Temat: Rak

Jest tutaj ktoś kto chorowal/choruje na raka?

ktoś kto przyjmowal chemię?

Pasek wagi

cucciolo napisał(a):

Zaglądnij na forum ?policzmy się? albo ?faqrak?. Tam znajdziesz mnóstwo cennych informacji. Mnie swego czasu bardzo pomógł 

dzięki, będę czytać.

Pasek wagi

Noir_Madame napisał(a):

Ja chorowałam na raka piersi i szyjki macicy.

To były dwa różne czy przerzut? 

Długo byłaś leczona? Ile czasu już minęło?

Pasek wagi

prawiejakchuda napisał(a):

Ja chorowałam  na bardzo złośliwego mięsaka i miałam chemio i radioterapię i operacje i wszystko trwało rok. Co chciałabyś woedxiec ? 

chemię znosiłaś bardzo zle?

ile trwała? Jak często miałaś wykonwane wtedy jakieś badania obrazowe?

Pasek wagi

cancri napisał(a):

Moja mama miala rok temu bardzo zlosliwego raka jajnika. Gdzies 0.01% przypadkow raka jajnika. Obylo sie bez jakiejkolwiek chemii, uratowaly ja regularne badania i przytomnosc lekarza, bo wszystkie wyniki miala w normie. Wiecej, jak wygrac w totka.

To miała dużo szczęścia, i dalszego zdrówka dla niej!

niestety nawet regularne badania nie zawsze pomagają we wczesnym wykryciu...

Pasek wagi

Berchen napisał(a):

moja corka chorowala, leczenie trwalo dwa lata zakonczone przeszczepem, po wyniszczajacym leczeniu rok czasu potrzebowala by zaczac funkcjonowac -.jesc , chodzic , najgorsze - neurologiczne skutki uboczne radio i chemoterapii zaczely sie intensywniej po okolo dwoch latach po leczeniu. Ja mysle ze opisywanie w ten sposob na forum tego wszystkiego nei ma sensu, bo juz widze jeden z opisow tak obrzydliwy ze raczej wolalabym nic nie wiedziec niz slyszec takie opisy przed leczeniem.Nam pomogl kontakt z osobami z oddzialu, przychodzacymi na kontrole po leczeniu. Bezposredni kontakt z tymi, ktorzy to przeszli sami.

Potrzebna jest tez wiara i dazenie do wyzdrowienia, to pomaga, nie czytanie statystyk, czy zlych historii, to nie pomaga. Trzeba robic wszystko by wiara w wyzdrowienie byla silna, mozliwe ze organizm ma wlasne osrodki , ktore wspomagaja leczenie. Statystycznie moja corka miala tylko 5% komorek zdrowych a 95% bylo zaatakowanych nowotworem, wszystko przechodzila gorzej niz przecietny chory, jej organizm reagowal zle na leki, w zasadzie to cud ze zyje.

powiesz coś więcej o skutkach późniejszych?

ja wiem, że generalnie lepiej dla psychiki chyba mniej wiedzieć niż więcej, ale ja mam specyficzny charakter i przed wszystkim w sumie chce się na różne rzeczy przygotować, też te najgorsze. Tak samo teraz przed chemia.

Pasek wagi

staram_sie napisał(a):

Berchen napisał(a):

moja corka chorowala, leczenie trwalo dwa lata zakonczone przeszczepem, po wyniszczajacym leczeniu rok czasu potrzebowala by zaczac funkcjonowac -.jesc , chodzic , najgorsze - neurologiczne skutki uboczne radio i chemoterapii zaczely sie intensywniej po okolo dwoch latach po leczeniu. Ja mysle ze opisywanie w ten sposob na forum tego wszystkiego nei ma sensu, bo juz widze jeden z opisow tak obrzydliwy ze raczej wolalabym nic nie wiedziec niz slyszec takie opisy przed leczeniem.Nam pomogl kontakt z osobami z oddzialu, przychodzacymi na kontrole po leczeniu. Bezposredni kontakt z tymi, ktorzy to przeszli sami.

Potrzebna jest tez wiara i dazenie do wyzdrowienia, to pomaga, nie czytanie statystyk, czy zlych historii, to nie pomaga. Trzeba robic wszystko by wiara w wyzdrowienie byla silna, mozliwe ze organizm ma wlasne osrodki , ktore wspomagaja leczenie. Statystycznie moja corka miala tylko 5% komorek zdrowych a 95% bylo zaatakowanych nowotworem, wszystko przechodzila gorzej niz przecietny chory, jej organizm reagowal zle na leki, w zasadzie to cud ze zyje.

powiesz coś więcej o skutkach późniejszych?

ja wiem, że generalnie lepiej dla psychiki chyba mniej wiedzieć niż więcej, ale ja mam specyficzny charakter i przed wszystkim w sumie chce się na różne rzeczy przygotować, też te najgorsze. Tak samo teraz przed chemia.

teraz jestem juz w pracy i dzisiaj wroce dopiero po 19stej. Mozemy pisac na priv. Pamietaj ze KAZDY organizm przechodzi inaczej. Powiklania jakie ma corka sa dosyc rzadkie wiec nie ma tez sensu sugerowac sie i potem bac. 

Berchen napisał(a):

staram_sie napisał(a):

Berchen napisał(a):

moja corka chorowala, leczenie trwalo dwa lata zakonczone przeszczepem, po wyniszczajacym leczeniu rok czasu potrzebowala by zaczac funkcjonowac -.jesc , chodzic , najgorsze - neurologiczne skutki uboczne radio i chemoterapii zaczely sie intensywniej po okolo dwoch latach po leczeniu. Ja mysle ze opisywanie w ten sposob na forum tego wszystkiego nei ma sensu, bo juz widze jeden z opisow tak obrzydliwy ze raczej wolalabym nic nie wiedziec niz slyszec takie opisy przed leczeniem.Nam pomogl kontakt z osobami z oddzialu, przychodzacymi na kontrole po leczeniu. Bezposredni kontakt z tymi, ktorzy to przeszli sami.

Potrzebna jest tez wiara i dazenie do wyzdrowienia, to pomaga, nie czytanie statystyk, czy zlych historii, to nie pomaga. Trzeba robic wszystko by wiara w wyzdrowienie byla silna, mozliwe ze organizm ma wlasne osrodki , ktore wspomagaja leczenie. Statystycznie moja corka miala tylko 5% komorek zdrowych a 95% bylo zaatakowanych nowotworem, wszystko przechodzila gorzej niz przecietny chory, jej organizm reagowal zle na leki, w zasadzie to cud ze zyje.

powiesz coś więcej o skutkach późniejszych?

ja wiem, że generalnie lepiej dla psychiki chyba mniej wiedzieć niż więcej, ale ja mam specyficzny charakter i przed wszystkim w sumie chce się na różne rzeczy przygotować, też te najgorsze. Tak samo teraz przed chemia.

teraz jestem juz w pracy i dzisiaj wroce dopiero po 19stej. Mozemy pisac na priv. Pamietaj ze KAZDY organizm przechodzi inaczej. Powiklania jakie ma corka sa dosyc rzadkie wiec nie ma tez sensu sugerowac sie i potem bac. 

w takim razie jak będziesz miała czas to napisz proszę na priv.

Pasek wagi

staram_sie napisał(a):

prawiejakchuda napisał(a):

Ja chorowałam  na bardzo złośliwego mięsaka i miałam chemio i radioterapię i operacje i wszystko trwało rok. Co chciałabyś woedxiec ? 

chemię znosiłaś bardzo zle?

ile trwała? Jak często miałaś wykonwane wtedy jakieś badania obrazowe?

myślę  że chemię przechodziłam raczej standardowo - oczywiście całkowicie straciłam włosy, jakiś miesiąc po pierwszym rzucie, miałam przez czas podawania chemi mdłości i nie mogłam jeść więc raczej jadłam niewiele, rano i wieczorem. Bylam mocno osłabiona jeszcze 1-2 dni po wlewie. Łącznie miałam kilkanaście rzutów po 5 dni w odstępie ok 3 tygodni. Niestety w szpitalu byłam znacznie częściej gdyż w moim przypadku za każdym razem kończyło się powrotem po ok tygodniu, żeby podać sterydy - bardzo bardzo mocno spadały mi wyniki krwi, byłam nawet zagrożona sepsa i dwa czy trzy razy skończyło się na dotoczeniu krwi. Badania obrazowe w zasadzie przechodziłam cały czas w trakcie leczenia (tomografia), były tak rutynowe jak pobranie krwi. Minęło 12 lat a ja nadal raz w roku wykonuje timografie kontrolnie. 

zachorowalam mając 18 lat, maturę zdawałam między rzutami chemii. To był ciężki czas. Jednak wyszłam z tego mimo że guz był bardzo duzy (10cm) I złośliwy. W międzyczasie starałam się żyć normalnie na ile to możliwe- zdałam maturę, spotykałam się że znajomymi, miałam chłopaka który wtedy mnie nie zostawił. Musiałam odpuścić studia i rok odpocząć po leczeniu. Myślę że najważniejszym czynnikiem jest glowa- trzeba wierzyc i walczyć do konca.  Gdyby nie to, nie wiem jak zniosłabym leczenie, które było na prawdę ciężkie fizycznie i psychicznie.

Pasek wagi

staram_sie napisał(a):

cancri napisał(a):

Moja mama miala rok temu bardzo zlosliwego raka jajnika. Gdzies 0.01% przypadkow raka jajnika. Obylo sie bez jakiejkolwiek chemii, uratowaly ja regularne badania i przytomnosc lekarza, bo wszystkie wyniki miala w normie. Wiecej, jak wygrac w totka.

To miała dużo szczęścia, i dalszego zdrówka dla niej!

niestety nawet regularne badania nie zawsze pomagają we wczesnym wykryciu...

U mojej mamy przez rok uwazano, ze to nie rak, tylko torbiel. Bylo wykryte, tylko badania tego nie ukazywaly tak, jak powinny, bo wszystkie, nawet markery wychodzily dobrze. Dobrze, ze lekarz byl przytomny i kazal usunac jajniki w odpowiedni sposob. Dopiero po wycieciu okazalo sie, z czym mieli do czynienia.

staram_sie napisał(a):

Noir_Madame napisał(a):

Ja chorowałam na raka piersi i szyjki macicy.

To były dwa różne czy przerzut? 

Długo byłaś leczona? Ile czasu już minęło?

To były 2 różne nowotwory. Na szczęście bardzo wcześnie wykryte co ma kluczowe znaczenie w rokowaniu i długości przeżywalności. Miałam jonizację szyjki macicy i na tym koniec. To było 15 lat temu a ja miałam wtedy 37 lat. Drugi to był rak piersi na szczęście również dość wcześnie wykryty. Miałam robioną diagnostykę węzła wartowniczego. Lakarz prowadzący chciał bym przeszła operację oszczędzająca ale ordynator po obejrzeniu dokumentacji zmienił na mastektomię i wycięcie obraz badanie histopatologiczne węzła wartowniczego. W węźle nie wykryto komórek nowotworowych. Miałam mieć jakąś chemię w tabletkach ale patałachy zgubiły wynik. Mimo to minęło 13 lat i póki co jest spokój. Chodzę oczywiście regularnie na badania kontrolne. Momo traumy zawsze wierzyłam że wszystko dobrze się skończy.


Pasek wagi

© Fitatu 2005-25. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Serwis stosuje zalecenia i normy Instytutu Żywności i Żywienia.