siedzę na dupie i nic nie robię a mój mąż ciężko pracuje
8 października 2018, 12:23
Ale po co krakać? - akurat po Tobie bym się nie spodziewała tego typu "życzeń". Jeżeli Twoi bliscy Cię zawiedli, albo masz same negatywne przykłady w swoim otoczeniu to współczuję, ale naprawdę nie każdy taki jest. Zresztą nie wiem, gdyby Twoja rodzina, albo przyjaciele potrzebowali pomocy to wbiłabyś im nóż w plecy? - jeżeli nie, to wychodzi na to, że jednak nie każdy się przekona jacy to ludzie są paskudni. Co do tego czuwania non stop - to akurat w tym konkretnym aspekcie uważam, że powinny się wypowiedzieć matki, albo chociaż dziewczyny, które pracowały jako niania/miały niemowlęta pod opieką na dłuższy czas. Ja się mogę wypowiedzieć jedynie w oparciu o to co widziałam u cioci, kuzynek i koleżanki, które mają dzieci: nie widziałam, żeby któraś czuwała non stop w takim rozumieniu, że nawet na chwilę nie mogła wyjrzeć przez okno. Dziecka żadna nie zostawiała samego w domu - to jasne, ale też żadna nie siedziała przykuta do łóżeczka i nie obserwowała czy dziecko oddycha 24/7. Zresztą jak sobie to wyobrażasz w nocy? Przecież dziecko się może w każdej chwili wybudzić, chociażby dlatego że chce jeść. To jedno z rodziców ma nie spać i całą noc siedzieć przy łóżeczku? Zawsze myślałam, że jak ludzie mówię, że przy małym dziecku się chodzi niewyspanym to mają na myśli to, że dziecko często się w nocy budzi z płaczem, nie to że organizują warty przy łóżeczku?
Nie kraczę, po prostu zazdroszczę, tak szczerze ludziom, których w życiu nic nie spotkało i nie musieli się przekonać jak nie można liczyć na innych. Po prostu. Takie życie w przeświadczeniu, że jesteśmy bezpieczni, bo jakby co pomoże nam lekarz, państwo, policja jest bajeczne i też bym tak chciała. Nie chodziło mi o to, że bliscy mnie zawiedli, bo na nich zawsze mogę liczyć chodzi mi o innych ludzi... przykładowo służbę zdrowia w szpitalach. No nie ma bata... jak ktoś sam nie chorował na coś więcej niż grypa albo nie miał kogoś poważnie chorego to się nigdy nie dowie co się tam dzieje i że tak naprawdę w przypadku niektórych chorób jesteśmy nadal w średniowieczu.
Nawet jak nie siedzisz z oczami otwartymi non stop to i tak się nie wyśpisz, a ze zmęczenia możesz coś przegapić. W zdenerwowaniu z niewyspania coś olać i nie dopilnować. Mnie to np. stresuje, ten stan ciągłej odpowiedzialności za kogoś.
8 października 2018, 13:14
ja może nie bylam przykuta, ale czulam ta odpowiedzialnosc, ze musze byc. Zreszta jak dochodzi do tego ciągle odciaganie pokarmu, w chwili, gdy dziecko zasnelo, po czym trzeba isc wysterylizowac wszystko, nagle maly zaczyna pojekiwac to trzeba bylo rzucic wsztstko (jakies proby gotowania, prania) i biec do niego, za chwile sie okazalo, ze chce jesc to jakies 20-30 min masz z glowy, po czym mialam w glowie, ze musze znow pokarm odciągnąć, bo nie bedzie mial a on nie chce zasnac, odciaganie trwa jakies pol h, w polowie maly znow zaczyna pojekiwac a w kuchni zaczelam robic obiad, pralka daje znac ze sie wypralo, ja w piżamie i z nie umytymi jeszcze zebami, slaba po porodzie, bo ubylo mi duZo krwi i wlasciwie nie wiadomo co robic najpierw.
8 października 2018, 21:22
Czyli w pewnym sensie jesteś w temacie :)Trochę poteoretyzuję, ale nie tak w zupełnym oderwaniu od życia :) Masz męża, bardzo się kochacie, wiesz, że jest tym najlepszym jakiego mogłaś spotkać. Jesteście ze sobą kilka lat, macie puchową poduszkę materialną, stać was na dziecko. Przychodzi moment, że nacieszyliście się sobą, macie już wszystko co jest do życia potrzebne i rodzi się myśl o dziecku. Czy myślisz, że wtedy decyzję o potomstwie kalkulujesz z uwagi na to kto pomoże Ci w wychowaniu dziecka i czy będą Cię odwiedzać znajomi gdy będziesz na wychowawczym? Czy martwisz się że dziecko Cie zmęczy, znuży, zakopie w domu i będziesz dostawać świra z samotności przez pierwsze miesiące po porodzie? Czy będziesz kalkulować która babcia zajmie się maluchem, albo zrezygnujesz z dziecka bo obie pracują i nie rzucą pracy dla opiekowania się wnukami? Zaręczam Ci, że to będzie wtedy najmniej ważne. Jeśli będziesz chciała dziecka jako uzupełnienia własnej rodziny to żadna z tych przeszkód Cię nie powstrzyma.Dziecko to wielki wysiłek, ciągłe zmęczenie i zmartwienia, ale też wielkie szczęście, miłość i spełnienie marzeń. To taka mieszanka która raz wynosi Cię na niebiosa a drugim razem strąca w dół. Tu nie ma żadnych reguł - jeśli będzie chorować w przedszkolu nawet pięciu lekarzy w rodzinie niewiele zdziała, bo po prostu trzeba je stamtąd zabrać. Jeśli jest malutkie to robisz te zupki, pierzesz kupki i wiesz, ze każdego dna jest starsze, jest coraz mądrzejsze i wiesz, że kiedyś będzie całkiem duże bo już nie będziesz musiała mu zmieniać pieluch. I uczysz się go każdego dnia a ono uczy się Ciebie i życia. Jeśli masz pomoc rodziny jesteś szczęściarą, jeśli jej nie masz zaciskasz zęby i robisz swoje. Bo KOCHASZ to dziecko jak nikogo na całym świecie.Jeśli kobiecie uda się tak to wszystko poukładać, ze nie pada na nos ze zmęczenia i ma czas by w spokoju wypić raz dziennie kawę, bo "cały czas siedzi w domu z dzieckiem" to zapewniam Cię, że nawet te, które jeszcze dodatkowo pracują i śpią z tego powodu po 4 godz na dobę, nie powiedzą, że jest leniem
Od powietrza, głodu, ognia, wojny i wyżej opisanej sytuacji zachowaj mnie Panie, to tak słowem wstępu. Gdyby organizowano konkurs na kampanię społeczną mającą obrzydzić kobietom macierzyństwo i chciałabyś startować to daj znać, zagłosuję na Ciebie bez sekundy zastanowienia i jeszcze namówię kogo tylko będę mogła ;) A tak pisząc serio to tak: ja mam zamiar się zastanowić nad tym jak to sobie wszystko poukładać tak, żeby było jak najmniej męczące. Wiem, że bym zwariowała zamknięta sama w czterech ścianach, więc nie widzę nic złego w tym, że człowiek się zastanowi czy będzie mógł liczyć na jakieś odwiedziny. Tak samo nie chciałabym rezygnować całkowicie z siebie, więc wolałabym wiedzieć czy mogę liczyć na pomoc, którejś babci, czy mam rozpytywać znajome i prosić o polecenie opiekunki - tak, żebym mogła funkcjonować też jako człowiek (który od czasu do czasu potrzebuje się zresetować psychicznie i gdzieś wyjść), nie tylko jako matka, uwiązana do dziecka. Wiele matek tutaj "rzucało się", że te bezdzietne nie powinny mieć prawa głosu, bo na pewno zmienią punkt widzenia jak same urodzą. Ja mam szczerą nadzieję, że punktu widzenia nie zmienię (czyt. że macierzyństwo nie przyćmi mi oczu białą mgłą). Jak bym miała powiedzieć czego się boję w macierzyństwie to wcale nie tego, że będę wiecznie niewyspana, że będę musiała mieć oczy dookoła głowy, że ciągle będę się martwić czy z dzieckiem wszystko w porządku i tak dalej i tak dalej. Nie, mnie najbardziej przeraża właśnie wizja zmiany myślenia (czyt. biała mgła) i tego, że mogę zacząć usprawiedliwiać swój brak wyobraźni, rozsądku, przemyślenia tematu, zdolności przewidywania potencjalnych następstw podejmowanych decyzji, nieodpowiedzialność, czy wreszcie bylejakość i "jakośtobędziość" tym, że "te bezdzietne nie mają pojęcia, ja wiem najlepiej, bo w końcu urodziłam". Serio - od powietrza, głodu, ognia ...
Nie kraczę, po prostu zazdroszczę, tak szczerze ludziom, których w życiu nic nie spotkało i nie musieli się przekonać jak nie można liczyć na innych. Po prostu. Takie życie w przeświadczeniu, że jesteśmy bezpieczni, bo jakby co pomoże nam lekarz, państwo, policja jest bajeczne i też bym tak chciała. Nie chodziło mi o to, że bliscy mnie zawiedli, bo na nich zawsze mogę liczyć chodzi mi o innych ludzi... przykładowo służbę zdrowia w szpitalach. No nie ma bata... jak ktoś sam nie chorował na coś więcej niż grypa albo nie miał kogoś poważnie chorego to się nigdy nie dowie co się tam dzieje i że tak naprawdę w przypadku niektórych chorób jesteśmy nadal w średniowieczu.Nawet jak nie siedzisz z oczami otwartymi non stop to i tak się nie wyśpisz, a ze zmęczenia możesz coś przegapić. W zdenerwowaniu z niewyspania coś olać i nie dopilnować. Mnie to np. stresuje, ten stan ciągłej odpowiedzialności za kogoś.Ale po co krakać? - akurat po Tobie bym się nie spodziewała tego typu "życzeń". Jeżeli Twoi bliscy Cię zawiedli, albo masz same negatywne przykłady w swoim otoczeniu to współczuję, ale naprawdę nie każdy taki jest. Zresztą nie wiem, gdyby Twoja rodzina, albo przyjaciele potrzebowali pomocy to wbiłabyś im nóż w plecy? - jeżeli nie, to wychodzi na to, że jednak nie każdy się przekona jacy to ludzie są paskudni. Co do tego czuwania non stop - to akurat w tym konkretnym aspekcie uważam, że powinny się wypowiedzieć matki, albo chociaż dziewczyny, które pracowały jako niania/miały niemowlęta pod opieką na dłuższy czas. Ja się mogę wypowiedzieć jedynie w oparciu o to co widziałam u cioci, kuzynek i koleżanki, które mają dzieci: nie widziałam, żeby któraś czuwała non stop w takim rozumieniu, że nawet na chwilę nie mogła wyjrzeć przez okno. Dziecka żadna nie zostawiała samego w domu - to jasne, ale też żadna nie siedziała przykuta do łóżeczka i nie obserwowała czy dziecko oddycha 24/7. Zresztą jak sobie to wyobrażasz w nocy? Przecież dziecko się może w każdej chwili wybudzić, chociażby dlatego że chce jeść. To jedno z rodziców ma nie spać i całą noc siedzieć przy łóżeczku? Zawsze myślałam, że jak ludzie mówię, że przy małym dziecku się chodzi niewyspanym to mają na myśli to, że dziecko często się w nocy budzi z płaczem, nie to że organizują warty przy łóżeczku?
To nie tak, że nic mnie w życiu nie spotkało, bo spotkało (aczkolwiek nie czuję się w obowiązku publicznie wylewać żali). Natomiast rzeczywiście na rodzinę i przyjaciół zawsze mogę liczyć. O państwie i policji nic nie pisałam, więc nawet nie będę tego komentować. I Roo, ja nie wiem. Potrzebujesz jakiejś pomocy? Może jakiś terapeuta, czy coś? Bo kiedyś się z Tobą dało normalnie porozmawiać (nawet jak się miało inne zdanie), a teraz snujesz jakieś depresyjne wizje, piszesz o jakimś siedzeniu z oczami otwartymi non stop, no generalnie zachowujesz się jak ktoś kto ma początki jakiejś manii prześladowczej/zaburzeń obsesyjno-kompulsywnych/nerwicy, czy czort wie czego. Nawet jeszcze dziecka nie masz (chyba, że mi coś umknęło), a już jesteś zestresowana? Ja rozumiem, że jak się myśli o dziecku to można mieć jakieś obawy i tak dalej, ale to co innego niż to o czym Ty w kółko piszesz i co próbujesz jeszcze i mnie wcisnąć.
8 października 2018, 21:35
Ja to tam troche najazdu na Wilene nie rozumiem, bo nie ma nic zlego w tym, ze ktos ma na swoje macierzynstwo konkretny plan. A takze zapewniona pomoc i swiadomosc, gdzie sie mozna w razie problemow zwrocic o pomoc. A to, ze teoria to jedno a praktyka to drugie, to bywa i tak. Natomiast to nie oznacza, że do macierzyństwa i swojej kariery nie można podejść zdroworozsądkowo.
8 października 2018, 21:39
Dziewczyny ta rozmowa już dawno odbiegla od tematu. Także proponuję ja zakończyć bo to do niczego nie prowadzi.
8 października 2018, 22:29
Ja to tam troche najazdu na Wilene nie rozumiem, bo nie ma nic zlego w tym, ze ktos ma na swoje macierzynstwo konkretny plan. A takze zapewniona pomoc i swiadomosc, gdzie sie mozna w razie problemow zwrocic o pomoc. A to, ze teoria to jedno a praktyka to drugie, to bywa i tak. Natomiast to nie oznacza, że do macierzyństwa i swojej kariery nie można podejść zdroworozsądkowo.
Hmmm, ale kto tu podchodzi nie zdroworozsądkowo? Kto nie planuje kariery? Mnie się zdaje, że jednak wszystkie wypowiadające się w tym temacie kobiety jakiś tam plan na życie mają. Nie widzę ani białej mgły, ani od pieluszkowego zapalenia mózgu. Zostanie z dzieckiem dłużej przecież nie jest przejawem braku rozsądku, nie?
Dziewczyny piszą tak, jakby zmiana podejścia do życia po urodzeniu dziecka to była oznaka jakiejś ułomności intelektualnej. A tak przecież nie jest - to jest normalne, kiedy jest się odpowiedzialnym za życie i zdrowie drugiego człowieka. A "bylejakość" czy też wychodzenie z imprezy o 21, o którym w innym temacie pisze Egyptiancat często oznacza np. to, że człowieka zaczynają nudzić młodzieżowe imprezy i tyle. I też nie ma z tego powodu poczucia straty, bo ma inne rozrywki. Ja tam jestem koniec końców szczęśliwa w tym nowym rozdaniu. Bardziej zmęczona, ale też jakaś taka bardziej zajebista jednocześnie.
Edytowany przez 8 października 2018, 22:31
9 października 2018, 00:18
Od powietrza, głodu, ognia, wojny i wyżej opisanej sytuacji zachowaj mnie Panie, to tak słowem wstępu. Gdyby organizowano konkurs na kampanię społeczną mającą obrzydzić kobietom macierzyństwo i chciałabyś startować to daj znać, zagłosuję na Ciebie bez sekundy zastanowienia i jeszcze namówię kogo tylko będę mogła ;) A tak pisząc serio to tak: ja mam zamiar się zastanowić nad tym jak to sobie wszystko poukładać tak, żeby było jak najmniej męczące. Wiem, że bym zwariowała zamknięta sama w czterech ścianach, więc nie widzę nic złego w tym, że człowiek się zastanowi czy będzie mógł liczyć na jakieś odwiedziny. Tak samo nie chciałabym rezygnować całkowicie z siebie, więc wolałabym wiedzieć czy mogę liczyć na pomoc, którejś babci, czy mam rozpytywać znajome i prosić o polecenie opiekunki - tak, żebym mogła funkcjonować też jako człowiek (który od czasu do czasu potrzebuje się zresetować psychicznie i gdzieś wyjść), nie tylko jako matka, uwiązana do dziecka. Wiele matek tutaj "rzucało się", że te bezdzietne nie powinny mieć prawa głosu, bo na pewno zmienią punkt widzenia jak same urodzą. Ja mam szczerą nadzieję, że punktu widzenia nie zmienię (czyt. że macierzyństwo nie przyćmi mi oczu białą mgłą). Jak bym miała powiedzieć czego się boję w macierzyństwie to wcale nie tego, że będę wiecznie niewyspana, że będę musiała mieć oczy dookoła głowy, że ciągle będę się martwić czy z dzieckiem wszystko w porządku i tak dalej i tak dalej. Nie, mnie najbardziej przeraża właśnie wizja zmiany myślenia (czyt. biała mgła) i tego, że mogę zacząć usprawiedliwiać swój brak wyobraźni, rozsądku, przemyślenia tematu, zdolności przewidywania potencjalnych następstw podejmowanych decyzji, nieodpowiedzialność, czy wreszcie bylejakość i "jakośtobędziość" tym, że "te bezdzietne nie mają pojęcia, ja wiem najlepiej, bo w końcu urodziłam". Serio - od powietrza, głodu, ognia ...Czyli w pewnym sensie jesteś w temacie :)Trochę poteoretyzuję, ale nie tak w zupełnym oderwaniu od życia :) Masz męża, bardzo się kochacie, wiesz, że jest tym najlepszym jakiego mogłaś spotkać. Jesteście ze sobą kilka lat, macie puchową poduszkę materialną, stać was na dziecko. Przychodzi moment, że nacieszyliście się sobą, macie już wszystko co jest do życia potrzebne i rodzi się myśl o dziecku. Czy myślisz, że wtedy decyzję o potomstwie kalkulujesz z uwagi na to kto pomoże Ci w wychowaniu dziecka i czy będą Cię odwiedzać znajomi gdy będziesz na wychowawczym? Czy martwisz się że dziecko Cie zmęczy, znuży, zakopie w domu i będziesz dostawać świra z samotności przez pierwsze miesiące po porodzie? Czy będziesz kalkulować która babcia zajmie się maluchem, albo zrezygnujesz z dziecka bo obie pracują i nie rzucą pracy dla opiekowania się wnukami? Zaręczam Ci, że to będzie wtedy najmniej ważne. Jeśli będziesz chciała dziecka jako uzupełnienia własnej rodziny to żadna z tych przeszkód Cię nie powstrzyma.Dziecko to wielki wysiłek, ciągłe zmęczenie i zmartwienia, ale też wielkie szczęście, miłość i spełnienie marzeń. To taka mieszanka która raz wynosi Cię na niebiosa a drugim razem strąca w dół. Tu nie ma żadnych reguł - jeśli będzie chorować w przedszkolu nawet pięciu lekarzy w rodzinie niewiele zdziała, bo po prostu trzeba je stamtąd zabrać. Jeśli jest malutkie to robisz te zupki, pierzesz kupki i wiesz, ze każdego dna jest starsze, jest coraz mądrzejsze i wiesz, że kiedyś będzie całkiem duże bo już nie będziesz musiała mu zmieniać pieluch. I uczysz się go każdego dnia a ono uczy się Ciebie i życia. Jeśli masz pomoc rodziny jesteś szczęściarą, jeśli jej nie masz zaciskasz zęby i robisz swoje. Bo KOCHASZ to dziecko jak nikogo na całym świecie.Jeśli kobiecie uda się tak to wszystko poukładać, ze nie pada na nos ze zmęczenia i ma czas by w spokoju wypić raz dziennie kawę, bo "cały czas siedzi w domu z dzieckiem" to zapewniam Cię, że nawet te, które jeszcze dodatkowo pracują i śpią z tego powodu po 4 godz na dobę, nie powiedzą, że jest leniem
bardzo mi się spodobało Twoje rzeczowe podejście
Wcale nie chciałam nikogo przekonywać, że macierzyństwo to jedno wielkie szczęście i radość bo tak nie jest. Chciałam je przedstawić jak najbardziej realistycznie, takim jakie bywa gdy nie możesz liczyć na pomoc i sama musisz sobie radzić, właśnie po to by, decyzja nie była podjęta na skutek białej mgły, że jakoś to będzie.
Bezdzietne osoby jak najbardziej mogą się wypowiadać na temat czy chcą mieć dziecko, ale gdy mówią o wysiłku kobiety wychowującej dziecko to zwyczajnie teoretyzują. Napisałaś wcześniej, że kobieta będąca z dzieckiem w domu jest leniem, ale gdy pokazałam Ci jak czasem wygląda życie matki to odżegnałaś się od tej wizji z przerażeniem
Edytowany przez 9 października 2018, 00:19
9 października 2018, 00:48
Hmmm, ale kto tu podchodzi nie zdroworozsądkowo? Kto nie planuje kariery? Mnie się zdaje, że jednak wszystkie wypowiadające się w tym temacie kobiety jakiś tam plan na życie mają. Nie widzę ani białej mgły, ani od pieluszkowego zapalenia mózgu. Zostanie z dzieckiem dłużej przecież nie jest przejawem braku rozsądku, nie? Dziewczyny piszą tak, jakby zmiana podejścia do życia po urodzeniu dziecka to była oznaka jakiejś ułomności intelektualnej. A tak przecież nie jest - to jest normalne, kiedy jest się odpowiedzialnym za życie i zdrowie drugiego człowieka. A "bylejakość" czy też wychodzenie z imprezy o 21, o którym w innym temacie pisze Egyptiancat często oznacza np. to, że człowieka zaczynają nudzić młodzieżowe imprezy i tyle. I też nie ma z tego powodu poczucia straty, bo ma inne rozrywki. Ja tam jestem koniec końców szczęśliwa w tym nowym rozdaniu. Bardziej zmęczona, ale też jakaś taka bardziej zajebista jednocześnie.Ja to tam troche najazdu na Wilene nie rozumiem, bo nie ma nic zlego w tym, ze ktos ma na swoje macierzynstwo konkretny plan. A takze zapewniona pomoc i swiadomosc, gdzie sie mozna w razie problemow zwrocic o pomoc. A to, ze teoria to jedno a praktyka to drugie, to bywa i tak. Natomiast to nie oznacza, że do macierzyństwa i swojej kariery nie można podejść zdroworozsądkowo.
Ale ja nie pisałam o młodzieżowych imprezach. Na takie nie chadzam od 5 lat, bo w tym sensie można dojrzeć również bez dziecka. ;) Pisałam o wielopokoleniowych spotkaniach rodzinnych. Siostra mojego męża i jego bratowa zawsze około 21 - 22:00 mają już dosyć i idą z dzieckiem spać. Podczas gdy pozostali członkowie rodziny siedzą w pięknym ogrodzie, rozmawiają, piją wino - z takich klimatów raczej się nie wyrasta.
9 października 2018, 07:01
bardzo mi się spodobało Twoje rzeczowe podejście Wcale nie chciałam nikogo przekonywać, że macierzyństwo to jedno wielkie szczęście i radość bo tak nie jest. Chciałam je przedstawić jak najbardziej realistycznie, takim jakie bywa gdy nie możesz liczyć na pomoc i sama musisz sobie radzić, właśnie po to by, decyzja nie była podjęta na skutek białej mgły, że jakoś to będzie. Bezdzietne osoby jak najbardziej mogą się wypowiadać na temat czy chcą mieć dziecko, ale gdy mówią o wysiłku kobiety wychowującej dziecko to zwyczajnie teoretyzują. Napisałaś wcześniej, że kobieta będąca z dzieckiem w domu jest leniem, ale gdy pokazałam Ci jak czasem wygląda życie matki to odżegnałaś się od tej wizji z przerażeniemOd powietrza, głodu, ognia, wojny i wyżej opisanej sytuacji zachowaj mnie Panie, to tak słowem wstępu. Gdyby organizowano konkurs na kampanię społeczną mającą obrzydzić kobietom macierzyństwo i chciałabyś startować to daj znać, zagłosuję na Ciebie bez sekundy zastanowienia i jeszcze namówię kogo tylko będę mogła ;) A tak pisząc serio to tak: ja mam zamiar się zastanowić nad tym jak to sobie wszystko poukładać tak, żeby było jak najmniej męczące. Wiem, że bym zwariowała zamknięta sama w czterech ścianach, więc nie widzę nic złego w tym, że człowiek się zastanowi czy będzie mógł liczyć na jakieś odwiedziny. Tak samo nie chciałabym rezygnować całkowicie z siebie, więc wolałabym wiedzieć czy mogę liczyć na pomoc, którejś babci, czy mam rozpytywać znajome i prosić o polecenie opiekunki - tak, żebym mogła funkcjonować też jako człowiek (który od czasu do czasu potrzebuje się zresetować psychicznie i gdzieś wyjść), nie tylko jako matka, uwiązana do dziecka. Wiele matek tutaj "rzucało się", że te bezdzietne nie powinny mieć prawa głosu, bo na pewno zmienią punkt widzenia jak same urodzą. Ja mam szczerą nadzieję, że punktu widzenia nie zmienię (czyt. że macierzyństwo nie przyćmi mi oczu białą mgłą). Jak bym miała powiedzieć czego się boję w macierzyństwie to wcale nie tego, że będę wiecznie niewyspana, że będę musiała mieć oczy dookoła głowy, że ciągle będę się martwić czy z dzieckiem wszystko w porządku i tak dalej i tak dalej. Nie, mnie najbardziej przeraża właśnie wizja zmiany myślenia (czyt. biała mgła) i tego, że mogę zacząć usprawiedliwiać swój brak wyobraźni, rozsądku, przemyślenia tematu, zdolności przewidywania potencjalnych następstw podejmowanych decyzji, nieodpowiedzialność, czy wreszcie bylejakość i "jakośtobędziość" tym, że "te bezdzietne nie mają pojęcia, ja wiem najlepiej, bo w końcu urodziłam". Serio - od powietrza, głodu, ognia ...Czyli w pewnym sensie jesteś w temacie :)Trochę poteoretyzuję, ale nie tak w zupełnym oderwaniu od życia :) Masz męża, bardzo się kochacie, wiesz, że jest tym najlepszym jakiego mogłaś spotkać. Jesteście ze sobą kilka lat, macie puchową poduszkę materialną, stać was na dziecko. Przychodzi moment, że nacieszyliście się sobą, macie już wszystko co jest do życia potrzebne i rodzi się myśl o dziecku. Czy myślisz, że wtedy decyzję o potomstwie kalkulujesz z uwagi na to kto pomoże Ci w wychowaniu dziecka i czy będą Cię odwiedzać znajomi gdy będziesz na wychowawczym? Czy martwisz się że dziecko Cie zmęczy, znuży, zakopie w domu i będziesz dostawać świra z samotności przez pierwsze miesiące po porodzie? Czy będziesz kalkulować która babcia zajmie się maluchem, albo zrezygnujesz z dziecka bo obie pracują i nie rzucą pracy dla opiekowania się wnukami? Zaręczam Ci, że to będzie wtedy najmniej ważne. Jeśli będziesz chciała dziecka jako uzupełnienia własnej rodziny to żadna z tych przeszkód Cię nie powstrzyma.Dziecko to wielki wysiłek, ciągłe zmęczenie i zmartwienia, ale też wielkie szczęście, miłość i spełnienie marzeń. To taka mieszanka która raz wynosi Cię na niebiosa a drugim razem strąca w dół. Tu nie ma żadnych reguł - jeśli będzie chorować w przedszkolu nawet pięciu lekarzy w rodzinie niewiele zdziała, bo po prostu trzeba je stamtąd zabrać. Jeśli jest malutkie to robisz te zupki, pierzesz kupki i wiesz, ze każdego dna jest starsze, jest coraz mądrzejsze i wiesz, że kiedyś będzie całkiem duże bo już nie będziesz musiała mu zmieniać pieluch. I uczysz się go każdego dnia a ono uczy się Ciebie i życia. Jeśli masz pomoc rodziny jesteś szczęściarą, jeśli jej nie masz zaciskasz zęby i robisz swoje. Bo KOCHASZ to dziecko jak nikogo na całym świecie.Jeśli kobiecie uda się tak to wszystko poukładać, ze nie pada na nos ze zmęczenia i ma czas by w spokoju wypić raz dziennie kawę, bo "cały czas siedzi w domu z dzieckiem" to zapewniam Cię, że nawet te, które jeszcze dodatkowo pracują i śpią z tego powodu po 4 godz na dobę, nie powiedzą, że jest leniem
Nie. Przeczytaj proszę ze zrozumieni
9 października 2018, 09:39
Ale ja nie pisałam o młodzieżowych imprezach. Na takie nie chadzam od 5 lat, bo w tym sensie można dojrzeć również bez dziecka. ;) Pisałam o wielopokoleniowych spotkaniach rodzinnych. Siostra mojego męża i jego bratowa zawsze około 21 - 22:00 mają już dosyć i idą z dzieckiem spać. Podczas gdy pozostali członkowie rodziny siedzą w pięknym ogrodzie, rozmawiają, piją wino - z takich klimatów raczej się nie wyrasta.Hmmm, ale kto tu podchodzi nie zdroworozsądkowo? Kto nie planuje kariery? Mnie się zdaje, że jednak wszystkie wypowiadające się w tym temacie kobiety jakiś tam plan na życie mają. Nie widzę ani białej mgły, ani od pieluszkowego zapalenia mózgu. Zostanie z dzieckiem dłużej przecież nie jest przejawem braku rozsądku, nie? Dziewczyny piszą tak, jakby zmiana podejścia do życia po urodzeniu dziecka to była oznaka jakiejś ułomności intelektualnej. A tak przecież nie jest - to jest normalne, kiedy jest się odpowiedzialnym za życie i zdrowie drugiego człowieka. A "bylejakość" czy też wychodzenie z imprezy o 21, o którym w innym temacie pisze Egyptiancat często oznacza np. to, że człowieka zaczynają nudzić młodzieżowe imprezy i tyle. I też nie ma z tego powodu poczucia straty, bo ma inne rozrywki. Ja tam jestem koniec końców szczęśliwa w tym nowym rozdaniu. Bardziej zmęczona, ale też jakaś taka bardziej zajebista jednocześnie.Ja to tam troche najazdu na Wilene nie rozumiem, bo nie ma nic zlego w tym, ze ktos ma na swoje macierzynstwo konkretny plan. A takze zapewniona pomoc i swiadomosc, gdzie sie mozna w razie problemow zwrocic o pomoc. A to, ze teoria to jedno a praktyka to drugie, to bywa i tak. Natomiast to nie oznacza, że do macierzyństwa i swojej kariery nie można podejść zdroworozsądkowo.
Tylko o której ktoś się kładzie spać i kiedy jest zmęczony, zależy bardziej od człowieka. Jak się spotykamy ze znajomymi na grillu, siedzimy na dworze, gadamy i pijemy piwo, wszyscy są dzieciaci, ale nikt się nie kładzie o 22.
Może poza jedną koleżanką, która o 21 jak kładzie małą to już rzadko kiedy wychodzi z sypialni.
Edytowany przez Martulleczka 9 października 2018, 09:41