- Pomoc
- Regulamin
- Polityka prywatności
- O nas
- Kontakt
- Newsletter
- Program Partnerski
- Reklama
- Poleć nasze usługi
-
© Fitatu 2005-25. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Serwis stosuje zalecenia i normy Instytutu Żywności i Żywienia.
9 lutego 2018, 23:38
Pytanie z czystej ciekawości, rozbudzone dyskusją przy winie w której dziś brałam udział ;)
1. macie z partnerem wspólne konto czy dzielicie się wydatkami? i czy sytuacja przed i po ślubie jest taka sama czy na przykład przed ślubem się dzieliliście a po cała kasa jest już wspólna? A może jakiś system z trzema kontami?
2. na etapie spotykania się (ogółem przed wspólnym zamieszkaniem) rozliczaliście/ rozliczacie się jakoś w miarę po równo czy na przykład to facet płaci za większość albo wy?
3. Jak sądzicie jak odpowiedzi na powyższe pytania powinny wyglądać w idealne?
mam nadzieję że to nie jakiś bardzo newralgiczny temat jak na internetowe forum :P
Dla mnie ideał to 3 konta: jedno wspólne i po jednym z "kieszonkowym" dla każdego partnera, z tym że np jeśli jedna osoba zarabia 10 tys a druga 3 tys to "kieszonkowego" dla każdego przypada tyle samo a reszta idzie na wspólne bo nie wyobrażam sobie żeby jedna osoba w związku miała na swoje przyjemności powiedzmy 8 tysięcy a druga tysiąc :P
Na etapie spotykania się to myślę że zależy od tego ile kto ma pieniędzy, bo też jeśli zamierzam z kimś budować związek na całe życie to nie wyobrażam sobie liczyć się z nim co do grosza, zwłaszcza jeśli byłabym na przykład chwilowo w lepszej sytuacji finansowej.
10 lutego 2018, 07:14
1. mamy wspólne konto od kiedy kupiliśmy mieszkanie pod hipotekę. Wcześniej nie było powodu, tak jak teraz nie ma żeby te konta miały byc oddzielne. Każde z nas korzysta z tego konta kiedu chce/potrzebuje, dlatego specjalnie kontroli nad wydatkami to my nie mamy ;). Rozwiązanie w naszym przypadku z jednej strony dobre, bo pieniadze nie zawracaja nam głów, z drugiej strony niedobre, bo często okazuje się że mamy ich mniej niż każde z nas myślało ;)
2. chyba jesteśmy dość specyficzny, bo niemalże od początku wszystko traktujemy jak nasze czyli niczyje. Nigdy nie było podziałow, zwracania sobie, liczenia pół na pół. Może dlatego, że od zawsze zarabiamy podobnie i siłą rzeczy nie ma po co się rozliczać, bo wiadomo że ten wkład we wspólne zycie jest równy. Tak było nawet na etapie spotykania się, bo mój wówczas chłopak mieszkał w internacie, więc bywał u mnie na posiłkach, pralkę kupiliśmy wspólnie, wszystko było jakoś naturalnie wspólne.
3. nie mam pojęcia czy istnieje jakis ideał, jeśli istnieje to wtedy, kiedy człowiek nie ma potrzeby zadawania takich pytań ani sobie, ani innym ;)
10 lutego 2018, 07:50
Razem jesteśmy 6 lat ale bez ślubu. Mieszkamy u mnie, on swoje mieszkanie zatrzymał na biuro. Mamy 3 konta, każdy swoje i jedno wspólne na który przelewamy taką samą kwotę na życie. Z tego opłacamy moje mieszkanie. To biurowe opłaca on sam. Ja nawet nie wiem ile on zarabia bo nie ma stałej pensji (własna firma). O moich zarobkach również nie rozmawiamy. To żadna tajemnica ale też nie mamy takiej potrzeby. Za wakacje, wyjścia do knajp zazwyczaj płaci on, choć ja też czasem kupuję bilety do teatru czy na koncert. I myślę sobie, że taki luźny stosunek do pieniędzy można mieć jeśli tych pieniędzy ma się wystarczająco sporo. Pewnie gdybyśmy ich mie mieli to bardziej zdecydowanie ustalilibyśmy jakieś sztywne zasady.
10 lutego 2018, 09:09
1. Mamy z mężem dwa konta na jednym są oszczędności, drugie jest na życie, Dostęp mamy oboje do obu kont. Po ślubie powstaje wspólnota majątkowa małżeńska, po to bierze się ślub, aby iść przez życie razem i nie rozumiem teorii własnych kont. Nie masz zaufania do 2 osoby, chcesz bawić się we własną piaskownicę to nie bierz ślubu. Nawet jakieś spadki, darowizny itd. przepisujemy na siebie tak, aby każdy miał po pół. Nie uznajemy majątku "odrębnego" w małżeństwie.
2. W większości płacił za wszystko mąż. Nawet jak się umawialiśmy, że za jakiś wyjazd płacimy na pół i tak ja tylko symbolicznie dokładałam, bo mąż (wtedy chłopak) na więcej się nie zgadzał. Nie raz sam mi coś kupił np. drukarkę, a z biednej rodziny nie pochodziłam. Po prostu stwierdził, że przydałaby mi się drukarka to pojechaliśmy i mi kupił. Nie był to prezent z jakiejś okazji.
Edytowany przez Marisca 10 lutego 2018, 09:11
10 lutego 2018, 09:15
Mamy dwa konta, każdy swoje, ale oba są wspólne. Ale nikt nikomu z kont nie podbiera.
Nie rozumiem, dlaczego "kieszonkowego" ma być po równo? Jeśli ktoś więcej zaraboa, to więcej ma! Proste. Wydajemy mniejwięcej równo, bez żadnych ustaleń - normalnie kto robi zakupy ten płaci. Głównie mąż za jedzenie, ja za zajęcia pozalekcyjne dzieci, ubrania, rzeczy do domu. Mi taki układ odpowiada.
10 lutego 2018, 09:45
ggeisha
A niby jak ma być z kieszonkowym ? Rozumiem, że jedno zarabia dużo to ubiera się w renomowanych sklepach, biega po fitnessach, funduje sobie drogie wyjazdy na weekendy, a drugie siedzi w domu w łachach i ogląda TV, bo mniej zarabia ?
Jeżeli ktoś więcej zarabia to więcej ma, to ten ktoś chyba powinien żyć sam i mieć jeszcze więcej dla siebie.
W ogóle nie rozumiem co oznacza w małżeństwie słowo kieszonkowe hehe ?
10 lutego 2018, 09:48
Nie rozumiem, dlaczego "kieszonkowego" ma być po równo? Jeśli ktoś więcej zaraboa, to więcej ma! Proste.
W związku im więcej ktoś zarabia tym nie tyle więcej ma, co więcej MAJĄ :) Fajnie gdyby kobieta, która pracuje tylko na pół etatu, bo siedzi z dzieckiem miała też tyle 'kieszonkowego' żeby móc o siebie zadbać, kiedy to facet ma własną firmę i kupuje najdroższe ciuchy, chodzi do najdroższej siłowni itp.
10 lutego 2018, 11:23
Mamy dwa konta, każdy swoje, ale oba są wspólne. Ale nikt nikomu z kont nie podbiera.Nie rozumiem, dlaczego "kieszonkowego" ma być po równo? Jeśli ktoś więcej zaraboa, to więcej ma! Proste. Wydajemy mniejwięcej równo, bez żadnych ustaleń - normalnie kto robi zakupy ten płaci. Głównie mąż za jedzenie, ja za zajęcia pozalekcyjne dzieci, ubrania, rzeczy do domu. Mi taki układ odpowiada.
no wspólnota majątkowa, to jednak wspólnota :) ja jestem na wychowawczym, więc jedyne pieniądze do budżetu domowego daje mój mąż, idąc tą logiką, nie mogłabym sobie kupić nawet skarpet, bo od siebie nie daję nic. zresztą, to było u nas naturalne, że dajemy po równo.podejrzewam, że nasz układ się zmieni, gdy wrócę do pracy, ale to też pewnie będzie spontaniczne, jak z obecnym.
10 lutego 2018, 11:31
ggeishaA niby jak ma być z kieszonkowym ? Rozumiem, że jedno zarabia dużo to ubiera się w renomowanych sklepach, biega po fitnessach, funduje sobie drogie wyjazdy na weekendy, a drugie siedzi w domu w łachach i ogląda TV, bo mniej zarabia ? Jeżeli ktoś więcej zarabia to więcej ma, to ten ktoś chyba powinien żyć sam i mieć jeszcze więcej dla siebie. W ogóle nie rozumiem co oznacza w małżeństwie słowo kieszonkowe hehe ?
Zgadzam się. Na początku związku zarabiałam trzy razy więcej od mojego teraz już męża i nie chciałam, by on dziadować, gdy ja się bawiłam.
Ale znam pare z dwudziestoletnim stażem, gdzie ona jeździ na wakacje np. Do Meksyku ze znajomymi, bo mąż zarabia za mało, by im towarzyszyć.
10 lutego 2018, 11:39
1. Mamy trzy konta. Na jedno przelewamy większość pieniędzy i z niego płacimy za życie (rachunki, jedzenie, też wspólne wyjścia, no wiadomo) i też oszczędzamy. A na dwóch pozostałych zostawiamy sobie taką samą kwotę już na osobne wydatki. Zaczęliśmy tak robić jak razem zamieszkaliśmy, po ślubie nic już nie zmienialiśmy. Jak jeszcze ze sobą tylko pomieszkiwaliśmy to mieliśmy osobne konta.
2. On płacił za większość.
3. Ten podział na trzy konta mi idealnie pasuje. Za to odpowiadając na drugie pytanie to idealnie by było gdybyśmy płacili po równo (czy chociaż w miarę po równo). A w naszym przypadku to była wieczna szarpanina, ja wiecznie chciałam zapłacić, on wiecznie brał sobie za punkt honoru to żeby nie pozwolić mi płacić i tak żeśmy się umęczyli.