- Pomoc
- Regulamin
- Polityka prywatności
- O nas
- Kontakt
- Newsletter
- Program Partnerski
- Reklama
- Poleć nasze usługi
© Fitatu 2005-24. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Serwis stosuje zalecenia i normy Instytutu Żywności i Żywienia.
12 grudnia 2023, 08:11
Hej hej.
Mój ojciec jest przed 60, nie mam z nim kontaktu około 3 lata, odkąd mama się z nim rozwiodła, a ja ją do tego pchnęłam.
Nie powiem że były z nim tylko złe momenty, bo jak nie pił bywało naprawdę fajnie! Ale moje życie to była huśtawka - tata w ciągu alkoholowym, leżący gdzieś w rowie i tata normalny, kochany. Na początku te ciągi to był tydzień, potem dwa, potem miesiąc a na koniec to już był jeden wielki ciąg. Po wyprowadzce mamy z domu odcięliśmy się całkiem - kto by chciał jeździć do ojca który leży ciągle pijany (bez większych szczegółów, ale w swoich odchodach, w domu syf i brud). Jeszcze jak rodzice byli razem to wysyłaliśmy tatę na leczenie, był ze dwa razy, parę razy miał też wszywkę i jednego razu to mało na zawał nie zeszłam jak miesiąc po jej wszyciu zaczął pić, myślałam że umrze.
No i to takie 10% co Wam napisałam, teraz mój ojciec jest chory. Gdzieś się przewrócił, wyszły jakieś guzy w głowie i jest w takim stanie że trzeba mu zmieniać pampersy. Jego rodzina tj. matka i siostry oczekują że się nim zajmę, a ja nie chcę! Nie chcę przez kolejne 20 lat zmieniać mu pampersów i o niego dbać! Wszystko co osiągnęłam mam dzięki swojej determinacji. Alkohol piję od święta. Mam mały, ale piękny domek, wspaniałego narzeczonego i mimo tego, że pracuję dość sporo moje życie jest fajne. Jak tylko skończyłam liceum poszłam do pracy i na studia, które w 100% opłaciłam sobie sama. Będąc w szkole średniej również pracowałam żeby mieć na swoje potrzeby. Tak samo prawo jazdy, samochód i budowa domu. W starcie nie pomógł mi nikt. Mimo to mam wyrzuty sumienia, bo to ojciec, bywały fajne momenty ale tak naprawdę moje życie przez to było piekłem. Oni mi wjeżdżają na psychikę. Od ostatniego razu nie odbieram od nich telefonów. Ojcem od trzech lat się nie interesuję w ogóle, chociaż siedzi mi w głowie i dzień ojca przepłakałam nad jego zdjęciami... Ostatni telefon to był lament, że on taki dobry chłopak, że odpowiem za to przed bogiem, że rodzicami mimo wszystko powinno się zająć bo oni mną się zajmowali.
ehh.... nie wiem czego oczekuję. Nie wiem co mam robić. Wyrzucić go z pamięci na 100% czy jakoś się zaangażować i mu pomóc. Szczerze to nawet jeśli chodzi o opłacanie jakiegoś ośrodka nie chciałabym tego robić. Naprawdę dużo pracuję od zawsze żeby mieć to co mam i mi nikt nie pomógł... Mam kredyt, swoje wydatki a i zachcianki których za dzieciaka spełniać nie mogłam. Nie chcę z tego rezygnować na rzecz ojca który zgotował nam piekło. Mimo tego mam wyrzuty sumienia. Tęsknię za tymi czasami gdzie był trzeźwy. Zazdroszczę taty mojemu narzeczonemu.
Jak Wy to widzicie?
12 grudnia 2023, 19:45
wspolczuje ci tego co przeszlas i tego co przechodzisz. Mysle ze skoro nie byly odebrane prawa rodzicielskie to mimo wszelkiej logiki rodzina jest zobowiazana do udzielenia pomocy, w jakiej formie powinna tez rodzina razem zdecydowac. Napewno nei moze tu byc obciazona jedna osoba, bo niby dlaczego, warto doprowadzic do spotkania i znalezienia rozwiazania wspolnie, bez szukania ofiary, ktora cale obciazenie przejmie na swoje barki.
Nie jestes zobowiazana do opieki jako jedyna i nikt przypuszczam nei dalby rady tego laczyc ze swoimti obowiazkami , zyciem. Warto zadbac by z pokryc opieke w jakims osrodku, jesli ma rente to z renty, reszte pewnie trzeba sie zrzucac. Calkowicie sie odwrocic i nie myslec sie nie da i prawnie pewnie tez nie mozliwe.
12 grudnia 2023, 19:53
wspolczuje ci tego co przeszlas i tego co przechodzisz. Mysle ze skoro nie byly odebrane prawa rodzicielskie to mimo wszelkiej logiki rodzina jest zobowiazana do udzielenia pomocy, w jakiej formie powinna tez rodzina razem zdecydowac. Napewno nei moze tu byc obciazona jedna osoba, bo niby dlaczego, warto doprowadzic do spotkania i znalezienia rozwiazania wspolnie, bez szukania ofiary, ktora cale obciazenie przejmie na swoje barki.
Nie jestes zobowiazana do opieki jako jedyna i nikt przypuszczam nei dalby rady tego laczyc ze swoimti obowiazkami , zyciem. Warto zadbac by z pokryc opieke w jakims osrodku, jesli ma rente to z renty, reszte pewnie trzeba sie zrzucac. Calkowicie sie odwrocic i nie myslec sie nie da i prawnie pewnie tez nie mozliwe.
berchen błagam , jak nie masz pojęcia to nie pisz
12 grudnia 2023, 19:54
Alkoholizm to choroba. Tak jak uzależnienie od narkotyków, schizofrenia, wieńcówka, czy cukrzyca. Choroba chroniczna i nieuleczalna. Zaleczalna, ale nieuleczalna. Różnica jest taka, że to, czy zostanie zaleczona, zależy w ponad 90 procentach od chorego. Czy wytrzyma, czy da radę, czy będzie chodził na terapie i mityngi. I nawet taka terapia to tylko narzędzie pomocy. Praca, ogromna harówka leży po stronie uzależnionego.
I niezależnie od tego, jaki miły i kochający uzależniony jest w momentach, kiedy nie pije, nic nie zmienia faktu, że niszczy życie ludzi wkoło siebie. A obowiązkiem, psim obowiązkiem rodzica, jest zapewnienie dziecku odpowiednich warunkówch do rozwoju psychofizycznego. Nie ma opcji na niezaburzony rozwój w domu, w którym jest osoba uzależniona. Można sobie taką osobę kochać, można wspierać, ale punkt najważniejszy jest taki (w każdej chorobie psychicznej), żeby samemu się, że tak powiem, nie rozpaść w trakcie tej pomocy.
Ojciec był złym ojcem (nie ma dobrych rodziców alkoholików), schrzanił życie autorce (o matce można dyskutować, dlaczego trwała tak długo, itd.) i autorka nie ma żadnego moralnego obowiązku sie teraz poświęcać (tego obowiązku nie ma nigdy, ale tutaj już w ogóle) w żaden sposób. Ani swojego czasu, ani pieniędzy. Czy będzie żałowała? Zawsze się czegoś żałuje, o czym się nie wie, jak by wyszło, gdyby postąpić inaczej. Czy będzie żałowała słusznie? Nie.
Autorko - pewnie byłaś na terapii, a jeżeli nie, zachęcam. Nic z tego, co Ci się stało, nie jest Twoją winą i niczego nikomu nie jesteś winna. A babcia i ciocie, które teraz krzyczą - gdzie były, jak ojciec niszczył najważniejszą fazę Twojego życia?
12 grudnia 2023, 19:57
Wystarczy, ze Ty masz argumentow za wszystkich na forum ?
Nie wychodzi co to odbijanie piłeczki. Zawsze pleciesz byle co byle pleść, a jak już się zaczyna dyskusja i trzeba podac argumenty to okazuje się, że nie masz żadnych i zaczynasz pisać o ludziach bzdety , wytwory swojej chorej wyobraźni, nieudolnie próbując odwrócić uwagę od tego, że nie masz nic sensownego do powiedzenia.
Jakie odbijanie pileczki? Czytalas moje wypowiedzi odnosnie tematu?
Niestety nie jestes wytworem mojej chorej wyobrazni, nawet ona nie jest w stanie wykreowac takiej postaci.
Argumenty zawsze mam, a to, ze Ty ich nie potrafisz przyjac do swiadomosci, to jest osobny temat.
I nie bzdety, sama tak pisalas o wlasnej corce i zdaje sie nie tylko ja ten post pamietam (bo bylo to iscie szokujace, ze matka tak o wlasnym dziecku pisze).
12 grudnia 2023, 20:08
Wystarczy, ze Ty masz argumentow za wszystkich na forum ?
Nie wychodzi co to odbijanie piłeczki. Zawsze pleciesz byle co byle pleść, a jak już się zaczyna dyskusja i trzeba podac argumenty to okazuje się, że nie masz żadnych i zaczynasz pisać o ludziach bzdety , wytwory swojej chorej wyobraźni, nieudolnie próbując odwrócić uwagę od tego, że nie masz nic sensownego do powiedzenia.
Jakie odbijanie pileczki? Czytalas moje wypowiedzi odnosnie tematu?
Niestety nie jestes wytworem mojej chorej wyobrazni, nawet ona nie jest w stanie wykreowac takiej postaci.
Argumenty zawsze mam, a to, ze Ty ich nie potrafisz przyjac do swiadomosci, to jest osobny temat.
I nie bzdety, sama tak pisalas o wlasnej corce i zdaje sie nie tylko ja ten post pamietam (bo bylo to iscie szokujace, ze matka tak o wlasnym dziecku pisze).
masz rację, sama to pamiętam i było to szokujące podejście matki dziewczynki. A potem takie dziewczyny boją się szukać miłości i wsparcia jeśli od własnej matki nie mają szans jej uzyskać
12 grudnia 2023, 20:10
widzę, że niektórzy wychodzą z założenia, że pomóc się należy, bo to przeciez ojciec. A tu się nie zgodzę. Na szacunek trzeba sobie zapracować i nic z góry nie jest dane, bo łączą nas wiezy. Autorka miała prawo do spokojnego dzieciństwa, ale tego nie miała. Ile jeszcze musi ponosić konsekwencje cudzego zachowania? Nie miała wsparcia kiedy najbardziej tego potrzebowała, a teraz ona ma być wsparciem? Za co? I dlaczego? Bo to jej obowiązek.? A gdzie był ojciec całe życie I jego obowiązek. U mnie pół rodziny to alkoholicy i każdy z nich zawsze ma jaka dobra duszę która go wspiera w tym pijaństwie, bo przeciez on biedny i chory. Zamiast wziąć za siersciucha i wywalić, żeby w końcu poniósł odpowiedzialność i konsekwencje własnego zachowania. A teraz takie dobre dusze doradzaja, żeby zrezygnowała że swoich planów, bo przecież ona ma OBOWIAZEK. I przeciez kocha ojca. A może nie kocha, bo nie warto i nie zasłużył sobie na tą miłość. Życzę autorce żeby dobrze się zabezpieczyła od strony prawnej, odwróciła się i zaczęła żyć własnym życiem.
12 grudnia 2023, 20:12
Alkoholizm to choroba. Tak jak uzależnienie od narkotyków, schizofrenia, wieńcówka, czy cukrzyca. Choroba chroniczna i nieuleczalna. Zaleczalna, ale nieuleczalna. Różnica jest taka, że to, czy zostanie zaleczona, zależy w ponad 90 procentach od chorego. Czy wytrzyma, czy da radę, czy będzie chodził na terapie i mityngi. I nawet taka terapia to tylko narzędzie pomocy. Praca, ogromna harówka leży po stronie uzależnionego.
I niezależnie od tego, jaki miły i kochający uzależniony jest w momentach, kiedy nie pije, nic nie zmienia faktu, że niszczy życie ludzi wkoło siebie. A obowiązkiem, psim obowiązkiem rodzica, jest zapewnienie dziecku odpowiednich warunkówch do rozwoju psychofizycznego. Nie ma opcji na niezaburzony rozwój w domu, w którym jest osoba uzależniona. Można sobie taką osobę kochać, można wspierać, ale punkt najważniejszy jest taki (w każdej chorobie psychicznej), żeby samemu się, że tak powiem, nie rozpaść w trakcie tej pomocy.
Ojciec był złym ojcem (nie ma dobrych rodziców alkoholików), schrzanił życie autorce (o matce można dyskutować, dlaczego trwała tak długo, itd.) i autorka nie ma żadnego moralnego obowiązku sie teraz poświęcać (tego obowiązku nie ma nigdy, ale tutaj już w ogóle) w żaden sposób. Ani swojego czasu, ani pieniędzy. Czy będzie żałowała? Zawsze się czegoś żałuje, o czym się nie wie, jak by wyszło, gdyby postąpić inaczej. Czy będzie żałowała słusznie? Nie.
Autorko - pewnie byłaś na terapii, a jeżeli nie, zachęcam. Nic z tego, co Ci się stało, nie jest Twoją winą i niczego nikomu nie jesteś winna. A babcia i ciocie, które teraz krzyczą - gdzie były, jak ojciec niszczył najważniejszą fazę Twojego życia?
dokladnie , rodzina miała ochronić autorkę przed alkoholikiem , matka miała wyrzucić go i zapewnić spokój oraz poczucie bezpieczeństwa córce , rodzinna jest współwinna krzywdy autorki i tworzenie związku z przemocowym lub uzależnionym rodzicem też jest podstawą do pozbawienia władzy tego rodzica, który narażał dziecko na życie z dysfunkcyjnym rodzicem
nie ochroniła autorki matka, a teraz jeszcze ma tupet oczekiwać, że skrzywdzione dziecko będzie opiekować się ojcem
Edytowany przez .nonszalancja. 12 grudnia 2023, 20:21
12 grudnia 2023, 20:17
Wystarczy, ze Ty masz argumentow za wszystkich na forum ?
Nie wychodzi co to odbijanie piłeczki. Zawsze pleciesz byle co byle pleść, a jak już się zaczyna dyskusja i trzeba podac argumenty to okazuje się, że nie masz żadnych i zaczynasz pisać o ludziach bzdety , wytwory swojej chorej wyobraźni, nieudolnie próbując odwrócić uwagę od tego, że nie masz nic sensownego do powiedzenia.
Jakie odbijanie pileczki? Czytalas moje wypowiedzi odnosnie tematu?
Niestety nie jestes wytworem mojej chorej wyobrazni, nawet ona nie jest w stanie wykreowac takiej postaci.
Argumenty zawsze mam, a to, ze Ty ich nie potrafisz przyjac do swiadomosci, to jest osobny temat.
I nie bzdety, sama tak pisalas o wlasnej corce i zdaje sie nie tylko ja ten post pamietam (bo bylo to iscie szokujace, ze matka tak o wlasnym dziecku pisze).
Ogarnij się w końcu , bo to jest kolejny wątek gdzie wypowiadasz się nie na temat. Już w poprzedniej dyskusji pisałam, że nie będę prostować twoich nadinterpretacji. Chcesz dyskutować to proszę screeny moich wypowiedzi, które wiecznie przekręcasz.
12 grudnia 2023, 20:18
Alkoholizm to choroba. Tak jak uzależnienie od narkotyków, schizofrenia, wieńcówka, czy cukrzyca. Choroba chroniczna i nieuleczalna. Zaleczalna, ale nieuleczalna. Różnica jest taka, że to, czy zostanie zaleczona, zależy w ponad 90 procentach od chorego. Czy wytrzyma, czy da radę, czy będzie chodził na terapie i mityngi. I nawet taka terapia to tylko narzędzie pomocy. Praca, ogromna harówka leży po stronie uzależnionego.
I niezależnie od tego, jaki miły i kochający uzależniony jest w momentach, kiedy nie pije, nic nie zmienia faktu, że niszczy życie ludzi wkoło siebie. A obowiązkiem, psim obowiązkiem rodzica, jest zapewnienie dziecku odpowiednich warunkówch do rozwoju psychofizycznego. Nie ma opcji na niezaburzony rozwój w domu, w którym jest osoba uzależniona. Można sobie taką osobę kochać, można wspierać, ale punkt najważniejszy jest taki (w każdej chorobie psychicznej), żeby samemu się, że tak powiem, nie rozpaść w trakcie tej pomocy.
Ojciec był złym ojcem (nie ma dobrych rodziców alkoholików), schrzanił życie autorce (o matce można dyskutować, dlaczego trwała tak długo, itd.) i autorka nie ma żadnego moralnego obowiązku sie teraz poświęcać (tego obowiązku nie ma nigdy, ale tutaj już w ogóle) w żaden sposób. Ani swojego czasu, ani pieniędzy. Czy będzie żałowała? Zawsze się czegoś żałuje, o czym się nie wie, jak by wyszło, gdyby postąpić inaczej. Czy będzie żałowała słusznie? Nie.
Autorko - pewnie byłaś na terapii, a jeżeli nie, zachęcam. Nic z tego, co Ci się stało, nie jest Twoją winą i niczego nikomu nie jesteś winna. A babcia i ciocie, które teraz krzyczą - gdzie były, jak ojciec niszczył najważniejszą fazę Twojego życia?
Fajny post lady. Ty zdaje sie jestes psychiatra, dobrze kojarze? Tym bardziej cenny.
12 grudnia 2023, 20:24
Alkoholizm to choroba. Tak jak uzależnienie od narkotyków, schizofrenia, wieńcówka, czy cukrzyca. Choroba chroniczna i nieuleczalna. Zaleczalna, ale nieuleczalna. Różnica jest taka, że to, czy zostanie zaleczona, zależy w ponad 90 procentach od chorego. Czy wytrzyma, czy da radę, czy będzie chodził na terapie i mityngi. I nawet taka terapia to tylko narzędzie pomocy. Praca, ogromna harówka leży po stronie uzależnionego.
I niezależnie od tego, jaki miły i kochający uzależniony jest w momentach, kiedy nie pije, nic nie zmienia faktu, że niszczy życie ludzi wkoło siebie. A obowiązkiem, psim obowiązkiem rodzica, jest zapewnienie dziecku odpowiednich warunkówch do rozwoju psychofizycznego. Nie ma opcji na niezaburzony rozwój w domu, w którym jest osoba uzależniona. Można sobie taką osobę kochać, można wspierać, ale punkt najważniejszy jest taki (w każdej chorobie psychicznej), żeby samemu się, że tak powiem, nie rozpaść w trakcie tej pomocy.
Ojciec był złym ojcem (nie ma dobrych rodziców alkoholików), schrzanił życie autorce (o matce można dyskutować, dlaczego trwała tak długo, itd.) i autorka nie ma żadnego moralnego obowiązku sie teraz poświęcać (tego obowiązku nie ma nigdy, ale tutaj już w ogóle) w żaden sposób. Ani swojego czasu, ani pieniędzy. Czy będzie żałowała? Zawsze się czegoś żałuje, o czym się nie wie, jak by wyszło, gdyby postąpić inaczej. Czy będzie żałowała słusznie? Nie.
Autorko - pewnie byłaś na terapii, a jeżeli nie, zachęcam. Nic z tego, co Ci się stało, nie jest Twoją winą i niczego nikomu nie jesteś winna. A babcia i ciocie, które teraz krzyczą - gdzie były, jak ojciec niszczył najważniejszą fazę Twojego życia?
Fajny post lady. Ty zdaje sie jestes psychiatra, dobrze kojarze? Tym bardziej cenny.
Tak. Dziękuję.
A jeszcze dodatkowo - jest taki trend wybaczania, bo wtedy człowiek lepiej się czuje, itd. Oczywiście, ale wybaczanie (jeżeli przepracowaliśmy problem) ma sens tylko i wyłącznie wtedy, jeżeli strona, która wyrządziła krzywdę, zrozumiała, że jej zachowanie miało tragiczne konsekwencje i tego wybaczenia szuka. Miewam pacjentów, którzy wspaniałomyślnie i wielkodusznie wybaczają takie krzywdy, komunikują to na przykład takiemu alkoholowemu rodzicowi i nie dochodzi wcale do wielkiego pojednania, bo ta druga strona wcale swojej winy nie widzi.
Dlatego najważniejsza dewiza - nic nie musisz. Powinnaś przepracować to, co Tobie zrobiono tak, abyś była w stanie prowadzić spełnione życie, takie, jakie Ty chcesz i jakie Tobie odpowiada. Jeżeli należy do niego opieka nad tym ojcem to tylko dlatego, że Ty po terapii tak chcesz (z głębi serca), a nie dlatego, że należy.
Edytowany przez ladyinredscrubs 12 grudnia 2023, 20:29