Temat: kupno mieszkania - wiek, rodzice

Hej :-) W jakim wieku kupiłyście/kupiliście mieszkanie, bądź Wasz partner/partnerka to uczynił/a? 
I w jakiej wielkości miejscowości mieszkacie?

Co myślicie o sytuacji jak mieszkanie kupują rodzice? (chociażby częściowo)

Temat z czystej ciekawości, inspirowany internetowym hejtem na pomoc ze strony rodziców :-P

Moim zdaniem kupno mieszkania przez rodziców np. w połowie to żaden wstyd, o ile to nie jest żaden problem z ich strony.
Mało kto w wieku powiedzmy poniżej 25 lat ma pieniądze na połowę mieszkania w dużym mieście, za to przykładowo można samemu kredyt spłacać. Lepiej spłacać taki kredyt na droższe i duże mieszkanie w ładnej lokalizacji, niż utkwić w nieco gorszych warunkach, ale w 100% za swoje.

Madanna napisał(a):

Przede wszystkim to nasi rodzice (jako pokolenie) często są aktualnie w dużo lepszej sytuacji finansowej niż my będąc przed 30. I będąc w naszym wieku też byli w dużo lepszej. I często włożyli w to znacznie mniej wysiłku, bo po prostu czasy były inne. Jeśli przykładowo  rodzice zarabiają miesięcznie razem 10-20 tyś netto i mają już majątek ( a takich jest sporo), a ich wchodzace w zycie dzieci zarabiają po najniższej krajowej do 2 tyś netto to serio to takie straszne i uwłaczające dla tych dzieci jeśli im pomogą i one pomoc przyjmą? Bo ja mam nadzieję móc kiedyś pomóc finansowo własnym dzieciom w starcie w dorosłe życie. Poza tym to, że kończy się 18 lat nie znaczy że przestaje się być częścią rodziny. Dla mnie rodzina która nie wspiera swoich dzieci w starcie w dorosłe życie jest czymś złym. I wszystko powinno się właściwie odnosić do indywidualnej sytuacji finansowej danej rodziny. Bo dla ojca, który zarabia 20 tyś miesięcznie kupno mieszkania będzie drobnostką, a dla ojca, który ma rentę pomoc dziecku w postaci dania słoika z jedzeniem będzie poświęceniem. Podsumowując, jeśli mogą i chcą pomóc finansowo to ja nie widzę w tym nic złego żeby tą pomoc przyjąć. Sama należę do grupy, której rodzice nie mają takich możliwości żeby pomóc w kupnie mieszkania. Ze względu na to, że mąż dopiero kończy zdobywać uprawnienia zawodowe, a ja nie znalazłam pracy ponad 2200 na rękę, to mieszkamy w wynajetej klitce, za którą placimy 1000 zl. Kredytu się boimy ze  względu na perspektywę rozkrecania działalności przez męża. Mamy po 28-29 lat, studia, ja będę zdobywać dodatkowe uprawnienia żeby móc zarobić więcej i pewnie kiedyś będzie nas stać na mieszkanie w centrum miasta. Ale gdyby rodzice mogli nam pomóc to bym taką pomoc bez wahania przyjęła. Może nie musiałabym wtedy odkładać macierzyństwa do w najbardziej optymistycznej wersji 33 roku życia. Poza tym w pewnym wieku juz po prostu marzysz o czymś własnym. Nawet myślę, że gdybym wywodzila się z bogatej rodziny i moi majętni rodzice patrzyliby jak się męczymy żeby wystartować i mi nie pomogli to po prostu uznawanym to za niemoralne. Także ja jestem w tej grupie, która na wszystko zapracuje sama bo musi i nie widzę w tym nic godnego podziwu. Jestem wdzięczna rodzicom za każdy słoik z jedzeniem ale najprawdopodobniej dzieci będę odprowadzać do pierwszej klasy w wieku 40 lat. O ile się uda. I mam nadzieję że będziemy po 30. zarabiać więcej żeby szybko spłacić kredyt i żeby te moje dzieci nie musiały przechodzić tego co ja. Bo inaczej w ogóle nie widzę w tym momencie sensu posiadania dzieci jeśli mam je po prostu olac po 18 latach. Uważam że rodzina jest po to żeby sobie pomagać - w taki sposób w jaki może. Wszystkie osoby które się oburzaja na przyjmowanie pomocy materialnej od rodziców uważam za hipokrytów albo osoby ktore pochodzą z rodziny o zimnych relacjach. I nie chodzi mi o tych co nie dostają pomocy bo nie mają od kogo ale nie szumią jakimi to są bohaterami. (Czyli -Nie dostajemy bo naszych rodzicow nie stac ale jakby bylo stac to bylaby to ogromana pomoc.). Tylko o tych co robią z siebie bohaterow pokolenia. Serio gdyby ktoś wam chciał pomóc - bralibyscie. I dziś ta pomoc mogłaby się przerodzić w to że zarabialibysie więcej w lepszych warunkach i moglibyście zabrać rodziców na wakacje itd. Bo odpadloby zmartwienie w postaci ogromnego kredytu. Albo moglibyście mieć dzieci w wieku szkolnym które by uwielbialy dziadków. 

Moim zdaniem tu juz poruszasz zupelnie inny temat. Wybacz, ale uwazam, ze w wieku 30lat to juz kazdy ma takie zycie, na jakie sobie zapracowal (jasne - jedni ciezej, inni lzej). Od, powiedzmy, 10ciu lat jestes w stanie podejmowac rozne decyzje o tym jak bedzie wygladalo Twoje zycie, do czego chcesz dazyc itd. Trudniejszy start nie oznacza przegranej i jakiegos strasznie ciezkiego zycia, ani tez od razu macierzynstwa dopiero w wieku 35ciu lat jesli marzy sie o nim znacznie wczesniej - to juz po prostu wasze zyciowe wybory.

A tak na marginesie całej dyskusji - to jeśli chodzi o suche fakty - z czasów jak pracowałam u notariusza to praktycznie wszystkie akty notarialne jakie były robione na mieszkania dla małżeństw przed 32 rokiem zycia to sposób finansowania to częściowo kredyt a częściowo wkład własny ze środków pochodzących z darowizny od rodziców

sweeetdecember napisał(a):

Madanna napisał(a):

Przede wszystkim to nasi rodzice (jako pokolenie) często są aktualnie w dużo lepszej sytuacji finansowej niż my będąc przed 30. I będąc w naszym wieku też byli w dużo lepszej. I często włożyli w to znacznie mniej wysiłku, bo po prostu czasy były inne. Jeśli przykładowo  rodzice zarabiają miesięcznie razem 10-20 tyś netto i mają już majątek ( a takich jest sporo), a ich wchodzace w zycie dzieci zarabiają po najniższej krajowej do 2 tyś netto to serio to takie straszne i uwłaczające dla tych dzieci jeśli im pomogą i one pomoc przyjmą? Bo ja mam nadzieję móc kiedyś pomóc finansowo własnym dzieciom w starcie w dorosłe życie. Poza tym to, że kończy się 18 lat nie znaczy że przestaje się być częścią rodziny. Dla mnie rodzina która nie wspiera swoich dzieci w starcie w dorosłe życie jest czymś złym. I wszystko powinno się właściwie odnosić do indywidualnej sytuacji finansowej danej rodziny. Bo dla ojca, który zarabia 20 tyś miesięcznie kupno mieszkania będzie drobnostką, a dla ojca, który ma rentę pomoc dziecku w postaci dania słoika z jedzeniem będzie poświęceniem. Podsumowując, jeśli mogą i chcą pomóc finansowo to ja nie widzę w tym nic złego żeby tą pomoc przyjąć. Sama należę do grupy, której rodzice nie mają takich możliwości żeby pomóc w kupnie mieszkania. Ze względu na to, że mąż dopiero kończy zdobywać uprawnienia zawodowe, a ja nie znalazłam pracy ponad 2200 na rękę, to mieszkamy w wynajetej klitce, za którą placimy 1000 zl. Kredytu się boimy ze  względu na perspektywę rozkrecania działalności przez męża. Mamy po 28-29 lat, studia, ja będę zdobywać dodatkowe uprawnienia żeby móc zarobić więcej i pewnie kiedyś będzie nas stać na mieszkanie w centrum miasta. Ale gdyby rodzice mogli nam pomóc to bym taką pomoc bez wahania przyjęła. Może nie musiałabym wtedy odkładać macierzyństwa do w najbardziej optymistycznej wersji 33 roku życia. Poza tym w pewnym wieku juz po prostu marzysz o czymś własnym. Nawet myślę, że gdybym wywodzila się z bogatej rodziny i moi majętni rodzice patrzyliby jak się męczymy żeby wystartować i mi nie pomogli to po prostu uznawanym to za niemoralne. Także ja jestem w tej grupie, która na wszystko zapracuje sama bo musi i nie widzę w tym nic godnego podziwu. Jestem wdzięczna rodzicom za każdy słoik z jedzeniem ale najprawdopodobniej dzieci będę odprowadzać do pierwszej klasy w wieku 40 lat. O ile się uda. I mam nadzieję że będziemy po 30. zarabiać więcej żeby szybko spłacić kredyt i żeby te moje dzieci nie musiały przechodzić tego co ja. Bo inaczej w ogóle nie widzę w tym momencie sensu posiadania dzieci jeśli mam je po prostu olac po 18 latach. Uważam że rodzina jest po to żeby sobie pomagać - w taki sposób w jaki może. Wszystkie osoby które się oburzaja na przyjmowanie pomocy materialnej od rodziców uważam za hipokrytów albo osoby ktore pochodzą z rodziny o zimnych relacjach. I nie chodzi mi o tych co nie dostają pomocy bo nie mają od kogo ale nie szumią jakimi to są bohaterami. (Czyli -Nie dostajemy bo naszych rodzicow nie stac ale jakby bylo stac to bylaby to ogromana pomoc.). Tylko o tych co robią z siebie bohaterow pokolenia. Serio gdyby ktoś wam chciał pomóc - bralibyscie. I dziś ta pomoc mogłaby się przerodzić w to że zarabialibysie więcej w lepszych warunkach i moglibyście zabrać rodziców na wakacje itd. Bo odpadloby zmartwienie w postaci ogromnego kredytu. Albo moglibyście mieć dzieci w wieku szkolnym które by uwielbialy dziadków. 
Moim zdaniem tu juz poruszasz zupelnie innyy temat. Wybacz, ale uwazam, ze w wieku 30lat to juz kazdy ma takie zycie, na jakie sobie zapracowal (jasne - jedni ciezej, inni lzej). Od, powiedzmy, 10ciu lat jestes w stanie podejmowac rozne decyzje o tym jak bedzie wygladalo Twoje zycie, do czego chcesz dazyc itd. Trudniejszy start nie oznacza przegranej i jakiegos strasznie ciezkiego zycia, ani tez od razu macierzynstwa dopiero w wieku 35ciu lat jesli marzy sie o nim znacznie wczesniej - to juz po prostu wasze zyciowe wybory.

Nie chodziło mi o to że kogoś obwiniam za to że mam tak czy inaczej po prostu do niektórych zawodów dochodzi się dłużej i tyle . W perspektywie czasu mogą być bardziej oplacalne. Zreszta taka mamy nadzieję. Ale chodziło mi o to że gdyby ktoś mi pomógł byłoby mi łatwiej i mając mieszkanie zdecydowalabym się na dzieci i na pewno nie odmowilabym takiej pomocy w imię "bycia samodzielną " . Po prostu jeśli mamy już gdzie mieszkać start jest całkiem inny. I niektórzy mają taką pomoc i mogą być w innym miejscu niż ja jestem dzięki tej pomocy. I nie uważam że trzeba ich za to hejtowac. Fajnie że ktoś mógł im pomóc.  U nas to pójdzie etapowo męża uprawnienia moje uprawnienia mieszkanie dziecko. Czasem się po prostu boję że na to ostatnie będzie już za późno. A w tym momencie choćbym wyszla z siebie nie mam warunkow mieszkalnych na dziecko. I na pewno bym nie odmówiła komuś kto chciałby mi dać na wkład własny gdyby było go na to stać. I myślę że tak zrobilaby większość.

Edit: Zawody w których zarabiasz pierwsze poważne pieniądze pozwalające na samodzielny zakup mieszkania po 28-30 roku życia np: lekarze wszelkiej specjalności, stomatolodzy, notariusze, adwokaci, radcowie prawni, sędziowie, prokuratorzy. Idąc Twoim tokiem myślenia wszyscy wymienieni dokonaliśmy złych wyborów w wieku 10 lat

 pomoglismy corce w zakupie malutkiej kawalerki w duzym miescie. corka dolozyla wszystko co miala. my doszlismy do wlasnosciowego M kolo 50....cieszymy sie ze ona swoje zycie zacxyna na swoim. jak to mowia ciasne ale wlasne:).

i wcale mojemu pokoleniu nie bylo latwo.....jak to ktos wyzej napisal

Nie ukrywam, zazdroszczę tym, którzy dostali coś od rodziców, ale nie hejtuję. Moi rodzice mieszkali w domu po rodzicach taty .
Niestety ani nic nie wyremontowali nawet a to stara chata, zagrzybiała i sypiąca się, ani nie uzbierali na nic dla swoich dzieci. 
Całe życie zarabiali najniższą krajową.
Tata już nie żyje, siostra za granicą a ja mieszkam w starej, niewyremontowanej ruderze z mamą.

Pierwsze 22 lata - częściowa pomoc rodziców, częściowo własne oszczędności. Kolejne - duuużo większe - 32 lata. Tu już kredyt.

A co myślę o kupnie przez rodziców? Bardzo pozytywnie. Sami od urodzenia dziecka mamy dla nich założone zwykłe rachunki bankowe, na które co miesiąc wpłacaliśmy kiedyś 200zł/ teraz 300zł. Babcie jak mają gest też coś tam wpłacają itd. Do usamodzielnienia nazbiera się  im tego po - szacuję - 75-80 tys zł. Do tego dołoży się z dwie dyszki do równego rachunki i już się potrafię doczekać tej radości w ich oczach jak im to przekażemy.

Na mieszkanie nie starczy - ale na jakiś start tak.

Mamy też trzy mieszkania na wynajem (docelowo chcemy 5-6) i dzieci mówią, że się tam przeprowadzą - i tu jednak mamy z żoną obiekcje - to jest nasze zabezpieczenie emerytalne i chyba "to by było już za dużo" hihihihi... Co dostaną to dostaną - muszą sobie radzić same.

qwertyasdf napisał(a):

nitka67 napisał(a):

i wcale mojemu pokoleniu nie bylo latwo.....jak to ktos wyzej napisal
Właśnie. Moi rodzice mieli mieszkanie służbowe, czyli taki wynajem na stałe, w moim mieście w cenie niemal takiej samej jak wynajem nie od pracodawcy. Mogli je wykupić dopiero gdy byli pod pięćdziesiątkę (fakt, że bardzo preferencyjne ceny). Do tego czasu własnego mieszkania nie mieli.

No chyba na początku roku 2000 mieszkania można było wykupić za śmieszne pieniądze...które teraz są sprzedawane za setki tysięcy. 

qwertyasdf

Oj ludzie już nie przesadzajcie Moja mama też nie ma własnego mieszkania, bo spłaca w czynszu jakąś drobną kwotę od wielu lat (czynsz to 400 zł. w czym jest przeciez ogrzewanie, woda, fundusze remontowe itd.)  ale to jest miesięcznie tak śmieszna kwota, że ona nawet tego nie zauważa. Mogłaby wykupić to mieszkanie za grosze w każej chwili , ale po co samo się spłaci chyba za 2 lata. W każdym razie nie musiała na całe życie brać kredytu w wysokości czynszu, czy nawet przewyższającego czynsz.  Nie musiała uzależniać się od banku. 

Jak podliczyła ile to mieszkanie ich kosztowało to są śmieszne pieniądze przez cale życie. Nie porównujcie tego do kredytu w banku i do obecnych cen nieruchomości w PL w stosunku do wynagrodzeń tym bardziej jeśli jeszcze trzeba wliczyć odsetki z banku. 

© Fitatu 2005-25. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Serwis stosuje zalecenia i normy Instytutu Żywności i Żywienia.