Temat: wesele - dojazd - osoba towarzysząca

Zaznaczam ,że jest to luźny temat ale chciałabym poznać Wasze zdanie.  Nie mówię o przypadkach kiedy idzie się z chłopakiem/dziewczyną/przyjacielem/przyjaciółką ( bo zakładam ,że wtedy wychodzi to jakoś bardziej naturalnie) tylko o przypadkach kiedy bierzemy na wesele kogoś kogo mało znamy. 

Według Was jak to jest wtedy z dojazdem do kościoła i z wesela? Z kościoła na wesele jest autobus przykładowo. Czy ja jako osoba zapraszająca powinnam zapewnić transport osobie towarzyszącej również do kościoła? Co jeśli kościół jest blisko? Czy oczywiste jest,że w takiej sytuacji ja płacę za taksówkę powrotną? Proszę o wyrażenie swojej opinii. Jak postępowałyście kiedy zapraszałyście i jak postępowano z Wami kiedy byłyście zapraszane. Jestem bardzo ciekawa.

Pasek wagi

idealnecialo napisał(a):

Wilena napisał(a):

WyjdaWamGaly napisał(a):

Wilena napisał(a):

Gdybym nie była w stanie przejść 20 minut w szpilkach to bym ich nie zakładała i jednak wybrałabym albo płaskie buty, albo coś na minimalnym obcasie (alternatywnie zabrałabym po prostu większą torebkę i buty na przebranie). Moim zdaniem nie ma nic gorszego (na poziomie problemów pierwszego świata) niż kobieta, która chciała się pokazać i wystroić, a potem jęczy po kwadransie spaceru że ją nogi bolą, albo kuśtyka. A facetowi się nie dziwię - zaproponował, że przyjdzie po dziewczynę - czyli zachował się jak najbardziej miło. A że nie wpadł na to, że dziewczyna z tych jęczących? - chyba nie jego wina. 
Ja sobie nie wyobrażam śmigać w weselnym stroju na pieszo. Można się spocic, zwłaszcza przy tej pogodzie, uhrudzic, zakurzyc buty, czy nawet nogi jak ktoś jest w sandalkach. Moim zdaniem zapraszając kogoś na wesele, należy zapewnić transport zarówno do kościoła jak i na salę. 
Przeglądając ten temat stwierdzam, że powinnam być super wdzięczna losowi. Potrafię przejść kawałek w szpilkach. Nie mam problemów z nadmierną potliwością. Udało mi się na tyle dobrze dobrać sobie kosmetyki i na tyle przyzwoicie wykonywać makijaż, że nie spływa mi on po kwadransie spaceru. I mieszkam w mieście, które chociaż najczystsze nie jest to pozwala na to, żeby po dwudziestu minutach spaceru nie wyglądać jak ofiara burzy piaskowej. A tak poważnie i bez złośliwości - ja rozumiem, że gorąco, parno, duszno i tak dalej. Ale bez przesady. Jeżeli po dwudziestu minutach jesteście przepocone na tyle, że powoduje to dyskomfort to może warto przebadać hormony i zastanowić się czy zdrowotnie wszystko ok? Bo nie wiem - do pracy podjeżdżacie pod same drzwi? Pytam, bo u mnie mało kto tak robi (praca w ścisłym centrum, samochód trzeba często zostawić parę ulic dalej i przejść - gdzie większość kobiet ma buty na obcasie, a facetów marynarkę na grzbiecie) - a nikt nie przychodzi upocony, nieświeży, zakurzony, ani ze spływającym makijażem, więc jakoś sobie jednak ludzie dają radę w życiu? 
To dlaczego w autobusach tak śmierdzi? 99% społeczeństwa widocznie (wg twojego rozumowania) ma problemy z hormonami, tak?

Nie, w autobusach śmierdzi, bo ludzie się nie myją i to jest magiczne rozwiązanie tej zagadki. Natomiast nie zakładam, że osoby które się w tym wątku wypowiedziały to brudasy, stąd moja sugestia co do sprawdzenia hormonów. I nie pisz proszę, że "wg mojego rozumowania" - bo to ty masz problem z wyciąganiem wniosków z tekstu, nie ja z rozumowaniem. 

idealnecialo napisał(a):

Wilena napisał(a):

WyjdaWamGaly napisał(a):

Wilena napisał(a):

Gdybym nie była w stanie przejść 20 minut w szpilkach to bym ich nie zakładała i jednak wybrałabym albo płaskie buty, albo coś na minimalnym obcasie (alternatywnie zabrałabym po prostu większą torebkę i buty na przebranie). Moim zdaniem nie ma nic gorszego (na poziomie problemów pierwszego świata) niż kobieta, która chciała się pokazać i wystroić, a potem jęczy po kwadransie spaceru że ją nogi bolą, albo kuśtyka. A facetowi się nie dziwię - zaproponował, że przyjdzie po dziewczynę - czyli zachował się jak najbardziej miło. A że nie wpadł na to, że dziewczyna z tych jęczących? - chyba nie jego wina. 
Ja sobie nie wyobrażam śmigać w weselnym stroju na pieszo. Można się spocic, zwłaszcza przy tej pogodzie, uhrudzic, zakurzyc buty, czy nawet nogi jak ktoś jest w sandalkach. Moim zdaniem zapraszając kogoś na wesele, należy zapewnić transport zarówno do kościoła jak i na salę. 
Przeglądając ten temat stwierdzam, że powinnam być super wdzięczna losowi. Potrafię przejść kawałek w szpilkach. Nie mam problemów z nadmierną potliwością. Udało mi się na tyle dobrze dobrać sobie kosmetyki i na tyle przyzwoicie wykonywać makijaż, że nie spływa mi on po kwadransie spaceru. I mieszkam w mieście, które chociaż najczystsze nie jest to pozwala na to, żeby po dwudziestu minutach spaceru nie wyglądać jak ofiara burzy piaskowej. A tak poważnie i bez złośliwości - ja rozumiem, że gorąco, parno, duszno i tak dalej. Ale bez przesady. Jeżeli po dwudziestu minutach jesteście przepocone na tyle, że powoduje to dyskomfort to może warto przebadać hormony i zastanowić się czy zdrowotnie wszystko ok? Bo nie wiem - do pracy podjeżdżacie pod same drzwi? Pytam, bo u mnie mało kto tak robi (praca w ścisłym centrum, samochód trzeba często zostawić parę ulic dalej i przejść - gdzie większość kobiet ma buty na obcasie, a facetów marynarkę na grzbiecie) - a nikt nie przychodzi upocony, nieświeży, zakurzony, ani ze spływającym makijażem, więc jakoś sobie jednak ludzie dają radę w życiu? 
To dlaczego w autobusach tak śmierdzi? 99% społeczeństwa widocznie (wg twojego rozumowania) ma problemy z hormonami, tak?
Może dlatego,że w autobusach jest dużo ludzi i mało przestrzeni,mało powietrza,wszystko stoi. Poza tym często okna bywają zamknięte (przynajmniej ja mam takie wspomnienia). 

Pasek wagi

Dla mnie to krótka piłka: zaprosiłam - płacę (za taxi, za paliwo). W sumie tą zasadę stosuję wszędzie... Zapraszam koleżankę na kawę - płacę. Zapraszam mamę do kina - płacę. I tylko z chłopakiem jest problem, bo się nie da zapłacić za niego xD

Pomijając dyskusję czy przejdzie czy nie przejdzie w szpilkach pół miasta, to w dobrym tonie świadczącym o dobrym wychowaniu osoby zapraszającej jest zadbać o komfort osoby zapraszanej - i tyle w temacie. 

HelloPomello napisał(a):

Pomijając dyskusję czy przejdzie czy nie przejdzie w szpilkach pół miasta, to w dobrym tonie świadczącym o dobrym wychowaniu osoby zapraszającej jest zadbać o komfort osoby zapraszanej - i tyle w temacie. 

Łeeee, serio? Po pierwsze niby pomijasz dyskusję (niby, bo jednak zabierasz głos i to w mało neutralnym tonie - sugerowanie, że przejście do kościoła dystansu zajmującego dwadzieścia minut to "pół miasta" jest ciut na wyrost). Po drugie rozrywanie tych dwóch kwestii (oceny dystansu do pokonania i dobrego wychowania osoby zapraszającej) jest bez sensu, bo o to się wszystko rozbija. Wszystko jest kwestią percepcji, bo dla jednego przejście tego dystansu będzie czymś całkowicie normalnym, a dla drugiego dyskomfortem urastającym do takiej rangi, że trzeba się wypłakać w rękaw koleżance. Ocenianie kogoś przez pryzmat swojego (nie)radzenia sobie w szpilkach to lekka komedia - i tyle w temacie. 

Zawsze w takich sytuacjach bylam zabierana spod domu i pod dom odstawiana. 

Chlopak chyba na sile bierze kolezanke byle z kiks pojsc. Bo nie wyobrazam sobie by tak zachowal sie w stosunku do kobiety na ktorej mu zalezy. Ale ja to z domu wynioslam. Facet ma dbac o kobiete i nawet nie widze sensu o tym dyskutowac. Dżentelmenem to on raczej nie jest. Ciekawe jak na weselu będzie ją traktował.

Pasek wagi

ja jestem zdania źe kaźdy sam z osobna powinien nosić swoje kobietki

Pasek wagi

Ja jak ide na wesele to ide w balerinach / trampkach a przebieram do samego kosciola czy na impreze.

Na weselu z Kims tak nie bylam, ale bylam na studniowce. Przyjaciel rozstal sie z dziewczyna dzien przed...a wczesniej mu obiecalam, ze jakby co to z nim pojde w zastepstwie. Wiec na studniowke jechalismy razem on zalatwial Transport (impreza daleko za miastem) a wracalam sama z kolezankami i tu sama za siebie zaplacilam.

Na wesele jednak wypada, zeby zapraszajacy pokryl koszty - wedlug mnie. Nie wiem co na to savoir vivre (Wilena? :P).

To troche jak - zaprosze Cie do kina ale bilet sama sobie kup.

cancri napisał(a):

Ja jak ide na wesele to ide w balerinach / trampkach a przebieram do samego kosciola czy na impreze.Na weselu z Kims tak nie bylam, ale bylam na studniowce. Przyjaciel rozstal sie z dziewczyna dzien przed...a wczesniej mu obiecalam, ze jakby co to z nim pojde w zastepstwie. Wiec na studniowke jechalismy razem on zalatwial Transport (impreza daleko za miastem) a wracalam sama z kolezankami i tu sama za siebie zaplacilam.Na wesele jednak wypada, zeby zapraszajacy pokryl koszty - wedlug mnie. Nie wiem co na to savoir vivre (Wilena? :P).To troche jak - zaprosze Cie do kina ale bilet sama sobie kup.

Nie wywołuj wilka z lasu :) A savoir vivre na to nic, przynajmniej ja się nie spotkałam z jakimś opracowaniem na ten temat - wszystko co widziałam dotyczyło dużo dłuższych dojazdów. Znaczy na pewno wypadałoby, żeby ten chłopak zaproponował wspólne przyjście na to wesele (i tu dla niego duży minus, że zamiast coś od razu zaproponować to zaczął się miotać, że może się spotkają pod kościołem i tak dalej). Natomiast nie ma czegoś takiego (znowu - a przynajmniej ja się z tym nie spotkałam), żeby gdzieś było przyjęte, że jak trzeba przejść trzy minuty to można pieszo, a jak więcej to koniecznie taksówka. I samo to (uprzedzam, bo wychodzi na to, że się pewnie straszliwie "ciskam" w tym temacie) nie jest niczym złym - w końcu każdy sobie to widzi po swojemu. To co mnie tutaj razi to argumentacja - że dwadzieścia minut w szpilkach to straszny problem (gdzie potem się w nich tańczy i chodzi dużo dłużej) i dwadzieścia minut na polu to brudne buty, zakurzone nogi, bycie nieświeżym i spływający makijaż (tak jakby mowa była nie o spacerze do kościoła, tylko o wcielaniu się w Larę Croft). A z zaproszeniem do kina bym tak tego nie porównywała - porównanie by moim zdaniem było w punkt jakby temat brzmiał "chłopak, który zaprosił mnie na wesele oczekuje, że włożę do koperty połowę kwoty, którą on przewidział w ramach prezentu". 

No tak...ja nie potrafie chodzic dlugo w szpilkach, nie nosze ich, wiec jak juz musze sie pokazac, to robie wszystko, by miec je na nogach jak najkrocej. A przynajmniej tak, zebym nie musiala odcinku 200 metrow isc przez godzine.

Z biletem masz racje, tez tak sobie pomyslalam, jak juz dodalam. Ale powiedzmy, ze ktos mieszka na wiosce 100 km od Multikina i kogos do tego kina zaprasza :P 

Z kolejnej strony, jesli on mieszka pod kosciolem to tez nie oczekiwalabym, ze przyjedzie po mnie taksowka na drugi koniec miasta, zebysmy razem na ten slub przybyli. Ale wszystko zalezy juz tak naprawde od relacji miedzy nimi...nie chcialabym, zeby dobry kumpel wysylal po mnie taksowke, natomiast gdybym szla z jakims ledwo poznanym facetem to jednak moglabym to uznac za faux pas, ze mnie zaprasza jako osobe towarzyszaca i ma w worku.

© Fitatu 2005-25. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Serwis stosuje zalecenia i normy Instytutu Żywności i Żywienia.