Temat: Porzucenie studiow. Co dalej?

Powaznie zastanawiam sie nad rzuceniem studiow. Mieszkam daleko od rodziny, w miescie gdzie nikogo nie znam. Jest mi bardzo, bardzo ciezko i pomimo, ze wyklady dopiero sie zaczely czuje, ze nie dam rady. Przede wszystkim psychicznie. Jestem w tym miescie 2 tygodnie a nie moge sie przyzwyczaic do rozlaki z rodzicami, do ktorych jestem bardzo, ale to bardzo przywiazana. Piszac do do Was placze. Praktycznie od tych 2. tygodni nie robie nic innego. Powaznie rozwazam rzucenie studiow i powrot do domu. Szczegolnie boje sie momentu, kiedy na Wszystkich Swietych pojade do siebie i nie bede chciala juz stamtad znowu wyjechac. W moim miescie sa szkoly policealne, wiec ksztalcilabym sie dalej. Wydaje mi sie, ze blisko rodziny byloby mi o wiele lepiej i latwiej. Nie chce tylko zawiesc moich rodzicow, ktorzy naprawde we mnie wierza i nie maja pojecia co przezywam. Mysla, ze jest wszystko w porzadku, swietnie sie tutaj czuje i w ogole. Byl ktos z Was w podobnej sytuacji? Pomozcie, bo na serio nie wiem co robic...
Myślę, że to przejdzie. Ja też tak miałam - jak wróciłam po pierwszym tygodniu do domu to przy odjeździe na dworcu był ryk, naprawdę. Mnóstwo osób jest w takiej sytuacji jak Ty. Daj sobie jeszcze czas i pomyśl - to że nie masz rodziców przy sobie nie znaczy, że ich nie masz; nie chodzi o to, że możesz ich zawieść - zawiedziesz siebie (chyba że z kierunkiem nie trafiłaś, to już inna sprawa). A z pracą to się tak nie rwij na I roku, spróbuj się zaaklimatyzować (odnoszę wrażenie, że nawet nie chcesz tego) i skup się na nauce. Każde miejsce jest do polubienia - pomyśl jaką jesteś szczęściarą - skoro tak tęsknisz znaczy, że masz bardzo kochającą rodzinę - to wcale nie jest takie częste. Głowa do góry

Dziewczyno, wez sie w garsc!!! Ja zostalam sama w obcym miecie w wieku 16 lat i nie powiem, bywalo mega ciezko ale dalam rade!!! Pamietam nawet jak bardzo roznilam sie od pozostalych na studiach, oni tacy zagubieni, wystraszenia, a ja mialam juz ten okres dawno za soba. Wyglada mi to troche na atak paniki, tylko wiesz cale zycie nie mozesz kierowac sie strachem, to najgorszy doradzca. Uwierz za kilka lat mialabys wielki zal do samiej siebie, ze tak latwo i szybko sie poddalas!!! 

P.S. uszy do gory, pamietaj co nas nie zabije to nas wzmocni :)) powodzenia!!!  

Też poszłam na studia daleko od domu, w mieście nie znałam NIKOGO. Pierwsze tygodnie były najtrudniejsze, ale potem z czasem poznałam nowych ludzi, zaklimatyzowałam się i choć ciężko było mi się rozstawać z domem to polubiłam to miejsce. Głowa do góry, studia to powinien być naprawdę dobry i fajny czas, trochę się usamodzielnisz i zobaczysz, że takie życie też może też być fajne ;)
Też miałam dokładnie tak samo, studia 350 km od domu, i na początku było identycznie, nawet przez dobre pół roku jak jechałam do domu i musiałam wrócić to byłam rozdarta. Ale potem minęło, przyzwyczaiłam się, a teraz, po 2 latach to najchętniej w ogóle bym tam nie jeździła..... ale nigdy mi nie przyszło do głowy żeby rzucać przez to studia, to byłoby baaaardzo głupie - no offence!
Pasek wagi
Ja bym rzuciła na Twoim miejscu, studia to teraz bezsens, po co się tak męczyć?
Mam jeszcze druga opcje - wyjechac do Irlandii do kuzynki, ktora wlasnie urodzila dziecko i chce jak najszybciej wrocic do pracy. Ja opiekowalabym sie tym dzieckiem i mialabym te prace oplacana jak kazda inna. Moze to tez jest jakies rozwiazanie?...
przeczekaj, mialam to samo na poczatku, a teraz dalabym sie pokroic byle tylko moc wrocic na studia, co to byly za piekne czasy :D 

a co za różnica, czy teraz chodzisz na dzienne, czy będziesz chodziła na zaoczne? nie dasz rady zarobić na studia, jedzenie i opłaty za mieszkanie.. wiem z doświadczenia, że rzucanie szkoły to zły pomysł... 

daj szanse uczelni, poznasz świetnych ludzi i nie będziesz chciała wracać.. 

rozumiem, że jesteś przywiązana do rodziny, ale nie masz już 15 lat żeby nie dać sobie rady z rozłąką.. 

wątpię, by Twój przyszły mąż też chciał mieszkać u Twojej rodziny, bo Tobie będzie smutno.. 

pozdrawiam serdecznie!!

Moja przyjaciółka tak miała.. Dostała się jako jedyna z naszego liceum na filologię polską, na dzienne, do miasta 100 km od nas.. My byłyśmy w wyżu geograficznym i bardzo trudno było się wtedy dostać na studia i egzaminy można było zdawać tylko na 1 kierunek, na jedną uczelnię. Jej się udało.. Pięknie pisała, miała niesamowitą głowę do języków, bardzo zdolna była. Zdziwiłam się, że tak szybko się zaadoptowała, bo od razu znalazła towarzystwo do imprezowania.. Po miesiącu do mnie przyszła (mieszkałyśmy w dwóch różnych akademikach) i mówi, że nie wytrzyma rozłąki z domem, że w ciągu miesiąca opuściła mnóstwo zajęć, że czegoś nie przeczytała itd... Pocieszałam ją, że do sesji ma przecież jeszcze dużo czasu i ma się wziąć w garść. A ona, że nie, że wróci do naszej małej mieściny i tam znajdzie swoje szczęście. Każdy jej odradzał, ale ona jak mówiła, tak zrobiła. Przed wszystkimi Świętymi już była z całym dobytkiem w domu (chociaż od naszego miasta akademickiego do domu było 100 km).
I co dalej? Otóż poszła do jakiegoś studium ekonomicznego, które było w tym samym budynku liceum), szło jej bardzo dobrze, bo poziom był taki sobie (a co to za satysfakcja uczyć się nawet na piątkach w takiej szkole, gdzie wiadomo, że kiepskie perspektywy zawodowe i poziom nauczania ). Pracowała najpierw w lodziarni, a jak lato się skończyło to w takim sklepiku z warzywami. Tam pracowała kilka lat. Teraz pracuje w biedronce w naszym mieście. Nigdy nie narzekała na pracę i nigdy też nie mówiła, że żałuje. Wyszła za mąż za pewnego rozwodnika, który jest dobry dla niej, mają dziecko, żyją przeciętnie..
Ja uważam, że błąd zrobiła, bo była bardzo inteligentna dziewczyna, zmarnowała w pewnym sensie swoją szansę, swój talent. Po tym studium i tak nie miała innej pracy niż sprzedawczyni. Może tak miało być. Szkoda mi jej, bo znam wiele osób, które są słabo rozgarnięte i studia dzienne skończyły. I mają dobrą pracę w naszym miasteczku (np. w urzędzie). A tej kumpeli mi szkoda, bo niczego jej nie brakowało, kulturalna dziewczyna, ładnie się wysławiała, ale studium...to niestety za mało, żeby dostać dobrą pracę w mieście gdzie jest duże bezrobocie i brak perspektyw. 
Także zastanów się koleżanko. Zycie jest jedno - kto ryzykuje, ten zyskuje.. Masz jedno życie i te je musisz przeżyć, najlepiej jak potrafisz..
Pozdrawiam :-)
Ej, tak się nie robi!!!! Kiedyś trzeba dorosnac, zacząć żyć po swojemu. Studia to poważna decyzja, ale też inwestycja w twoją przyszłość. Rozumiem, że jest ciężko i tęsknisz, ale jesteś na studiach nie dla zabawy, tylko dla czegoś ważnego. Czasem w życiu trzeba zacisnąć zęby, wziąć się w garść i powiedzieć sobie: dam radę! I dać. Skup się na szkole, na nauce, poznasz też kogoś fajnego i za parę miesięcy będzie lżej. Podawanie się jest dla mięczakow, nie dla Ciebie!
Pasek wagi

© Fitatu 2005-25. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Serwis stosuje zalecenia i normy Instytutu Żywności i Żywienia.